sobota, 25 stycznia 2014

Wyjdź za mąż i poddaj się!

Tytuł: Wyjdź za mąż i poddaj się!
Autor: Constanza Miriano
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-63621-42-1
Ilość stron:
220
Cena:
29,90 zł


Gdy książka Wyjdź za mąż i poddaj się Constanzy Miriano ukazała się w Hiszpanii, spotkała się z ostrą krytyką środowiska feministycznego, które nie dość, że zaczęło organizować protesty wymuszające usunięcie jej z obiegu, to jeszcze darło ją publicznie, sugerując, że jej autorka to wróg kobiet i propagatorka przemocy wobec nich.

Wszystko dlatego, że Miriano swoją wizję małżeństwa, którą promuje w książce, oparła na nauczaniu św. Pawła, głoszącym potrzebę kobiecej uległości. Odwołuje się ona do katolickiej hierarchiczności, sprowadza jednak rolę kobiety wyłącznie do macierzyństwa i przedstawia ją jako istotę całkowicie bierną.
Nie dziwi, że spojrzenie to spotkało się z ostrą falą krytyki, zwłaszcza w czasie, gdy trwa gorączka zogniskowana wokół zagadnień płci kulturowej, podziału ról i obowiązków społecznych, nowego widzenia tak zwanej „kwestii kobiecej” i „kwestii męskiej”.
Co ciekawe, model prezentowany przesz Miriano nie odpowiada także wielu katolickim kobietom, które przestały się w nim odnajdywać i nie jest to w żaden sposób wyrazem ich buntu przeciwko Bogu czy Kościołowi, lecz konsekwencją przemian społecznych, kulturowych i ekonomicznych, które niejako wymuszają nowe spojrzenie na wiele kwestii i ich redefinicję.

Jaki to jednak model?
Najoględniej mówiąc: kobieta ma się nie martwić, nie może mieć czasu na zły humor, ma być wdzięczna Bogu, że ma mężczyznę, któremu może dać odpocząć, gdy ten wróci z pracy. Model kobiety-tytanki, która dba o to, by jej rodzinie niczego nie zabrakło, by wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni, podczas gdy ona będzie podtrzymywała złudzenie o swojej szczęśliwości (choć czasem to wcale nie złudzenie) i braku wycieńczenia. Kobieta ma być cicha i pokorna, po to, by mężczyzna stojący nad nią, widząc jej słodycz, sam zaczął się zmieniać. Jak Wam się podoba taka wizja?

Ciekawa jest również, wspominana już w opisie okładkowym próba przyporządkowania mężczyzny do innego „gatunku”, który należy otaczać opieką i któremu należy pomagać, bo to leży w kobiecej naturze. Miriano daje impuls do zastanawiania się nad kwestią natury kobiecej – czym tak naprawdę jest? Na ile jest naturą, a na ile kulturowym obrazem powielanym przez pokolenia?
Autorka zadaje także ważne dziś pytania o sens małżeństwa w dobie postulatów o równości, zestawianej (niestety) z identycznością. Jaki sens ma wchodzenie w relację, mającą być dopełnieniem, jeśli jestem taka sama jak mężczyzna? W czym może mnie on dopełnić?
Pisarka wielokrotnie podkreśla wpisane w naturę kobiety posłuszeństwo, a naturę mężczyzny przewodnictwo, które musimy zaakceptować i według których musimy żyć, by zachować harmonię świata i przetrwanie rodziny w tradycyjnym rozumieniu.

Recepcja ksiązki Miriano w Polsce póki co jest w przeważającej mierze bardzo optymistyczna, co sugeruje, że mimo następujących przemian, w większości wciąż jesteśmy zwolenniczkami tradycyjnego układu podziału ról, który został w nas tak silnie zakorzeniony, że nie wyplenią go żadne rozmowy na temat równości (równości, nie: identyczności!) w każdej sferze życia.
Czytelniczki chwalą książkę, którą traktują jako poradnik, mający umożliwić im zbudowanie szczęśliwej rodziny. Forma listów, którą przybierają rady i anegdoty autorki, bawią i stają się chyba dla Polek odbiciem ich własnych doświadczeń, potwierdzeniem, że są one uniwersalne i typowe dla każdej małżonki, obarczonej rolą trzymania rodziny w pionie i bliskości. Kobiety odnalazły w Miriano same siebie, a z jej wypowiedzi o rodzinie, miłości, Bogu i małżeństwie zaczerpnęły wiele inspiracji.
Miriano nie przekreśla tego, by kobieta pracowała, a jednak jednoznacznie wskazuje na to, że działania mające na celu zarobek, powinny być w naszej hierarchii daleko za dbaniem o rodzinę, które to sprawia nam o wiele więcej frajdy.
Choć premiera dwu jednocześnie wydanych tekstów Miriano w Polsce była obwarowana kampanią marketingową, mimo wszystko, mam wrażenie, że książka ta przeszła bez echa. Nikt się nie zbuntował, nikt się nie oburzył – jedynie jednostki, które nie podburzyły do wystąpień podobnych tym w Hiszpanii.
Stanowi to pewien obraz polskiego modelu rodziny, który wciąż, mimo przemian, ma się dobrze i chyba jeszcze długo będzie miał.

Czyta się tę książkę bardzo dobrze: wielokrotnie potakiwałam przy niej głową, zgadzałam się z opiniami autorki, znacznie częściej niż w przypadku drugiego tomu, dedykowanemu mężczyznom. Być może to dlatego, że czuję się kobietą (we wszystkich aspektach), która chce realizować się w tradycyjny sposób: jako żona i matka. Nie znaczy to jednak, że podeszłam do niej bezkrytycznie: zbyt wiele w niej wizji bajkowych, niemożliwych do zrealizowania w polskich warunkach i zbyt wiele stereotypowych, dawno już nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, a także zbyt wiele opinii skreślających partnerski dialog o trudach codzienności.
Dla tych, którzy nie chcą żyć według prezentowanego planu, książka ta rzeczywiście może jawić się jako atak na wolność, a jednak nie jest ona przecież dyktatorską wizją jedynej prawdziwej drogi do samorealizacji, jest za to świadectwem kobiety, która w tradycyjnym modelu się spełnia i odnajduje w nim szczęście, dając tym samym inspirację innym.


6 komentarzy:

  1. Uważam, że takie książki też są potrzebne :). Mimo, że proponowany przez Autorkę model rodziny w ogóle do mnie nie przemawia. Ale zawsze warto poznać racje drugiej strony, zwłaszcza jeśli są dobrze opisane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że tak:) Anegdotyczna forma zdecydowanie wpływa na to "dobre opisanie":)

      Usuń
  2. Warto znać obie strony spory, ale w ogóle nie zgadzam się z autorką... mam dość ognisty temperament, więc u mnie coś takiego by się nie sprawdziło... W końcu każdy jest równy (a przynajmniej powinien być) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała kilka celnych uwag, które warto byłoby wprowadzić w życie, ale ja również nie dałabym się zamknąć w takim modelu jaki proponuje - owszem matka i żona - pewnie! Ale nie dobrotliwie kiwająca głową męczennica, która jest na każde kiwnięcie męża. Równość, równość, równość.

      Usuń
    2. PS Nie wiem czy tu można mówić o sporze - każdy ma takie życie, na jakie się godzi i właściwie innym nic do tego. Komuś pasuje taki model - w porządku! Mi nie pasuje, ale to nie znaczy, że będę się z kimś spierać;)

      Usuń
  3. O bogowie, już po samym opisie mam ochotę odgryźć autorce tej książki głowę, więc będę się trzymać od obu pozycji z daleka. Jasne, każdy ma prawo do swojego modelu życia - tylko, na wszystko, bez tych koszmarnych wpisywań jakichś zachowań w "naturę kobiecą" i "naturę męską"...
    Coś mam wrażenie, że autorka nie potrafi wyjść w swojej wizji świata poza "Biblię" i nie umie spojrzeć z innej niż ta biblijna strony na rozmaite przemiany kulturowe w różnych epokach... (Nie umie albo nie chce, bo wtedy ładna wizja by jej się nie zgadzała).
    Swoją drogą, ciekawi mnie jeszcze pewien paradoks: z jednej strony takie pozycje podkreślają dominującą rolę mężczyzny, z drugiej - robią z niego nieporadną istotę, która wiecznie wymaga rozmaitych form opieki ze strony kobiety. Na miejscu kobiet zgłupiałabym od sprzecznych rad, a na miejscu facetów obraziłabym się za robienie ze mnie kompletnej ciamajdy ;)

    OdpowiedzUsuń