sobota, 11 maja 2013

Zauroczenie – Robert Ross


Tytuł: Zauroczenie
Autor: Robert Ross
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
ISBN: 978-83-7805-234-0
Ilość stron: 88




Książka Roberta Rossa zachwyciła mnie swoją okładką i – niestety – na tym jej zalety się kończą. Miałam szczerą nadzieję na lekką, aczkolwiek absorbującą historię miłosną, a tymczasem dostałam ckliwą opowieść, w której wszystko dzieje się za szybko. Ta książka, to przeżuwanie i wypluwanie raz przeżutych kawałków, tak dobrze znanych z literatury – czy to wysokiej próby, czy to brukowej. Przy tematyce miłosnej łatwo popaść w banał i już na wstępie zniszczyć potencjalnie ciekawy wątek, zamieniając go w festiwal pustych, a przy tym przewidywalnych gestów, w którym naiwność goni naiwność, czyniąc tekst schematycznym do bólu. Mikroświat bohatera jest uformowany bardzo przewidywalnie.
A zapowiadało się niezwykle interesująco! Oto mężczyzna przypadkowo poznaje w księgarni kobietę, która sięga po tę samą co i on pozycję. Ich spojrzenia się spotykają, wymieniają kilka kuriozalnych zdań, po czym każdy idzie w swoją stronę, nie zdając sobie sprawy, że ich życie właśnie uległo całkowitej przemianie – nabrało sensu, ubranego w zauroczenie i młodzieńczą fascynację, a być może – w dalszej drodze także i miłość. Piotrek, to pełen pragnień młodzieniec, który spotkaną dziewczynę idealizuje i w której uosabia swoje najskrytsze pragnienia. Jawi mu się ona jako idealna, jako spełnienie jego marzeń i snów, budowanych na wiedzy o bohaterach literackich i ich emocjonalnych wędrówkach. O swoich uczuciach non stop rozmyśla, coraz bardziej je wzmagając i nadając im większego niż powinno znaczenia. Od euforii popada w rozpacz na myśl o niemożności ponownego spotkania. Los jednak szykuje dla niego niespodziankę, która sprawi, że bohater będzie miał szansę skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością, którą dopiero teraz dane mu będzie poznać w pełni.
Mimo pozornie ciekawej fabuły, wszystko w tej książeczce dzieje się błyskawicznie. Tłumaczyć mogłaby to młodzieńcza brawura, jednak nawet ona nie rozwiązuje kwestii zbyt szybkiego przechodzenia od braku jakichkolwiek uczuć do euforycznego wręcz zakochania, rozbłyskającego w przeciągu kilku sekund, bez jakiejkolwiek fazy przejściowej, z pominięciem subtelnych wzruszeń pierwszego zauroczenia, z ukierunkowaniem na seksualność i miłość fizyczną, daleką od tej idealnej, jaką w oczach Piotrka pierwotnie uosabiała Wiktoria. Minipowieść Rossa to narracja o pierwszym uczuciu, pełnym rozczarowań i niespełnień, w której brak jednak emocjonalnego koktajlu, jaki zazwyczaj gwarantują historie miłosne.
Ocieka trywialnością, nudą i bezbrzeżną szablonowością.

Ross podarował czytelnikowi tekst pretendujący do miana naiwnej ramotki, który w żaden sposób nie zaspokaja, nawet tych najmniejszych oczekiwań odbiorcy, związanych z typem lektury, po którą sięgnął. Całość jest pretensjonalna, dobijająco słaba i niesłychanie nużąca. Jedyną jej zaletą oprócz okładki, jest stosunkowo mała objętość, dająca nadzieję na szybkie opuszczenie tego koszmaru klasy B. Kompletne nieporozumienie. A szkoda, bo miłość, której źródła upatruje się w spotkaniu w księgarni, mogłaby stanowić wspaniałą podstawę do opowiedzenia wzruszającej i absorbującej nas, moli książkowych, historii.