Tytuł: Spróbujmy jeszcze raz
Autor: Abbi Glines
Wydawnictwo: Pascal
ISBN: 978-83-7642-229-9
Ilość stron: 336
Cena: 34,90 zł
Pierwsza część historii opowiedzianej przez Abbi Glines zrodziła
we mnie mieszane uczucia, przybrała bowiem charakter skamienieliny lub mumii –
odgrzewała znane schematy, ścierała makijaż nowatorstwa w zamian za całkowite
oddanie się we władanie rozwiązań, które ostatnimi czasy nabrały mocy
marketingowej i sprzedają się najlepiej. Autorka skupiła się na sferze
emocjonalnej bohaterów, nie kusząc się nawet o głębsze penetrowanie ich
psychiki – zatrzymała się na całkowicie podstawowych instynktach, pierwotnych
emocjach i towarzyszącym im emocjach.
Po krótkim, choć namiętnym związku i równie spektakularnym rozstaniu, Blaire postanowiła wrócić do rodzinnego miasta, by tam uporać się z (pół)prawdą, którą właśnie poznała.
Zamiast jednak znaleźć należne jej ukojenie, w jej życiu
pojawia się ktoś, kto nie pozwala przestać jej myśleć o Rushu i kto na zawsze
splata ich losy.
Mimo zranienia, dziewczyna ciągle myśli o ukochanym, z
którym wie, że nie ma szans na związek. Staje przed trudnymi decyzjami, od
których zależy jej dalsze życie.
O ile w pierwszym tomie swoim zachowaniem irytowali mnie przede
wszystkim głowni bohaterowie, o tyle teraz moja szczególna uwaga zwróciła się w
kierunku Caina, byłego chłopaka Blaire,
który swoją żałosną nachalnością doprowadzał mnie do wrzenia. Urzeczywistnił on
tak znany profil człowieka, który za wszelką cenę chce odwrócić niedawne
rozstanie, siląc się na coraz bardziej upokarzające zachowanie i deklaracje –
choć to częsty przypadek działań, które są niejako bezwarunkowe, toczą się poza
człowiekiem, który gdy tylko ochłonie zaczyna ich żałować – i tak miałam ochotę
Caina spoliczkować. Rzadko spotyka się aż tak irytujące postaci.
Tym, co jeszcze drażniło, to wulgarne wtrącenia podczas scen
erotycznych – zabieg znany już z tomu pierwszego. Choć w normalnych warunkach
bohaterowie wypowiadali się z pominięciem przekleństw, gdy tylko znajdowali się
w łóżku, z ich ust natychmiast zaczęła spływać cała lista obelżywości, z
subtelnym „fuck” na czele. Rola tego słowa jest tu niebagatelna – przypomina mi
kultowego już św. Barnabę E.L. James, wtrącanego wszędzie gdzie tylko zaistniała
taka możliwość, jednak zupełnie zbędnie, bez jakiegokolwiek umotywowania. Wtrącenia
te całkowicie wybijały z rytmu, niczemu nie służyły, chyba że miały pełnić rolę
wewnątrztekstowych rozpraszaczy i świadectwa płytkości. Ordynarne wtrącenia
zupełnie nie przystawały do reszty wypowiedzi, choć niewątpliwie w jakiś sposób
korespondowały z coraz liczniejszymi i śmielszymi scenami łóżkowymi.
Oto z powieści obyczajowej o zabarwieniu romansowym, zrobił
nam się erotyk dla młodzieży, tak jednak słaby, że niektóre sceny zamiast
ekscytować uchodziły za niesmaczne.
U Glines łożko= nagłe uprzedmiotowienie, pojawianie się
słownictwa opisującego szczegóły anatomiczne w sposób daleki od naukowego,
wtrącenie określeń nieprzyzwoitych, niestosownych i zupełnie
niekorespondujących z językiem występującym w pozostałych scenach. Bohaterowie
już nie unoszą się na skrzydłach miłości, lecz nagle stają się wulgarni w nazywaniu
tego, co z powodzeniem mogli tytułować zgodnie z dotychczasowymi zasadami. Brakuje
tutaj pewnej dyskrecji, niedopowiedzeń, raczeni jesteśmy za to ogromem scen
przywołujących na myśl tanią pornografię, opisów poniżej krytyki w tego typu
książce, która zupełnie nie zapowiadała podobnych rozwiązań. Daleka jestem od
fałszywej pruderyjności, ale wiele scen odrzucało mnie i budziło absmak. Gdyby
był to inny typ ksiązki, a całość utrzymana w podobnej stylistyce – nie byłoby
problemu. W oczy jednak rzucają się nagłe zmiany poetyki, już nie tyle ze sobą
kontrastujące, ile zupełnie nie współbrzmiące.
Przez to, w moim odczuciu, zatraca się główny wątek: historii
o docieraniu się, dojrzewaniu do związku, uczeniu się prawidłowych zachowań, ale
też o próbie dokonania trudnego wyboru między miłością do dwu kobiet, które nie
są w stanie znieść swojej obecności, przez kłamstwa, którymi były karmione
przez lata.
Glines stworzyła kronikę wzlotów i upadków, w której
bohaterowie miotają się, nie są zdolni do podjęcia ostatecznych decyzji, wciąż kurczowo
trzymając się podstawowych emocji.
Jak rozwiąże się ich sytuacja?
Przeczytajcie jeśli nie straszne Wam językowe potworki.
Przeczytajcie jeśli nie straszne Wam językowe potworki.
3, Abbi Glines, literatura powszechna, miłość, namiętność, przeszłość, rodzina, romans, uczucie, Wydawnictwo Pascal, związek
Ja osobiście uwielbiam tę serię, ale prawda jest taka, że obecność wulgaryzmów w scenach intymnych rzeczywiście odrobinę zniechęca. Mi nie przeszkadzało to, co prawda tak mocno jak Tobie, ale rzeczywiście gdyby było ich mniej, lub wcale, czytałoby się o wiele przyjemniej :)
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o to, że są wulgaryzmy, ale bardziej o to jakiego typu to są wulgaryzmy - ostra scena łóżkowa, a tu nagle "fuck", które ze względu na powszedniość użycia w różnych sytuacjach, zaczyna być neutralne, wcale nie zaś nacechowane negatywnie lub pozytywnie, więc zupełnie nie wiem w jakim celu zostało to słowo użyte...
UsuńIrytowała mnie ona na poziomie językowym, poza tym było ok;)
Mi się bardzo książka podobała i w sumie mi wulgaryzmy nie przeszkadzały, miałam uczucie, że pasują one do tej książki/ historii
OdpowiedzUsuńJakoś nic mnie do niej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Trochę sens całej historii schodzi na plan dalszy. Autorka nieco za bardzo chciała wpisać się w kanon lektur erotycznych - tak bardzo popularnych w ostatnich czasach. Jednak jak na erotyk jest to książka zbyt słaba. Jak na młodzieżówkę - zbyt przesadzona.
OdpowiedzUsuńAle i tak chętnie poznam dalsze losy bohaterów :)