Lidia Lipska, to jedna z członkiń Związku Literatów Polskich – osoba tajemnicza, bowiem ani w Internecie, ani w książce nie sposób odnaleźć jej biografii.
Szachownica chmur sprawiła mi wielką trudność, a z napisaniem jej recenzji zwlekam od dobrych kilku tygodni.
Pierwszy raz bowiem autor poezji całkowicie do mnie nie dotarł. Długo zastanawiałam się w czym tkwi problem, konfrontowałam swoje wrażenia po lekturze ze znajomymi i tu – zaskoczenie – opinie były różne. Jedni przychylali się do mojej opinii, drudzy wyrabiali sobie skrajnie inną. Mamy więc chyba autorkę kontrowersyjną, której poezję mam nadzieję Wam przybliżyć.
Tomik Szachownica chmur jest bardzo nierówny. Mniej więcej połowę stanowią wiersze, których lektury nie sposób porzucić – lekkie, kobiece, finezyjne. Są zbudowane w takiej formie, by tematykę miłosną, uczuciową wyrazić niesłychanie delikatnie, przy zastosowaniu licznych metafor. Uczuciom towarzyszy przyroda, wyraźnie realizowana jest tutaj poetyka sentymentalna.
Zaginione kumulusy
w maratonie wiosny
chcą być latem
aby Twoja i moja miłość
mogła siebie pokochać [1]
Gdy czytelnik podda się wytworzonej atmosferze, zostaje ona nagle, całkowicie bez ostrzeżenia drastycznie zmieniona. Tematem wiersza staje się Katyń. Jego wpływ na literaturę, zwłaszcza poezję staje się coraz silniejszy. W co drugim tomiku znajdują się utwory go upamiętniające. Nie inaczej jest u Lipskiej. Choć większość jej tekstów jest lakoniczna, króciutka – Katyń 2010 stanowi jedną z dłuższych wypowiedzi.
Na uwagę zasługuje również cykl utworów poświęconych porom roku.
Głównym środkiem obrazowania jest w nim metafora.
Lato rozkrzyczało się
gorącym podmuchem rozmyślań
zatroskana jesień przyniosła
fontannę mgły alby ulżyć uczuciom [2]
Mimo tak wielkiej różnorodności, a co za tym idzie braku tematycznej spójności, większość tekstów stanowi lirykę miłosną. Podmiotem lirycznym jest zakochana kobieta zwracająca się w nich do ukochanego mężczyzny.
Nie pojmuję
nie rozumiem
ale wyciągam
obie ręce po więcej Ciebie [3]
Wiele tekstów z tego tomiku pozostaje dla mnie niezrozumiała. Mimo ich pozornej oczywistości, jasności przekazu, tak naprawdę brakuje mi w nich przesłania. Gdyby założyć, że poezja ta jest poezją oczywistości, całkowicie straciłaby ona swoje znaczenie, zgubiłaby je.
To nagłe załamanie, ta nagła nieczytelność ujawniająca się w połowie tomiku powoduje uczucie narastającej frustracji. Nie spełnia oczekiwań, które czytelnik mógłby mieć po kilkunastu pierwszych wierszach. Druga część tomiku kumuluje wrażenie, jakby była napisana przez zupełnie innego twórcę. Kompletnie nie umiem jej odczytać, nie znajduję w niej sensu. W pewnym momencie przepiękna poezja ustąpiła tutaj miejsca bełkotowi, paplaninie pozbawionej głębszego sensu, tyle że ubranej w piękne, metaforyczne zdania.
Tomik ten wywołał we mnie skrajnie różne emocje: od zachwytu aż do nieopisanej wściekłości. Gorę wzięły jednak te negatywne, całkowicie przyćmiewając pozytywne wrażenia.
Cóż mogę napisać jako podsumowanie? Szachownica chmur, to zbiór różnorodnej tematyki, której patronuje chaos, niezdecydowanie autorki i wyraźne rozbicie. Widać tutaj niepewność, swoisty brak pomyślunku nad konstrukcją. Całkowity miszmasz przeznaczony dla osób nie tylko o wielkiej wrażliwości, lecz także – stalowych nerwach. Wielkie metafory zderzają się tu z nazwami potocznymi; kunsztowność z banalnością spotykaną na autorskich blogach nastolatek.
Utworom towarzyszą dość abstrakcyjne grafiki Adama Fiali, które chyba jako jedyne świadczą na korzyść autorki – może bowiem w tym szaleństwie jest metoda?
Spróbujcie ją odkryć.
Mnie się nie udało, znam jednak osoby, które sprostały wyzwaniu.
___________
[1] Lidia Lipska, Szachownica chmur, Wydawnictwo Miniatura, Kraków, s.7
[2] Tamże, s. 19.
[3] Tamże, s. 23.
Ja również dochodzę do wniosku, że współczesna poezja bardzo często goni własny ogon,a jej twórcy sami nie wiedzą, o co im chodzi. Chyba jednak pozostanę przy klasyce:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Generalnie nie czytuję poezji. Ale w tym roku obiecałam sobie, że zajrzę do jakiegoś tomiku.
OdpowiedzUsuńJa stalowych nerwów zdecydowanie nie mam, więc będę się trzymać z daleka. Szkoda, jakbym zobaczyła książkę w bibliotece to na pewno zabrałabym ją ze sobą :)
OdpowiedzUsuńPodobne odczucia miałam podczas czytania tomiku Piotra Figasa. Z jednej strony uroda prostych słów z drugiej niezrozumiała abstrakcja. Meczy mnie taka poezja, więc nie chce jej więcej.
OdpowiedzUsuń