czwartek, 28 czerwca 2012

Rozmyślania o fali popularności pewnej pisarki...

Za sprawą konkursu zorganizowanego przez Syndykat Zbrodni w Bibliotece, postanowiłam zapytać o coś, co gnębi mnie już od dłuższego czasu.


Jakiś rok temu, gdy na rynku ukazała się książka Yrsy Sigurdardóttir Spójrz na mnie, na blogach zawrzało. Pamiętam, że na co drugiej stronie można było odnaleźć jej recenzję. Sytuację podtrzymało tanie wydanie innej z książek tej autorki, rozpowszechniane wówczas przez sieć sklepów Biedronka. Była to powieść Weź moją duszę. Tak się składa, że jestem w jej posiadaniu. Właśnie rok temu dostałam ją w prezencie urodzinowym, jednak troszkę zrażona jej ogromną wówczas popularnością, zdecydowałam się wrócić do lektury innym razem, gdy sprawa ucichnie.


I tak się stało. Od tamtego czasu na żadnym z blogów nie uświadczyłam recenzji jakiejkolwiek książki tej autorki, co tylko podburzyło mnie do rozmyślań czy aby na pewno warto po nią sięgać, bo może ówczesne recenzje były pisane pod wpływem emocji i fali popularności.Wyłącznie.
Mając jednak Was, czytelników namiętnych w orężu, pozwolę sobie zadawać Wam pytanie - co sądzicie o książkach Yrsy? Warto po nie sięgać? Światło dzienne ujrzała właśnie jej kolejna powieść  - Pamiętam Cię, dlatego drżę o losy tej pisarki.
Moje pytanie nie bierze się jednak znikąd. Jutro wyjeżdżam i moim pragnieniem jest zabrać ze sobą jedynie książki naprawdę warte uwagi, bezlitośnie wartościowe i wciągające.
Sami rozumiecie - taszczenie ciężarów, które okażą się wielkim czytelniczym rozczarowaniem, może nieraz odebrać przyjemność odpoczynku.
Dlatego czekam na opinie szczere;)) To nie tak, że nie chce mi się googlować, by odnaleźć recenzję. Chodzi raczej o to, że po czasie, na pewne lektury patrzy się inaczej:)


środa, 27 czerwca 2012

Ukryte piękno Wenecji



Donna Leon zasłynęła jako twórczyni serii o niezawodnym i nieustępliwym komisarzu Guido Brunettim.
Ukryte piękno, podobnie jak poprzednie książki z cyklu, pod zasłoną intrygi kryminalnej, rzuca światło na problemy polityczne oraz obyczajowo-kulturalne Włoch.

Tym razem Leon zabiera nas na kolację u teściów Brunettiego, gdzie ten poznaje signorę Marinello. Za sprawą Cycerona, natychmiast znajduje z nią wspólny język, co pozostanie nie bez znaczenia dla całej historii.
Niedługo po kolacji, komisarz zostaje wtajemniczony w sprawę zabójstwa właściciela firmy przewozowej, jak się okaże, zamieszanej także w nielegalny transport odpadów.
Jego śledztwo okazuje się być sprawą na szeroką skalę, w której nic nie jest takie, na jakie pierwotnie wygląda.

Leon po raz dziewiętnasty pozwala czytelnikom, wespół z Brunettim śledzić losy ludzi zamieszkujących współczesną Wenecję. Intryga w niczym nie odstępuje od najlepszych w dotychczasowym dorobku autorki powieści.
Po raz kolejny daje o sobie znać sieć układów, które w policji, niczym w firmie przetargowej, staje się jednym z ważniejszych elementów. Wenecki wymiar śledczy niczym nie różni się od znanych z kart literatury amerykańskich czy fińskich – rządzi w nim bowiem niepisana zasada: informacja za informację.
Problem zaczyna się jednak wówczas, gdy dzieląc się poufną wiadomością, nie otrzymujemy w zamian nic, prócz mętnych wyjaśnień. Brunetti z problemem tym będzie musiał zmierzyć się niejednokrotnie, jednak nawet takie utrudnienie, nie stanie mu na drodze do ostatecznego rozwiązania śledztwa.
Leon naszkicowała postać bohatera tak dokładnie, że po przeczytaniu kilku powieści, których jest bohaterem – doskonale wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Niestety, zabieg ten, choć przybliża nam główną postać, odziera ją także z aury zagadkowości, której często tak usilnie poszukuje się w książkach kryminalnych i sensacyjnych.
Pisarka pozwala na zetknięcie się dwóch dramatycznie różnych światów – malowniczej Wenecji, przywodzącej na myśl miasto na wodzie, gondole, romantyczne spacery, ulicznych grajków oraz świata mafii, który jawi się jako mętny, ciemny, bez skrupułów, bez sentymentów.

Autorka sięga po zabieg typowy – opisując miejsca dobrze znane bohaterom, zaznacza, że tak naprawdę nic o nich nie wiedzą. W świat, w którym żyją oni codziennie, świat ułagodzony i oswojony wrzuca wydarzenia i postaci na pozór zupełnie do niego nieprzystające i zaburzające całą harmonię. Leon jest mistrzynią zaskoczenia, wątki komplikuje, zaciera, o niektórych każe zapomnieć, po to, by za chwilę wynieść je na pierwszy plan w miejscu zupełnie niespodziewanym. Choć pomysł na intrygę wydaje się nie być niczym odkrywczym, Leon poprzez mistrzowską kreację świata przedstawionego, gra z czytelnikiem nawet w znanych mu konwencjach. Zaskakuje, niczego nie podaje na tacy, pozwala odbiorcy samodzielnie myśleć i szukać rozwiązania. 
Ukryte weneckie piękno pod maską zbrodni. Oto kwintesencja tej książki.

Polecam.


UWAGA! Babcie atakują!

Anna Fryczkowska jest autorką, z którą premierowo spotkałam się nie więcej jak rok temu, kiedy to opublikowała pierwszy ze swoich kryminałów.
Kobieta bez twarzy, bo o niej mowa, nie zachwyciła mnie, jako przedstawicielka swojego gatunku. Jednak jako powieść obyczajowa – spisała się na medal.
Długo zastanawiałam się czy dać Fryczkowskiej jeszcze jedną szansę i – jak widać – dałam.
Spytacie o wrażenia? Rewelacja!


Choć początkowo narracja toczy się niespiesznie, a wydarzenia w żółwim wręcz tempie zmierzają ku jakiemuś sensownemu finałowi, to po przekroczeniu magicznej połowy zaczyna dziać się coś niezwykłego – akcja dramatycznie przyspiesza, po to, by w końcu dojść do momentu kulminacyjnego tak zaskakującego, że przekreśla on początkową ślamazarność.

Fryczkowska wpisała swoją powieść w kanon dobrze znany, nadając mu jednak pewną rysę indywidualizmu, czyniąc tym samym z książki Starsza Pani wnika historię, od której nie sposób się oderwać.
Głównymi bohaterami tej historii są żywotne starsze Panie oraz Jaro – wnuk jednej z nich – Haliny.
Mężczyzna, choć tak naprawdę ciężko wobec niego stosować to słowo [jest bowiem babciwnuczkiem, na stałe uczepionym babcinego rąbka spódnicy, uzależnionym od niej materialnie i, nade wszystko, psychicznie], postanawia udowodnić, że potrafi stanąć na wysokości zadania i zająć się ważnymi sprawami, doprowadzając je do końca.
By przypodobać się pewnej kobiecie, przedstawia się jako prywatny detektyw. I wpada jak śliwka w kompot!
Informacja bowiem szybko się rozchodzi, a zlecenia mnożą.
Na podwórku grasuje seryjny morderca kotów, którego starsze Panie koniecznie muszą złapać i któremu chcą wymierzyć sprawiedliwość. Poza tym, matka Kamili zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a córka Ilony odwiedza strony jednoznacznie świadczące o jej problemach oraz rzucające cień na sprawę mordercy jej ojca…
Wszystkie te historie spadają na głowę nieporadnego Jarcia, który ze wszystkich sił stara się sprostać zadaniu. Wówczas jeszcze nie wie, że w ślad za nim podążą jego ukochana babcia, podrzucając mu wartościowe tropy i starając się o to, by jej wnuk miał poczucie dobrze wykonanego zadania. Samodzielnie wykonanego.
Babcia Halinka niebezpiecznie przypomina Panną Marple znaną z powieści Agathy Christie;)

Obok wątku kryminalnego, bardzo ważnym elementem książki staje się właśnie doświadczenie inicjacyjne Jara, który z fajtłapy przemienia się w prawdziwego mężczyznę, dla którego flirt staje się początkiem diametralnych zmian. Historia ta stanowi zapis tejże przemiany, jest świadectwem tego, że wszystko jest możliwe, a nawet największa ciamajda może wymierzyć sprawiedliwość i działać sprawniej oraz szybciej niż miejscowa policja.

Fryczkowska zbudowała powieść, którą aż chce się czytać i od której nie sposób się oderwać w żaden sposób. Autorka momentami bawi, chwilami straszy, ale nade wszystko obnaża słabość ludzkiego charakteru zestawiając ze sobą młode, pozornie silne pokolenie ze stereotypowo uznawanymi za słabe – starszymi paniami. W tej książce okazuje się jednak, jaka jest prawda i kto rządzi światem;)
Zabrzmiało groźnie, ale… czy wiesz co robi Twoja starsza sąsiadka w tej chwili?




poniedziałek, 25 czerwca 2012

Tablica chronologiczna świata. Historia. Śladami ostatnich 6000 lat.

 


Dla wielu osób historia stanowi prawdziwą pasję oraz inspirację do tworzenia.
Choć na rynku istnieje wcale niemało podręczników i książek ułatwiających poruszanie się po latach minionych, tak naprawdę tylko niewielka część z nich stanowi dobrą syntezę, która w jednym miejscu kumuluje najważniejsze fakty historyczne, sprawiając, że wszystkie istotne informacje są zebrane w całość, w przystępnej i czytelnej formie.
Temu wyzwaniu wychodzi naprzeciw Wiesław Zwęgrodzki wraz z publikacją  Tablica chronologiczna świata. Historia. Śladami ostatnich 6000 lat.
Propozycja ta to niezwykła gratka dla osób pragnących w jednym spojrzeniu ujrzeć historię od czasów zamierzchłych do współczesnych.
Książka ta po rozłożeniu zajmuje dość dużo miejsca, bo aż 10 metrów, jednak jest to cena jaką trzeba zapłacić za jednolite ujęcie problematyki. Chronologiczny zapis najważniejszych dat i wydarzeń, to nie tylko wędrówka z przeszłości ku przyszłości, lecz także prawdziwe podsumowanie wiedzy dotychczas zdobytej, a po drodze niestety zagubionej.
Publikacja ta stanowi przegląd najważniejszych wydarzeń z historii po narodzinach Chrystusa, jak i tej sięgającej do 4000 lat przed Jego pojawieniem się na świecie.

Nie od dziś wiadomo, że sporą pomoc przy nauce stanowi wiedza zapisana w postaci linii czasu, będąca nie tylko summą, lecz także graficznie najłatwiej przyswajalną formą notatki [w tym przypadku notatki rozległej].
Publikacja ta stanowić może sporą pomoc przy nauce do egzaminów, np. maturalnych, jak i również stać się narzędziem ułatwiającym nauczycielom przekazanie najistotniejszej z perspektywy programu nauczania wiedzy. Tablice okazują się być bowiem uzupełnieniem niezwykle wartościowym – mogą pełnić funkcję przypominającą, lecz także sumującą, porządkującą i systematyzującą zdobytą wiedzę.

Czytelnik znajdzie tutaj nie tylko spis dynastyczny, historię biblijną, lecz także spis wielkich odkrywców, wynalazków, wojen i powstań.

Poruszanie się po atlasie ułatwia umieszczona na początku krótka instrukcja.
Jeśli nadal Was nie przekonałam, polecam filmik:
 
 



Wolność słowa

 

Tym, którzy jeszcze nie widzieli - serdecznie polecam!

niedziela, 24 czerwca 2012

Anatomia w urazach sportowych. Ćwiczenia i rehabilitacja – Leigh Brandon




Najnowsza książka Leigha Brandona, to świetna propozycja dla osób na co dzień uprawiających jakieś sporty, bądź też wiążących swoje życie zawodowe z tą właśnie dziedziną. Anatomia w urazach sportowych to bogato ilustrowany przewodnik po najpopularniejszych urazach, które dosięgnąć mogą każdą osobę przejawiającą wzmożoną aktywność fizyczną. Publikacja ta zawiera podstawowe informacje o najczęściej pojawiających się kontuzjach oraz informacje mające pomóc w szybkim powrocie do zdrowia. Autor prezentuje czytelnikom ćwiczenia mające wzmocnić mięśnie oraz pomóc jak najszybciej wrócić do zdrowia. Jego propozycje, jeśli tylko dobrze wykonywane, zapewniają efektywność i gwarantowaną poprawę stanu fizycznego.

Jest to jednak nie tylko suchy zbiór informacji, z których najważniejsze to fachowa terminologia i definicje, ale także zbiór wskazówek mających pomóc w zapobieżeniu urazom. Autor nie ucieka również od wiadomości na temat pierwszej pomocy, długookresowej rehabilitacji, a także terapii manualnej. Zwraca również szczególną uwagę na znaczenie odpowiedniego stylu życia w późniejszym leczeniu urazów.

By ułatwić czytelnikowi poruszanie się po książce, podzielono ją na kilka zasadniczych części. Podstawowy podział to trzy główne obszary – ogólny zarys urazów; najczęstsze urazy oraz rehabilitacja.
Wszystkie fragmenty mają dodatkowe podziały, z których najważniejsze i najbardziej przydatne mogą okazać się te należące do dwu ostatnich części.
Na drugi moduł składają się urazy uszeregowane ze zwróceniem uwagi na poszczególne obszary ciała, zawierające wskazania na temat ich prawdopodobnych przyczyn oraz skutków.
Trzecia z kolei część, to zapis ćwiczeń z podziałem na rozciągające, stabilizujące oraz siłowe.
Wszystkim zagadnieniom towarzyszą obrazki ilustrujące przebieg poszczególnych ćwiczeń oraz ich prawidłowe wykonywanie.
Dodatkowym walorem publikacji są praktyczne wskazówki dotyczące wykonywanych ćwiczeń, a także znajdujący się na końcu słowniczek.

Książka jest niezwykle estetyczna, a także – co ważne – nieprzegadana. Zawiera informacje najważniejsze, podane w przystępnej formie. Jeśli czytelnik zechce znaleźć konkretną wiadomość, zrobi to bez problemu, bowiem publikacja jest przejrzysta, łatwo się po niej poruszać [co zapewnia także stosowny opis na jednej z pierwszych stron], a wszelkie nagłówki są w niej odpowiednio wyróżnione. Przy każdym urazie autor zamieszcza odnośnik do konkretnego ćwiczenia, dzięki czemu odbiorca nie pozostaje sam ze swoimi problemami.
Polecam serdecznie!





sobota, 23 czerwca 2012

A kiedy zabrakło wina...- o. Paweł Sambor OFM

Małżeństwo coraz częściej staje się sakramentem, który wielu ludzi przesuwa na dalszy plan albo też – zaczyna być postrzegane jako przyczyna rozpadu większości, wydawałoby się, doskonałych związków.
W czym tkwi problem rozbicia wielu małżeństw oraz niezgody stającej się niemalże trzecim członkiem rodziny partnerów, którzy do tej pory uchodzili za idealnie dobranych?
Gros z ludzi decydujących się na zawarcie sakramentu małżeństwa, podejmuje tę decyzję spontanicznie, w momencie tzw. fazy zakochania.
Etap ten, to czas, w którym partner wydaje nam się idealny, niemalże bez wad. Gdy jednak chwile uniesienia miną, a my zaczynamy widzieć wszystko takim, jakim jest naprawdę lub też – jeszcze gorszym, ze względu na poczucie rozczarowania – nasza fascynacja drugą osobą maleje, a niekiedy wręcz przeradza się w zdrową niechęć. Skąd takie sytuacje?
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że miłość jest zmienna, że staje się częścią prozy życia i często wystawiana jest na wiele różnych prób, z których najtrudniejszą jest właśnie przejście od momentu zakochania, do budowania prawdziwej relacji opartej na trwałym związku dusz.

Paweł Sambor, to osoba, która od kilku lat zajmuje się prowadzeniem rekolekcji dla małżeństw i ma w tej materii spore doświadczenie. Swoją wiedzą dzieli się z czytelnikami w książce  A kiedy zabrakło wina… Pozycja ta skierowana jest przede wszystkim do małżeństw, które znajdują się w późniejszym etapie swojego związku. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by „młode” pary, a także osoby przygotowujące się do wypowiedzenia sakramentalnego „tak”, spędziły z nią kilka chwil. Niewątpliwie okaże się ona wspaniałą lekcją oraz swoistym ostrzeżeniem przed nieuchronnie nadchodzącymi zmianami w związku. Bowiem, nie oszukujmy się, one pojawią się prędzej czy później i tylko od nas samych zależy czy staną się one przyczyną rozpadu tego, co z taką pieczołowitością pielęgnowaliśmy, czy okaże się jedynie preludium do jeszcze szczęśliwszego i bogatszego trwania w relacji.
Sambor skupia się na przedstawieniu miłości otwartej na prozę życia z wszystkimi jej elementami – radościami, smutkami, kryzysami. Autor pokazuje, że samotność w związku wcale nie jest czymś negatywnym, uczy jak przebaczać, uświadamia jak wielki wpływ na nasze przyszłe życia mają doświadczenia przeszłości.
Co ciekawe, zwraca również uwagę na język, jakimi komunikujemy się z najbliższymi – zaznacza, o czym często zapominamy, że nie tylko słowa stają się narzędziem porozumienia z innymi ludźmi.

Wszelkie swoje refleksje opiera Sambor na tekście Ewangelii wg świętego Jana, biorąc pod lupę fragment mówiący o weselu w Kanie Galilejskiej. Autor skupia swoją uwagę na życiu małżeńskim, odnosząc do niego kolejno każdy werset wspomnianego fragmentu tekstu. Dzięki temu, duchowość małżeńska przestaje być dla czytelnika czymś odległym i niezrozumiałym, a staje się prostym przekładem nakazów zawartych w Piśmie Świętym.
Książka podzielona jest na rozdziały ułatwiające korzystanie z niej – każda kolejna część rozpoczyna się cytatem, który ma być w niej interpretowany.

A kiedy zabrakło wina… to doskonałe studium małżeńskiego życia, opartego na bożej miłości i próbie doskonalenie siebie poprzez życie dla innych. Polecam!





poniedziałek, 18 czerwca 2012

Żona tygrysa -Téa Obrecht

Żona tygrysa, to książka, która wyszła spod pióra młodziutkiej pisarki – Téi Obrecht.
Autorka dzieciństwo spędziła w Egipcie i na Cyprze, a od roku 1997 w Stanach Zjednoczonych. Jej debiutem literackim był fragment wyżej wymienionej powieści, opublikowany na łamach „New Yorkera”. Zdobył on pierwsze miejsce na liście Najlepszych Amerykańskich Lektur Nadobowiązkowych, otwierając tym samym Obrecht drogę do pisarskiej kariery.
Dzięki Żonie tygrysa, młoda autorka stała się laureatką nagrody Orange Prize for Fiction.

Opis wydawcy przywołał mi na myśl skojarzenia z epoką romantyzmu przedlistopadowego– folklor, aura tajemniczości, wewnętrzna przemiana bohatera.
Niech nie boją się jednak ci, którzy nie pałają do okresu tego szczególnej sympatii – tak naprawdę to przepiękna powieść, która nie pozwala przejść obok siebie obojętnym i która na długo zapada w pamięć. To historia o śmierci i o życiu, o lękach i radościach, o stagnacji i przemianie, to wreszcie doskonałe studium rodziny.

Wstęp do opowiedzianej historii stanowi wspomnienie dziadka bohaterki – postaci niezwykłej i barwnej, tak samo, jak barwna jest ta narracja.

Taki początek wydaje się nie być przypadkowy – stanowi bowiem doskonałe preludium do
dalszych wydarzeń, jest idealnym wprowadzeniem i szansą na zakosztowanie słowa Obrecht już w kilku pierwszych zdaniach. Porównania do Marqueza staje się w tym kontekście wcale nie nadużyciem – jak na swój wiek bowiem, osiągnęła już to, czego wielu nie udaje się zdobyć nawet po wielu latach pisarskiej praktyki, a jej proza mogłaby stać się doskonałą kontynuacją realizmu magicznego uprawianego przez tego wielkiego autora.
Obrecht w swojej historii łączy bowiem baśniową fantastykę, z realizmem i posępnością wojny domowej. Kontaminuje w sobie wiele przeciwieństw, mających w dalszym etapie posłużyć za przemyślane wyjaskrawienie pewnych postaw i wydarzeń.

Żona tygrysa to opowieść o człowieku, który pod wpływem upływającego czasu i dokonujących się przemian, staje się osobą zupełnie inną – zachodzą w nim zmiany, których naocznym świadkiem staje się czytelnik. Odbiorca zostaje sprowadzony do roli obserwatora, wyczulonego na wszelkie innowacje, na odejście od dotychczasowych prawideł i zdolnego do spostrzegania nawet najdrobniejszych różnic w zachowaniu bohatera. To z kolei zjawisko typowe dla prozy współczesnej, angażującej czytelnika.

Obrecht dzięki swej książce daje odbiorcy wielką lekcję pokory i poszanowania dla przeszłości swojej rodziny. Cokolwiek wpłynęło na jej obecny kształt – nieważne czy były to wydarzenia pozytywne, czy negatywne – to właśnie one sprawiły, że znajdujesz się tu i teraz, w takiej a nie innej rzeczywistości, z takim zapleczem i takim duchowym spadkiem.

Książkę polecam wszystkim, bez względu na wiek czy przekonania. Na przeszkodzie przyjemnej lekturze może stanąć jedynie momentami toporny język, do którego jednak czytelnik szybko się przyzwyczaja i który zaświadcza o wartości tego utworu, stanowiąc jedną z jego najmocniejszych stron.
W tym wypadku, nagrody jakimi została uhonorowana autorka mówią same za siebie – właśnie tego potrzebuje współczesna proza.
Mam szczerą nadzieję, że na Żonie tygrysa w Polsce się nie skończy – żywię głębokie przekonanie o talencie tej młodej pisarki, któremu nie można pozwolić się zmarnować.
Téa Obrecht – zapamiętajcie to nazwisko – jeszcze nie raz o nim usłyszycie!


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Drzewo Babel.





niedziela, 17 czerwca 2012

To już ostatni tydzień....

źródło
... i wrócę do blogsfery. Dziś wieczór lub jutro rano dodam recenzję, ale częstsze wizyty obiecuję dopiero po czwartku.
Jutro, w środę i właśnie w czwartek mam egzaminy  i do tego czasu dla bloga nie zrobię nic.
Dla czytania robię wiele, bo od tygodni ślęczę nad literaturą dwudziestolecia międzywojennego i romantyzmu. :)
Dziękuję za Waszą wyrozumiałość, proszę o ściskanie kciuków i modlitwę;) 
Od przyszłego tygodnia szykuję dla Was gros niespodzianek, wynagrodzę Wam sowicie czas posuchy:)
Wypatrujcie konkursów, nowości nie tylko książkowych, relacji z wielu spotkań autorskich  i propozycji w sam raz na wakacje.
Tymczasem, wszystkim zdającym egzaminy - powodzenia i wytrwałości!


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Dzieci Króla Nikodema – Jerzy Augustyn




Historia spisana przez Jerzego Augustyna jest historią rozgrywającą się na dwóch płaszczyznach.
Głównych bohaterów jest kilka – jednym z nich, bohaterem świata rzeczywistego, jest Tomek – chłopak, który, by odciążyć mamę opiekuje się swoją młodszą siostrzyczką.
Niestety, czas poświęcony dziewczynce jest równocześnie czasem, w którym nie może bawić się z kolegami. Wyśmiewany i wykpiony przez kolegów Tomek, pewnego dnia postanawia zagrać z nimi jeden mecz, zostawiając dziewczynkę na placu zabaw i zakazując jej ruszania się z miejsca. Niestety, gra na tyle wciągnęła młodego chłopca, że nie zauważył ile minęło czasu. Po skończonym meczu okazało się, ze dziewczynka zniknęła. Po odnalezieniu jej, w domu, po wysłuchaniu burdy od mamy, bohater robi rzecz straszną – wypowiada słowa mające stać się początkiem zaskakujących wydarzeń. Chłopak w złości życzy sobie, by jego siostrzyczka została porwana.
W złości siada samotnie i tak właśnie zastaje go jego sąsiad, który postanawia opowiedzieć mu pewną historię…
W tym momencie poznajemy kolejnego bohatera, osobę ze świata fantastycznego – Króla Nikodema – najłaskawszego i najmądrzejszego władcę na całym świecie. Pewnego dnia monarcha dowiaduje się o zniknięciu dwójki swoich najmłodszych dzieci. Do poszukiwań zaciągnął wielu ludzi, niestety nie przyniosły one efektu.
Za porwaniem stoi zły czarownik – Czarnokruk, który przy użyciu starodawnej magii postanawia stać się władcą świata – o jego planach przypadkowo dowiaduje się trójka przyjaciół, którzy postanawiają ostrzec króla.


Dzieci Króla Nikodema to prawdziwa gratka dla dorosłych i dla dzieci – świat fantastyczny zarysowany przez autora i rządzące w nim prawa, znajduje odzwierciedlenie w równoległym świecie realistycznym. Metafora życia bohaterów wymyślonych, okazuje się mieć przełożenie na życie codzienne każdego z nas. Augustyn stworzył wspaniały świat, w którym króluje sprawiedliwość, łaskawość i przebaczenie. Autor kieruje do młodego czytelnika lekcję szlachetności oraz siły wybaczenia, a także miłości. Uczy tego, że wszelkie winy można odkupić, jeśli tylko zrozumie się swój błąd, unikając przy tym nachalnego dydaktyzmu. Cała nauka wpleciona jest we wspaniały, baśniowy świat, wzbogacony pięknymi ilustracjami Pauliny Radomskiej-Skierkowskiej. Książeczka wydana jest bardzo starannie, dzięki czemu może cieszyć nie tylko duszę, ale także i oko.
Serdecznie polecam!



Cień doskonały – Brent Weeks



Brent Weeks, to amerykański autor fantasy. Swoją przygodę pisarską zaczął podobnie jak wielu innych autorów- zapisując myśli na serwetkach w odwiedzanych przez siebie barach.
Jest autorem Trylogii Nocnego Anioła oraz Trylogii Powiernika Światła. To właśnie one przyniosły mu sławę na całym świecie.
Nie dziwi więc, że Weeks zdecydował się na pójście za ciosem i wydanie mikropowieści Cień doskonały, traktującej o początkach historii Durzo Blinta .
Akcja osadzona jest w świecie Trylogii Anioła Nocy i stanowi niesłychaną gratkę dla miłośników tej sagi.

Zanim Durzo Blint stał się Durzo Blintem miał wiele twarzy.
Jako Gaeelan Gwiezdny Żar wiódł szczęśliwy żywot farmera, męża i ojca. Był spokojny, ostrożny, a przy tym… nieśmiertelny oraz niezrównany w walce.
Żyjąc setki lat zmuszony był do przybierania różnych twarzy, po to, aby nikt nie zorientował się jakim darem został obdarzony.
Niestety, połączenie nieśmiertelności i perfekcji w sztuce wojennej stanowi niebezpieczeństwo innej natury – Gaelan nie potrafi egzystować niezauważony. Często rzuca się w oczy, staje się miejscowym bohaterem, którego kolejne imiona zdają się przechodzić do historii. Ludzie znają i kojarzą Acaelusa Thorne’a, Yrica Czarnego, Hrothaa Żelaznorękiego, Tala Drakkana, Rebusa Zwinnego. Jego sława nie schodzi z ich ust, a pragnienie życia w cieniu na zawsze pozostaje niespełnionym.
Pewnego dnia Gaelan zostaje przymuszony do przyjęcia zlecenia pewnej kurtyzany – niezrównanie pięknej i biegłej w swej sztuce. Każdy jej ruch wydaja się być przemyślanym elementem uwodzenia, jednak jeszcze nie to stanowi o jej największej potędze. Okazuje się bowiem, że jest ona jedną z władczyń świata przestępczego – Panią Rozkoszy. Gwinvere zaleca Gaeelanowi zlikwidowanie najlepszych zabójców świata i właśnie to, staje się zaczątkiem powstawania całkiem nowego, kolejnego wcielenia Gaelana.

Pisana żywym językiem mikropowieść, stanowi bardzo dobre uzupełnienie trylogii. Wielbiciele Anioła Nocy będą mogli dowiedzieć, co doprowadziło głównego bohatera do miejsca, w którym aktualnie się znajduje oraz jaka jest jego prawdziwa historia, nie tracąc przy tym nic z przyjemności obcowania z prozą autora.Weeks dba o swoich fanów i nie pozwala im na zapomnienie o swoich bohaterach - nie zapomina także, że kluczem do sukcesu jest dobrze poprowadzona narracja.
Polecam;)

PS Dla osób, które nie znają trylogii Weeksa polecam wcześniejsze zaznajomienie się z nią. Co prawda Cień doskonały stanowi jej prequel, jednak nie znajomość fabuły może stanowić sporą przeszkodę w lekturze.