Tytuł: Zaklinacz czasu
Autor: Mitch Albom
Wydawnictwo: Znak - w sprzedaży od 8 stycznia!
ISBN: 978-83-240-2479-7
Ilość stron: 288
Cena: 32,90 zł
Nikogo nie trzeba już przekonywać, że żyjemy w czasach
natychmiastowości i pogoni za bliżej nieokreślonym celem. Pokolenie
konsumpcjonizmu z niczego się nie cieszy, zdaje się wyznawać zmienioną zasadę –
chodzi o to, by gonić króliczka, ale nie o to, by złapać go.
Ludzie (ja) żyją w nieustającym strachu przed tym, że
zabraknie czasu.
A kto z nas potrafi się wyciszyć, wyłączyć, nie odliczać, nie spoglądać na wszechobecne zegary przez chociażby pół dnia, ba! przez kilka godzin (sic!).
A kto z nas potrafi się wyciszyć, wyłączyć, nie odliczać, nie spoglądać na wszechobecne zegary przez chociażby pół dnia, ba! przez kilka godzin (sic!).
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się kto konkretnie jako
pierwszy zaczął mierzyć czas i jakie przyniosło to konsekwencje dla ludzkości?
Raz obudzone pragnienie już nie ustanie. Rozrośnie się w sposób, którego nie potrafisz sobie wyobrazić. Niebawem człowiek będzie liczyć wszystkie swoje dni, potem mniejsze cząstki dnia, a potem jeszcze mniejsze – aż wreszcie liczenie pochłonie go całkowicie i utraci ten cud, którym został obdarowany na początku czasów: świat.[1]
Mitch Albom, którego zapamiętałam z fenomenalnej ksiązki Pięć osób, które spotykamy w niebie,
oddaje w ręce czytelników tekst, mający być próbą odpowiedzi na pytania o czas,
których nigdy sobie nie zadajemy, bo tak bardzo jesteśmy zaślepieni gonitwą, że
podobne refleksje nie mają już dla nas znaczenia.
Ciągle zmierzamy do wydłużenia doby, zmaksymalizowania
wydajności, wykroczenia poza własne ograniczenia, zaoszczędzenia czasu – w imię
czego? Na co tak naprawdę poświęcamy ukradzione chwile? Na kolejne odliczanie,
na kolejne bicie rekordów i przekraczanie granic – nie zaś na odpoczynek i
wsłuchanie się w siebie. Wciąż przedkładamy ilość nad jakość, pogoń nad
spokój wyciszenie.
Oznaczałeś minuty – odezwał się starzeć – lecz czy używałeś ich mądrze? Po to by być spokojnym? By się zachwycać? Być wdzięcznym? By podnosić i dawać się podźwignąć?[2]
Autor za sprawą swojej książki zdaje się przeraźliwie
krzyczeć, bylebyśmy tylko się zbudzili i wyrwali się z sideł marazmu.
Prezentuje swoją autorką wizję życia człowieka, który jako pierwszy zesłał na
ludzi przekleństwo, starając się zmierzyć czas, by wiedzieć. Jego badania nie dość, że skradły go światu i rodzinie, to
jeszcze zapoczątkowały samonapędzający się proces udoskonalania i
doprecyzowywania pomiarów. Dor przy użyciu patyków liczył jedynie dni, godziny
i minuty, nie spodziewając się jak na pozór błahe pragnienie wiedzy, opęta całą
ludzkość, sprawiając, że zamiast prawdziwie żyć, goniła ona za tym, by nie
uronić ani sekundy i zmaksymalizować własną wydajność.
Narzędzia tej epoki – telefony, komputery – pozwalały ludziom poruszać się w zawrotnym tempie. Niemniej pomimo wszystkich swoich dokonań ci ludzie zdawali się nigdy nie zaznawać spokoju. Nieustannie spoglądali na swe urządzenia, żeby sprawdzić, która jest godzina.[3]
Dor za swoje działania został ukarany sześciotysięcznoletnim życiem, podczas
którego wysłuchiwał modlitw, pragnień, krzyków rozpaczy, licytacji ludzi, którzy
raz po raz prosili Boga o jeszcze jeden
dzień, miesiąc, rok.
Pewnego dnia jego misja zostaje ukierunkowana na dwójkę
ludzi: umierającego na nowotwór miliardera, który śmierć pragnie przechytrzyć
zamrażając się i wyprzedzając zgon oraz młodziutkiej Sary, która pragnęła
przedwcześnie pozbawić się życia, gdy jej serce zostało po raz kolejny złamane,
utwierdzając ją przekonaniu, że nie jest
nic warta.
Każde z nich chciało zapanować nad czasem i życiem – jedno
skrócić swoją ziemską wędrówkę, drugie nienaturalnie ją wydłużając.
Po co? Zadaniem Dora będzie odnaleźć odpowiedź na to pytanie od lat zachwaszczające ludzkie umysły.
Wszystko to, co dzisiejszy człowiek robi, aby być wydajnym, t dobrze wykorzystać czas –powiedział Dor, nie przynosi mu to satysfakcji. Wywołuje tylko głód, by robić jeszcze więcej. Człowiek chce być panem własnej egzystencji. Ale nikt nie jest panem czasu. Kiedy odmierza się życie, nie żyje się nim.[4]
Choć książka Alboma nie jest dziełem monumentalnym, cechuje
ją charakterystyczna dla autora wielka mądrość i subtelność w jej przekazywaniu
czytelnikom zawarta na stronicach, tętniących wiarą w to, co się pisze. Nie ma
nachalności, mentorskiego tonu ani też – mimo porównań do Alchemika – kotylionowych sentencji, które cechuje pustka
semantyczna. Nie będziemy zżymać się na wieloznaczność kolejnych sformułowań,
lecz cieszyć mnogością złotych myśli, ustawiających nas do pionu, choć
dotyczących spraw najprostszych, lecz często przez nas zapomnianych. Cenię Alboma
za jego prostotę wyrażania myśli, lekkość pióra i zdolność zachwytu nad
codziennością. Jego teksty uderzają każdorazowo w najczulsze punkty, miejsca,
których nie odwiedzamy, by nie naruszać swojej tak skrzętnie zbudowanej warstwy
ochronnej, przez którą nie dopuszczamy do siebie refleksji nad własnym sensem.
Ogromnie polecam – wszystkim – bo nie wierzę, by był na świecie ktoś, kto potrafi o czasie nie myśleć. Świetna historia, w bardzo dobrym wydaniu, inspirująca do dialogu o sprawach fundamentalnych.
Ogromnie polecam – wszystkim – bo nie wierzę, by był na świecie ktoś, kto potrafi o czasie nie myśleć. Świetna historia, w bardzo dobrym wydaniu, inspirująca do dialogu o sprawach fundamentalnych.
Doskonała książka na nowy rok – pozwala ona bowiem na
wszystko spojrzeć z dobrej perspektywy, uporządkować chaos panujący w życiu i
zajrzeć w przyszłość – już tę bez nas, po naszych egoistycznych decyzjach.
W miarę jak ludzkość ogarniała obsesja godzin, żal nad straconym czasem stał się wieczną raną w sercu człowieka. Ludzie trapili się straconymi szansami, niewykorzystanymi dniami; bezustannie martwili się tym, jak długo będą żyli, liczenie chwil w życiu nieuchronnie prowadziło bowiem do odliczania ich do końca.
Wkrótce czas stał się – dla każdego narodu i w każdym języku – najcenniejszym artykułem. A pragnienie, by mieć go więcej, zaczęło rozbrzmiewać w jaskini Dora niemilknącym chórem.[5]
[1] Zaklinacz czasu, Mitch Albom, Kraków 2013, s. 61.
[2] Tamże, s.104.
[3] Tamże, s.188
[4] Tamże, s. 265.
[5] Tamże, s. 81.
5, czas, gonitwa, kontrola, liczenie, Mitch Albom, pęd, pogoń, pośpiech, strach, śmierć, tempo, Wydawnictwo Znak
Ciekawy pomysł, chętnie przeczytam tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńJestem pesymistkom, więc może ta ksiażka by mi pomogła.
OdpowiedzUsuńHmm, na pesymizm znam kilka lepszych lektur, ale kto wie;)
UsuńCzas - to pojęcie od pewnego czasu mnie prześladuje, niczym natrętna mara. Mam go za mało. Książka traktuje o bardzo ciekawym temacie i problemie. Jeżeli dodatkowo zmusza do refleksji i tak jak piszesz, pomaga uporządkować chaos panujący w życiu, to chętnie ją przeczytam. Super recenzja!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się podobała;)
UsuńJa też mam ogromny problem z czasem,dlatego doceniam książki, które przypominają mi jak z niego sensownie korzystać - nie należę do osób, które go marnują, ale niebezpiecznie zbliżam się ku drugiej granicy - obsesyjnie go kontroluję i wypełniam po brzegi setką zobowiązań, zamiast pozwolić sobie na chwilę oddechu. Naprawdę zmusza do refleksji i pomaga na uporządkowanie - jeśli tylko mamy odpowiednie chęci;)
mam za sobą dwie książki tego autora- Pięć osób, które spotykamy w niebie, która bardzo mi się podobała i Jeszcze jeden dzień, który okazał się dosyć przeciętny, jestem ciekawa jak spodoba mi się najnowsza książka Albom'a :)
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że Ci się spodoba;)
Usuń