Najnowsza książka Moniki Szwai,
to pozycja, o której od miesiąca zrobiło się bardzo głośna, a która niemalże
jednogłośnie została okrzyknięta przez recenzentów najlepszą w całym dorobku
pisarki. Już sama nobilitacja ze strony czytelników, powinna zachęcić
niezdecydowanych do lektury. Tym jednak, którym nie wystarczą frazesy,
przybliżę pokrótce fabułę tejże książki.
Akcja powieści toczy się w kilku
miejscach jednocześnie, a wszystko to za sprawą bohaterek, których różnią
historie życia, a które mimo to w pewnym momencie splotą swoje losy.
Pierwsza z nich, Klara, to w
połowie Polka, w połowie Francuzka. Choć większość życia spędziła w urokliwej
Bretanii, na maleńkiej wyspie zewsząd otoczonej wzburzonym Atlantykiem; to tak
naprawdę jej miejsce na ziemi znajduje się w nieznanej dotąd Polsce. Bohaterka
mieszka wraz z rodzicami, siostrą i babcią, a jej głównym zajęciem stają się
robótki ręczne: dzierganie przepięknie zdobionej odzieży oraz wyrób
niepowtarzalnej biżuterii. Pewnego dnia spokój jej rodziny zaburzają dwaj
Polacy, którzy wraz ze swoim przyjazdem wywracają dotychczasowe życie Klary do
góry nogami. Przekazują jej oni informację, która może zaważyć na losach nie
tylko samej bohaterki, ale także wszystkich jej najbliższych. Okazuje się
bowiem, że pochodzenie dziewczyny jest zupełnie inne niż przypuszczała…
Równolegle poznajemy historię
życia Elżuni – kobiety, która we wczesnym dzieciństwie została odebrana
biologicznym rodzicom przez organizację Lebensborn i „wrzucona” w całkowicie
nowe realia: poznała swoich nowych, niemieckich opiekunów, została nauczona
ksenofobicznego spojrzenia na Polskę, znacjonalizowana i wyzuta z miłości do
ojczystego kraju. Jej życie zostało przewartościowane bez jej wiedzy, została
poddana praniu mózgu i całkowicie zniemczona.
Choć historie obu kobiet pozornie
się różnią, obie dotykają jednak tego samego problemu: zatracenia własnej
tożsamości. Bohaterki będą musiały stanąć przed trudnymi wyborami, ponownie
poznać swoją przeszłość i nauczyć się siebie na nowo. Obie odkryją Polskę, jako
swoje prawdziwe miejsce na ziemi, obie docenią to, co zabrano im w
dzieciństwie.
Monika Szwaja ma niezwykły dar do
opisywania historii ludzkich dramatów tak lekkim piórem, że nie stają się one
przytłaczającymi opowieściami, lecz narracjami pełnymi optymizmu i wiary w
człowieka. To nie jest kolejna smutna książka – to nauka życia w zgodzie ze
sobą i swoim sercem. To opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, odkrywaniu
własnych uczuć i życiu z nimi w zgodzie.
Kochani, nie czytajcie opisu na
okładce zanim nie sięgniecie do książki! Tak naprawdę nie odsłania ona zbyt
wiele z fabuły, może być zatem myląca.
Zachęcam, polecam. Ta pozycja
może nieść ze sobą (i niesie!) tylko jedną reakcję czytelników – oczarowanie. Dajcie
się porwać.
Bardzo zachęcająco napisałaś moja droga. Zapowiada się nie lada gratka :)
OdpowiedzUsuńTo ja już bardzo chcę
OdpowiedzUsuńJak dotąd nie przeczytałam jeszcze ani jednej książki pani Szwaji, chociaż jakiś czas temu miałam okazję do sięgnięcia po "Zupy z ryby fugu". Trochę się obawiałam takiego stereotypowego czytadła, ale utrata tożsamości brzmi bardzo dobrze :). Z chęcią bym przeczytała :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością tej pisarki, właściwie to nawet nie wiem, czy mi z nią po drodze, ale Twoja recenzja jest mocno zachęcająca:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam Szwaje, dlatego ciekawa byłam opinii o tej jej nowej książce. Zaciekawiłaś mnie strasznie więc chyba ją sobie sprawię w ramach prezentu na święta :)))
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie czytałam tej autorki, ale muszę wreszcie po coś sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam już ją gdzieś i mnie nawet zaciekawiła;) Poza tym czytałam o niej wczoraj w jakiejś gazecie. Muszę się za nią rozejrzeć;)
OdpowiedzUsuń