Mam przed sobą książkę, która
budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Rzadko zdarza się, by jakiś tekst wywołał tak
skrajne emocje. Przez pierwsze 80 stron chciało się krzyczeć, że Nie pytaj mnie o Rose jest publikacją
obłędnie doskonałą, po to, by po doczytaniu kilku kolejnych kartek dojść do
wniosków zgoła innych.
W czym rzecz?
Podstawą takiej nierówności jest
podzielenie ksiązki na dwie części. Nie są one specjalnie wyznaczone, jednak
czytelnik doskonale poradzi sobie z wyodrębnieniem każdej nich.
Pierwsza skupia się na problemie uzależnienia
od Internetu; druga z kolei opisuje życie mężczyzny, który niczym syn
marnotrawny po latach postanawia wrócić na łono świata rzeczywistego. Problemem
nie jest takowe rozgraniczenie, lecz naiwność i infantylność głównego bohatera,
a także zbytnia idylliczność wydarzeń, których staje się uczestnikiem.
Krzysztof Zawadzki, bo to on jest
postacią pierwszoplanową, to 28-letni duży chłopiec, żyjący na garnuszku
ukochanej mamy, pasożyt próbujący wytłumaczyć sobie i innym swoje
bezproduktywne istnienie. Całe dnie spędza on w Internecie, co sprawia, że nie
ma pojęcia o tym co dzieje się w prawdziwym świecie. Jego życiem staje się
rzeczywistość wirtualna, a o tym co przeżywa decyduje Sieć. Krzysztof całą
swoją dotychczasową egzystencję przeniósł do Internetu: to w nim korzysta z
sakramentu pokuty [sic!], robi przelewy dla Kościoła [o wartości nie większej
niż 50gr]. Snuje także refleksje o innych patologiach, których chciałby
doświadczyć: pianiu maili z prośbami do Boga, przyjmowaniu Komunii Świętej
prosto z odtwarzacza CD-ROM. Jego wyobrażenia zakrawają na paranoję i
sprawiają, że staje się on osobą coraz bardziej odrealnioną, zapominającą o
tym, co dzieje się tuż obok. Dowodem na taki stan rzeczy jest fakt, iż główny
bohater przez kilka dobrych godzin nie spostrzegł, że w pokoju obok właśnie
zmarła jego matka. Internet całkowicie zabił jego relacje z najbliższymi. Skąd
my to znamy, prawda? Zjawisko to jest niestety coraz powszechniejsze, niestety
mało kto reaguje na nie inaczej niż poprzez wpis… na internetowym forum. Ktoś
powiedziałby, że nasze czasy doprowadziły nas do trwania w błędnym kole. Olearczyk
pokazuje nam, że niekoniecznie.
Pewnego dnia jego bohater dostaje
zaskakującego maila – Internet, który właśnie odebrał mu wszystko, zesłał mu
mały podarunek – wiadomość od nieznajomej Rose. Może to Pan Bóg osobiście, w
sobie tylko znany sposób, odpowiedział na wołania Krzysztofa?
Jakakolwiek byłaby przyczyna,
mężczyzna dostaje list niezwykły, w którym kobieta prosi go o uratowanie jej
życia i podesłanie pewnej kwoty, w zamian za jej oddanie. Bohater początkowo
sądzi, że został zaspamowany przez internetowego oszusta, szybko jednak zaczyna
ufać nowo poznanej dziewczynie. Z infantylnego materialisty staje się zakochanym
człowiekiem, zdolnym do największych poświęceń.
I tutaj dotykamy delikatnej
materii... Krzysztof wpada w sam środek komedii pomyłek, a wydarzenia, w
których bierze udział przechodzą wszelkie oczekiwania. Bohater, który do tej
pory nie miał właściwie żadnego życia, znajduje się w centrum przygód, o jakich
nie śnił pewnie nikt z nas. Tym samym popada ze skrajności w skrajność. Owszem,
jest bohaterem dynamicznym, jednak jego przemiana jest nieco wątpliwa. Skąd ten
wniosek? Krzysztof czuje większą pustkę po utracie komputera niż własnej matki.
O jego nieprzystosowaniu do życia świadczy brak podstawowych umiejętności,
takich jak samodzielne wykonanie podstawowych czynności – ugotowanie obiadu czy
wysprzątanie mieszkania.
Czytając tę książkę raz za razem
pukałam się głowę. Oczom nie wierzyłam, chciałam krzyczeć, jednak już nie z
zachwytu, lecz z irytacji nad bohaterem-idiotą.
Początkowo spodziewałam się, że
wątek uzależnienia zostanie bardziej rozwinięty, jednak tak naprawdę z
opowieści tej zrobiła się historia o człowieku posiadającym więcej szczęścia
niż rozumu, który po zadziwiającej przemianie układa sobie idealne życie, pełne
przygód i niebezpieczeństw. Tak naprawdę książka ta nie ma więc funkcji dydaktycznej:
pokazuje raczej, że nagrodą za zmarnowanie sobie młodości jest wskoczenie w wir
życia doskonałego, a skutkiem spędzania wielu bezproduktywnych godzin w sieci –
odnalezienie miłości swojego życia. Co należy dodać – miłości od pierwszego
wejrzenia, zakochaniu po obejrzeniu zdjęcia i wymianie kilku maili, narzeczeństwie
po jednej rozmowie. Czysta promocja naiwności. Jedna funkcja jaką tu odnajduję,
to funkcja ludyczna.
Cieszę się, że powstała książka o
internetowym uzależnieniu, o tym jak sieć oszukuje, mami fałszywymi uczuciami. Szkoda
jednak, że wątek ten został przyćmiony historią o poszukiwaniu nieznanej
kobiety.
Historia ta jest inspirowana
wydarzeniami prawdziwymi, stanowi jednak wariację na ich temat.
Książkę Nie pytaj mnie o Rose polecam wszystkim: trochę w niej materiałów do
refleksji, trochę do śmiechu. Każdy znajdzie coś dla siebie. Czas poświęcony
lekturze, na pewno nie będzie czasem straconym. Jedni będą zachwyceni, inni
troszkę mniej, lecz z całą pewnością nie znajdzie się osoba, która poczuje, że
pozycja ta ją zawiodła.
To książka rozrywkowa i na taką
się nastawiajcie.
Wczoraj było o żabach, dzis o facetach idiotach, jakiś manifest spisujemy? :D
OdpowiedzUsuńNo proszę, i znów zdołała mnie zaintrygować. Bardzo ciekawie się zapowiada! Z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaciekawiłaś mnie i jak nadarzy się okazja, z przyjemnością przeczytam:))
OdpowiedzUsuńBardzo zaskakuje mnie fabuła, jaką autor zaserwował nam w postaci Krzysztofa. Brzmi intrygująco. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł na fabułę - to zatracenie się w uzależnieniu, ale jakoś zniechęca mnie ta irytacja podczas lektury, bo wiem, że jestem na to podatna, a nie mam ochoty rzucać książką o ścianę. Z drugiej strony lubię odczuwać różnorodne silne emocje podczas czytania, a czyż irytacja do nich nie należy? Jak będę miała okazję to może przeczytam, ale jakoś szczególnie jej szukać nie będę ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym ją przeczytać;)
OdpowiedzUsuńUzależnienie od internetu to poważna sprawa, szkoda, że w książce zostało ono potraktowane dość oględnie. Po Twojej, co się chwali, bardzo obiektywnej recenzji, teraz ja mam mieszane uczucia, czy mam ochotę sięgnąć po tę książkę:)
OdpowiedzUsuńShe:
OdpowiedzUsuńHaha, ostatnio mi się takie lektury trafiają:PP
No ja własnie widze :D Tylko w przypadek jakoś ciężko mi uwierzyć :D Ale gdybyś jednak chciała jakiś manifest jednak do życia powołać to ja czytam czarne mleko Elif Safak i też jestem w temacie :D
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie taka książka. Z opisu fabuły wnioskuję, że czułabym się zirytowana, więc podziękuję :)
OdpowiedzUsuńShe:
OdpowiedzUsuńWiesz, gdyby bohater był kobietą i też się tak zachowywał, to również nie omieszkałabym dodać stosownego epitetu:P
O, mam nadzieję, że będzie recenzja;D
Już kiedyś wpadła mi w oko intrygująca okładka. Wydaje mi się, że gdy nie postawię zbyt wysoko poprzeczki, książka mogłaby mi się spodobać. Chociażby te pierwsze genialne strony... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Osobiście - książka była dla mnie nudna - mimo, ze szybko się czytało. Zero napięcia i ogólnie bardzo przewidywalna :)
OdpowiedzUsuń