piątek, 22 lutego 2013
niedziela, 17 lutego 2013
Nowe oblicze Greya... i Any.
Tytuł: Nowe oblicze Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-596-9
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 688
Całą jeszcze drżę od emocji po
przeczytaniu ostatniego tomu trylogii Pięćdziesiąt
odcieni i powrocie do kilku fragmentów tomu pierwszego.
Obie książki dzieli przepaść nie
do ogarnięcia.
Książa stricte erotyczna ewoluowała w nieprawdopodobnie wciągający i
emocjonujący thriller, w którym bohaterowie w dalszym ciągu ulegają dynamicznym
przemianom. Coraz mniej w niej wpadek językowych, coraz lepiej wykorzystywany
jest potencjał.
I proszę Państwa, Anastasia
Steele, przepraszam, Grey, nareszcie pokazała charakter!
W części tej wiele się dzieje.
Bliżej poznajemy bohaterów pobocznych, częściej zaglądamy do przeszłości
głównych bohaterów. Na wszystkim jednak cień rzuca postać Jacka Hyde’a, który
poprzysiągł sobie zemstę na Greyu i jego świeżo poślubionej żonie.
Cieszy mnie, że autorka
zdecydowała się skupić na tym wątku i rozwinąć go na ile umiała, wprowadzając
tym samym pożądane napięcie. Żałuję jedynie, że scena porwania, która miała
zadatki na najlepszą ze wszystkich, została znów potraktowana nieco po macoszemu,
zbyt szybko się rozwiązując.
Cieszę się, że ukazane zostało dzieciństwo Greya, że mężczyzna ów otworzył się i wreszcie ogromnie cieszę się, że nie stało się to na hip hip hurra!
Cieszę się, że ukazane zostało dzieciństwo Greya, że mężczyzna ów otworzył się i wreszcie ogromnie cieszę się, że nie stało się to na hip hip hurra!
Oczywiście, pomijając coraz
bardziej nużące sceny łóżkowe, windowe, bilardowe, czerwonopokojowe i inne,
opisywane niesłychanie tendencyjnie (których notabene w tomie tym jak na lekarstwo w porównaniu z tomem
pierwszym), książka ta staje się zaskakująco dobrym czytadłem. Wyłączającym
intelekt, pozwalającym na odprężenie, a jednocześnie… uzależniającym.
Niebywałe jest to, że nie mogłam się od książki oderwać. Brałam ją ze sobą wszędzie, czytałam w każdym możliwym miejscu, zapominałam o bożym świecie, upływającym czasie i otaczających mnie ludziach. Cóż, nie będę ukrywać – to najlepsza część trylogii, rozbudzająca apetyt na jeszcze i dająca nadzieję na to, że być może James w końcu nabierze umiejętności pisania o czymś innym niż tylko seks. Zdecydowanie bowiem w tej książce nie o niego chodzi.
Niebywałe jest to, że nie mogłam się od książki oderwać. Brałam ją ze sobą wszędzie, czytałam w każdym możliwym miejscu, zapominałam o bożym świecie, upływającym czasie i otaczających mnie ludziach. Cóż, nie będę ukrywać – to najlepsza część trylogii, rozbudzająca apetyt na jeszcze i dająca nadzieję na to, że być może James w końcu nabierze umiejętności pisania o czymś innym niż tylko seks. Zdecydowanie bowiem w tej książce nie o niego chodzi.
Rewelacyjna końcówka, która może nie jest popisem
wizjonerstwa i wirtuozerii James, ale z całą pewnością rości sobie prawo do
miana jednego z najbardziej emocjonujących finałów książek, jakie w ostatnim
czasie czytałam. Zaświadczyć mogą o tym moje nocne krzyki wściekłości na
bohaterów, rzucanie książką, zamykanie jej z hukiem, po to, by za parę sekund
znów do niej powrócić, gdyż nie dawała o sobie zapomnieć. O spokoju mogłam na
czas lektury ostatnich stu pięćdziesięciu stron zapomnieć. Być może za bardzo
się wczułam, ale o to przecież chodzi, prawda?:)
Język, cóż… bez zmian. Momentami ordynarny, wulgarny,
momentami drażniąco naiwny. Na tyle jednak do niego przywykłam, że gdyby nie
wewnętrzna bogini pojawiająca się od czasu do czasu, zupełnie przestałabym na
niego zwracać uwagę.
Epilog, który stanowi opis sceny poznania się Greya ze
Steele z perspektywy Christiana jest dla mnie zapowiedzią i obietnicą zupełnie
nowej serii. Mam nadzieję, że James do czasu jej napisania zrezygnuje z tworów
na kształt wewnętrznych bogiń czytających Dickensa czy wyświechtanych,
irytujących frazesów, które staną się jedynie kiepskim powtórzeniem tego, co
wszyscy już zdążyliśmy doskonale poznać.
Prawdopodobnie ta powieść wcale nie jest tak dobra, jak
piszę. Być może jest jedynie tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Nie zmienia
to jednak faktu, że czytało mi się ją doskonale i że kiedyś do niej wrócę. I
tak – polecam serdecznie!
Nie spodziewałam się, że to powiem, gdy sięgałam po
Pięćdziesiąt twarzy Greya. Nowe oblicze…
to jednak zupełnie inna bajka.
Manufaktura Gliwice spotkanie blogerek :)
Dziewczyny, nie mogę napisać nic więcej niż Wy - dziękuję! Było rewelacyjnie, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz;)
Nasze blogowe spotkanie odbyło się w Manufakturze Cupcakes w Gliwicach i towarzyszyło mu pałaszowanie pysznych babeczek.
Od lewej: Magdalenardo, Ktrya, Kasia - córka Aneczki, Agnieszka - córka Isadory, Miqa, ja, Sardegna i Isadora.
Nasze blogowe spotkanie odbyło się w Manufakturze Cupcakes w Gliwicach i towarzyszyło mu pałaszowanie pysznych babeczek.
Od lewej: Magdalenardo, Ktrya, Kasia - córka Aneczki, Agnieszka - córka Isadory, Miqa, ja, Sardegna i Isadora.
sobota, 16 lutego 2013
Ciemniejsza strona Greya – E L James
Tytuł: Ciemniejsza strona Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-595-2
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 632
Pierwsza część trylogii wzbudziła we mnie morze różnorodnych
emocji, a tym samym rozbudziła nadzieję na dużo lepszy tom drugi. Zakończenie
zwiastowało kontynuację serii w sposób charakterystyczny dla tradycyjnych historii
miłosnych. Po części tak też jest.
E L James rezygnuje z wielu scen
erotycznych, by bardziej skupić się na rozwoju fabularnym.
Drugiej części już nie można tak bardzo zarzucić, że jest jedynie zlepkiem scen łóżkowych, pozbawionych jakiejkolwiek treści dodanej, bowiem fabularnie jest zdecydowanie lepsza.
Niestety, wśród wielu nieporadności, James posiada również niezdolność do prowadzenia akcji. Powieść zyskuje na dodaniu tak wielu wątków obyczajowych, niestety jednocześnie traci na traktowaniu ich po macoszemu. Autorka dusi w zarodku własne pomysły, za szybko rozwiązuje akcję, marnuje potencjał wielu wplecionych w treść wydarzeń. I choć wątki te książkę urozmaicają, jednocześnie obnażają też niezdolność do poprowadzenia właściwiej narracji, innej niż powtarzalne sceny erotyczne, które w tej części robią się coraz bardziej nużące.
Drugiej części już nie można tak bardzo zarzucić, że jest jedynie zlepkiem scen łóżkowych, pozbawionych jakiejkolwiek treści dodanej, bowiem fabularnie jest zdecydowanie lepsza.
Niestety, wśród wielu nieporadności, James posiada również niezdolność do prowadzenia akcji. Powieść zyskuje na dodaniu tak wielu wątków obyczajowych, niestety jednocześnie traci na traktowaniu ich po macoszemu. Autorka dusi w zarodku własne pomysły, za szybko rozwiązuje akcję, marnuje potencjał wielu wplecionych w treść wydarzeń. I choć wątki te książkę urozmaicają, jednocześnie obnażają też niezdolność do poprowadzenia właściwiej narracji, innej niż powtarzalne sceny erotyczne, które w tej części robią się coraz bardziej nużące.
Od początku jednak.
Powieść zaczyna się trzy po
wydarzeniach poprzedniej części. Anastasia cierpi katusze z powodu rozstania,
Grey zupełnie dla siebie niespodziewanie – wydaje się cierpieć jeszcze mocniej.
Po raz kolejny został bowiem
opuszczony. Zaangażował się na poziomie emocjonalnym, inaczej niż do tej pory.
Przestał być Panem. Część druga, to właściwie obserwacja przemiany Greya – z
Pana w Uległego. Niestety, jak dla mnie rzeczą nieprawdopodobną jest, by zmiany
takie dokonały się w tak krótkim czasie. Rozumiem, że szok i cierpienie jakiego
doznał kazało mu przewartościować całe życie i zrezygnować z sadomasochizmu.
Nie wierzę jednak, że przeszedł przez to tak prosto i bezboleśnie, jak zdaje
się sugerować.
Część ta z powodzeniem mogłaby
stać się thrillerem psychologicznym, gdyby nie nieudolność warsztatowa autorki.
Wątek Leili, Jacka, Pani Robinson, zaginięcia Greya – to świetne pomysły, które
zostały zupełnie niewykorzystane. Miałam wrażenie, że nie stanowią dla pisarki
żadnej wartości – są tylko nieudolną próbą połączenia ze sobą kolejnych scen
łóżkowych za pomocą czegoś, co ma przypominać wciągającą akcję.
Co jest wielkim plusem tej części, to coraz większa otwartość Greya w mówieniu o swojej przeszłości. Czytelnik ma dzięki temu okazję zrozumieć to, co podczas lektury pierwszego tomu jedynie przypuszczał; ma szansę skonfrontować swoje teorie z wersją autorską.
Przyznaję, że Grey z części drugiej nie jest już tak magnetyczny, jak Grey-Pan. Cenię sobie jego zmianę w imię miłości, jednak wciąż diabelnie irytująca jest dla mnie jego chęć do sprawowania nad wszystkimi kontrolę, przypominająca raczej permanentną inwigilację niż troskę o bezpieczeństwo.
Co jest wielkim plusem tej części, to coraz większa otwartość Greya w mówieniu o swojej przeszłości. Czytelnik ma dzięki temu okazję zrozumieć to, co podczas lektury pierwszego tomu jedynie przypuszczał; ma szansę skonfrontować swoje teorie z wersją autorską.
Przyznaję, że Grey z części drugiej nie jest już tak magnetyczny, jak Grey-Pan. Cenię sobie jego zmianę w imię miłości, jednak wciąż diabelnie irytująca jest dla mnie jego chęć do sprawowania nad wszystkimi kontrolę, przypominająca raczej permanentną inwigilację niż troskę o bezpieczeństwo.
Nie sposób zbyć milczeniem
warstwy językowej powieści. Święty
Barnaba pojawił się tylko raz, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.
Niestety, wewnętrzna bogini, której
funkcji zrozumieć nie potrafię, psuła w tej powieści wszystko. Sprawiała, że
czyniłam gest nietolerowany przez Greya – wywracałam oczami ilekroć wewnętrzny
głos Any wkraczał na scenę akurat w tym momencie, gdy akcja zaczynała się
rozwijać. Bogini niszczyła wszelkie napięcie, wywołując na mej twarzy uśmiech politowania.
Nie wspomnę już o wszelkich odchyłach,
które mogłabym zrozumieć w dialogach z książek dla nastolatków, ale na pewno
nie w powieści pretendującej do miana historii dla dorosłych; a także o
namolnych powtórzeniach całych konstrukcji zdaniowych, przywodzących na myśl
metodę kopiuj-wklej.
Wadą jest również fakt, że wszystko dzieje się za szybko.
Pięć tygodni, podczas których rozpoczyna się intensywny
związek Greya z Aną, jego rozpad, wielki powrót, przemiana Christiana,
oświadczyny, zaginięcie, szantaże Pani Robinson, prześladowania Leili,
molestowanie Jacka, awans i przemiana Any – za dużo, za szybko.
Pięć tygodni to akurat czas na zachłyśnięcie się związkiem i uczuciem, ale wciąż nie mogę pojąć jak można być tak naiwnym, by wierzyć, że ci ludzie są w stanie kochać się nawet kilkanaście razy dziennie, za każdym razem doznając równoczesnego spełnienia, cały czas się rumieniąc i namawiając jedne drugiego do ponownego przejścia do trybu BDSM.
Wiem, że to tylko książka, ale niestety niezwykle przekonująca w swej naiwności, bez stawiania pytań o to, co będzie z ich związkiem później, gdy się już wypalą, gdy nie będzie im się chciało spędzać całych dni w łóżku. Co im zostanie?
Nie ma tu wspólnoty dusz, na próżno jej szukać. Nadal pozostaje książka ta powieścią erotyczną, jednak zdecydowanie mniej intensywną i brutalną. O wiele bardziej kieruje się w stronę psychologizmu, niestety nieumiejętnie wplatanego w akcję.
Mimo wszystko, ciągle mam nadzieję, że część trzecia, finalna, pozytywnie mnie zaskoczy.
Pięć tygodni to akurat czas na zachłyśnięcie się związkiem i uczuciem, ale wciąż nie mogę pojąć jak można być tak naiwnym, by wierzyć, że ci ludzie są w stanie kochać się nawet kilkanaście razy dziennie, za każdym razem doznając równoczesnego spełnienia, cały czas się rumieniąc i namawiając jedne drugiego do ponownego przejścia do trybu BDSM.
Wiem, że to tylko książka, ale niestety niezwykle przekonująca w swej naiwności, bez stawiania pytań o to, co będzie z ich związkiem później, gdy się już wypalą, gdy nie będzie im się chciało spędzać całych dni w łóżku. Co im zostanie?
Nie ma tu wspólnoty dusz, na próżno jej szukać. Nadal pozostaje książka ta powieścią erotyczną, jednak zdecydowanie mniej intensywną i brutalną. O wiele bardziej kieruje się w stronę psychologizmu, niestety nieumiejętnie wplatanego w akcję.
Mimo wszystko, ciągle mam nadzieję, że część trzecia, finalna, pozytywnie mnie zaskoczy.
piątek, 15 lutego 2013
Reckless. Kamienne ciało - Cornelia Funke
Tytuł: Reckless. Kamienne ciało
Autor: Cornelia Funke
ISBN: 978-83-237-3566-3
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 350
Cornelia Funke podbiła moje serce Atramentową Trylogią.
Od jej czasu, nazwisko pisarki stanowi dla mnie gwarancję
jakości i wielkiej przygody na kartach książki. Przygody, która wciąga tak
silnie, że niemalże namacalnie staje się drugim życiem, światem alternatywnym,
w którym chcę się przebywać i z którego nie chcę się wracać.
I choć Reckless. Kamienne ciało
nie porwał mnie tak intensywnie, co Atramentowe serce, krew i śmierć, jest
zapowiedzią serii równie nieprzewidywalnej co poprzednia.
Jakub Reckless przez wiele lat żył po drugiej stronie
lustra. Znikał na całe miesiące, opuszczał rodzinę, nie tłumacząc gdzie i
dlaczego zmierza; nie informując co jest tak ważne, że postanowił dla tego
opuścić swoich najbliższych. Jego domem stał się świat po drugiej stronie,
świat, który bardziej niż rzeczywistość, przypominał oniryczną wędrówkę przez
krainę baśni. Była to przestrzeń nimf, syren i innych postaci wędrujących
daleko ze świata fantazji. Jakub zasłynął w swoim nowym świecie, jako poszukiwacz
i łowca magicznych skarbów dla cesarzy, królów i innych ważnych zleceniodawców.
W tym życiu pełnym chwały i sławy zasmakował tak bardzo, że coraz częściej
zapominał wracać do rzeczywistości.
Niestety, pewnego dnia popełnił błąd. W ślad za nim na drugą
stronę lustra przeszedł jego młodszy brat – Will. W nieznanym sobie świecie
stał się ofiarą Czarnej Nimfy, która to rzuciła na niego zaklęcie zamieniające
ciało w kamień. Co gorsza, Will zaczął przemieniać się w nefryt – najbardziej
pożądany kamień, który wedle przepowiedni ma zapewnić królowi bycie
niepokonanym. Rozpoczyna się wyścig z czasem – Jakub dokonuje wszelkich starań,
by uratować brata, który szybko zaczyna zapominać kim jest, przemieniając się w
Goyle’a; gdy tymczasem armia króla wyrusza na poszukiwanie tego, który jest
obecnie jego największym pragnieniem. Znalezienie lekarstwa wymagać będzie
ogromnego poświęcenia nie tylko ze strony głównego bohatera, ale też Lisicy
oraz Klary – dziewczyny Jakuba, która również przekroczyła niebezpieczną
granicę lustra.
Choć początkowe kilkadziesiąt stron stanowi powolne i
mozolne zawiązanie akcji, wszystko rekompensują wydarzenia kolejne. Akcja
dramatycznie przyspiesza, wydarzenia się wymykają, bohaterowie dokonują wyborów
całkowicie zmieniających bieg wypadków.
Ta licząca niespełna 350 stron powieść zawiera w sobie
wszystko co najlepsze – barwnych bohaterów, niezwykły świat pełen intrygujących
postaci rodem z baśni, wciągającą fabułę, płynną narrację i otwarte
zakończenie, zwiastujące, że najlepsze dopiero nadejdzie.
Funke po raz kolejny porywa czytelnika w korowód postaci i
wydarzeń, które sprawiają, że nasza wyobraźnia nie ma chwili wytchnienia –
autorka maluje słowami scenerie, w których chce się być, w których nieustannie
trwa wala dobra ze złem, w których jedno przenika drugie i nic nie jest
jednoznaczne.
Cenię w pisarce to, że w żaden sposób nie gardzi
czytelnikiem: nie serwuje mu postaci płaskich, jałowych; wydarzeń zmierzających
do z góry znanego finału ani prostackiego języka.
Funke to znak precyzji i intrygującej akcji. Zawsze mam
wrażenie, że w każdego bohatera wkłada całe swoje serce, starając się, by był
postacią ukształtowaną przemyślanie, by było w nim miejsce na zmiany, impulsy
serca, by był dynamiczny i w żaden sposób nie wpisywał się w sztampowe
konwencje.
Co więcej, książkę tę ubogacają szkice rozpoczynające każdy
rozdział, a także liczna korespondencja z innymi tekstami kultury, nade
wszystko zaś baśniami, które autorka poddaje reinterpretacji.
Polecam serdecznie!
Polecam serdecznie!
Camilla Läckberg - Zamieć śnieżna i woń migdałów
Tytuł: Zamieć śnieżna i woń migdałów
Autor: Camilla Läckberg
ISBN: 978-83-7554-228-8
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 144
Cena: 29,90zł
Najnowsza książka Camilli Läckberg
od pierwszych stron przypomniała mi rozwiązaniami konstrukcyjnymi i fabularnymi
teksty Agaty Christie.
Kilka osób zamkniętych w domu na
wyspie odciętej od reszty świata, z powodu zamieci śnieżnej - to koncept
niejednokrotnie w wielu wariantach realizowany u królowej kryminału.
Pewnie z tego powodu, z taką
przyjemnością czytałam tekst Läckberg, który choć utrzymany w podobnej
konwencji, miał pewne znamiona wyjątkowości. Intryga nie była tak zmyślnie
skonstruowana jak u Christie, o wiele prościej było domyślić się rozwiązania,
jednak jako klasyczna mikropowieść kryminalna, ta książka stoi na naprawdę
przyzwoitym poziomie.
Co więcej, była to moja pierwsza
styczność z twórczością tej autorki, która z całą pewnością zaowocuje
kontynuacją kolejnej czytelniczej przygody.
Ad rem.
Zbliżają się święta Bożego
Narodzenia, sprzyjające rodzinnym spotkaniom, a także rozkwitowi miłości i
wkradaniu się w łaski rodziny swoich ukochanych. Policjant Martin Modlin,
zaręczony z piękną dziewczyną, jedzie na wyspę Valon, by tam poznać jej
najbliższych. Daje się namówić na to spotkanie nie bez licznych obiekcji.
Kolacja z założenia ma być
uroczysta i spędzona w miłej atmosferze, jednak już od pierwszych chwil nastrój
wydaje się być bardzo napięty. Sielskiej, rodzinnej atmosfery na próżno było
szukać, spotkaniu towarzyszyły bowiem cięte odpowiedzi ostatecznie prowadzące
do kłótni.
Co najgorsze – w pewnej chwili senior rodu, a jednocześnie najbogatszy jego członek osuwa się martwy na ziemię. Zamieć uniemożliwia wezwanie pomocy, dlatego też Martin, pewny, że właśnie stał się naocznym świadkiem morderstwa, zostaje zdany na własne siły. Wie, że w jego najbliższym otoczeniu znajduje się zabójca, który w każdej chwili może zaatakować ponownie. Zdaje sobie sprawę, że musi działać szybko i sprawnie, nie prowokując niepotrzebnie żadnego z członków rodziny. W poczuciu obowiązku zaczyna prowadzić swoje prywatne śledztwo, bardzo ograniczone, ze względu na warunki w jakich przyszło mu je wykonywać.
Co najgorsze – w pewnej chwili senior rodu, a jednocześnie najbogatszy jego członek osuwa się martwy na ziemię. Zamieć uniemożliwia wezwanie pomocy, dlatego też Martin, pewny, że właśnie stał się naocznym świadkiem morderstwa, zostaje zdany na własne siły. Wie, że w jego najbliższym otoczeniu znajduje się zabójca, który w każdej chwili może zaatakować ponownie. Zdaje sobie sprawę, że musi działać szybko i sprawnie, nie prowokując niepotrzebnie żadnego z członków rodziny. W poczuciu obowiązku zaczyna prowadzić swoje prywatne śledztwo, bardzo ograniczone, ze względu na warunki w jakich przyszło mu je wykonywać.
Niestety, podczas dochodzenia
następuje kolejny zgon. Martin wie, że musi działać jeszcze sprawniej, zanim
kolejna osoba stanie się ofiarą. Wciąż jednak nie wie kim jest i co planuje
rodzinny morderca…
Akcja tej mikropowieści toczy się
bardzo płynnie, a dzięki małej objętości książki, nie jest nadmiernie
rozwleczona. Napięcie utrzymywane jest na stałym poziomie, choć autorka dozuje
czytelnikowi z odpowiednią precyzją i częstotliwością wiele zagadek.
Język jest raczej prosty, typowy dla tego gatunku, pozwalający na dokładne wejście w sprawę kryminalną, bez zwracania szczególnej uwagi na wysuniętą na pierwszy plan warstwę lingwistyczną. Mimo tej pozornej prostoty, tekst ten nie jest banalny ani naiwny. Doskonale wpisuje się w konwencje i stanowi klasyczną reprezentację gatunku.
Język jest raczej prosty, typowy dla tego gatunku, pozwalający na dokładne wejście w sprawę kryminalną, bez zwracania szczególnej uwagi na wysuniętą na pierwszy plan warstwę lingwistyczną. Mimo tej pozornej prostoty, tekst ten nie jest banalny ani naiwny. Doskonale wpisuje się w konwencje i stanowi klasyczną reprezentację gatunku.
Do poczytania w zimowe, senne,
zaśnieżone wieczory.
Polecam!
wtorek, 12 lutego 2013
Atlas chmur - David Mitchell
David Mitchell i jego Atlas chmur
to powieść utkana z tak wielu wątków, że wystarczy lekkie rozproszenie, aby
z łatwością się zagubić. Jako że jest to powieść wymagająca skupienia, nie
każdy odnajdzie w niej odpowiedź na pragnienie lektury dającej
przyjemność. Tutaj na satysfakcję trzeba sobie zapracować.
Mimo że akcja powieści rozproszona
jest na przestrzeni wieków, losy wszystkich jej bohaterów splatają się, tworząc
kompletny obraz. Co jednak może łączyć wędrowca, kompozytora, dziennikarkę,
wydawcę książek oraz genetycznie zmodyfikowanej kelnerki i Zachariasza –
światka upadku cywilizacji? Wypowiedzenie tego jest niemożnością, tak jak
niemożliwością byłoby przywołanie treści bez odebrania przyjemności lektury. Wystarczy
powiedzieć, że bohaterowie, których dzielą nierzadko setki lat, słyszą swoje
odbicia i wyczuwają swoją obecność, co znacząco wpływa na ich życia.
Oprócz barwnej mozaiki bohaterów
należących do różnych światów i porządków, powieść skrzy się także od bogactwa
gatunków zawartych wewnątrz niej – nie jest to bowiem ani czyste
science-fiction, ani dziennik, ani powieść epistolarna, ani gorzka wizja
przyszłości. Brak klasyfikacji jest w tym przypadku klasyfikacją.
Jestem więcej niż zadowolona i
mam nadzieję, że Wy również będziecie. Konieczna jednak jest cierpliwość,
uważność i sprawne lawirowanie między kolejnymi relacjami.
Polecam - tak książkę, jak jej filmową adaptację.