poniedziałek, 14 lutego 2011

"Trucicielka" Eric-Emmanuel Schmitt

 " Czy wola jest na tyle silna, aby odmienić usposobienie?" [1]

Na utwory Erica- Emmanuela Schmitta ciężko patrzeć mi obiektywnie.
Jako, że należy do panteonu moich ulubionych pisarzy, jestem niezmiennie zafascynowana jego warsztatem pisarskim, wirtuozerią języka, która sprawia, że o sprawach trudnych i ważnych pisze  z lekkością.

Po przeczytaniu na jednym z blogów niepochlebnej recenzji na temat "Trucicielki" głowiłam się jakim cudem wybronię go tym razem. Nie będę musiała. Autor po raz kolejny doskonale wybronił się sam.
Wydawnictwo Znak zafundowało mi nie lada zdziwienie: okładka, mimo, że wciąż z dominującą bielą, zaskoczyła mnie czernią. Zaskoczyła mnie także pięknym wydaniem: już nie błyszczącym jak do tej pory, lecz matowym, przyjemnym w dotyku, z połyskującym i wypukłym tytułem. Dlaczego o tym mówię. Do książek podchodzę z wielkim uczuciem. Najpierw przejeżdżam dłonią po grzbiecie, witam się z bohaterami, autorem, później wzmagam swój apetyt poprzez czytanie opisu. Jeśli książka wydana jest elegancko, cały ten rytuał zostaje wzbogacony o zmysłowe doznania długo zapadające w pamięć.
Zaskoczył mnie również opis. Obsesja, śmierć.
Ze Schmittem nigdy nie jest łatwo. Prawie zawsze towarzyszy nam jakieś tabu, choroba, śmierć, obsesja.
Tym razem to wszystko dostajemy w nieco innej odsłonie.
Gdybym miała znaleźć dla niej odpowiednie słowo określające ją w gronie innych dzieł pisarza, nazwałabym ją najmroczniejszą ze wszystkich. Odkrywającą najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy i umysłu, dokładnie wwiercającą się w  meandry świadomości.
Główną bohaterką wszystkich opowiadań jest myśl- impuls rozprzestrzeniający się po ciele niczym śmiercionośny jad, kłujący jak rana zadana zatrutą strzałą, wypalający umysł i serce. Myśl. Kiełkująca, by zniewolić.

Oprócz czterech opowiadań, w których poznajemy kolejno trucicielkę oskarżoną o zabójstwo mężów, starającą się być w centrum uwagi nowego proboszcza, zatruwająca jego umysł; marynarza dowiadującego się o śmierci jednej ze swoich córek, do którego zaczyna docierać, jak bardzo kocha swoją rodzinę i jak mało ją zna; dwójkę ludzi zmienionych nie do poznania przez błędną decyzję jednego z nich:  kalekę i terapeutę; małżeństwo : prezydenta i jego kiedyś ukochaną żonę, dziś kobietę, która w sposób kontrolowany zatruwa całe jego życie, zarówno osobiste jak i zawodowe; Schmitt dołącza do książki dzienniczek, który pisał w trakcie powstawania książki. Wyjaśnia jak wiele pracy i analiz wymaga napisanie dobrego opowiadania. Zastanawia się dlaczego są one traktowane po macoszemu.
I tu muszę uderzyć się w pierś i  przyznać, że sama do te pory tak je traktowałam. Często czułam niedosyt, brak czegoś ważnego. To pewnie bez różnicy czy chodzi o powieść, czy opowiadanie. Chodzi o to, że jeśli coś jest źle napisane, nieprzemyślane, to zawsze pozostawi w czytelniku pustkę. Pech chciał, że trafiałam na złe opowiadania i moje zdanie na ich temat wyrobiło się w taki a nie inny sposób. Teraz patrzę na nie inaczej. To rzeczywiście wielka sztuka napisać o czymś ważnym przy użyciu małej ilości słów,  a żadną sztuką nie jest zgubienie właściwego sensu wśród serii niepotrzebnych ozdobników, tak częstych w powieściach.


Dla mnie- majstersztyk. Pozostawiający to skądinąd znane Wam uczucie, że przeczytało się coś niebanalnego, coś  o czym niełatwo będzie zapomnieć. Nagroda Goncourtów 2010 w moim odczuciu jak najbardziej zasłużona. 

5,5/6


[1] s.241

33 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie ptowronie, wpisuję na listę. Ja też podchodzę bardzo uczuciowo do książek, każdy szczegół działa na moje zmysły, okłądka, zapach papieru, itp itp:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przymierzam się do kupna. Tym milej czytać tak pochlebną recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i kolejna książka, którą muszę dopisać do swojej listy. Na twórczość Schmitta mam ochotę już od ładnych paru miesięcy, więc chyba przydałoby się w końcu po coś sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś POTWOREM, że zrecenzowałaś tą książkę tutaj, bo ja jestem bez funduszy a teraz to mam ochotę napaść na jakąś księgarnię i kupić Schmitta (wcześniej to chociaż powstrzymywałam się od tej myśli, starając się nawet nie wspominać o książce!) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez dwóch zdań dodaję do listy ;-]

    OdpowiedzUsuń
  6. dm1994: Niesamowicie się cieszę!

    Lena173: sięgaj, sięgaj, każda z jego książek jest zupełnie inna!

    Kinga: Nie zmarnujesz pieniędzy:)

    Monika Sjoholm: Znam to, oj znam;) Widzę, że w tej kwestii doskonale się rozumiemy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kilka pozycji Schmitta czeka w kolejce i po Twojej recenzji dopisuję jeszcze "Trucicielkę":)).
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda,że te opowiadania się ciągle powtarzają... Ostatnio czytałam "Historie miłosne" i chyba kilka się powiela :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żałuję, że nie mogę sobie pozwolić na zakupienie większej ilości powieści Schmitta, bo mimo iż uwielbiam jego prozę, czytałam zaledwie dwie powieści :((
    Okładka tej strasznie mi się podoba ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. pandorcia: w bibliotekach jest ;)
    z czasem sobie zakupisz, ja mam wszystkie na szczęście;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Spojrzałam tylko na ocene :)
    Przepadam za tym panem i przeczytam, a później porównam z twoimi odczuciami :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekałam aż o niej napiszesz ;D
    Ciepnij do walizki i niech czeka na mnie ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. biedronka: Ja również za nim przepaaadam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. muszę przeczytać, jako że kiedyś zaczytywałam się w powieściach tego autora

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam Erica-Emmanuela Schmitta i na 'Trucicielke' mam wielką ochotę;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że Schmitt - jak to ujęłaś - obronił się sam. Widziałam tę pozycję w księgarni i już jestem jej bardzo ciekawa. Na pewno zakupię :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ładna okładka :). Pewnie przeczytam, jeśli będzie w bibliotece ;).

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ajjj.... Ta okładka jest śliczna :> Kurcze, chyba kogoś muszę parę razy trzepnąć albo ograniczyć wchodzenie na blogi recenzenckie, bo mój stos się powiększa, co mnie coraz bardziej niepokoi...

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak więc znowu mi się spodobała recenzja i książka frunie na listę ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Koniecznie muszę przecytać :) A okładka przepiękna! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Piękna recenzja! Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki :).

    OdpowiedzUsuń
  22. Maya: bardzo się cieszę;)

    Annie: zgadzam się:) a poczekaj aż jej dotkniesz;)

    Julia: na szczęście książkoholizm, to jeden z najmilszych nałogów;)

    Domika Anna: opowiadania też przypadną Ci do gustu;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Byłam ciekawa recenzji "Trucicielki", bo co dzień patrzę na stosik nowości w księgarni i prawdą jest, że kusi. Do oswajania się z książką przed jej czytaniem podchodzę tak samo jak Ty. Więc z uśmiechem przeczytałam Twoje słowa. Oprawa i okładka są równie ważne jak recenzje.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. ojj, po przeczytaniu Twojej recenzji mam na tę książkę wielką ochotę! i muszę dodac, że majstersztykiem jest też Twoja recenzja!! Idealna w każdym słowie :)
    Zapraszam do siebie :)
    Naleśnikova.

    OdpowiedzUsuń
  25. Naleśnikova: Aż mnie zawstydziłaś! dziękuję;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jakże cudnie zmysłowy opis przymierzania się do lektury:)Przeżywam to podobnie. Dla mnie niemal każda wizyta w księgarni to baaaardzo długa gra wstępna... To właśnie w księgarni zanim zdecyduję się na kupno zerkam na "wybranke", oglądam, dotykam, pieszczę, zaglądam do wnętrza. Ten "zmysłowy rytuał" powtarzam za każdym razem. Co do Autora: "Trucicielka" czeka w kolejce-po lekturze Twej recenzji pewnie przesunie się na pozycję lidera:)
    Czytałem z przejęciem "Moje życie z Mozartem". CZytałem i słuchałem muzyki geniusza, czytałemi łzy roniłem, byłem oczarowany!

    OdpowiedzUsuń
  27. Dodaję do listy.. Jakoś ostatnio sceptycznie podchodziłam do tego autora. Owszem parę książek mu się udało "Oscar i Pani Róża mnie zachwycił. "Ulisses z Bagdadu" też, połknęłam dosłownie tę książkę w 2dni. Ostatnio trafiłam na "Zapasy z życiem" i jakoś tak niedosyt po niej miałam. Czegoś mi zabrakło, za krótka. Do tej pory omijałam "Trucicielkę" szerokim łukiem, ale po Twojej recenzji muszę koniecznie to nadrobić.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Wczoraj słuchałam wywiadu z nim w radiowej trójce. To świetny człowiek, o ujmującej osobowości. Ten wywiad z nim natchnął mnie by nadrobić lektury jego książek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również słuchałam i nagrywałam:))

      Bardzo się cieszę i mam nadzieję na liczne recenzje jego książek!:)

      Usuń
  29. Tę właśnie książkę zostawiłam na stacji na ławce:D

    OdpowiedzUsuń
  30. Właśnie zamówiłam sobie tę książkę na aros.pl i już nie mogę się jej doczekać :) Schmitta uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to mamy kolejny wspólny krąg zainteresowań:)

      Usuń