Eve Edward i jej saga o losach rodu Lacey uwiodła wielu.
Rozpoczęta świetną Alchemią miłości, kontynuowana
nieco słabszymi Demonami miłości,
teraz zatrzymuje się na Grze o miłość.
Historia zarchiwowana w tej książce, dotyka dwu młodych
ludzi, pochodzących z dramatycznie różnych światów.
Ona - młodziutka Mercy Hart, wychowana została przez kochającego, aczkolwiek rygorystycznego i bardzo konsekwentnego w swej pobożności ojca. Jej rodzina posiada dość znaczny majątek i cieszy się wielkim poważaniem, uchodząc za prawych i bogobojnych.
On - syn z nieprawego łoża zmarłego hrabiego Dorset, spełnia swe marzenia jako aktor.
Ona - młodziutka Mercy Hart, wychowana została przez kochającego, aczkolwiek rygorystycznego i bardzo konsekwentnego w swej pobożności ojca. Jej rodzina posiada dość znaczny majątek i cieszy się wielkim poważaniem, uchodząc za prawych i bogobojnych.
On - syn z nieprawego łoża zmarłego hrabiego Dorset, spełnia swe marzenia jako aktor.
Gdy ich drogi się splatają, wiadomo, że nie będzie łatwo –
nie dość, że młodzi będą musieli poradzić sobie z oporem ojca Mercy, z wielką
dezaprobatą, myślącym o teatrze, a także z konwenansami i ogromną przepaścią
społeczną, to jeszcze na drodze ku ich szczęściu stanie fala aresztowań ludzi
podejrzanych o konszachty, mające na celu zamach stanu.
Mercy stanie przed trudnym wyborem: wyrzeczeniem się miłości do Kita lub też wyrzeczeniem się nazwiska i majątku. Każda z decyzji spowoduje jej niespełnienie i nieszczęście w innym punkcie, jej zadaniem zaś będzie oszacowanie, który wybór przyniesie najmniej szkód.
Mercy stanie przed trudnym wyborem: wyrzeczeniem się miłości do Kita lub też wyrzeczeniem się nazwiska i majątku. Każda z decyzji spowoduje jej niespełnienie i nieszczęście w innym punkcie, jej zadaniem zaś będzie oszacowanie, który wybór przyniesie najmniej szkód.
Edwards po raz kolejny maluje słowami barwny świat Londynu
czasu Tudorów, w którym co rusz spotykały się światy biedy i bogactwa,
purytanizmu i rozwiązłości, dobra i zła, które oddziałując na siebie miały moc
zmieniania rzeczywistości. Autorka czaruje biegłością opisu, podsuwając pod nos
czytelnika chyba najlepszą (choć mocno konkuruje o palmę pierwszeństwa z Alchemią miłości) z dotychczasowych
części – niezwykle ciepłą i choć znowuż naiwną (czy ludzie w tamtych czasach
naprawdę kochali już po pierwszym spojrzeniu i od niego uzależniali
resztę życia? Jakież to słodko prostoduszne!), to wcale nie przesadzoną i
niebywale miłą (tak, to dobre słowo) w odbiorze.
Ujęcie w tytule słowa „gra” ma podwójne dno – nie dość, że
bohaterowie podejmują walkę, grę o uczucie, w której stawką jest jego
spełnienie, to jeszcze oboje zaczynają pałać do siebie miłością właśnie podczas
gry – na lutni, równie subtelnie wplecionej w okładkę, skądinąd bardzo
atrakcyjną. Nie sposób pominąć także gry, którą para się Kit.
Tytuł otwiera zatem co najmniej trzy furtki interpretacyjne, konsekwentnie w całej serii obudowując słowo „miłość” innym, typowym dla przebiegu fabuły.
Tytuł otwiera zatem co najmniej trzy furtki interpretacyjne, konsekwentnie w całej serii obudowując słowo „miłość” innym, typowym dla przebiegu fabuły.
Choć po Edwards sięgam już ślepo, gdy mam ochotę na romans
historyczny, autorka kupiła mnie także za sprawą jednej z postaci, którą
zgrabnie włączyła w akcję powieści, dając jej epizodyczną rolę. Mówię
oczywiście o Szekspirze, tutaj jeszcze niewiele znaczącym Willu, aktorzynie,
próbującym swoich sił w pisaniu, uznawanym przez żonę za głupka bez wiedzy i
doświadczenia. Śledzenie jego literackiego raczkowania, choć jedynie
migoczącego gdzieś w tle, było doświadczeniem nader ciekawym.
Co tu dużo kryć, lubię Edwards i jej barwne postaci, ot co.
____________
Poprzednie tomy (recenzja po kliknięciu):
____________
Poprzednie tomy (recenzja po kliknięciu):
aktor, anglia, EGMONT, Eve Edwards, gra, konwenanse, Lacey, literatura powszechna, Londyn, lutnia, miłość, purytanizm, religia, rodzina, Szekspir, Tudorowie, uczucie, więzienie, związek
0 komentarze:
Prześlij komentarz