" Czy wola jest na tyle silna, aby odmienić usposobienie?" [1]
Na utwory Erica- Emmanuela Schmitta ciężko patrzeć mi obiektywnie.
Na utwory Erica- Emmanuela Schmitta ciężko patrzeć mi obiektywnie.
Jako, że należy do panteonu moich ulubionych pisarzy, jestem niezmiennie zafascynowana jego warsztatem pisarskim, wirtuozerią języka, która sprawia, że o sprawach trudnych i ważnych pisze z lekkością.
Po przeczytaniu na jednym z blogów niepochlebnej recenzji na temat "Trucicielki" głowiłam się jakim cudem wybronię go tym razem. Nie będę musiała. Autor po raz kolejny doskonale wybronił się sam.
Wydawnictwo Znak zafundowało mi nie lada zdziwienie: okładka, mimo, że wciąż z dominującą bielą, zaskoczyła mnie czernią. Zaskoczyła mnie także pięknym wydaniem: już nie błyszczącym jak do tej pory, lecz matowym, przyjemnym w dotyku, z połyskującym i wypukłym tytułem. Dlaczego o tym mówię. Do książek podchodzę z wielkim uczuciem. Najpierw przejeżdżam dłonią po grzbiecie, witam się z bohaterami, autorem, później wzmagam swój apetyt poprzez czytanie opisu. Jeśli książka wydana jest elegancko, cały ten rytuał zostaje wzbogacony o zmysłowe doznania długo zapadające w pamięć.
Zaskoczył mnie również opis. Obsesja, śmierć.
Ze Schmittem nigdy nie jest łatwo. Prawie zawsze towarzyszy nam jakieś tabu, choroba, śmierć, obsesja.
Tym razem to wszystko dostajemy w nieco innej odsłonie.
Gdybym miała znaleźć dla niej odpowiednie słowo określające ją w gronie innych dzieł pisarza, nazwałabym ją najmroczniejszą ze wszystkich. Odkrywającą najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy i umysłu, dokładnie wwiercającą się w meandry świadomości.
Główną bohaterką wszystkich opowiadań jest myśl- impuls rozprzestrzeniający się po ciele niczym śmiercionośny jad, kłujący jak rana zadana zatrutą strzałą, wypalający umysł i serce. Myśl. Kiełkująca, by zniewolić.
Oprócz czterech opowiadań, w których poznajemy kolejno trucicielkę oskarżoną o zabójstwo mężów, starającą się być w centrum uwagi nowego proboszcza, zatruwająca jego umysł; marynarza dowiadującego się o śmierci jednej ze swoich córek, do którego zaczyna docierać, jak bardzo kocha swoją rodzinę i jak mało ją zna; dwójkę ludzi zmienionych nie do poznania przez błędną decyzję jednego z nich: kalekę i terapeutę; małżeństwo : prezydenta i jego kiedyś ukochaną żonę, dziś kobietę, która w sposób kontrolowany zatruwa całe jego życie, zarówno osobiste jak i zawodowe; Schmitt dołącza do książki dzienniczek, który pisał w trakcie powstawania książki. Wyjaśnia jak wiele pracy i analiz wymaga napisanie dobrego opowiadania. Zastanawia się dlaczego są one traktowane po macoszemu.
I tu muszę uderzyć się w pierś i przyznać, że sama do te pory tak je traktowałam. Często czułam niedosyt, brak czegoś ważnego. To pewnie bez różnicy czy chodzi o powieść, czy opowiadanie. Chodzi o to, że jeśli coś jest źle napisane, nieprzemyślane, to zawsze pozostawi w czytelniku pustkę. Pech chciał, że trafiałam na złe opowiadania i moje zdanie na ich temat wyrobiło się w taki a nie inny sposób. Teraz patrzę na nie inaczej. To rzeczywiście wielka sztuka napisać o czymś ważnym przy użyciu małej ilości słów, a żadną sztuką nie jest zgubienie właściwego sensu wśród serii niepotrzebnych ozdobników, tak częstych w powieściach.
Dla mnie- majstersztyk. Pozostawiający to skądinąd znane Wam uczucie, że przeczytało się coś niebanalnego, coś o czym niełatwo będzie zapomnieć. Nagroda Goncourtów 2010 w moim odczuciu jak najbardziej zasłużona.
5,5/6
[1] s.241
[1] s.241
5+, literatura piękna, literatura powszechna, miłość, nienawiść, obsesja, opowiadania, refleksja, Wydawnictwo Znak, zazdrość
Zaciekawiłaś mnie ptowronie, wpisuję na listę. Ja też podchodzę bardzo uczuciowo do książek, każdy szczegół działa na moje zmysły, okłądka, zapach papieru, itp itp:D
OdpowiedzUsuńPrzymierzam się do kupna. Tym milej czytać tak pochlebną recenzję :)
OdpowiedzUsuńNo i kolejna książka, którą muszę dopisać do swojej listy. Na twórczość Schmitta mam ochotę już od ładnych paru miesięcy, więc chyba przydałoby się w końcu po coś sięgnąć
OdpowiedzUsuńJesteś POTWOREM, że zrecenzowałaś tą książkę tutaj, bo ja jestem bez funduszy a teraz to mam ochotę napaść na jakąś księgarnię i kupić Schmitta (wcześniej to chociaż powstrzymywałam się od tej myśli, starając się nawet nie wspominać o książce!) :)
OdpowiedzUsuńBez dwóch zdań dodaję do listy ;-]
OdpowiedzUsuńdm1994: Niesamowicie się cieszę!
OdpowiedzUsuńLena173: sięgaj, sięgaj, każda z jego książek jest zupełnie inna!
Kinga: Nie zmarnujesz pieniędzy:)
Monika Sjoholm: Znam to, oj znam;) Widzę, że w tej kwestii doskonale się rozumiemy:)
Kilka pozycji Schmitta czeka w kolejce i po Twojej recenzji dopisuję jeszcze "Trucicielkę":)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Szkoda,że te opowiadania się ciągle powtarzają... Ostatnio czytałam "Historie miłosne" i chyba kilka się powiela :)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie mogę sobie pozwolić na zakupienie większej ilości powieści Schmitta, bo mimo iż uwielbiam jego prozę, czytałam zaledwie dwie powieści :((
OdpowiedzUsuńOkładka tej strasznie mi się podoba ^^
pandorcia: w bibliotekach jest ;)
OdpowiedzUsuńz czasem sobie zakupisz, ja mam wszystkie na szczęście;)
Spojrzałam tylko na ocene :)
OdpowiedzUsuńPrzepadam za tym panem i przeczytam, a później porównam z twoimi odczuciami :)
Czekałam aż o niej napiszesz ;D
OdpowiedzUsuńCiepnij do walizki i niech czeka na mnie ;p
Viconia: zrobione!
OdpowiedzUsuńbiedronka: Ja również za nim przepaaadam <3
OdpowiedzUsuńmuszę przeczytać, jako że kiedyś zaczytywałam się w powieściach tego autora
OdpowiedzUsuńUwielbiam Erica-Emmanuela Schmitta i na 'Trucicielke' mam wielką ochotę;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Schmitt - jak to ujęłaś - obronił się sam. Widziałam tę pozycję w księgarni i już jestem jej bardzo ciekawa. Na pewno zakupię :)
OdpowiedzUsuńŁadna okładka :). Pewnie przeczytam, jeśli będzie w bibliotece ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ajjj.... Ta okładka jest śliczna :> Kurcze, chyba kogoś muszę parę razy trzepnąć albo ograniczyć wchodzenie na blogi recenzenckie, bo mój stos się powiększa, co mnie coraz bardziej niepokoi...
OdpowiedzUsuńTak więc znowu mi się spodobała recenzja i książka frunie na listę ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przecytać :) A okładka przepiękna! :)
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja! Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki :).
OdpowiedzUsuńMaya: bardzo się cieszę;)
OdpowiedzUsuńAnnie: zgadzam się:) a poczekaj aż jej dotkniesz;)
Julia: na szczęście książkoholizm, to jeden z najmilszych nałogów;)
Domika Anna: opowiadania też przypadną Ci do gustu;)
Byłam ciekawa recenzji "Trucicielki", bo co dzień patrzę na stosik nowości w księgarni i prawdą jest, że kusi. Do oswajania się z książką przed jej czytaniem podchodzę tak samo jak Ty. Więc z uśmiechem przeczytałam Twoje słowa. Oprawa i okładka są równie ważne jak recenzje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. :)
ojj, po przeczytaniu Twojej recenzji mam na tę książkę wielką ochotę! i muszę dodac, że majstersztykiem jest też Twoja recenzja!! Idealna w każdym słowie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Naleśnikova.
Naleśnikova: Aż mnie zawstydziłaś! dziękuję;)
OdpowiedzUsuńJakże cudnie zmysłowy opis przymierzania się do lektury:)Przeżywam to podobnie. Dla mnie niemal każda wizyta w księgarni to baaaardzo długa gra wstępna... To właśnie w księgarni zanim zdecyduję się na kupno zerkam na "wybranke", oglądam, dotykam, pieszczę, zaglądam do wnętrza. Ten "zmysłowy rytuał" powtarzam za każdym razem. Co do Autora: "Trucicielka" czeka w kolejce-po lekturze Twej recenzji pewnie przesunie się na pozycję lidera:)
OdpowiedzUsuńCzytałem z przejęciem "Moje życie z Mozartem". CZytałem i słuchałem muzyki geniusza, czytałemi łzy roniłem, byłem oczarowany!
Dodaję do listy.. Jakoś ostatnio sceptycznie podchodziłam do tego autora. Owszem parę książek mu się udało "Oscar i Pani Róża mnie zachwycił. "Ulisses z Bagdadu" też, połknęłam dosłownie tę książkę w 2dni. Ostatnio trafiłam na "Zapasy z życiem" i jakoś tak niedosyt po niej miałam. Czegoś mi zabrakło, za krótka. Do tej pory omijałam "Trucicielkę" szerokim łukiem, ale po Twojej recenzji muszę koniecznie to nadrobić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wczoraj słuchałam wywiadu z nim w radiowej trójce. To świetny człowiek, o ujmującej osobowości. Ten wywiad z nim natchnął mnie by nadrobić lektury jego książek:)
OdpowiedzUsuńRównież słuchałam i nagrywałam:))
UsuńBardzo się cieszę i mam nadzieję na liczne recenzje jego książek!:)
Tę właśnie książkę zostawiłam na stacji na ławce:D
OdpowiedzUsuńWłaśnie zamówiłam sobie tę książkę na aros.pl i już nie mogę się jej doczekać :) Schmitta uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńBo to mamy kolejny wspólny krąg zainteresowań:)
Usuń