Tytuł: Dziennik 1934-1939
Autor: Anaïs Nin
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7839-531-7
Ilość stron: 568
Cena: 52 zł
Dziennik – pisze pod koniec lat trzydziestych –
niegdyś traktowałam jak chorobę. Teraz nie piszę go z tych samych powodów.
Dawniej prowadziłam zapiski, bo czułam się samotna albo dlatego że nie umiałam
porozumiewać się z innymi. Takie porozumienie było mi potrzebne. Teraz piszę
nie dla pocieszenia, lecz dla przyjemności opisywania bliźnich, z obfitości
doznań.
Choć Anaïs Nin ma w swoim dorobku także i powieści,
których napisaniu poświęciła wiele energii, to tak naprawdę za dzieło jej życia
– trzeba dodać, dzieło w pełni ukazujące jej pisarską wirtuozerię – uważa się
spisywany przez sześćdziesiąt lat dziennik, wydawany dziś w formie skróconej do
kilku tomów. Nin na jego stronicach wielokrotnie zarzekała się, że nie chce być
powieściopisarką, gdyś nie pragnie hołdować fikcji, lecz być ambasadorką
prawdy, zwielokrotnionej poprzez jej indywidualne doznania.
Lata 1934-1939 opisuje tom drugi
dziennika. Otwiera go powrót Nin do Nowego Jorku, gdzie zachłysnęła się pędem
życia, plejadą barw i kolorów, przy której Francja wydaje jej się przyćmioną i
szarą ruiną, pozbawioną energii czy jakiegokolwiek uroku. Diarystka przyznaje,
że Nowy Jork obudził w niej skrywane pokłady energii i pragnienia bycia wciąż
aktywną. Wyzwolił ją spod rządów stagnacji. Jej tekst, mimo że przeredagowany
do formy takiej, jaką możemy dziś przeczytać, ograniczony do opisu wydarzeń
znaczących dla jej życia, odznacza się siłą oddziaływania jednolitej całości,
stanowi integralną pełnię.
Otwiera ją ciąg wynurzeń o psychoanalizie, której Nin poddawała ludzi, mimo że
nie do końca miała ku temu potrzebne kompetencje. Jej pacjenci jednak tego nie
zauważali, najważniejsze było dla nich to, że jest skuteczna, że pomaga, że wyciąga
ich ze stagnacji, czyni z życiowych somnambulików na powrót ludzi cieszących
się pełnią swojego życia. Sama Nin cierpiała na nerwicę, a na kartach dziennika
porównywała też różne jej typy, które zaobserwowała na przykładzie swoich
najbliższych znajomych.
Tychże opisuje ona niezwykle
dogłębnie, szczerze i otwarcie. Dzięki tym refleksjom, dziennik tym staje się
jednak czymś więcej: nie jest zapisem wydarzeń i plotek, lecz nużącym, powolnym
rewidowaniem własnego życia, dzięki któremu Nin jawi się jako pisarka
poszukująca, tocząca bój o własną tożsamość i zmieniająca się niejako
bezpośrednio na oczach czytelnika. Przez jej znajomych uznawany był on za „nieocenione
studium kobiecego punktu widzenia”. Zapiski z sześćdziesięciu lat życia, to w istocie
próba odnalezienia samej siebie, ukrytego głęboko „ja” toczącego boje z
wersjami Nin, jakie chciało narzucić jej środowisko. Zważając na okres, w którym
dzieło to powstało, można uznać je za nowoczesne, wychodzące poza sztywne ramy
wymogów swoich czasów.
Nad dziennikami Nin nieustannie
ciąży widmo choroby, a w tym tomie także i śmierci naznaczonej wojną,
rozpoczynającej się pod jego koniec. To dzieło intymne, ukazujące kobietę
świadomą samej siebie i własnej wartości, powoli dochodzącą do tego kim tak
naprawdę jest i kim chce być. Emanuje z niej ogromna siła i pragnienie
odsłonięcia prawdy: o sobie i swych bliskich. Nin ma w sobie wiele krytycyzmu wobec zastanej
rzeczywistości, o którą stara się zawalczyć, i którą pragnie zrozumieć. Jako
pisarka i jako kobieta, ma ogromne skłonności do introspekcji, autorefleksji i
autoanalizy.
Jej zapiski to wcale nie nudne
tyrady i moralizowanie, lecz tętniąca życiem opowieść o kobiecie samoświadomej,
to pogoń za własnym ego. Mimo
konfesyjnej funkcji dziennika, która wielokrotnie wysuwa się na plan pierwszy,
podczas lektury mamy wrażenie czytania tekstu będącego literacką perłą i
cieszymy się, że Nin zrezygnowała z poświęcenia się tworzeniu powieści, na
rzecz kontynuowania praktyki diarystycznej. Jej dziennik oddycha dzięki
wpisanemu w niego osobistemu tonowi, ma niesamowitą moc oddziaływania. Już w trakcie pisania, dzieliła się nim Nin ze
swoimi znajomymi, choć daleka była od szukania poklasku czy uznania w ich
oczach. W dzienniku tym ukazuje się nam
kobieta, z którą wiele znanych mi osób, mogłoby się zidentyfikować, a sam
dziennik stanowi próbę zdefiniowania samej siebie w kontekście swej twórczości,
charakteru, świadomości i co rusz zmieniających się doświadczeń. Pytaniem otwartym stawianym przeze mnie
każdorazowo przy lekturze literatury dokumentu osobistego jest: ile w tym
prawdy, a ile kreacji, kokieterii? Na ile Nin przedstawia prawdziwą siebie, a
na ile tworzy fikcję, pisze powieść? Czy tworzyła jedynie po to, by
przepracować własne traumy i uporać się z doświadczeniami, czy może od początku
miała świadomość tworzenia dziennika pisarskiego, w którym prawda miesza się z
literackością, a słowa wychodzą z powszechnych użyć? Ile tutaj Anaïs-człowieka
pragnącego ekspresji, by nie zadławić się własnym życiem, a ile Anaïs-pisarki
dążącej do stworzenia poczytnego dzieła, unikającej efekciarstwa, by sprytnie
oszukać czytelnika co do prawdziwości swoich intencji?
Jakakolwiek byłaby odpowiedź –
czyta się bardzo dobrze; tak dobrze, że nie sposób się nasycić.