Mówienie o chorobie już dawno przestało być społecznym tabu.
Piszemy oficjalnie, nie wstydzimy się swojej przypadłości, bo gdzieś głęboko w
nas tkwi przeświadczenie o tym, że jeśli będziemy mówić, to ktoś inny, dzięki
naszemu świadectwu może się zbadać albo ujrzeć u siebie symptomy choroby na takim
etapie, w którym jest ona jeszcze do wyleczenia.
Nikogo nie przerażają już schorowani ludzie wyzierający z
ekranów telewizora, który do tej pory hołdował jedynie takim wartościom jak
piękno, zdrowie i młodość.
Coraz częściej mówi się i słyszy o ludzkich niedomaganiach,
by szukać wsparcia i uczulać. Co rusz słyszymy o kampaniach, stawiających sobie
za cel pozyskanie jak największej ilości dawców szpiku, krwi i in. A mimo to u
wielu z nas mechanizm działa na podobnej zasadzie: dobrze, ze się o tym mówi,
ale to przecież mnie nie dotyczy. Wypieramy ze swojej świadomości wszelkie
sygnały ostrzegawcze w myśl zasady, że to co nienazwane i niewypowiedziane
głośno – nie istnieje, a niepotrzebne rozmowy mogą kusić los. Przychodzi jednak
taki moment, kiedy nie jesteśmy już w stanie ignorować pewnych objawów – i
nieważne jest wówczas to czy mamy 70, czy 20 lat. Diagnoza zawsze przeraża tak
samo, a to jak żyjemy po niej, pokazuje jakim tak naprawdę jesteśmy ludźmi i
kim się otaczamy.
Joanna Sałyga żyła, zdawało by się, pełnią życia. Miała
niezwykle rezolutnego Syna, ukochanego Niemęża, dobrą pracę. Wszystko jednak
uległo przewartościowaniu, gdy usłyszała, że cierpi na raka żołądka. Jakby tych
wiadomości było mało, osądem lekarza był to taki etap choroby, który
kwalifikuje się już jedynie do leczenia paliatywnego. Świat
trzysiestoczteroletniej kobiety zmienił się w mgnieniu oka. To, co miało być
jedynie rutynowym badaniem, okazało się wizytą zapamiętaną do końca życia.
Joanna ze swoją chorobą walczyła ponad dwa lata. W tym
czasie zaczęła pisać internetowy dziennik. Jej blog w bardzo krótkim czasie
zyskał tysiące odwiedzających, którzy szukali w nim pocieszenia, rady, ale też
sami dzielili się własnymi doświadczeniami czasu choroby. Witryna Joanny stała
się miejscem, gromadzącym ludzi próbujących odnaleźć sens w swoim nowym życiu,
osób pełnych ciepła, życzliwości, służących dobrą radą, ale też ludzi
zgorzkniałych, zostawiających obelżywe komentarze, mające pokazać jak to bardzo
nie lubią obnoszenia się ze swoją chorobą. A Joanna pisała.
Często złośliwie, zjadliwie, kąśliwie, atakowała swoją
chorobę, a przy tym ciągle walczyła. Wraz z lekarzami mądrze wybierała
najodpowiedniejszą dla siebie formę leczenia, jednocześnie przygotowując Syna
na nieuniknione. To, co stanowi o wielkiej wartości jej bloga, przekazywanego
dziś dalej dzięki jego wersji drukowanej, to ogromna szczerość, miłość i
mądrość wypływające z kart książki. Joanna miała godną pozazdroszczenia relację
z Synem i Niemężem. Ich rodzina została scementowana w obliczu choroby, gdy nie
poddali się, lecz wciąż obdarowywali innych uśmiechem i wolą walki. Syn Joanny
jawi się jako niebywale mądre dziecko, doskonale zdające sobie sprawę z tego,
co się dzieje. A ona, jako osoba, która niczego nie ukrywa, nie tratuje dziecka
jako kogoś mniej ważnego tylko dlatego, że jest mały i być może nie wszystko
rozumie. Ich wypowiedzi są prawdziwym świadectwem zdrowych relacji
matka-dziecko, w którym oba człony są równorzędne. Książka ta, to historia zaciętej walki o życie, ale też lekcja optymizmu oraz
wielkiej pokory. Joanna doświadczyła ogromu dobra, którym także potrafiła się dzielić
– nie straciła wiary w sens życia, na bieżąco kibicowała sobie – i myślę, że
nam, czytelnikom, również – w dostrzeganiu każdej drobnostki, mającej moc nas
uszczęśliwić. Jej ostatnie lata dały jej impuls do afirmowania życia i
cieszenia się z błahostek. Joanna, wierzcie lub nie, była szczęśliwa.
Chustka, to nie
tylko zapis jej zmagań z chorobą, ale nade wszystko świadectwo ogromnej
miłości. I normalnego życia – mimo choroby. Książka ta jest nie tylko
szczegółowym opisem kolejnych terapii, ale przede wszystkim pamiątką po
minionym – Joanna opisuje w nim posiłki, cytuje wypowiedzi dorastającego syna,
wypowiada się często kontrowersyjnie, niepokornie, ale zawsze szczerze. W swoje
wypowiedzi wplata fragmenty wierszy czy też utworów muzycznych, których pełny
spis znajduje się w aneksie do książki.
To historia, którą warto poznać. Choć czyta się ją ciężko –
zwłaszcza, gdy ma się w pamięci podobne wydarzenia z własnego życia – jest
lekturą niezwykle ważną. Uczy współodczuwania, pokazuje co myślą osoby chore i
że wcale nie chcą być traktowane jako inne, tylko dlatego że cierpią na
nowotwór. Chustka to opowieść o
przemianie życia, mocowaniu się z chorobą i niebywałej woli walki o każdy kolejny
dzień. Polecam.
Zarówno lekturę książki, jak i blogu, z którego pochodzą
wszystkie teksty zawarte w książce, uzupełnione o wstęp i zakończenie Niemęża.
- mamo, obudź mnie jutro raniutko. jak tylko otworzysz oczy, od razu budź i mnie.
- ale po co, nie wolisz pospać?
- oj, nie. wiesz, ja mam tyle książek do przeczytania. nie chcę tracić czasu na spanie. [1]
Zapraszam na blog: http://chustka.blogspot.com/
_____________________
[1] cytat pochodzi z książki.
Jeśli chcecie zmierzyć się z tym tematem w innych tekstach,
polecam:
Lewa, wspomnienie
prawej – Krystyna Kofta
Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby – Jerzy Stuhr
Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby – Jerzy Stuhr
Wygrać życie –
Kamil Durczok, Piotr Mucharski
Polityka nowotworowa – Łukasz Andrzejewski
Polityka nowotworowa – Łukasz Andrzejewski
blog, choroba, dziecko, dziennik, miłość, nowotwór, pomoc, rak, relacje, Sztukater, śmierć, walka, Wydawnictwo Znak, związek, życie
Ciągle się zastanawiam czy ją czytać. Niby chcę, ale jednak trochę się boję
OdpowiedzUsuńNie bój się, naprawdę. Nie wiem czy miałaś okazję czytać dziennik Kofty, ale jeśli chodzi o przemawianie do mnie i jako czytelnika, i człowieka pośrednio doświadczonego chorobą nowotworową - jest mocniejsza. Może to wynika z tego, ze Kofta jest pisarką i słowem się bawi, a Chustka to stricte blog amatorski? Nie wiem, ale nie bałabym się. Jest ból, jest cierpienie, szlag Cię trafia jak widzisz, że takie rzeczy się dzieją, ale nad tym wszystkim patronuje nieprawdopodobna nadzieja!
UsuńSzlag mnie trafia to jedno, a drugie, że jednak też mnie pośrednio to dotyczy. Ale pewnie przeczytam. Poryczę się, ale przeczytam.
UsuńAsiu - mnie też dotyczy. I nie ryczałam. Nie wiem czy już tak bardzo się uodporniłam, czy przez te wszystkie doświadczenia włączyła mi się obojętność, ale kurczę - nie mogłam i już. Wiedziałam o czym pisze, sama miałam to na co dzień, finał był ten sam, a jednak odarto mnie z uczuć chyba, bo nie byłam w stanie ani jednej łzy uronić.
UsuńWzruszają mnie fikcyjne opowieści, na których beczę, a nie jestem już w stanie zapłakać nad rzeczywistością. Tak mnie życie zbombardowało, krokodylą skórę wdziałam.
Krokodyla skóro, przytulam, żeby było raźniej, bo mega smutno mi się zrobiło jak przeczytałam, że też tego doświadczasz.
UsuńDziękuję, Kochana!
UsuńChoć prawidłowo było by napisać, że doświadczałam. Teraz zostało jedynie to co "po".
Czytałam swego czasu bloga Chustki. Każdy wpis przyswajałam ze ściśniętym gardłem, więc książką nie będę się już "torturować". Jednak myślę, że warto po nią sięgnąć, zwłaszcza jeśli nie znało się bloga.
OdpowiedzUsuńNo ja właśnie nie znałam, bo i od tematyki raczej stroniłam. Tak to jest, że mijamy to, co nas w żaden sposób nie dotyczy. Odkąd nowotwór uderzył i w moich bliskich, automatycznie zaczęłam krążyć i węszyć wokół tematu. W idealnym czasie wydano książkę, ale mimo to długo czekała na lekturę, oj długo. Dość torturowałam się innymi, wypisanymi w poście. Ciężki temat, ale rzeczywiście - warto sięgać.
UsuńJa dokładnie w takich samych okolicznościach zaczełam poznawać ten temat, więc życzę siły.
UsuńDziękuję i wzajemnie!
UsuńChoć u mnie - walka już skończona.
moim zdaniem choroby są dalej tematem tabu, dużo się zmieniło ale jednak ejsteśmy dalej zamknięci. Jakiś czas temu cztałam "Motyla" Lisy Genovy opowiada ona o kobiecie inteligentnej, uczącej na jakimś ważnym uniwersytecie a jednak zapada ona na Alzheimera. Ksiązka pokazuję jak ona walczy z tą chorobą i jak bohaterka zmienia się wraz z rozwojem choroby. Smutne bo często najbliższa rodzina nie potrafi sie z tym pogodzić i nie umie odnaleźć się w tej sytuacji. Ale takie ksiazki jednak wciągają i chce sie je czytac
OdpowiedzUsuńA moim zdaniem nie jest tabu i nie może być - wszyscy piszą o chorobach, mówią w telewizji o chorobach, pisują na blogach. Nie ma już tabu, jest tylko dalsza niewiedza i niedoinformowanie, bo to czym nas karmią media, to jakieś pobieżne informacje, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. To już nie jest tak, że o chorobach się nie mówi, bo samo mówienie grozi niebezpieczeństwem, bo mówi się sporo, ale wciąż niewiele się robi w ramach odpowiedniej profilaktyki, wciąż mamy małą wiedzę na temat wczesnego wykrywania pewnych chorób, ignorujemy ostrzeżenia organizmu, a lekarze pierwszego kontaktu rzadko dostrzegają ryzyko i kierują do odpowiednich specjalistów - niestety, tutaj mamy wiele zaniedbań, ale to już temat na inną dyskusję.
UsuńO "Motylu" co nieco słyszałam, ale nigdy nie czytałam - dziękuję za przypomnienie, bo chętnie się z nią zapoznam.
Kiedy recenzja ,,Szatana z papieskiego rodu''? :)
OdpowiedzUsuńCiężko podać mi konkretną datę, bo jeszcze kilka książek wepchnęło mi się przed lekturę tej, ale obiecuję, że już niedługo:)
UsuńCzytałam ją jakiś czas temu, zrobiła na mnie duże wrażenie. Szczególnie zaskoczyła mnie ogromna wola walki Joanny, o której również wspominasz:)
OdpowiedzUsuńMnie to nie zaskoczyło, bo to spodziewam się, że gdyby woli nie było, nie byłoby też tej książki:) Niemniej zrobiła na mnie wrażenie;))
UsuńJa na szczęście nie musiałam nic takiego okropnego przeżywać, ale strasznie współczuje ludzią którzy jednak muszą.
OdpowiedzUsuń*ludziom :)
UsuńRzeczywiście, masz ogromne szczęście. Dzisiaj to już niestety tak powszechna choroba, że dotyka niemalże każdą rodzinę - prędzej czy później. Oby Ciebie ominęła!
Mam tę pozycje w planach, wiem, że muszę koniecznie ją przeczytać, ponieważ wierze Tobie jak i innym blogerom :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, na pewno nie pożałujesz czasu z nią spędzone, a być może zmieni Twoje życie.
UsuńCzytałam i zabierając się do lektury spodziewałam się, że będzie ona bardzo przygnębiająca. Temat oczywiście jest smutny i trudny, ale Joanna dała czytelnikom dużo więcej, podzieliła się swoją radością życia, pokazała co jest ważne, praktycznie do końca nie straciła poczucia humoru, chociaż domyślam się, że było jej strasznie ciężko. Zgadzam się z Tobą, że warto tę książkę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMasz rację! Jest w niej paradoksalnie ogromna radość i to właśnie stanowi o jej sile!
UsuńTo wszystko prawda, ale muszę powiedzieć jedną rzecz. Codziennie we wiadomościach pokazuje się nam różnych poszkodowanych, chorych, z wyraźną intencją, żeby widzowie zadzwonili po programie i pomogli. Nie mam w tym nic złego, ale nasuwa się pytanie: a gdzie jest państwo? Dlaczego państwo nie może tym ludziom zapewnić opieki, tylko muszą oni zgłaszać się do telewizji, żeby w ten sposób dotrzeć do darczyńców?
OdpowiedzUsuńZgadza się, ale prawda jest taka, że niejednokrotnie koszty leczenia są tak horrendalne, że gdyby państwo miało łożyć na wszystkich - nic już nie zostałoby na inne sfery działalności. Tak to niestety wygląda, a już inną sprawą jest, w co wyrzucana jest masa państwowych funduszy... Gdyby chociaż część tego przekazać na poszkodowanych, na pewno wszystkim żyłoby się lepiej i zadziałoby się wiele dobrego.
Usuń