Co mogę napisać w chwili, gdy
zaczynam czuć, że bez poezji nie mogłabym już teraz żyć? Nie wiem, w którym
dokładnie momencie to się stało, nie wiem kiedy ten mały urywek literatury tak
bardzo zawłaszczył mnie dla siebie, że dziś nie widzę już poza nim świata. Nie
ma spaceru bez dozy wierszy, nie ma zachodu słońca bez kilku wersów, nie ma
poranka bez porcji strof.
Tę moją nową, małą fascynację literacką uświadomił mi tom wierszy Jarosława Wawrykowa „Ziyo” – Między drugim i trzecim milczeniem.
Tę moją nową, małą fascynację literacką uświadomił mi tom wierszy Jarosława Wawrykowa „Ziyo” – Między drugim i trzecim milczeniem.
Chorwacja z poezją |
Zanim całkowicie rozpłynę się nad
dobrodziejstwami poezji, warto wspomnieć jednak co tak bardzo mnie dotknęło, co
sprawiło, że ten rodzaj literatury od dziś stanie się nierozłącznym towarzyszem
mojego życia, elementem, za którym tęsknota bywa rozdzierająca.
Jesteśmy słowem. Kochamy słowa.[1]
Nie ma poezji dobrej czy złej –
jest poezja, która oddziałuje bądź nie na czytelnika.
Wawryków za pomocą swoich słów oddziałuje niezrównanie mocno.
Jego tomik oscyluje wokół tematyki codzienności w całej jej kwintesencji. Jest zbiorem niestroniącym od tematyki miłosnej, opisującej zarówno zbliżenia, jak i rozstania. Co zwraca uwagę szczególną, to jego nierówność: składa się nań jednocześnie gros tekstów w jakiś sposób negujących czy krytykujących religię, zabarwionych szczyptą wulgaryzmów, pokpiwania, sporą dawką cynizmu i sceptycyzmu, momentami odczuwalnego sardonicznego uśmiechu twórcy, a także teksty niezwykle liryczne, subtelne. Co rzuca się w oczy to postawa antyromantyczna podmiotu lirycznego – kpi z martyrologii, ma negatywny stosunek do polskości rozumianej w jej kontekście. W pierwszej części tomu regularnie pojawia się połączenie słów krew oraz pył, nadające spójności. W zbiorku tym nie brakuje także tekstów autotematycznych, które po raz kolejny przekonują mnie, że każdy autor ma w sobie pragnienie, by być głosem poetów, tłumaczącym ideę poezji, jej sens i znaczenie.
Łatwo dojść do wniosku, że tomik ten jest wewnętrznie sprzeczny – raz chwali kłamstwo,
za chwilę zwraca się ku prawdomówności; chwilami jest dosadny, momentami ciepły
i niezwykle subtelny. Z całą pewnością nie jest to zbiór jednolity, znalazłam w
nim nawet poważny stylistyczny błąd, którego żadną miarą nie da się zrzucić na
karb formy. Wkradł się i jest, zabierając tym samym utworowi Rozbitkowie
ważność.[2]
Wawryków za pomocą swoich słów oddziałuje niezrównanie mocno.
Jego tomik oscyluje wokół tematyki codzienności w całej jej kwintesencji. Jest zbiorem niestroniącym od tematyki miłosnej, opisującej zarówno zbliżenia, jak i rozstania. Co zwraca uwagę szczególną, to jego nierówność: składa się nań jednocześnie gros tekstów w jakiś sposób negujących czy krytykujących religię, zabarwionych szczyptą wulgaryzmów, pokpiwania, sporą dawką cynizmu i sceptycyzmu, momentami odczuwalnego sardonicznego uśmiechu twórcy, a także teksty niezwykle liryczne, subtelne. Co rzuca się w oczy to postawa antyromantyczna podmiotu lirycznego – kpi z martyrologii, ma negatywny stosunek do polskości rozumianej w jej kontekście. W pierwszej części tomu regularnie pojawia się połączenie słów krew oraz pył, nadające spójności. W zbiorku tym nie brakuje także tekstów autotematycznych, które po raz kolejny przekonują mnie, że każdy autor ma w sobie pragnienie, by być głosem poetów, tłumaczącym ideę poezji, jej sens i znaczenie.
Wieczorne liryczne spacerowanie |
Jeśli mam być szczera, o wiele
bardziej przemówiła do mnie druga część tomiku – ta subtelna, delikatna, nie
tak dosadna, bardzo liryczna. Warto jednak zapoznać się z całością, najlepiej
zrobić to właśnie między drugim i trzecim
milczeniem.
Mój stosunek do poezji ostatnio uległ znacznemu ociepleniu- przewertowałam sobie "Antologię poezji polskiej". Co prawda to prawda, poezja jest zbyt emocjonalna w swym bycie, aby mogła się jakoś trywialnie dzielić na lepszą i gorszą. Ale pozostaje gatunkiem dla wybranej grupy- bo nie każdy jest na tyle wrażliwy, aby wersy stały się czymś większym, niż składanką liter.
OdpowiedzUsuńJa znowu uwielbiam Słowackiego- za ten niepojęty romantyzm, za miejscowy patos. I lubię Szymborską - za minimalizm i specyfikę jej wierszy. Na ten tom też kiedyś rzucę okiem ;).
Pozdrawiam :)
Wiersze Słowackiego - okej. Ale dramaty z tą jego genezyjską filozofią - totalny odlot, a nawet stek bzdur. Nawet Krasiński go nie rozumiał, mimo że swego czasu bardzo się przyjaźnili.
UsuńDo Szymborskiej mam z kolei ambiwalentny stosunek. Uwielbiam poetów Nowej Fali, cenię Pawlikowską-Jasnorzewską, Poświatowską. Ale ostatnio sięgam poza kanon:)
Nigdy nie przepadałam za poezją. Może to wina lekcji polskiego w szkole i śłynnego pytania "co autor" miał na myśli. ;/
OdpowiedzUsuńNie znoszę tego bezsensownego pytania. Gdy sama będę już pełnoprawną nauczycielką polskiego, nigdy go nie zadam. Zabija interpretacje w zarodku.
UsuńNajwidoczniej trafiłaś na ten tomik, który był Ci przeznaczony:)
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy czytam bardzo wiele poezji i wielokrotnie się to zdarzało:)
Usuń