Sztuka pierdzenia to króciutka
publikacja, która po raz pierwszy ukazała się we Francji w 1751 roku. Wtedy
też, u schyłku oświecenia, gdy najważniejszą wartością był rozum, esej ten,
szybko zdobył uznanie i popularność.
Choć po lekturze tej książeczki,
może to wydać się dziwne, w owych czasach niektóre ustępy tekstu czytano na
salonach, po to by zaśmiewając się miło zwieńczyć spotkania towarzyskie.
Choć tekst, którego doskonałym
określeniem byłoby renesansowe zawołanie Homo
sum, humani nil a me alienum puto, jest nadal aktualny, dzisiaj już tak
bardzo nie bawi, a powoduje jedynie uśmiech zażenowania. Wszystko, w tym także
i humor przez wieki uległ zmianie.
Publikacja ta będzie więc o wiele
lepszą rozrywką dla poszukiwaczy absurdu w historycznych tekstach literackich,
niż dla przeciętnego czytelnika szukającego olśniewającego dowcipu.
Rubaszne opisy, których w tej
książeczce nie brakuje, nie każdemu przypadną do gustu. Jest to zdecydowanie
tekst dla ściśle określonego grona odbiorców.
Na publikację składają się dwie
części.
Pierwsza z nich, to tekst
stawiający sobie za zadanie próbę definicji pierdnięcia. Wprowadza rozróżnienie
na wiele typów tego zjawiska, opisuje wiele rodzajów, nazywając je w sposób niejednokrotnie
komiczny. Ponadto autor kusi się o przyrównanie go do muzyki, przeznaczonej
także dla osób głuchych.
Część druga opisuje skutki
pierdnięć, zarówno korzystne jak i negatywne. Zawiera wykaz zagrożeń dla
zdrowia związanych z tą czynnością fizjologiczną. Jest to książka silnie
skatologiczna, momentami wręcz naturalistyczna.
Choć stylizowana jest na traktat
naukowy {liczne wtrącenia łacińskie, profesjonalne określenia} tak naprawdę
niewiele ma z nim wspólnego. Jest to zdecydowanie niezwykły esej, który trudno
zapomnieć. Chwytliwy tytuł zwraca na siebie uwagę. XXI wiek, to czas, w którym
tabu zniknęło i o wielu sprawach mówi się już bez skrępowania. Może dlatego też
forma tej książki niekoniecznie może przypaść do gustu – za dużo tu opisów,
które mają obnażać ludzką naturę w sposób, chciałoby się napisać, usilnie
humorystyczny, by pozbyć się zażenowania i obrócić wszystko w żart. Niestety
nawet osoby bezpośrednie mogą w kilku momentach poczuć się zniesmaczone.
Publikacji nie można odmówić
pięknej szaty graficznej. Czcionka i sposób rozmieszczenia słów stylizowany
jest na stary dokument. Dodatkowym atutem jest stosowane kiedyś zamieszczenie u
dołu strony pierwszej sylaby wyrazu następnego, mające poprawić płynność
czytania. Zabieg ten sugeruje przeznaczenie tekstu do odczytu.
Ciężko określić mi grono osób,
dla których przeznaczona jest ta publikacja. Zdecydowane będą to historycy
literatury lub socjologowie, myślę jednak, że również co niektórzy przeciętni
czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Należy tylko dobrze poszukać i zwrócić
uwagę na czasy, w których została napisana.
4/6
Za egzemplarz książki dziękuję Pani Agacie z Wydawnictwa słowo/obraz terytoria.:)