Dobrze, że jesteście, dobrze, że istnieje w Polsce strona całkowicie poświęcona zbrodniczej literaturze, czyli tej, po którą sięgam najczęściej i najchętniej. Tej, dzięki której moje czytanie osiągnęło taką a nie inną częstotliwość.
Dobrze wiedzieć, że jest miejsce w sieci, które gromadzi informacje o wszelkich nowościach z interesującej mnie sfery, a które dodatkowo wychodzi do czytelnika z propozycją współpracy i wpływu na rozwój: Syndykatem Zbrodni w Bibliotece.
Syndykalista, to brzmi dumnie. A nim, dzięki Wam, stałam się jakiś czas temu.
Z okazji urodzin, życzę wielu sukcesów wszystkim osobom odpowiedzialnym za kształt ZwB, ale też blogerom, którzy tworzą Syndykat i wspólnymi siłami dążą do tego, by baza recenzji ZwB była czarą obfitości.
Życzę Wam i sobie, by strona dostarczała Wam wielu "kryminalnych uniesień".
Tytuł: Nieznane przykazanie Autor: Marek Meissner ISBN:978-83-62405-25-1 Liczba stron: 353 Wydawnictwo: SOL Rok wydania: 2012
Daję ci rozum i wolną wolę – po to, byś umiał decydować o tym, co jest
dobre, a co złe.
Te słowa, mające stanowić treść
nieznanego dotąd, jedenastego przykazania, ujawnionego przez pewną wschodzącą
gwiazdę literatury na kartach jej najnowszej książki, spowodowały niemały
zamęt. Bynajmniej nie przez to, że bujna wyobraźnia autora mogłaby stanowić dla
kogoś rzeczywiste zagrożenie, a pojawienie się nieznanego dotąd przykazania
miało stanowić zaczątek kolosalnych zmian, lecz przez mało precyzyjne
tłumaczenie z języka aramejskiego, które stało się pożywką dla żądnych sensacji
mediów. One bowiem wokół jednego niefortunnie użytego słowa zbudowały tezę podburzającą
autorytet Kościoła.
Sprawa ta jednaj wydaje się wyciszać, gdyby nie fakt nagłego
zainteresowania dziennikarzy historią rodziny Greenów, podejrzanie zamieszanej
nie tylko w treść wydanej książki, lecz w prawdziwą burzę, rozpętującą się w
Rzymie, za przyczyną masowych opętań księży, blisko związanych z Watykanem. Wydaje
się, że szatan postanowił uderzyć w Kościół, atakując jego newralgiczny punkt.
Cała sytuacja zostałaby mimo to zamknięta, gdyby nie
przypadek. Oto Mark Wells, wzięty dziennikarz, po rozstaniu ze swoją boskiej
urody żoną, rozpoczyna pracę jako dziennikarz innego typu – na mocy umowy
spełnia każdą zachciankę szefa, pisząc jedynie na tematy, które ten mu
podrzuci. Gdy więc pewnego dnia jego zadaniem staje się napisanie artykułu o rodzinie
Greenów, rodzinie autora Nieznanego
przykazania, bohater wcale nie spodziewa się, że sprawa ta doprowadzi go do
niewyjaśnionych tajemnic z Salem, z roku 1692 i bezpośrednio zagrozi jego
bezpieczeństwu.
Mężczyzna, wraz z koleżanką po fachu – Carlą – zaczyna odkrywać
sekrety skrzętnie wyciszane od lat. Razem wplątują się w aferę światową, są niezamierzonymi
widzami opętań, psychomachii, płonących cyrografów, odnajdują zakopany dzienniczek będący niemym świadkiem
licznych rytualnych mordów. Spisek, który odkrywają, a który ma swój początek u
końca XVII wieku, stanowi zagrożenie nie tylko dla Kościoła, lecz dla całego
świata.
Sprawę utrudnia bezpośrednie zaangażowanie w śledztwo osób podlegających mocy szatana.
Choć książkę tę charakteryzuje wartka akcja, porównywanie
jej do beletrystyki Dana Browna jest sporym nadużyciem. Z wielu powodów: przede
wszystkim nie jest równie widowiskowa, dzieli je przepaść w sposobie budowania
napięcia i stylu narracji, ale także we wprowadzaniu wątków mających zmienić
bieg historii. Proza Browna jest spektakularna, choć tworzona pod masę. Tutaj
wykonanie jest po prostu poprawne i na miarę polskich realiów. Z pewnością nie jest
to tekst pretendujący do mienienia się bestsellerem światowym. Kolejne różnice:
Brown skupia się nade wszystko na wplataniu w tok narracji „dowodów” mających
bezpośrednio uderzyć w Kościół, powołuje się na autorytety, zdaje się nie tyle
kreować świat przedstawiony, ile bezpośrednio wpływać na rzeczywistość za
pośrednictwem wątków zawartych w swoich książkach. Marek Meissner jedynie
wykorzystuje znany od wieków motyw istnienia czegoś spoza kanonu
chrześcijańskiego, nie negując przy tym podstawowych prawd wiary, a jedynie
budując wokół stworzonego przez siebie samego wątku, całej fascynującej
historii walki o przetrwanie Kościoła na świecie.
Dwie skrajności, które łączą jedynie niektóre elementy,
takie jak przynależność gatunkowa.
Pozostaje jednak faktem, że fanom Browna, książka Meissnera
również może przypaść do gustu. Z tą różnicą, że zaciekłym przeciwnikom pisarza
amerykańskiego – także może się spodobać.
Do kogo zatem skierowana jest ta książka? Na pewno nie dla
osób żądnych sensacji nie mających pokrycia w rzeczywistości, lecz dla osób
ceniących dobrą intrygę, zagadkę, dzięki rozwiązaniu której nie tylko uratowany
zostaje świat, lecz także rodzi się piękne i szczere uczucie.
Tytuł: Wilhelmina i aksamitny nosek Autor: Tove Appelgren, Salla Savolainen ISBN:13:978-83-916458-6-4 Liczba stron: 156 Wydawnictwo: Kojro Rok wydania: 2008
Wilhelmina była małą i radosną dziewczynką, mającą kochającą
rodzinę. Do szczęścia brakowało jej tylko jednego – psa.
Mała bohaterka całkowicie zaangażowała się więc w proces
namawiania rodziców na opiekę nad kolejnym członkiem rodziny, szczeniakiem,
którego głównym zajęciem jest rozrabianie, zabawa, przepychanki z innymi
pieskami. Mając na uwadze swoje wielkie marzenie, ale wiedząc też, że mama i
tata tak łatwo nie ustąpią, dziewczynka starała się wszelkimi sposobami okazać,
że chęć posiadania czworonoga, to nie przejściowy kaprys, lecz wielka potrzeba
serca.
Rodzice wpadli w końcu na doskonały pomysł, mający sprawdzić czy ich mała
córeczka podoła wszelkim obowiązkom związanym z posiadania pupila – „pożyczyli”
psa, którym ich pociecha miała się przez kilka dni zajmować: karmić,
wyprowadzać na spacery, bawić się, pilnować, by nie powodował szkód. Widząc
radość jaka towarzyszyła dziewczynce w wypełnianiu tych dodatkowych codziennych
obowiązków, zgodzili się na przyjęcie pod swój dach wybranego przez córkę
szczeniaczka. Jak się jednak okazało, nie był to koniec trudności, na jej
drodze do trwałego posiadania pieska…
Książka ta, to niezwykle ciepła i mądra opowieść o
odpowiedzialności za nasze domowe zwierzęta, to lekcja cierpliwości, miłości i spora
dawka rodzinnej atmosfery.
Ubogacona pięknymi ilustracjami, obfitująca w przemyślane
dialogi, to idealna książka ucieleśniająca przykład rozrywki, która może być
także nauką.
Polecam gorąco, szczególnie czytelnikom najmłodszym, którzy znaleźli się na
etapie ogromnej chęci posiadania zwierzaka. Publikacja ta ukaże im, że pies to
nie tylko ktoś kolejny do kochania i zabawy, lecz przede wszystkim – duża
odpowiedzialność i obowiązek.
Tytuł: Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami Autor: Wojciech Mann, Krzysztof Materna Wydawnictwo: Znak Rok wydania: 2011 Liczba stron: 208 ISBN: 978-83-240-1855-0
Najprzyjemniejsze podróże to te, które odbywa się w gronie
osób potrafiących zadbać o dobrą atmosferę, humor na najwyższym poziomie, a
także bezustanną zabawę, a przy tym – umiejętność dostosowania się do każdej,
nawet najbardziej ekstremalnej sytuacji.
Takie właśnie wędrówki po świecie, odbywałam w ubiegłym
tygodniu z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną.
Panowie zabrali mnie do Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, na krańce
Polski, na wschód, na zachód – gdzie tylko ich oczy poniosły, gdzie tylko ktoś
ich zaprosił. Byłam w Acapulco, byłam w Katowicach, byłam w Wenecji –
egzotycznie, ale i swojsko.
Nie sposób opisać wrażeń towarzyszących podroży. Błądzenie
poza granicami kraju podczas stanu wojennego, to niemała przygoda; podróżowanie
bez dokładnej wiedzy na temat tego co mnie czeka i czego wymagać będą inni –
kosztowało sporo odwagi i tą wykazali się panowie, który teraz, po latach, na
mocy uprawnień nadanych przez współczesną Europę, zapewniających wszystkim
prawo do wolności słowa i nieskrępowaną dowolność w pisaniu i wydawaniu książek
na jakikolwiek temat, przez każdego, nawet ludzi nie mających o składaniu zdań
zielonego pojęcia, postanowili wydać swoją własną publikację. Publikację,
której podtytułem powinien być dopisek: niebezpiecznie zabawna.
Podróże małe i duże,
czyli jak zostaliśmy światowcami, to zapis relacji z 14 podróży, jakie
odbywali wspólnie, ale też indywidualnie Mann i Materna. Ich wypowiedzi
przeplatają się, każdy z mężczyzn zaznaczył w książce swoją obecność, podkreślił
wyjątkowość i niezawisłość. Ich relacje to oprócz wędrówki po świecie, wędrówka
przez meandry humoru, dowcipu i inteligentnego żartu. Dodające książce uroku
fotografie z czasów PRL-u, wraz z towarzyszącymi im podpisami, to godny i
ujmujący bonus. Towarzyszenie bohaterom w ich życiowych podróżach, to zaszczyt i
niesłychana możliwość przyjrzenia się ich znajomości z innej perspektywy.
Polecam serdecznie, ubawicie się, zwiedzicie kawał świata i
nabierzecie ochoty na spełnianie marzeń.
Tytuł: Mężczyźni, których kochałam Autor: Adele Parks Wydawnictwo: Sonia Draga Rok wydania: 2012 Liczba stron: 414 ISBN: 978-83-7508-485-6
Gdy człowiekowi uda się trafić na
osobę, która wydaje się być jego drugą połówką pod każdym względem, trzyma się
jej kurczowo. Życie przestaje być rutyną, a staje się przyjemną, pełną ciepła i
wzajemnego zrozumienia wędrówką przez meandry codzienności.
Tak było w wypadku Nat i Neila. W oczach znajomych uchodzili za parę idealną, nie
mającą przed sobą żadnych, nawet najmniejszych sekretów, szanującą swoje prace,
choć tak bardzo różne, podziwiającą swoje zainteresowania, choć balansowały na
dwu odległych biegunach.
Związek, któremu nawet po latach
patronowała bezwarunkowa miłość, oddanie, wierność i zgodność w kwestii braku
chęci do posiadania potomstwa, zadeklarowana na długo przed zawarciem związku
małżeńskiego. Wszystko jednak dramatycznie zmienia się, gdy pewnego dnia Neil
wspomina o tym, że jego pragnienie rodzicielstwa nagle się nasiliło. Nat,
pozostawała nieugięta, jej mąż próbował wszelkich sposobów, by przekonać ją do
macierzyństwa lub też chociaż rozpocząć jakiekolwiek negocjacje czy rozmowę. Każda
jego próba kończyła się karczemną awanturą i jedynym z możliwych tłumaczeń: „Nie
chcę, bo nie. Ustaliliśmy to.” Nat, tak bardzo zatraciła się w swojej niechęci,
że nie zauważyła nawet jak jej mąż zaczyna się od niej oddalać. Oboje stąpali
po niepewnym gruncie – ona, czując, że gdzieś popełniła błąd, że Neil to
prawdopodobnie wcale nie Ten Jedyny, rozpoczyna ciąg randek z byłymi
chłopakami, mających na celu ujawnienie się tego, którego przeoczyła i nie
doceniła. Neil z kolei, szuka pocieszenia w ramionach striptizerki Cindy –
płaci nie za widok jej nagości, lecz za ciepłą rozmowę o jej córce, za wymianę
poglądów i towarzystwo.
Oboje, Nat i Neil, swoje popołudniowe spotkania utrzymują w wielkim sekrecie
przed sobą. Kończą się czasy szczerości, ich małżeństwo powoli się rozpada,
oboje są nieszczęśliwi, a wszystko potęguje niczym nie skrępowane gadulstwo ich
znajomych, które pewnego dnia przypadkowo staje się roznosicielem prawdy.
Nat, której przez całe życie towarzyszył paraliżujący strach, boi się teraz, że
utraci męża. Neil, nie wiedząc dlaczego jego żona nie chce mieć dzieci, szuka
sposobu i słucha rad striptizerki na uśpienie czujności ukochanej. Kończy się
jednak awanturą i hucznym rozstaniem. Jak na tę wiadomość zareagują ich
najbliżsi znajomi? Jak potoczy się życie tej dwójki?
Okładkowe fragmenty opinii uważam
za krzywdzące. Nazwanie tej książki komedią, to katastrofalna pomyłka. Być może
kogoś śmieszą ludzkie tragedie, fakt, że najczęściej wynikają one z drobnych
nieporozumień, niedomówień, które niczym jątrząca się rana przeradzają się
nagle w bombę z samozapłonem. Być może ktoś uzna splot wypadków
zaprezentowanych na kartach tej książki za komedię pomyłek – jednak, należałoby
się zastanowić czy gdyby coś podobnego wydarzyło się w naszym życiu, gdyby tak
wielka tragedia dosięgła kogoś z nas, gdyby kurczowo zaciskające się na szyi
widmo paraliżującego strachu determinowało każdy nasz ruch i decyzję – czy wtedy
nadal twierdzilibyśmy, że to komedia? Czy pęknięte serce przyjęłoby takie
usprawiedliwienie? Wątpię.
To powieść obyczajowa, z widmem wielkiego cierpienia w tle, czytadło posiadające
głębię emocjonalną. W żadnym wypadku nie komedia.
Polecam, na pewno nie dla odstresowania, bo emocji będzie wiele, ale w
ramach świeżego spojrzenia na swój związek, przyjaźnie, zastanowienia się czy
aby na pewno w relacjach tych jesteśmy bezwarunkowo szczerzy, czy nie ukrywamy
czegoś, co może całkowicie zmienić perspektywę i czy nie tłumimy dawno ukrytych
żalów.
Tytuł: Tropiąc jednego wilka Autor: Justyna Karolak Wydawnictwo: Replika ISBN: 978-83-76741-87-1 Rok wydania: 2012 Oprawa: miękka + skrzydełka Ilość stron: 436
Ojj, niemały problem miałam z tą
książką.
Gdybym należała do osób, które po
przeczytaniu trzech stron decydują czy dla jakiejś pozycji warto poświęcić
kilka godzin życia, czy też nie – odrzuciłabym ją w kąt.
Z każdym kolejnym zdaniem bowiem pukałam się w głowę, w której kotłowała się
tylko jedna myśl: „Co ja w ogóle czytam?!”. Pierwsze stronice niemalże zabiły
mnie swoją bezsensownością, pustką i jakąś pseudointelektualną paplaniną.
Widząc, jak obszerna jest cała książka, modliłam się jedynie o to, by te
pierwsze zdania okazały się jedynie prowokacją, a cała pseudomądrość zamieniła
się wnet w naprawdę logiczne i pozbawione quasi-filozoficznego ducha Coelho
zdania. I tak też się stało – na tych trzech stronicach męka się skończyła.
Katastrofalne wynurzenia zaczęły nabierać spójności, stały się pretekstem do
refleksji głębszej i zdecydowanie poważniejszej. Opowieść troszkę głupiutkiej
nastolatki, powtarzającej to samo co dwa słowa, nabrała mocy i szybko okazała
się być wstępem do refleksji dojrzałej już osoby nad istotą swojej kobiecości i
nad istotą kobiecości w wymiarze ogólnym. Bełkot dorastającej dziewczyny,
zamienił się w głębsze zastanowienie się nad życiem – pozwolił wrócić dwóm
przyjaciółkom w czasy młodości i zanalizować każde ich posunięcie. Stanęły oto
bowiem przed szansą i wielką próbą zdefiniowania kobiecości, dookreślenia jaką
rolę w jej pojmowaniu i rozumieniu pełnią mężczyźni, wszystko to jednak za
sprawą dość dziwacznej metafory mrówek spadających z sufitu i Marynarza,
będącego wytworem wyobraźni dwóch przyjaciółek, a jednocześnie uosobieniem ich
młodzieńczych marzeń o męskim ideale, balansowało na cienkiej granicy absurdu.
Dzięki kończeniu jednego rozdziału zdaniem, które stanowiło także rozpoczęcie
kolejnego, bez trudu czytelnik mógł zorientować się w nadchodzących
przemyśleniach.
Choć całość wydaje się mocno
odrealniona, wypada zastanowić się czy aby na pewno nigdy nie miałyśmy w życiu
momentu, w którym zatrzymałyśmy się i wraz z inną bratnią duszą i wspólnie
dochodziłyśmy do prawdy o sensie swojego istnienia, o celowości bycia właśnie
kobietą, właśnie w takim świecie zdominowanym przez mężczyzn; czy wspólnie nie
analizowałyśmy swoich błędów, swojej bierności.
Myślę, że książka ta z
powodzeniem mogła streścić się na mniejszej ilości stron, jednak pewną
perwersyjną radość sprawiało mi śledzenie kolejnych wynurzeń, wspomnień
przyjaciółek, których życie odznaczało się kolejnymi podbojami w poszukiwaniu
jedynego Marynarza, mającego ukierunkować ich życie jednoznacznie.
Rozmowy przyjaciółek nie odbywały się jednak przy herbatce i dobrym ciastku,
nie charakteryzowały się spotkaniami, podczas których dominował głośny śmiech,
uczucie ciepła na myśl o tym, co minione. Kobiety swoje refleksy przeszłości
przekazywały sobie i analizowały drogą telefoniczną. Świadkami ich
reminiscencji były więc jedynie one same – ich dialog stanowił jedynie furtkę
do siebie samych, pozwalający dostrzec pewne sprawy z innej perspektywy. W
refleksjach obu pań nie brakowało goryczy, żalu i tęsknoty za tym, co utracone.
Chciały one jedynie wyciągnąć wnioski na przyszłość, jeszcze raz przyjrzeć się
temu, co gdzieś się rozpadło i dociec przyczyny niepowodzenia.
Czy polecam? Na pewno nie
każdemu, z pewnością osobom cierpliwym, które potrafią wydobyć z książki
kwintesencję, nie zważając na ewentualne niedociągnięcia.
ISBN:978-83-7480-261-1 Liczba stron: 440 Wydawnictwo: MAG Rok wydania: 2012
Szaleństwo Elfów – Karen Marie Moning
Seria Kroniki Mac
O’Connor, to aktualnie mój ulubiony cykl fantastyczny. Akcja osadzona w
deszczowej i pochmurnej Irlandii, opatulona celtyckimi wierzeniami, mitami i
legendami, atmosfera unoszącej się nad miastem mgły, miasta spowitego mrokiem,
z zanikającymi uliczkami i drogami, a do tego postaci będące indywiduami
nieprzewidywalnymi, których nikt, nawet główna bohaterka, nie potrafi do końca rozpracować
– to coś, czego zdecydowanie można oczekiwać po tej książce, co więcej – są to
elementy dopracowane do perfekcji. Żadne wydarzenie nie jest przypadkowe, bohaterowie
są na tyle tajemniczy, że właściwie niewiele się o nich dowiadujemy, a przez to
wciąż są pociągający.
Z wielką przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem śledzę dalsze losy Mac,
która przeniosła się ze słonecznej Kalifornii do deszczowej Irlandii, by
dokonać zemsty za tragiczną śmierć swojej siostry.
Nieskrywaną radość sprawia mi obserwacja, jak ze ślicznej i, co tu dużo kryć,
pustej dziewczyny stała się ona zdeterminowaną, cwaną, pomysłową i energiczną
kobietą, która potrafi zjednać sobie ludzi i za wszelką cenę dowieść prawdy. Jako
widząca sidhe przekonuje się, że jej
wartość jest ogromna – prawdopodobnie tylko dzięki temu jeszcze żyje.
Po dramatycznych wydarzeniach ostatnich dwóch części, Mac
wchodzi w jeszcze intymniejszą relację z elfickim Księciem, ale też Jericho Barronsem.
Odkrywa, że jej znajomi nie są tym,
za kogo się podają, a ich życie to ciąg sekretów, których nie sposób odkryć do końca.
Na domiar złego, Mac z coraz większą częstotliwością dostaje
do swojej skrzynki listowej fragmenty pamiętnika Aliny – swojej siostry – w
której krok po kroku opisuje ona swoje dublińskie życie, lecz także fakty,
które odkrywała, a które zaważyły na jej życiu i mogą mieć też ogromny wpływ na
życie MacKayli.
Kto i w jakim celu podrzuca Mac urywki słów jej ukochanej
siostry? Komu zależy na tym, by bohaterka poznała prawdę?
Jak każda poprzednia część, także i Szaleństwo elfów pozostawia otwarte pole dla następnej części. Wiele
spraw wciąż pozostaje niewyjaśnionych, gros
komplikuje się coraz bardziej, a stawka jaką są losy całej ludzkości wydaje się
jedynie szczytem góry lodowej. Niezmienna pozostaje także wartka akcja,
stopniowo narastające napięcie, szereg tajemnic, które miast do rozwiązań,
prowadzą do kolejnych sekretów; ograniczone zostały jedynie sceny, w których
kipi od namiętności i erotyzmu. W tej kwestii część ta jest bardziej stonowana,
skupia się przede wszystkim na akcji właściwej, a nie na pobocznych opisach
potencjalnych stosunków seksualnych, które mogłyby zostać odbyte, gdyby nie wielka
łaskawość elfów.
Polecam serdecznie, zachęcam jednak do rozpoczęcia od pierwszej
części cyklu. Dla niecierpliwych jednak powiem, że na początku skrótowo zostaje
przypomniana cała historia Mac, po to, by ktoś, kto dopiero wkracza w jej świat,
nie czuł się wyobcowany przez mnogość terminologii. Jak w każdej poprzedniej części,
także i w tej na końcu znajdziemy mały słowniczek pojęć, wraz z ich prawidłową wymową.
Większość słów pochodzi z języka gaelickiego.
Dla miłośników celtyckich klimatów, będzie to z pewnością duża gratka.
Tego roku, przed fanami kryminałów jeszcze wiele historii mrożących krew w żyłach. Oto kilka z nich:
Kategoria: Horror, sensacja, kryminał ISBN: 978-83-7839-364-1 Tytuł oryginału: Lovens gap Data wydania: 04.10.2012 Format: 142mm x 202mm Liczba stron: 464 Cena detaliczna: 42,00 zł Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Kolejna powieść norweskiej mistrzyni kryminałów.
Jest 4 kwietnia 1997 roku, pół roku po zmianie rządu w Norwegii. Pani
premier Birgitte Volter zostaje znaleziona martwa w swoim gabinecie z
raną postrzałową głowy. Ale kogo właściwie zastrzelono? Norweską premier
czy Birgitte, osobę prywatną? Norwegia jest wstrząśnięta. Oprócz
funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, do sprawy zostaje przydzielonych
dwustu policjantów z Komendy Okręgowej Policji w Oslo. Śledztwo prowadzą
Billy T. i prokurator Håkon Sand. Obaj tęsknią za Hanne Wilhelmsen,
która wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Czy Hanne wróci, by zaangażować
się w tak poważną sprawę w kraju
Kategoria: Horror, sensacja, kryminał ISBN: 978-83-7839-376-4 Tytuł oryginału: XO Data wydania: 23.10.2012 Format: 142mm x 202mm Liczba stron: 456 Cena detaliczna: 38,00 złAgentka specjalna Kathryn Dance zmierzy się z obłąkanym stalkerem, prześladującym piękną wokalistkę country.
Kayleigh Towne to śliczna dziewczyna o głosie, który zapewnił jej
pierwsze miejsca na listach przebojów country. Piosenkarka przyjmuje
sławę z radością – do chwili gdy niewinna wymiana zdań z jednym z fanów
otwiera przed nią mroczne, przerażające rejony. Wkrótce ludzie
otaczający Kayleigh zaczynają ginąć. Agentka specjalna Kathryn Dance
musi skorzystać ze swojej znajomości mowy ciała i talentu do prowadzenia
przesłuchań, by powstrzymać szaleńca – ale wkrótce przekonuje się, że
jak większość gwiazd, Kayleigh ma niejednego wroga. „Twój cień” to
typowa dla Deavera szalona karuzela licznych wątków. Nic nie jest tym,
czym się z pozoru wydaje.
Kategoria: Horror, sensacja, kryminał ISBN:978-83-7839-371-9 Tytuł oryginału:Kald mig Prinsesse Data wydania: 16.10.2012 Format: 130mm x 200mm Liczba stron:352 Cena detaliczna: 38,00 zł Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Drugi tom cieszącej się popularnością serii kryminałów z Kopenhagą w tle.
Kopenhaska komenda policji otrzymuje zgłoszenie o brutalnym gwałcie
dokonanym na młodej kobiecie. Sprawa zostaje przydzielona asystent
kryminalnej Louise Rick. Okazuje się, że kobietę zgwałcił poznany na
portalu randkowym mężczyzna, który podał fałszywą tożsamość. Bliższe
badanie innych niewyjaśnionych gwałtów ujawnia ten sam sposób działania.
Kiedy w podobnych okolicznościach umiera młoda kobieta, policja
postanawia użyć wszelkich sił i środków, które pozwolą ująć seryjnego
gwałciciela. Kolejne tropy wiodą w coraz to inną ślepą uliczkę, Louise
Rick musi więc podjąć niestandardowe działania. Zakłada profil na
portalu randkowym…
Tytuł oryginału:
Rum nummer 10
Przekład:
Paweł Urbanik
Seria:
Czarna Seria
Wydanie:
I
Data wydania:
październik 2012
Format:
135 x 210
Oprawa:
miękka
Wydawnictwo:
Czarna Owca
W göteborskim pokoju hotelowym znaleziono zwłoki zamordowanej kobiety.
Erik Winter po przybyciu na miejsce uświadamia sobie, że wcześniej tu
był. Wtedy też chodziło o zaginioną kobietę, której sprawa nigdy
nie została rozwiązana. Winter jest pewien, że wtedy coś widział. Coś,
co mu umknęło a co powinien był zinterpretować. Czy te dwie kobiety
miały ze sobą coś więcej wspólnego niż tylko pokój numer 10?
Dla Gabriela i jego żony Chiary to miał być początek przyjemnego
weekendu w Londynie – najpierw wizyta w galerii w St. James's, by
potwierdzić autentyczność nowo odkrytego obrazu Tycjana, a potem
spokojny wspólny lunch. Jednak w ten jesienny dzień zdarzyły się dwa
krwawe zamachy bombowe w Paryżu i Kopenhadze. Idąc z żoną w stronę
Covent Garden, Gabriel dostrzega mężczyznę, który jego zdaniem zamierza
właśnie dokonać trzeciego ataku. Zanim Gabriel zdąży wyciągnąć broń,
zostaje powalony na chodnik i może tylko obserwować toczący się koszmar.Dręczony poczuciem winy, że nie zdołał powstrzymać masakry niewinnych
ludzi, Gabriel wraca do swojego ustronnego domu na wybrzeżu Kornwalii.
Wkrótce zostaje wezwany do Waszyngtonu, by po raz kolejny spróbować
stawić czoło nowemu obliczu globalnego terroru. Główne zagrożenie
stanowi urodzony w Ameryce, a obecnie działający w Jemenie islamski
duchowny, którego Allah obdarzył "piękną i uwodzicielską mową". Ten
utalentowany oszust, który był kiedyś na liście płac CIA, teraz jako
terrorystyczny mózg planuje nową serię ataków.Gabriel i jego zespół, wspomagani przez Amerykanów i Brytyjczyków,
opracowują śmiałą i skomplikowaną operację. By plan zniszczenia siatki
terrorystów się powiódł, Gabriel sięga do swojej burzliwej przeszłości.
Prosi o pomoc pewną kobietę - samotną dziedziczkę fortuny i
kolekcjonerkę dzieł sztuki, która pomoże mu przekroczyć mroczną granicę
między światem islamu a Zachodem. To córka dawnego wroga, a łączą ją z
Gabrielem przelana krew...
Akcja Portretu szpiega z waszyngtońskich kuluarów władzy przenosi się
wartko do pełnych przepychu domów aukcyjnych Nowego Jorku i Londynu oraz
w surowy pejzaż saudyjskiej pustyni.
Wydawnictwo: Fabryka Słów Autor: Hanna Winter Premiera: 1 października Czasy, kiedy kryminały uważano za „literaturę wagonową”, niezbyt
wyrafinowaną rozrywkę czytelniczą, którą nie należy się zbytnio przed
nikim chwalić, na szczęście odeszły już w niepamięć. W ostatnich latach
to właśnie powieść kryminalna – obok reportażu – jest jedną z najbujniej
rozwijających się dziedzin prozy. Jeśli chodzi o twórczość
zagraniczną, niepodzielnie rządzą kryminały ze Skandynawii, co ma swoje
dobre i złe strony. W zdecydowanej większości pisarze ze Szwecji,
Norwegii czy Finlandii odwołują się do tego samego wzorca z wyraźnymi
wątkami polityczno-społecznymi, spopularyzowanego przez Henninga
Mankella czy Stiega Larssona, a to sprawia, że ich utwory stają się
coraz bardziej przewidywalne.Robert Ostaszewski, POLITYKA nr 24 (2862)Po przygodzie z zimną skandynawską grozą, czas na coś
zupełnie nowego – zaplanowany z morderczym wyrachowaniem i przerażającą
precyzją – mroczny, niemiecki koszmar."Giń" Hanny Winter. Lektura obowiązkowa dla
miłośników dobrego, ostrego, zaskakującego i trzymającego w napięciu
kryminału. Premiera wcześniej niż zapowiadaliśmy - już 1 października!
Tytuł: Ciało. Mity, prawdy i półprawdy Autor: Nicholas Searle ISBN:9788376420479 Liczba stron: 156 Wydawnictwo: Pascal Rok wydania: 2012
Ludzkie ciało od zawsze
rozbudzało ciekawość co dociekliwszych ludzi. Jak to możliwe, że na niektóre
bodźce reagujemy tak, a nie inaczej; ile jest w stanie wytrzymać ludzki
organizm; co tak naprawdę dzieje się w naszych komórkach, gdy wykonujemy tę lub
inną czynność; w jakim tempie pracuje nasz mózg – te i wiele, wiele innych
pytań rodzi się w naszych głowach co rusz.
Na szczęście są na świecie ludzie, którzy nie poprzestają na zadawaniu pytań i
wertowaniu mądrych, lecz czysto teoretycznych książek. Na szczęście są wśród
nas Pogromcy Mitów, którzy bez zbędnego owijania w bawełnę, postanawiają obalać
mity, sprawdzać to, co ich niepokoi i ciekawi, a nam przedstawiać swoje
doświadczenia w swojej serii programów emitowanych przez kanał Discovery Channel.
Mimo ich wielkiej popularności,
wielu żałowało, że można ich wyczyny podziwiać jedynie w telewizji.
Dziś, to już przeszłość. Nicholas
Searle, wielki fan Pogromców, postanowił spróbować swoich sił i przenieść część
doświadczeń na karty książki. Ciało.
Mity, prawdy i półprawdy, to podróż w głąb ludzkiego organizmu, pełna
niebezpiecznych zasadzek, nowych odkryć, obalonych mitów i odsłonięcia nagiej
prawdy.
Bez zaciemniania, bez upiększania, a jednak – nie do naśladowania w domu.
Książka bogata jest w ilustracje
dowodzące autentyczności wszelkich przeprowadzanych eksperymentów. I tutaj
jedyne do czego mogłabym się doczepić, to kiepska jakość zdjęć rozpoczynających
każdy kolejny rozdział – zbyt duża rozdzielczość spowodowała, że możemy
dokładnie przyjrzeć się każdemu pikselowi, zamiast cieszyć się doskonałą wersją
fotografii. Nie to jest jednak najważniejsze, bowiem całościowo książka
prezentuje się doskonale: jest barwna, ciekawie skomponowana, przyciągająca
wzrok i atrakcyjna ze względu na mnogość ramek z najważniejszymi informacjami,
wielość przypisów wyjaśniających poszczególne fragmenty tekstu oraz dialogi
zaczerpnięte z programu.
W tej publikacji znajdziemy
odpowiedzi między innymi na to czy w trakcie rezonansu magnetycznego tatuaż
może wybuchnąć, czy cukierki, w których skład wchodzi dwutlenek węgla mogą
rozsadzić żołądek, co dzieje się z ciałem, gdy postanawiamy się zakolczykować,
jaki nacisk wytrzymuje ludzkie ciało i, najciekawsze dla mnie, czy człowiek jest
w stanie złapać zębami wystrzeloną kulę. Ponadto przyjrzymy się pracy nerek,
serca, skóry, dowiemy się jak zneutralizować przykre doświadczenia choroby
lokomocyjnej i morskiej i wiele, wiele innych.
Ta publikacja to prawdziwa
kopalnia wiedzy na temat nas samych, podana z humorem i wielkim przymrużeniem
oka. Choć wszystkie informacje są niezaprzeczalnymi faktami, w niektóre będzie ciężko
nam uwierzyć.
Pora obalić mity i wraz z
Pogromcami udać się w podróż w głąb naszego ciała.
Tytuł: Spektrum Autor: Krystian Głuszko ISBN: 978-83-933290-5-2 Liczba stron: 124 Wydawnictwo: Dobra Literatura Rok wydania: 2012
Wystarczająco w życiu naczytałam się o depresji,
zaburzeniach emocjonalnych, psychicznych i nerwowych różnych ludzi. Choroby
człowieczej duszy i umysłu przestały stanowić dla mnie temat tabu i jakąkolwiek
tajemnicę już dawno temu.
Zmuszona przez doświadczenie sięgałam zarówno po literaturę
fachową opisującą dokładnie jakie przemiany chemiczne zachodzą w mózgu osoby
chorej, ale także po świadectwa osób cierpiących, będących w ciężkiej depresji
i nie potrafiących, mimo usilnych prób wydostać się z koszmaru. Takich, którzy
nie mieli w sobie dość siły, by próbować, również doskonale przestudiowałam.
Miałam w rękach poradniki dla osób, które zetknęły się z ludźmi chorymi, miałam
zbiór tekstów, których wobec takich ludzi nie wolno stosować, a w opozycji do całej
tej teorii miałam własne doświadczenie choroby i bolesną świadomość reakcji
niektórych ludzi na mój stan.
Teraz, gdy po czasie wracam do książek, które za temat
obierają sobie trudną rzeczywistość depresji oraz schorzeń często jej towarzyszących,
takich jak schizofrenia czy padaczka, moje spojrzenie na wiele spraw jest już
inne.
Kiedyś – czytałam z zapartym tchem, widząc jak wiele swoich
zachowań mogę odnaleźć w tekście, skrupulatnie notowałam wszelkie przydatne
informacje, mając nadzieję, że gdzieś pomiędzy wierszami znajdę pomoc.
Dziś – mój stosunek do lektur tego typu znacznie się
zmienił. Choć wciąż czytam z przejęciem, współczuję osobom, które muszą
przechodzić przez ten koszmar i łączę się z nimi mentalnie – jest mi czytać
coraz ciężej. Odczuwam zmęczenie materiału i choć bardzo chcę poznać te
wszystkie historie choroby – nie potrafię tego zrobić z należytą uwagą. Samo
czytanie i świadomość, że w żaden sposób nie mogę danej osobie pomóc,
obezwładnia mnie i pozbawia tchu. Nie chcę już tylko biernie śledzić czyjeś
losy, TAKA pomoc nie jest mi potrzebna, teraz chciałabym zamienić się miejscami
i podzielić swoim doświadczeniem, wskazać komuś jakiś kierunek. Cały czas mam
wrażenie, że w tym temacie niewiele więcej można powiedzieć – owszem, przyczyny
choroby są różne, zależne od człowieka i jego historii życia, jednak sam
przebieg, w 99% jest niemalże identyczny. Wbrew pozorom nie tak bardzo się
różnimy. Ma to swoje plusy, ma też minusy.
Gdy więc sięgałam po książkę Krystiana Głuszki, który na jej
kartach postanowił podzielić się przejmującą historią swojej choroby,
kontrowersyjnymi metodami leczenia, oburzającymi opiniami i decyzjami wielu
lekarzy – mimo wszystko nie spodziewałam się dowiedzieć niczego więcej ponad
to, co już zdołałam poznać. A jednak jego relacja w jakiś sposób odstępuje od
poznanych dotychczas. Bardziej niż na szczegółowym opisie wewnętrznych przeżyć,
autor pokazuje blaski i cienie swoich zmagań z chorobą, skutki zażywania leków
i coraz to dziwniejszych terapii, ale też swoją drogę do odnalezienia nadziei w
Bogu. Głuszko pokazuje świat ludzi dotkniętych schizofrenią, nawrotami
depresji, wykluczeniem społecznym, o którym wielu nawet nie śniło, zaprasza
czytelnika w sam środek historii o złu, które działo się nie w zamierzchłych
czasach, lecz w XXI wieku, wieku oświeconym, wieku nauki i postępu. Jak więc
możemy wytłumaczyć zabiegi jakim był poddawany? Jak zrozumieć ogrom
niezawinionego cierpienia, które niczym małe kamyczki co rusz do ogrodu jego nieszczęścia
dodawali kolejni ludzie?
Spektrum, to zapis
wyzwolonych emocji autora, którydzieląc
się swoją historią, postanawia obnażyć uczucia najgłębsze, skrywane do tej pory
przed wszystkimi.
To wejście w świat osoby, która przez długi czas nie potrafiła odnaleźć siebie,
a dla której nadzieją stało się nic innego, jak tylko Miłość.
Jeśli nie boicie się uwolnionych emocji, nie boicie się pokładów cierpienia,
smutku, nieraz zniechęcenia, oburzenia i złości, ale też budzącego się
współczucia i niejednokrotnie rodzącej się złości – sięgnijcie, otwórzcie oczy
na to, co dzieje się wokół Was. Na każdym kroku.
Tytuł: Tajemnica Noelle Autor: Diane Chamberlain ISBN: 978-83-7839-258-3 Liczba stron: 472 Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Rok wydania: 2012
Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam książki, w których aż
kipi od emocji, takich, z których świat przedstawiony całkowicie wylewa się w
mój świat, staje się nim na czas lektury, ale też na długo po jej zakończeniu.
Niewątpliwie do takich książek należy Tajemnica Noelle, powieść, którą mogę okrzyknąć najbardziej
porywającą od czasów Cichego wielbiciela
Olgi Rudnickiej oraz Dallas ’63 Stephena
Kinga.
Historia rozpoczyna się wraz z popełnieniem samobójstwa
przez tytułową Noelle, przyjaciółkę Tary i Emerson. Po śmierci kobiety, na jaw
wychodzą skrywane przez nią od lat tajemnice, które całkowicie zmieniają
spojrzenie na zmarłą, ale też rzucają całkowicie nowe światło na życie jej oraz
jej najbliższych. Jedynym śladem, który może doprowadzić do wyjaśnienia pewnych
nieścisłości jest pozostawiony przez Noelle list, który staje się jedyną
poszlaką umożliwiająca odkrycie prawdziwej przyczyny samobójstwa kobiety.
Ta historia, to nieprawdopodobny kocioł emocji,
kontrowersyjny, całkowicie burzący hierarchię wartości. Chamberlain stworzyła
książkę, która przekreśla cały nasz dotychczasowy świat priorytetów i każe
uporządkować go na nowo – każe zastanowić się nad tym czy to, co etyczne,
zawsze jest lepsze, czy działania niemoralne można usprawiedliwić w wyjątkowych
sytuacjach, zmusza do refleksji nad tym, jak łatwo odmienić czyjeś życie na
lepsze, ale też jak łatwo sprowadzić na czyjąś rodzinę tragedię i na zawsze
naznaczyć ją cieniem wielkiego dramatu.
To powieść niepokojąca, burząca ład, na długo wrywająca się
w pamięć i w żaden sposób nie pozwalająca o sobie mówić ani pisać ze spokojem,
lecz tylko ze wzburzeniem. Na samo wspomnienie tej lektury burzy się we mnie
krew, na czoło występują kropelki potu, a w myślach znów mam historię, której
nie sposób przemilczeć i o której mogę jedynie krzyczeć, zmuszając wszystkich
wokół, by koniecznie po nią sięgnęli, bo inaczej ominą ich niebywałe emocje;
ominie ich coś, dla czego każdy wytrawny czytelnik może poświęcić kilka zmarnowanych
godzin na lektury słabe, po to, by w końcu dostarczyć sobie tak nieopisanych wrażeń
za przyczyną „tej jednej, jedynej”, którą, TAK – MUSISZ przeczytać.
Porywająca, fenomenalna, igrająca z ludzkimi uczuciami,
zdecydowanie z kategorii tych, wobec których nie można przejść obojętnie! To
powieść, która nie daje spokoju, budzi dylematy moralne, skłania do
zastanowienia się nad tym, jak mało wiemy o sobie nawzajem, jak słabo znamy
osoby, które mienimy przyjaciółmi, jak wielkie tajemnice skrywa każdy człowiek.
Ksiązka zaskakiwała mnie do ostatnich stronic, co
spowodowało refleksję i podziw innego typu: imponują mi pisarze, który potrafią
tak doskonale skomponować fabułę, stworzyć ją tak spójną, mimo mnogości wątków,
których co rusz przybywa, a które mimo wszystko pod koniec okazują się być idealnie
dopasowane, perfekcyjnie splecione, wynikające jedno z drugiego. Zawsze
zastanawiam się wówczas nad jednym: jak
to jest zrobione? Pisane od końca? Na bieżąco poprawiane, by w końcu stać
się wersją doskonałą i bezżadnych
zgrzytów? Nie mogę wyjść z podziwu.
Szokująca lektura, która wyszła spod pióra niezrównanej
mistrzyni zgrabnie operującej dramaturgią i emocjami.
Choć innych książek Chamberlain nie czytałam, dla tej jednej
formułuję tak śmiałe sądy ogólne.
I z pewnością zrobię dla autorki miejsce
specjalne na mojej półce.
Tytuł: Wyznania upiornej mamuśki Autor: Jill Smokler ISBN: 978-83-7839-263-7 Liczba stron: 192 Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Rok wydania: 2012
Wbrew powszechnie panującym stereotypom nie każda kobieta
stworzona jest do macierzyństwa. Nie każda odczuwa ten naturalny zew krwi,
który powoduje, że na widok małych zaróżowionych nosków, rączek i stópek
otwiera jej się serce i natychmiast wylewa się z niego cała gama matczynych
uczuć, z gorącą miłością i wyrozumiałością na czele.
Nie każda kobieta marzy dniami i nocami o tym, by zajść w
ciążę, nie każda w tym czasie rozkwita, a już prawie żadna nie chce przyznać
się do tego, że w jej wypadku natura chyba się pomyliła – że ona naprawdę nie najmniejszej
chęci i nie umie być wzorową matką, że to nie tylko fanaberia, poprzez którą
kobieta nie chce przyjąć do wiadomości, że jej życie pełne wolności właśnie zostało
skreślone, a zaczął się znój i praca na pełnym etacie, bez możliwości zwolnień,
urlopów czy jakichkolwiek spóźnień. To po prostu naga prawda.
Oto prawda – nie każda kobieta chce i potrafi być matką. I
nie zmieni tego nic – widok niemowlaka, jego uśmiechu, pierwszych kroków – nic.
Choć będzie je kochała, to nie będzie TO, o czym tak doniośle rozprawiają mamy,
które dziecka pragnęły i liczyły się z wszystkimi konsekwencjami jego przyjścia
na świat.
Nie trudno się domyślić, że Jill Smokler o żadnym dziecku
nie śniła. Owszem, miała męża, owszem byli rodziną, ale dziecko? Nie wchodziło
w grę. Pociecha autorki jednak jeszcze zanim przyszła na świat potrafiła twardo
postawić na swoim i przebić się przez wszelkie przeszkody, ze środkami antykoncepcyjnymi
na czele.
I tak oto życie pewnej kobiety, zamieszkującej planetę zwaną Ziemią, zmieniło
się nie do poznania i już nigdy nie miało wrócić na właściwie tory. Znalazło
się w przestrzeni międzyplanetarnej i już na zawsze miało w niej pozostać. Jedyną
pociechą dla przyszłej matki stało się pisanie blogu, na którym postawiła na
szczerość i bez zbędnych pięknych słów opisywała jakie emocje towarzyszyły jej
od chwili poczęcia, aż do wychowywania kolejnego, i jeszcze kolejnego dziecka.
W jej opisach roi się od cierpkich słów, gorzkich refleksji, złośliwych uwag,
ciętych opisów codziennego życia, a wszystko to podane jest w taki sposób, że
osoba, która nie musi jeszcze przeżywać tego samego[tak, ja!] zanosi się
głośnym śmiechem. Przypuszczam, że mamy czytające te książki również mogą
wybuchać śmiechem, lecz w ich wypadku będzie to raczej śmiech solidarności. Smokler
odziera z lukru całą istotę macierzyństwa. Nie pozostawia suchej nitki na
niczym ani nikim, obnaża się całkowicie i nie stroni od błyskotliwych uwag,
otwierających oczy wszystkim, którym przesłoniły je różowe śpioszki dziecka.
Książka ta, oprócz opisów codziennych zmagań matki z jej rosnącymi i
rozwrzeszczanymi pociechami, z całą rodziną, która nagle zmienia się w Centrum
Dobrą Radę, zawiera także część komentarzy z blogu autorki, które rozpoczynają
każdy kolejny rozdział i również cechują się szczerością wręcz bolesną. Matki,
dzielą się uwagami i spostrzeżeniami o jakich nie powie żaden poradnik dla
przyszłej mamy, zapisują swoje bolesne doświadczenia, ale też świadczą o
radości jaką dało im macierzyństwo. Ile mam, tyle opinii, ale łączy je jedno –
stała gotowość na bycie przy swoim dziecku – nieważne czy odczuwana jako coś
naturalnego, czy powodowana musem.
Komu polecam tę rewelacyjną książkę? Mamom, przyszłym mamom, tym, które nie
chcą być mamami, ale też: dzieciom i nade wszystko: ojcom! Tak, tak panowie –
nawet nie wiecie jak wiele błędów popełniacie myśląc, że każda kobieta
doskonale się „bawi” wychowując dziecko i jakiego karygodnego zaniedbania
dopuszczacie się, gdy po narodzinach Waszej pociechy udajecie, że dla Was nic
się nie zmieniło i nadal możecie żyć tak jak dotychczas.
Strzeżcie się, mamy całego świata jednoczą przeciwko Wam siły!