David Mitchell i jego Atlas chmur
to powieść utkana z tak wielu wątków, że wystarczy lekkie rozproszenie, aby
z łatwością się zagubić. Jako że jest to powieść wymagająca skupienia, nie
każdy odnajdzie w niej odpowiedź na pragnienie lektury dającej
przyjemność. Tutaj na satysfakcję trzeba sobie zapracować.
Mimo że akcja powieści rozproszona
jest na przestrzeni wieków, losy wszystkich jej bohaterów splatają się, tworząc
kompletny obraz. Co jednak może łączyć wędrowca, kompozytora, dziennikarkę,
wydawcę książek oraz genetycznie zmodyfikowanej kelnerki i Zachariasza –
światka upadku cywilizacji? Wypowiedzenie tego jest niemożnością, tak jak
niemożliwością byłoby przywołanie treści bez odebrania przyjemności lektury. Wystarczy
powiedzieć, że bohaterowie, których dzielą nierzadko setki lat, słyszą swoje
odbicia i wyczuwają swoją obecność, co znacząco wpływa na ich życia.
Oprócz barwnej mozaiki bohaterów
należących do różnych światów i porządków, powieść skrzy się także od bogactwa
gatunków zawartych wewnątrz niej – nie jest to bowiem ani czyste
science-fiction, ani dziennik, ani powieść epistolarna, ani gorzka wizja
przyszłości. Brak klasyfikacji jest w tym przypadku klasyfikacją.
Jestem więcej niż zadowolona i
mam nadzieję, że Wy również będziecie. Konieczna jednak jest cierpliwość,
uważność i sprawne lawirowanie między kolejnymi relacjami.
Polecam - tak książkę, jak jej filmową adaptację.
780 stron? uwielbiam takie opasłe tomiska.
OdpowiedzUsuńGratuluję zdanej sesji :)
OdpowiedzUsuńMi tam ostatnio za dużo rzeczy do gustu przypada i potem dobę trzeba wydłużać :D
OdpowiedzUsuńGratuluję zdanej sesji mnie również się to udało. Czekam na recenzje i konkurs. Fajnie , że już powracasz do blogowania.
OdpowiedzUsuń