Tytuł: Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę
Autor: Agnès Martin-Lugand
Wydawnictwo: Wielka Litera
ISBN: 978-83-64142-42-0
Ilość stron: 208
Cena: 24,90 zł
Zadziwiające są losy tej książki. Agnès Martin-Lugand
pierwotnie opublikowała ją na własny koszt jako e-book, jednak jej popularność
przerosła jej oczekiwania. Natychmiast sprzedano prawa do jej wydania do
kilkunastu krajów, które (ponoć) okrzyknęły ją wzruszającą, natychmiast
wprowadzając na listy bestsellerów. Takiej rekomendacji, podsyconej apetycznym i
zwodniczym tytułem nie sposób nie wziąć pod uwagę przy doborze lektury. Warto
było?
Diane jednego dnia straciła w wypadku męża i córeczkę. Odtąd jej życie nigdy nie wróciło na właściwie tory. Kobieta zrezygnowała z czynnego prowadzenia kawiarni literackiej, oddając ją niemalże całkowicie we władanie swojemu przyjacielowi, Feliksowi; nie odwiedzała grobów; zamknęła się w swojej skorupie, mając nadzieję na szybkie nadejście śmierci; wciąż obwiniając się za odejście swoich najbliższych. Po roku wegetacji, częściowo za namową współpracownika postanawia wyjechać do losowo wybranej miejscowości w Irlandii, dając tym samym zadość życzeniom zmarłego męża, a samej szukając spokoju i wyciszenia.
Mulranny oczekiwanego wytchnienia wcale jednak jej nie daje: mieszkańcy są ciekawscy, wścibscy i irytujący, czego nie zmienia nawet ich wrodzona życzliwość. Diane pechowo mieszka także koło wyjątkowo opryskliwego mężczyzny, który na każdym kroku okazuje jej wrogość, czyniąc jej życie nieznośnym.
Diane jednego dnia straciła w wypadku męża i córeczkę. Odtąd jej życie nigdy nie wróciło na właściwie tory. Kobieta zrezygnowała z czynnego prowadzenia kawiarni literackiej, oddając ją niemalże całkowicie we władanie swojemu przyjacielowi, Feliksowi; nie odwiedzała grobów; zamknęła się w swojej skorupie, mając nadzieję na szybkie nadejście śmierci; wciąż obwiniając się za odejście swoich najbliższych. Po roku wegetacji, częściowo za namową współpracownika postanawia wyjechać do losowo wybranej miejscowości w Irlandii, dając tym samym zadość życzeniom zmarłego męża, a samej szukając spokoju i wyciszenia.
Mulranny oczekiwanego wytchnienia wcale jednak jej nie daje: mieszkańcy są ciekawscy, wścibscy i irytujący, czego nie zmienia nawet ich wrodzona życzliwość. Diane pechowo mieszka także koło wyjątkowo opryskliwego mężczyzny, który na każdym kroku okazuje jej wrogość, czyniąc jej życie nieznośnym.
Choć lektura nie rozpoczyna się akcentem optymistycznym,
lecz otwarta jest ludzką tragedią, wcale nie stanowi tekstu przygnębiającego.
Widmo ciążącej przeszłości i nieprzepracowanej żałoby wciąż ciąży nad
bohaterką, a jej niemoc w uporaniu się z depresją jest dotkliwie przez nas
odczuwalna, a mimo to publikacja ta dobrze sprawdza się jako odskocznia od
problemów. Za jej sprawą widzimy, że wystarczy jedna uparta osoba, pragnąca
naszego szczęścia, by nawet po wielu miesiącach bezczynności zmusić nas do
działań, mogących realnie zmienić nasze życie i przywrócić nas do czerpania z
niego garściami, a nie tylko wegetatywnego oczekiwania na jego kres.
Choć przeplatają się w tej książce wydarzenia, mogące spaść na każdego i brak w niej wystudiowanego szczęścia, które wydaje się sztuczne i mdłe, co często dyskwalifikuje podobne publikacje w przedbiegach, brakuje w niej ikry – zamiast całkowicie oddać się lekturze, będziemy biernie brnąć przez kolejne stronice ani bohaterom nie kibicując, ani się z nimi nie utożsamiając, raczej bezwiednie krocząc ku finałowi, dość niewiążącemu zresztą…
Niezbyt angażująca to powieść, być może przez swoją zwięzłość. To raczej niezobowiązująca lektura na jedno popołudnie, gdy po ciężkim dniu chcemy jedynie odsapnąć i sięgnąć po coś lekkiego, co choć na chwilę pozwoli zapomnieć nam o trudnościach, choć tak naprawdę nie jest na tyle wciągająca, by umożliwić jakiekolwiek oderwanie od rzeczywistości.
Banalna historia, ramotka podobna wielu innym, zwodząca tytułem i zachętą do wstąpienia do kawiarni literackiej w Paryżu. I na nic się zdaje przeniesie akcji do nie mniej klimatycznej Irlandii, a także oddanie uroków pubów, lejących się strumieni guinessa oraz życzliwości miejscowych, tak dalekiej od opisywanej opryskliwości Paryżan. Liczyłam na historię jakkolwiek związaną z tytułem, czego niestety nie dostałam.
To po prostu słabiutka książka, która sprawdzi się dla tych, szukających czegoś lekkiego, niewymagającego i krótkiego – tych przymiotów odmówić jej nie można. Reszta jest milczeniem.
Choć przeplatają się w tej książce wydarzenia, mogące spaść na każdego i brak w niej wystudiowanego szczęścia, które wydaje się sztuczne i mdłe, co często dyskwalifikuje podobne publikacje w przedbiegach, brakuje w niej ikry – zamiast całkowicie oddać się lekturze, będziemy biernie brnąć przez kolejne stronice ani bohaterom nie kibicując, ani się z nimi nie utożsamiając, raczej bezwiednie krocząc ku finałowi, dość niewiążącemu zresztą…
Niezbyt angażująca to powieść, być może przez swoją zwięzłość. To raczej niezobowiązująca lektura na jedno popołudnie, gdy po ciężkim dniu chcemy jedynie odsapnąć i sięgnąć po coś lekkiego, co choć na chwilę pozwoli zapomnieć nam o trudnościach, choć tak naprawdę nie jest na tyle wciągająca, by umożliwić jakiekolwiek oderwanie od rzeczywistości.
Banalna historia, ramotka podobna wielu innym, zwodząca tytułem i zachętą do wstąpienia do kawiarni literackiej w Paryżu. I na nic się zdaje przeniesie akcji do nie mniej klimatycznej Irlandii, a także oddanie uroków pubów, lejących się strumieni guinessa oraz życzliwości miejscowych, tak dalekiej od opisywanej opryskliwości Paryżan. Liczyłam na historię jakkolwiek związaną z tytułem, czego niestety nie dostałam.
To po prostu słabiutka książka, która sprawdzi się dla tych, szukających czegoś lekkiego, niewymagającego i krótkiego – tych przymiotów odmówić jej nie można. Reszta jest milczeniem.
2, Agnès Martin-Lugand, Irlandia, kawiarnia literacka, książka, miłość, Paryż, przeprowadzka, romans, śmierć, ucieczka, utrata, Wydawnictwo Wielka Litera, żałoba, życie