Gdy tylko dowiedziałam się, że Wydawnictwo Znak planuje wydanie drugiej części Ludzi na walizkach [recenzja pierwszej tutaj], bez wahania chciałam ją zdobyć. Dzięki Ukochanemu marzenie szybko stało się rzeczywistością, a ja posiadaczką tej książki.
Tak samo jak w części wydanej kilka lat temu, także i w Nowych historiach będziemy musieli dokonać konfrontacji z ludźmi cierpiącymi, którzy postanowili podzielić się swoimi przeżyciami. W części pierwszej tematem wiodącym były choroby, w tej, choć nadal przewijają się one w większości opowieści, tak naprawdę dostajemy historie bólu i historie prób pogodzenia się ze śmiercią osób bliskich.
Wiele osób wypowiadających się w programie Szymona Hołowni, których relacje zostały wykorzystane w tej książce – odeszło. Ich wypowiedzi zamieszczone w tej publikacji są niejako ich spuścizną. Co ważne, Nowe historie, opierają się przede wszystkim na wywiadach z osobami kojarzonymi głównie z życiem publicznym, a nie tak jak było w części poprzedniej z ludźmi anonimowymi. Tutaj, przeczytamy co czuli i jak przeżywali/przeżywają swoje cierpienie ludzie znani, których co rusz widzimy na szklanym ekranie. Poznamy ich z całkowicie innej strony, będziemy wysłuchiwać historii o drodze do decathexis ich bliskich.
Bohaterowie tej książki to ludzie z krwi i kości, którzy doświadczyli okrutnie wyniszczających chorób, molestowań, byli świadkami dramatycznego, długiego umierania swoich bliskich lub stracili ich w wypadkach. Znajdziemy tu świadectwo księdza pomagającego rodzinom ofiar Smoleńska uporać się z momentem przed i po identyfikacji ciał; odnajdziemy przeżycia znanych aktorów i ich dzieci; staniemy przed możliwością refleksji nad prostytuowaniem śmierci z jakim mamy dziś coraz częściej do czynienia. Wiele historii chorób zamieszczonych w tej książce pewnie znamy. Tym razem jednak otrzymamy je w formie najczystszej, bez manipulacji, bez sztucznego smutku. Bo taka właśnie jest ta książka: przeraźliwie prawdziwa i smutna, a przy tym niezwykle optymistyczna. Paradoks? Być może, ale tak właśnie jest.
Choć miałam wielką ochotę przeczytać ją jednym tchem, nie mogłam tego zrobić. Każda z osobnych historii była dla mnie tak wielkim przeżyciem, że musiałam lekturę przerywać. Zastanawiałam się, rozważałam, płakałam i uśmiechałam się. Skrajne emocje budzi ta książka. Nieraz chciałoby się zbuntować, wykrzyczeć swoje lęki i obawy, jednak w obliczu tak wielkiej pogody ducha osób wypowiadających się to zwyczajnie nie przystoi. Pytania Pana Szymona nieraz były trudne i dość brutalne, jednak dzięki temu i odpowiedzi przypierały do muru. Uczyły wielkiej pokory, pogodzenia się z samym sobą i ze śmiercią, z jej nieuchronnością.
Wiele razy powtarzałam i wiele razy będę to robić: takie książki są potrzebne. Trzeba je czytać, trzeba je znać, trzeba je mieć. W chwilach zwątpienia powinniśmy przypominać sobie historie osób z Ludzi na walizkach.
Polecam!