środa, 29 października 2014

Targi Książki w Krakowie - podejście drugie.

Mimo że po ubiegłorocznych przeżyciach targowych zapierałam się, że nigdy, ale to nigdy nie pojadę już na nie w weekend i że nie wezmę ze sobą wszystkiego co się da do podpisu, by w konsekwencji nie przeżyć imprezy jedynie na staniu w niekończących się kolejkach - oczywiście postanowienia nie dotrzymałam.
Na szczęście jednak, życiowe okoliczności sprawiły, że wybrałam się na nie w niedzielę, nie zaś w sobotę jak ostatnio. Straciłam przez to spotkanie z Cambre, zyskałam jednak dużo nerwów, choć i tak znów zarzekam się, że nigdy już nie wezmę ze sobą tyle załadunku, by dostać jedynie podpis, który tak naprawdę do niczego nie jest mi potrzebny.
Znów jestem ciut rozgoryczona, bo nie zdążyłam nawet (z własnej winy) wszystkiego obejść, podejść do wszystkich stoisk, które mnie interesowały, zagadać do wydawców i podziękować za współpracę (zawsze się wstydzę, a tym razem ze zmęczenia nawet nie przyszło mi to do głowy:o, więc zawstydzić się nie zdążyłam). Jak zwykle prawie nic nie kupiłam, bardziej kusiły mnie przyjemnostki okołoksiążkowe niż same książki o nierzadko nikłej przecenie w porównaniu ze sklepami internetowymi (nawet stronami wydawnictw, sic!).
Spotkało mnie kilka rozczarowań (ściślej: dwa) związane z nieobecnością osób, na spotkanie z którymi liczyłam, poza tym wciąż  nie mogę odżałować, że całość właściwie przestałam, bo pędziłam z jednej kolejki do drugiej, dźwigając niepotrzebny balast. No ale są też plusy!
Tokarczuk, Hartwig, Ligocka, Korwin-Piotrowska, Stuhr, prof. Miodek, Hołownia, Erik Axl Sund, Krajewski i inni, którzy mi mignęli, a których w zeszłym roku nie było - ta różnorodność cieszy. Niestety, także i na wszystkie spotkania nie zdążyłam. Na pocieszenie: mało wydałam!:) Trzy książki za łączną kwotę 29zł, torba płócienna (tradycja:D), wymarzona zakładka z Książki w mieście (o, kolejne rozczarowanie to maluśko zakładek na stoiskach - czyżby się skończyły?) i oczywiście kubek - Book nerd.
Ogólny bilans? Nie jestem ani zadowolona, ani niezadowolona. Ot, byłam, zobaczyłam, za rok znów będę rozważać i znów pewnie trochę ponarzekam. Cieszę się, że było czym oddychać, że kurtkę mogłam zostawić w samochodzie, bo udało się zaparkować przed  halą, że nie musiałam tłuc się miejską komunikacją;)
Jednak takie tłumy to chyba po prostu nie dla mnie - marzę o wizycie na targach w czwartek...:))
Poniżej fotorelacja, a tutaj przypomnienie jak było w roku ubiegłym: klik.

Roma Ligocka


Ucięty duet Erik Axl Sund



Karolina Korwin-Piotrowska
Tomasz Schimscheiner

Marek Krajewski
Olga Tokarczuk


prof. Jan Miodek


Katarzyna Bonda
Julia Hartwig







czwartek, 23 października 2014

Ci, którzy wrócili z zaświatów – Antonio Socci



Tytuł: Ci, którzy wrócili z zaświatów
Autor: Antonio Socci
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-64647-14-7
Ilość stron: 304
Cena: 29,90zł



 Powinniśmy zmuszać Boga do dokonania cudów [...] Powinniśmy prosić Boga i nie wstydzić się prosić Go o wiele [...] A my? Nie wierzymy, nie wierzymy! [...] Dlaczego nie prosimy Go o to, czego moglibyśmy pragnąć?1

Wiara w istnienie życia pozagrobowego i doświadczenie śmierci klinicznej, a także wskrzeszenia nie jest niczym nowym – chrześcijaństwo od wieków notuje świadectwa osób doświadczających m.in. NDE i mających wgląd w rzeczywistość nieba, piekła oraz czyśćca.
Choć wielu przysłuchuje się tym świadectwom z niedowierzaniem i sceptycyzmem, nie sposób nie zauważyć, że wszystkie te relacje w niemalże identyczny sposób opisują to, co dzieje się z człowiekiem w chwili śmierci.
Po głośnym ostatnio filmie Niebo istnieje…naprawdę! i książce o tym samym tytule wydanej kilka lat wcześniej, a także nie tak dawnej polskiej premierze publikacji Dowód i kilku innym premierom wydawniczym, odnoszę wrażenie, że temat ten odżył i z wielką pompą stał się częścią dyskursu o o wiele szerszym niż dotąd zasięgu.
Swoiste dochodzenie w sprawie przeprowadził także Antonio Socci, którego córka za zatrzymaniu akcji serca i zapadnięciu w śpiączkę wróciła do normalnego życia, doświadczając jednocześnie czegoś, co trudno wytłumaczyć, a co wiąże się dziś z tak wielkim zainteresowaniem.
Książka tego autora znacznie wyróżnia się na tle innych, bowiem nie jest tylko świadectwem jednego lub kilku wydarzeń współczesnych, lecz głęboką analizą zjawiska, poczynając od czasów Chrystusa aż po dzień dzisiejszy. Ponadto autor wyjaśnia w niej (w oparciu o naukowe odkrycia) różnicę między doświadczeniem przedśmiertnym a rzeczywistą śmiercią.
Jego publikacja nie zatrzymuje się, jak większość jej podobnych, jedynie na przedstawieniu relacji osób doświadczających NDE, ale idzie dalej – ku rozmowom z osobami, które umarły, a po kilku godzinach zostali wskrzeszeni dzięki Bożej interwencji.
Mało tego – dociera nie tylko do ludzi, przed którymi otworzyły się bramy nieba i czyśćca, ale także do tych, którzy rzadko się ujawniają, a mieli szansę doświadczyć nieopisanych cierpień piekielnych.
W swoich rozważaniach, Socci prezentuje zarówno wydarzenia mające miejsce za czasów Chrystusa, których on sam był wówczas widocznym dla wszystkich sprawcą, przez wskrzeszenia rękami apostołów, aż po wydarzenia naszych czasów – za sprawą ojca Pio, św. Katarzyny, św. Teresy i innych.
By przestrzec czytelników, autor przedstawia zarówno opisy nieba jak i czyśćca oraz piekła, zaczerpnięte między innymi z Dzienniczka siostry Faustyny, ale też z relacji ludzi, którzy po śmierci na krótką chwilę w te miejsca trafili.
Choć śmierć jest doświadczeniem trudnym i objętym niepojętą tajemnicą, dla wielu z tych, którzy jej doświadczyli była jedynie chwilką, większą boleścią był zaś powrót do ciała. Dusza, która raz ujrzała piękno tego, co czeka nas po opuszczeniu ciała, za nic nie chciała już do niego wracać, dostrzegając miałkość tego, co ziemskie.


Bogate to i mocne świadectwa, potwierdzające konieczność ziemskiego zapracowywania sobie na wieczną szczęśliwość, służące jako rachunek sumienia i niesamowite uderzenie w policzek – nawet święci mieli cierpieć w czyśćcu, co w tym kontekście spotka zwykłych, prostych ludzi, którzy często bagatelizują rangę swoich grzechów?
Wielka przestroga, ale też wielka radość z tego, co będzie później. Z całą pewnością książka ta jest także impulsem do jeszcze żarliwszych modlitw za dusze czyśćcowe oraz zachętą to gorliwej modlitwy o cuda, bo ich czynienie jest Bogu miłe.

Polecam.

1 Antonio Socci, Ci, którzy wrócili z zaświatów, Kraków 2014, s. 22.

środa, 22 października 2014

Walcz z rakiem! – dr Andrea Flammer


Tytuł: Walcz z rakiem!
Autor: dr Andrea Flemmer
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-64647-02-4
Cena: 29,90zł
Ilość stron: 248

Mimo że zachorowalność na raka rokrocznie wzrasta, możliwości jego całkowitego wyleczenia staja się coraz bardziej realne. Nie od dziś słychać zapewnienia, że „rak to nie wyrok”, napływające przede wszystkim z mediów, starających się zachęcać nie tylko do profilaktyki, ale też odpowiedniego stylu życia już po usłyszeniu diagnozy.
Dla wielu pomocą obok medycyny konwencjonalnej, wsparcia bliskich oraz psychologów, a także modlitwy stają się zbierane co jakiś czas w różnych publikacjach zalecenia dotyczące diety, mającej skutecznie przeciwdziałać chorobie lub pomagające ją zwalczać.

Podobny charakter ma publikacja dr Andrei Flemmer, znanej biolożki i dietetyczki, zwracającej szczególną uwagę na zdolności organizmu do samodzielnej obrony przed chorobami nowotworowymi, które należy wspomagać poprzez stosowanie odpowiedniej diety, aktywność fizyczną oraz przyjmowanie naturalnych specyfików (niestety w Polsce wcale nie tak łatwo dostępnych).
W momencie, gdy chemioterapia leczy nas, jednocześnie wyniszczając nasz organizm, możemy (za zgodą i wiedzą lekarza) wspomagać go poprzez przyjmowanie naturalnych produktów spożywczych, będących wielkim wsparciem nie tylko w walce z rakiem, ale też wspomożycielem w kuracji przeciwnowotworowej, do stosowania przed pojawieniem się niepokojących objawów.

W publikacji tej odnajdziemy podstawowe informacje na temat raka – trójstopniowy model jego powstawania, wpływ hormonów i wolnych rodników, tempo rozwijania się raka, czynniki mogące go wywołać, wpływ sposobu odżywiania na zachorowalność, typy nowotworów, którym możemy zapobiec za pomocą zdrowej diety.

Obok wiedzy ściśle naukowej, znajduje się w niej także spis substancji przeciwrakowych, występujących w produktach spożywczych – autorka wyjaśnia, co chroni przed rakiem i w jaki sposób.  Na kartach tej publikacji znajdziecie takie naturalne bronie, jak żeń-szeń brazylijski, koci pazur, kataranrus rózowy, smoczą krew, herbatę papacho, ostryż długi, shittake i in.
Brzmi egzotycznie? Miałam podobne wrażenia podczas lektury – obce brzmienie od razu budzi we mnie wątpliwości, powoduje obawy o cenę i wiele innych pytań, na które niestety nie znalazłam odpowiedzi.

Książka ta to jednak nie tylko poradnik i wykaz produktów, po które warto sięgać przy konkretnym rodzaju nowotworu, ale też liczne przepisy oraz sugestie terapii wspomagających leczenie, a także lista środków zapobiegających działaniom ubocznym leczenia, takim jak mdłości, obciążona wątroba, zaburzenia depresyjne, zaburzenia snu, zakrzepica żył głębokich i in.

Flemmer postarała się, by jej książka mimo stosunkowo niewielkiej objętości, była kompleksowym źródłem wiedzy o naturalnych metodach walki z rakiem.
Niestety, mam wrażenie, że nie do końca sprawdzi się ona w polskich realiach – wydaje mi się, że niewielu zdecyduje się na kurację smoczą krwią, choćby nie wiadomo jak była ona przekonująca. Być może jednak się mylę.
Jeśli jesteście zainteresowani, próbowaliście już wszystkiego i powoli tracicie nadzieję – sięgnijcie! Może to właśnie ta książka zawiera poradę, której tak pilnie potrzebujecie.

wtorek, 21 października 2014

Miłość i szacunek w rodzinie – dr Emmerson Eggerichs


Tytuł: Miłość i szacunek w rodzinie
Autor: Dr Emmerson Eggerichs
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-63621-81-0
Ilość stron: 320
Cena: 34,90 zł

Konflikt na linii rodzice-dzieci, dzieci-rodzice trwa niezmiennie od lat.
Każde kolejne pokolenie obiecuje sobie, że nie powieli schematów postępowania praktykowanych przez swoich przodków, jednak niewielu udaje się wyrwać z błędnego koła nieodpowiednich reakcji.
Dr Emmerson Eggerichs w swojej książce dzieli się swoim życiowym doświadczeniem, starając się odpowiedzieć na pytania o to, co robić, by rodzina funkcjonowała jak najlepiej.
Zwraca przy tym szczególną uwagę na to, że każda ze stron: rodzice i dzieci, oczekują od siebie czegoś innego. Rodzice żądają od swoich potomków, natomiast dzieci pragną czuć się kochane. Gdy którakolwiek z tych potrzeb nie zostanie zaspokojona, a druga strona zrezygnuje z mądrego postępowania i da się ponieść emocjom, bardzo łatwo możemy wpaść w to, co Eggerichs nazywa rodzinnym błędnym kołem: dziecko, które nie czuje się kochane nie będzie zwracało się do rodzica z szacunkiem, natomiast rodzic, który nie odczuwa szacunku, nie będzie okazywał miłości: tak długo jak jedna ze stron nie ustąpi, machina będzie się nakręcać, niebezpiecznie przyspieszając i nierzadko powodując dramaty.

Eggerichs to nie tylko psycholog i doradca, ale przede wszystkim doświadczony, choć jak sam mówi – wcale nie idealny – ojciec, szukający wskazówek dotyczących wychowania dzieci w Piśmie Świętym.
Ksiązka ta jest zatem nie tylko poradnikiem postępowania z dziećmi i rodzicami, ale także przewodnikiem po tych fragmentach Biblii, które mogą nas konkretnie ukierunkować i stać się punktem wyjścia do stosowanych przez nas rozwiązań wychowawczych.

Autor przekazuje swoim czytelnikom wiedzę o sposobach na zatrzymanie rodzinnego błędnego koła; rezygnację z krzyku za krzyk, metody, będącej główną z przyczyn  nieporozumień i zranień; uczy jak mądrze i spokojnie odpowiadać na złość, płacz i inne formy wymuszenia stosowane przez nasze pociechy (w różnym wieku); daje świadectwo tego jak okazywać dzieciom miłość, by te naprawdę je poczuły, odpłacając się nam szacunkiem; jak unikać sytuacji, w których możemy dziecko sprowokować do niechcianych reakcji (wybuchy złości, histerii, oskarżenia, raniące słowa itd.)

Książka ta to w dużej mierze lekcja rozumienia drugiego człowieka i spora lekcja dojrzałości oraz pokory, a także sztuki kompromisu i empatii, o której często w stosunku do najbliższych zapominamy.

Dobra, wartościowa lektura dla obecnych i przyszłych rodziców, którzy chcą świadomie wychowywać swoje pociechy i uczyć je właściwych postaw i racjonalnego reagowania. To także szkoła okazywania uczuć, z czym wielu z nas, uwięzionych w cyberprzestrzeni ma dziś rzeczywisty problem.

poniedziałek, 20 października 2014

Malowanki na szkle – Beata Gołembiowska


Tytuł: Malowanki na szkle
Autor: Beata Gołembiowska
Wydawnictwo: Comm
Ilość stron: 300
Cena: 34,90 zł

Jola nigdy nie miała dobrych relacji ze swoją matką, Michaliną. Oddała jej całe życie, rezygnując z własnej rodziny, otrzymując w zamian jedynie zgorzknienie i niezadowolenie. Gdy więc jej rodzicielka umiera, w życiu bohaterki dochodzi do przełomu: uświadamia sobie swoją tęsknotę za miłością – szczególnie matczyną, zauważa to, czego dotąd się wyrzekała.
Poznaje także mężczyznę, który bardziej niż ktokolwiek dotąd, wyzwala w niej potrzebę stałego związku. To dla niego przenosi się z Poznania do Zakopanego, rezygnując z kariery naukowej i życia towarzyskiego. W zamian za to, otrzymuje szansę na zbudowanie relacji z teściową, która otacza ją matczyną miłością, a także na stworzenie rodziny, jakiej nigdy nie miała.

Powieść snuje się wieloma torami, odsłaniając przed nami kolejno losy kobiet i mężczyzn, nad których życiem królują sekrety przeszłości, determinujące teraźniejszość. Choć jest to historia ciepła, wiele w niej bólu i skrywanego cierpienia, ogromnie wiele spychania zranień do najdalszych zakamarkach umysłu i oddawania siebie na wyłączność drugiemu człowiekowi. Wszechobecne są kobiety cierpiące, bo kiedyś podjęły decyzję, idąc za głosem rozsądku a nie serca. Tym jednak, co stanowi o wyjątkowym charakterze powieści jest sztuka – zwłaszcza zaś malarstwo oraz natura – nie tylko ta kojarząca się z tatrzańskimi widokami, ale też ta, będąca w kręgu zainteresowań głównej bohaterki – biolożki, szczególnie zafascynowanej pająkami.

Narracja prowadzona jest w kilku perspektyw – opowiada raz Jola, raz Hela, raz Michalina, wreszcie Jędrek. Dzięki zastosowaniu takiej formy, poznajemy losy bohaterów widziane z różnych perspektyw – każdą z relacji charakteryzuje i łączy jedno: podretuszowanie ich pigmentami czułej pamięci, w której przeszłość jawi się jako czas idylliczny, pełen pochopnych decyzji związanych z porywami serca, ale za to generujących szczęście i szczerość – coś, czego w późniejszych latach życia zabrakło. W wielu miejscach pojawia się stylizacja gwarowa, a także uperlenie świata przedstawionego elementami kultury zakopiańskiej, które doskonale podkreślają charakter narracji.

Malowanki na szkle stały się dla mnie wehikułem czasu – dzięki nim nie tylko podróżowałam między przeszłością a teraźniejszością, poznając losy bohaterów, ale też upajałam się wyobrażeniowym widokiem Tatr ukwieconych krokusami, śledziłam górskie wschody i zachody słońca, zachwycałam się tatrzańskimi szlakami i popijałam zimną wodę ze strumienia, po to, by parę chwil później zasiąść w ciepłym góralskim domu i w niepowtarzalnej atmosferze wysłuchać zwierzeń kobiet i mężczyzn, których życie wcale nie oszczędzało.

To jedna z tych książek, które choć posiadają historię, którą chciałoby się odkryć jak najszybciej, czyta się niespiesznie, by nic z niej nie uronić.

Mam ogromną nadzieję na kontynuację, koniecznie chcę wiedzieć, jak rozwinął się związek Joli i Jędrka, w którego pomyślność szczerze powiedziawszy… nie wierzę. Dlaczego – tego nie mogę zdradzić, by nie zdradzić Wam fabuły. Sądzę jednak, że relacje budowane w podobny sposób w jaki zrobili to bohaterowie, mają szansę przetrwać jedynie wtedy, gdy wiele ran zostanie przepracowanych, a nad związkiem tak samo mocno pracować będą dwie strony – będące ze sobą nie tylko ze względu na konieczność.

Sońka – Ignacy Karpowicz


Tytuł: Sońka
Autor: Ignacy Karpowicz
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308053539
Ilość stron: 208
Cena: 32,90 zł

Po lekturze tej książki bardzo długo nie wiedziałam co napisać. Próbowałam kilkakrotnie. Zawsze brakowało mi odpowiednich słów, by nazwać emocje towarzyszące lekturze, opisać tło dla wydarzeń i ich sedno.
Miałam wrażenie, ze cokolwiek bym nie napisała, w nawet najmniejszym stopniu nie oddałoby to ułamka tego, co miałam na myśli, byłoby zbanalizowane i niepotrzebne.
Jeśli słowa wciąż mają moc urzekania i czarowania – to właśnie Sońka stanowi przykład kunsztu w posługiwaniu się językiem i dobierania wyrazów w taki sposób, by doskonale układały się na języku, sprzyjając niespiesznej i przepysznej lekturze.
Jeśli okładka wciąż ma moc tworzenia jedności z narracją – to właśnie Sońka posiadłą zewnętrzną warstwę idealnie komponującą się z wnętrzem: delikatną, spokojną, zrównoważoną, nieuchwytną.

Sońka to historia miłości i wojny, które tak silnie wyrywają się na sercu, że na zawsze pozostawiają po sobie niezatarty ślad – bliznę wciąż na nowo przypominającą to, co minione, lecz wciąż żywe i palące.

Tytułowa postać stanie się dla czytelnika podobną blizną – nie do usunięcia i nie do zapomnienia: prostą, a jednak godną podziwu. Wydarzenia, w których wzięła udział tak silnie umocniły jej wewnętrzną siłę, że nie sposób było jej już złamać. Zestawienie miłości i wojny – stare i znane, a jednak wciąż możliwe do opowiedzenia na nowo, do wysłuchania po raz pierwszy. Zlanie okrucieństwa z czystym dobrem, kontrast goniący kontrast – te obrazy pozostają w głowie na zawsze.

Tym co charakterystyczne dla Sońki jest oszczędność a jednocześnie bogactwo słów, ich precyzja, celność, ale także pewna baśniowość w opisywaniu Kresów, ludowość, prostota tak silnie komponująca się z cechami głównej bohaterki i wreszcie niecodzienny sposób ukazania realiów wojennych. Zdawać by się mogło, że wymieszane w niej zostały wszystkie możliwe konwencje, zatarte zostały wszystkie granice, synkretyzm został osiągnięty w najpełniejszej z dostępnych form.

Nie jest to książka porywająca w tradycyjnym rozumieniu tego określenia. A jednak ma w sobie coś – ten magnetyzm – który każe po nią sięgać nawet największym przeciwnikom Karpowicza czy szerzej – prozy polskiej. I chyba między innymi to świadczy o tekstach wybitnych: siła oddziaływania, której nie da się racjonalnie wytłumaczyć, która trwa i trwać będzie niezmiennie. I choć książka ta w dużej mierze zasmuca, właśnie dlatego chce się i warto po nią sięgać: bo ma moc transformującą.
Urzekająca, choć sprawiająca ból.
Godna uwagi.




Św. Hildegarda z Bingen. Leczenie chorób duszy- dr Wighard Strehlow


Tytuł: św. Hildegarda z Bingen. Leczenie chorób duszy.
Autor: Dr Wighard Strehlow
Wydawnictwo: Esprit
ISBN:978-83-63621-82-7
Ilość stron: 408
Cena: 34.90 zł

Św. Hildegarda z Bingen zasłynęła nie tylko jako doktor Kościoła katolickiego, kompozytorka i psychoterapeutka ale także – a może przede wszystkim – jako sławna uzdrowicielka, propagatorka metody holistycznej, według której ludzkie ciało i duszą są ze sobą połączone i wzajemnie na siebie wpływają – gdy choruje jedno, drugie również niedomaga i odwrotnie – leczenie chorób ciała, należy połączyć z uzdrawianiem duszy, której bolączki stanowią źródło późniejszych dolegliwości.
To dzięki jej radom tysiące ludzi na całym świecie ponownie cieszy się doskonałym zdrowiem – zarówno psychicznym jak i fizycznym – a także wyleczeniem z chorób według medycyny konwencjonalnej nieuleczalnych, jak nowotwory o różnej etiologii.
W poczet świętych wpisana ona została oficjalnie dopiero przez Benedykta XVI, który rozszerzył jej kult przez kanonizację równoważną (proces kanonizacyjny rozpoczął się w 1227 roku, ale nie został zamknięty) na cały Kościoł oraz mianował doktorem Kościoła, jako czwartą kobietę w historii.
Życiorys tej arcyciekawej świętej obfituje w wiele tajemnic i niespodziewanych wydarzeń, jednak to nie one są tematem ksiązki dra Wigharda Strehlowa.
Autor, wybitny badacz nauki św. Hildegardy, podczas swojej praktyki przystosował mądrości średniowiecznej mniszki do współczesnych realiów i ich najczęstszych chorób. Wiedzę Hildegardy ,wynikającą z objawień, wzbogacił o zalecenia medyczne i dietetyczne, tworząc pełnię wskazówek, dla osób zmagających się z takimi chorobami i zaburzeniami jak depresja nerwica, lęk, bezsenność, choroby żołądka, choroby reumatyczne, choroby śledziony, tarczycy i in.
Tym, co w publikacji tej podkreślane wielokrotnie jest zwrócenie uwagi na leczenie kompleksowe – poczynając od źródła, aż do efektu.
Hildegarda opisuje wnętrze naszej duszy pod postacią miasta, w którym trzydzieści bożych sił i pięć sił kierowniczych wykonują swoją pracę. Są to duchowe siły (czy też  mocne strony naszej duszy, cnoty), pozostające w sporze z trzydziestoma pięcioma kontrsiłami, pochodzącymi ze świata materialnego (wadami).
Dzięki książce tej zobaczymy jak nasze konkretne zachowania i skłonności, wpływają na funkcjonowanie naszego organizmu i jak często prowokujemy go do „samobójstwa”, czyli schorzeń autoagresyjnych. Zobaczymy też drugą stronę medalu: jak łatwo zapewnić sobie zdrowie i pogodę ducha.
Św. Hildegarda dzieli życie na pięć stacji: chlew, tłocznię do wina, jamę ze smokami i węzami, wejście na szczyt oraz złoty namiot,  za pomost między duszą i ciałem uznaje wegetatywny układ nerwowy.
Wszystkie mocne i słabe strony wraz ich psychofizycznymi odpowiednikami zebrane zostały w tabeli otwierającej rozważania (np. słaba strona: cynizm, mocna strona: tęsknota za życiem, umiejscowienie: kręg c7, narządy: tarczyca, śledziona, wpływ duchowych czynników ryzyka na organizm: choroby tarczycy, depresje, lęki, przewlekłe przeziębienia itd.)
Pomocny w walce z opisywanymi przez świętą chorobami ma być post, uniwersalny środek leczniczy dla duszy i ciała, do stosowania nawet przez całe życie, oparty na naturalnych metodach i produktach. Hildegarda podaje także przykłady terapii dla konkretnych dolegliwości, odsłaniając ich przyczynę.
Porady średniowiecznej świętej po dziś dzień cieszą się dużym powodzeniem, o czym poświadczyć mogą m.in. umieszczone z tyłu książki świadectwa. Choć w wielu czytelnikach książka ta może spotkać się ze sceptycznym odbiorem (np. jak praca na rzecz chorych może pomóc uporać się z atopowym zapaleniem skóry?) nie sposób przecenić jej wartości jako szerzycielki idei zdrowego stylu życia i dążenia do zharmonizowanej kondycji psychicznej.
Polecam – być może nawet Ci powątpiewający znajdą w niej coś dla siebie. Z całą pewnością jest dobrym rachunkiem sumienia i rozliczeniem się z samym sobą.


wtorek, 7 października 2014

Mała księżniczka- Frances Hodgson Burnett


Tytuł: Mała księżniczka
Autor: Frances Hodgson Burnett
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770633
Ilość stron: 291

Mała księżniczka, to moja ulubiona książka czasów dzieciństwa i wczesnego dorastania. Ja i Sara –  główna bohaterka –  spędziłyśmy ze sobą długie godziny, puszczając wodze fantazji i wzajemnie podnosząc się na duchu. Od tamtej pory żadna inna powieść nie miała tak silnego wpływu na moje postrzeganie rzeczywistości i przeżywanie codzienności. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że to Francis Hodgson Burnett ukształtowała moją wyobraźnię i nadała jej ostateczny kształt, pokazując jak ogromną moc mają marzenia i czarowanie nieraz trudnej rzeczywistości, czyniąc ją lżejszą i piękniejszą.
Moje stare wydanie tej ksiązki jest zaczytane i pewnie gdyby nie twarda oprawa, dawno temu nie byłoby czego po niej zbierać – tak często ją wertowałam, tak wiele razy zaglądałam jej pod okładkę, by albo czytać od nowa, albo wyłuskiwać najważniejsze dla mnie momenty.
Wydawnictwo Egmont, wypuszczając na rynek wznowienie tej powieści, uczyniło mnie podwójnie szczęśliwą – spełniło moje marzenie, umożliwiając kolejny raz powrót do moich najbarwniejszych czasów czytelniczych, a także dając mi szansę na nowe odczytanie tej powieści – tym razem z perspektywy lat i doświadczeń.
Fakt, że wracając do niej znów świat wokół zawirował, a ja znalazłam się w samym centrum wydarzeń, podkreśla jedynie jej uniwersalność i ponadczasowy charakter. To jedna z tych książek, które nie tracą na aktualności i w ogóle się nie starzeją.
Mała księżniczka traktuje o Sarze Brewe – niepoprawnie zamożnej dziewczynce, która z dnia na dzień staje się bezdomną sierotą. Gdy bohaterka trafia do londyńskiego pensjonatu dla dziewczyn, ma wszystko: kochającego ojca, pokaźny majątek, sympatię otocznia, a przy tym wszystkim zachowała skromność i pokorę. Jej największą siłą była życzliwość wobec innych, których zawsze traktowała równo. Swoją postawą szybko zjednała sobie większość koleżanek, jedynie u niektórych stając się obiektem kpin. Sympatią nie darzyła jej także właścicielka pensjonatu, która jedynie z wyrachowania i świadomości wpływów ojca Sary, godziła się na jej w miarę przyzwoite traktowanie.
Wszystko zmieniła jednak nagła śmierć mężczyzny, pozwalająca zarówno pannie Minchin, jak i kilku nieprzyjaznym Sarze dziewczynkom na pokazanie prawdziwego oblicza.
Nic jednak nie było w stanie złamać tej dziewczynki o ogromnym harcie ducha, zdolnej każdą niedogodność życia zastąpić lub obłaskawić tym, co wyobrażone. Mimo dramatycznej zmiany sytuacji życiowej, Sara wciąż pozostawała tą samą pogodną i serdeczną osobą, budzącą we mnie podziw i nieopisany szacunek.
Cudowny język, typowy jedynie dla klasycznych opowieści, pełen wdzięku, niezwykle plastyczny i współgrający z ogólnym przekazem książki, czyni tę publikację na tyle wyjątkową, by wracać do niej nie raz, lecz wielokrotnie. To opowieść chwytająca za serce, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Baśń dla dorosłych, w której zwycięża dobro i miłość, stanowiące podstawę piramidy wartości.
Burnett nadała jej wymiar dydaktyczny: mimochodem uczy ona bowiem szacunku do każdego człowieka, bez względu na jego status społeczny czy materialny, pokazuje, że każdy ma równe prawa.
Mała księżniczka to przede wszystkim afirmacja marzeń, podkreślenie ich wartości nie tylko dla uatrakcyjniania sobie codzienności, ale też dla radzenia sobie z przeciwnościami losu.

Wspaniała, niezwykła, zachwycająca. Synonimy mogłabym jedynie mnożyć: tę książkę musicie przeczytać! I basta.

niedziela, 5 października 2014

Dziewczę z sadu – Lucy Maud Montgomery


Tytuł: Dziewczę z sadu
Autor: Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-7047-3
Ilość stron: 192


Wspaniale jest wrócić do lat swojego dzieciństwa i wczesnego dorastania, do tych książek, z którymi spędzało się długie popołudnia, jeszcze raz spotkać bohaterki, których dylematy kiedyś – choć były często odległe – powodowały szybsze uderzenia serca i pobudzały wyobraźnię. Taką retrospektywną podróż umożliwia seria Romantyczna Wydawnictwa Egmont, w skład której wchodzą wznowienia klasycznych powieści, w których z wypiekami na twarzy zaczytywały się dawne nastolatki, a także i dziś robią to ich kolejne pokolenia.
To za jej sprawą nowe życie otrzymują postaci Lucy Maud Montgomery, Eleonor H. Porter czy Frances Hodgson Burnett, w które tchnięta została świeżość.
Polyanna, Sara czy Kilmeny to bohaterki wspaniałych historii, od dawna zasługujące na piękną oprawę, którą teraz otrzymały: cudowne, romantyczne, poręczne wydania klasycznych opowieści kuszą ze sklepowych półek, dla jednych dopiero otwierając drzwi do swoich cudownych światów, innych zapraszając ponownie, gwarantując powrót do czasów niewinnych i sielskich, niczym nieskażonych.
Gdy po latach wracam do książek Montgomery, zaskakują mnie one słodką naiwnością, którą cechuje się większość bohaterek tej poczytnej pisarki. I wcale nie jest to wada – czytając o tak rozkosznie prostodusznych dziewczynach, serce się raduje, ma się wrażenie przebywania w innej, lepszej rzeczywistości, do której nie ma dostępu zepsucie i gburowatość.

Kto z Was nigdy nie poznał sekretnej, niemej Kilmeny – teraz ma doskonały pretekst by to nadrobić. Dziewczyna ta od zawsze osnuta była mgiełką tajemniczości. Widziało ją niewielu, rozmawiali o niej wszyscy. Jej historia tak silnie zawładnęła wyobraźnią mieszkańców Wyspy Księcia Edwarda, że nigdy nie zdołała jej opuścić, urastając wręcz do rangi legendy. Przestano jednak mówić o niej oficjalnie, do czasu, gdy w lokalnej społeczności nie pojawił się nowy nauczyciel – świeżo upieczony absolwent college’u z ambicjami, który w ramach zastępstwa miał prowadzić szkółkę w Charlottetown. Zrządzeniem losu przypadkiem natyka się on na niemą piękność, zdolną porozumiewać się najpełniej za pomocą muzyki, którą sama komponuje. Skrzypaczka i nauczyciel szybko stają się bratnimi duszami, mając jednak świadomość, że na drodze do ich szczęścia stoi nie tylko uchodząca za zdziwaczałą i nad wyraz surową rodzina dziewczyny, ale też choroba, która każe się bohaterce uważać za niepełnowartościową kandydatkę na żonę.
Eric, na przekór nieprzychylnym spojrzeniom mieszkańców i uporowi samej Kilmeny, będzie robił wszystko, by zdobyć jej rękę.

Choć Dziewczę z sadu to nad wyraz tkliwa i romantyczna historia, opowiedziana jest ona z perspektywy młodego mężczyzny, który zakochany widzi świat zupełnie inaczej niż dotychczas.
Jeśli ktoś z Was myśli, że mężczyznom daleko do romantycznych uniesień i czułych słów (nawet tych niewypowiedzianych), znak, że nie czytaliście Montgomery.
Serdecznie polecam tę wdzięczną opowieść, która choć naiwna i mocno okrojona w końcówce, wciąż niezmiennie zachwyca swoją delikatnością.

czwartek, 2 października 2014

Labirynt Śniących Książek – Walter Moers


Tytuł: Labirynt Śniących Książek
Autor: Walter Moers
Wydawnictwo: Publicat
ISBN: 9788324591244
Ilość stron: 384
Gdy kilka lat temu zajrzałam do jednego z najcudowniejszych i najbardziej wartych odwiedzenia fantastycznych światów – Camonii – przepadłam i pokochałam go miłością taką, na jaką stać jedynie mola książkowego, zdolnego pojąć czym Miasto Śniących Książek może być i czym jest – spełnieniem wszystkich marzeń o świecie idealnym.
Rzeczywistość utkana przez Waltera Moersa, obdarzonego nieopisanie plastyczną wyobraźnią, której projekcje przelane na papier, są w stanie oczarować, uwieść i całkowicie opętać czytelnika to uniwersum, o istnieniu którego każdy lubujący się w spijaniu liter z powieści, prędzej czy później zamarzy. Przestrzeń, w której chciałoby się być, namalowana słowami tak misternie, że momentami ma się wrażenie całkowitego zespolenia z bohaterami i stania się jednym z nich – tych zakochanych w księgach bibliofilach, specjalizujących się w czytaniu, pisaniu i sprzedawaniu tego co napisane.
Gdy tylko (z nieukrywanym smutkiem i żałością) opuściłam Miasto Śniących Książek, które spłonęło niemalże na mych oczach, niosąc smród spalenizny i rozrzucając tlące się jeszcze skrawki papieru po całym moim świecie na długo po wydarzeniach opisach w powieści, gdzieś w sercu wciąż tliła się nadzieja, że może jednak coś ocalało, że Moers nie pozwoli swoim bohaterom na tak marny koniec, jasno i precyzyjnie sugerujący zagładę kultury czytania i książek. Nie chciałam i nie mogłam się z tym pogodzić. Podejrzewam, że w swoich pragnieniach nie byłam odosobniona – miliony czytelników na całym świecie chciało znów znaleźć się w Camonii, kolejny raz kroczyć labiryntem jedynym w swoim rodzaju i rozkoszować się trwaniem w objęciach Orma.
Wydawało się jednak, że jest to sprawa przegrana i podczas gdy wszyscy pogrążeni byli w żałobie po tym niezwykłym mieście, niezauważony przez nikogo, Książę Cieni powrócił.
Zapytacie: jak to możliwe? Przecież spłonął! Nikt nie jest w stanie powrócić z zaświatów, nawet on! Dla Moersa jednak nie ma nic niemożliwego.
Tworząc Labirynt Śniących Książek, odpowiedział on na głosy fanów i dokonał niewykonalnego – powrócił do życia utraconych, zdawałoby się, bohaterów i po raz kolejny zaprosił do miasta, w którym najważniejsza jest literatura.
Wraz z Hildegunstem zwabionym do Księgogrodu tajemniczym listem, będziemy kroczyć po dwustu latach od ostatnich wydarzeń odbudowanym i na tyle na ile było to możliwe, odrodzonym miastem, który po doświadczonej tragedii stał się siedliskiem jeszcze większych dziwów i kuriozów, np. książek do kupowania w plasterkach niczym kiełbasę. Chociaż dawna świetność już minęła, jego mieszkańcy nadali mu zupełnie nowego znaczenia, wykorzystując to, co pozostało. Jedną z moich ulubionych postaci jest ”gazeta na nóżkach” – cśś. Więcej nie zdradzę.
Książka ta uświetniona jest arcypięknymi szkicami, pobudzającymi wyobraźnię i prowokującymi wzdychania z tęsknoty za światem marzeń, a przewodnik w postaci nieco styranego już i osławionego Rzeźbiarza Mitów, kręcącego się po znanym, a jednak nieco obcym świecie, potęguje wrażenie zagubienia i ponownego uczenia się tego, co zostało utracone, a tym samym pozwala nam na odnowienie przyjemności z kroczenia niezbadanymi wciąż terenami Księgogrodu.
Tym razem częściej niż do antykwariatów, zaglądać będziemy wraz z narratorem do teatrów, wykorzystujących dość niecodzienne formy przekazu i stymulowania wyobraźni. To one staną się nauczycielami historii i strażnikami przeszłości.
By jeszcze bardziej niż po ostatnim zakończeniu podenerwować czytelnika, Moers uciekł się do klasycznego cliffhangera – zawiesił akcję tam, gdzie powinna się dopiero rozpoczynać, każąc w mękach czekać na kontynuację.  Pozostaję pod wielkim czarem jego talentu, bałwochwalczo wręcz chwalę go za wyrażenie wszystkiego tego, co siedzi w głowach czytelniczych moli, pragnących wziąć Hildegunsta pod ramię i wraz z nim udać się do Księgogrodu. Autor nie zrezygnował z literackich zagadek, znajdujących się w nazwiskach bohaterów, będących anagramami, tworząc tym samym coś na wzór własnego camońskiego języka. Strona lingwistyczna zdecydowanie wskoczyła na wyższy poziom niż ostatnio – wpadek składniowych rzucających się cieniem na poprzednią część tutaj nie uraczycie.
Autor bawi się konwencjami, co rusz puszcza do czytelnika oko, licząc na jego oczytanie.
Czym większą wiedze na temat literatury macie – tym przyjemność płynąca z lektury będzie większa. Jestem ciekawa, czy jest na świecie choć jeden człowiek, który zdołał wychwycić wszystkie intertekstualności i zagadki. Ta książka, to prawdziwy labirynt dopracowany w każdym calu, przemierzanie którego jest gwarancją przedniej zabawy.
Piękne wydanie to jedynie skrawek cudowności, jakie kryje w sobie ta publikacja – KONIECZNIE sięgajcie!  Ja, jak wszystkim co stworzył Moers, jestem urzeczona. Wyborny tekst, łączący gatunki, mieszający style, stymulujący wyobraźnię!


Brawa – dla narratora, dla tłumacza i dla tłumaczki tłumaczącej tłumacza – wspaniała robota!

Inne książki Moersa:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/03/bibliofilska-arkadia-miasto-sniacych.html?q=moershttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/09/walter-moers-kot-alchemika.html?q=moers


środa, 1 października 2014

Złoto głupców – Philippa Gregory


Tytuł: Złoto głupców
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770305
Ilość stron: 344

Złoto głupców, stanowi trzeci tom cyklu stworzonego przez Philippę Gregory, którego akcja sięga czasów średniowiecza i dotyczy losów młodych podróżników, wrzuconych tym razem w rzeczywistość Wenecji tętniącej rytmami karnawałowej zabawy.
Ten szczególny czas w roku to dla mieszkańców miasta na wodzie okres trudny, w którym drastycznie wzrasta przestępczość – mniejszego i większego kalibru. Ludzie skryci za typowymi dla karnawału maskami pozwalają sobie na więcej, licząc na to, że nie zostaną rozpoznani i obarczeni sankcjami. Z większą niż w pozostałe miesiące roku swobodą kradną, mordują, donoszą i spekulują.
Luca, Frezie, Izolda, Iszrak i brat Piotr w Wenecji jako Zakon Ciemności mają zbadać sprawę fałszerstwa złotych monet – wartość nobli wzrasta bowiem z dnia na dzień, a ich pochodzenie jest co najmniej niepewne.
Podczas swojego dochodzenia, bohaterowie natrafiają na grupę alchemików, którzy twierdzą, że ledwie parę chwil dzieli ich od odkrycia tajemnicy kamienia filozoficznego, a co za tym idzie pozyskania zdolności tworzenia złota z każdego materiału, jak i sekretu nieśmiertelności. Tłoczone przez nich monety zalewają miasto, pozornie wpływając na jego bogactwo.
Świat pokus, przepychu i grzechu to właśnie rzeczywistość kreślona przez Gregory, która choć piękna, to jednak zwodnicza – wszelkie pragnienia zdają się być w niej jedynie sennymi marami, a bohaterowie miasta z łatwością dają się omamić i zwieść pozorom. Każdy mieszkaniec miasta zakłada maski – często jedynie symbolicznie – korzystając z karnawału w dwójnasób: bawiąc się i wzbogacając na nieuwadze innych.
Czytelnik dołącza w ten korowód tajemnic i zagadek, balansując pomiędzy fikcją literacką a faktami historycznymi, które przefiltrowane przez wyobraźnię pisarki, stały się podwaliną do stworzenia tej opowieści – z tomu na tom coraz bardziej wciągającej. Gregory jak chyba żaden inny autor powieści popularnych, nie potrafi tak zainspirować do zainteresowania się historią – jej książki stają się jedynie impulsem do dalszych indywidualnych poszukiwań odpowiedzi na to, co zdołało nas zaintrygować.
Niejako między wierszami wspomina o stosunkach między katolikami a potęgą osmańską, sugeruje jakie zależności finansowe rządziły tą relacją, jak była budowana; pokazuje świat kobiet od podszewki: co mogły, czego wciąż im zabraniano, jak zmieniało się to podczas karnawału, w jaki sposób szanowane panie dbały wzajemnie o swoją reputację, jak zapewniały sobie alibi; kreśli sytuację podróżników i ich przywileje; gdzieniegdzie wspomina o tym, co się jadło, czym się płaciło, jak się ubierano. Gregory tak zmyślnie wplata fakty do swojej opowieści, że czytelnik niejednokrotnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że właśnie bezboleśnie został uraczony ciekawostką historyczną, której być może na próżno szukałby w podręcznikach.
Jako że Złoto głupców podobnie jak cała seria, jest kierowane szczególnie do młodzieży, nie zabraknie w  niej także wątków matrymonialnych – kto z kim, dlaczego – tego Wam nie zdradzę, ale możecie być pewni, że powściągliwość w okazywaniu uczuć znana z poprzednich części, ustąpi tutaj miejsca zazdrości i pożądaniu. Uczucia, choć wciąż pokazywane w cieniu, coraz bardziej zaznaczają  swoją obecność, a rozwijająca się relacja między głównymi bohaterami staje się coraz ciekawsza, dostarczając tym samym czytelnikom kolejnych wrażeń.

Czytając tę książkę, ma się wrażenie jakoby dotyczyła dzisiejszych czasów – mimo że akcja toczy się w 1454 roku, pewne sprawy pozostały niezmienne lub też wracają niczym bumerang – inflacja, oszustwa, spekulacje, nieuczciwe wzbogacanie się, ale też kwitnąca miłość wbrew zasadom – to elementy spajające przeszłość ze współczesnością i nadające książce tej wymiar uniwersalny.
Serdecznie polecam, nawet tym, którzy dotąd z historią byli na bakier. Jestem przekonana, że zarysowany tutaj świat alchemii rozbudzi w Was chęć do poznawania tajemnic minionych lat.


Poprzednie tomy:
http://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/krucjata-philippa-gregory.html?q=gregoryhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/odmieniec-philippa-gregory.html?q=gregory