Jola nigdy nie miała dobrych
relacji ze swoją matką, Michaliną. Oddała jej całe życie, rezygnując z własnej
rodziny, otrzymując w zamian jedynie zgorzknienie i niezadowolenie. Gdy więc
jej rodzicielka umiera, w życiu bohaterki dochodzi do przełomu: uświadamia
sobie swoją tęsknotę za miłością – szczególnie matczyną, zauważa to, czego
dotąd się wyrzekała.
Poznaje także mężczyznę, który
bardziej niż ktokolwiek dotąd, wyzwala w niej potrzebę stałego związku. To dla
niego przenosi się z Poznania do Zakopanego, rezygnując z kariery naukowej i
życia towarzyskiego. W zamian za to, otrzymuje szansę na zbudowanie relacji z
teściową, która otacza ją matczyną miłością, a także na stworzenie rodziny,
jakiej nigdy nie miała.
Powieść snuje się wieloma torami,
odsłaniając przed nami kolejno losy kobiet i mężczyzn, nad których życiem
królują sekrety przeszłości, determinujące teraźniejszość. Choć jest to historia
ciepła, wiele w niej bólu i skrywanego cierpienia, ogromnie wiele spychania
zranień do najdalszych zakamarkach umysłu i oddawania siebie na wyłączność
drugiemu człowiekowi. Wszechobecne są kobiety cierpiące, bo kiedyś podjęły
decyzję, idąc za głosem rozsądku a nie serca. Tym jednak, co stanowi o
wyjątkowym charakterze powieści jest sztuka – zwłaszcza zaś malarstwo oraz
natura – nie tylko ta kojarząca się z tatrzańskimi widokami, ale też ta, będąca
w kręgu zainteresowań głównej bohaterki – biolożki, szczególnie zafascynowanej
pająkami.
Narracja prowadzona jest w kilku
perspektyw – opowiada raz Jola, raz Hela, raz Michalina, wreszcie Jędrek.
Dzięki zastosowaniu takiej formy, poznajemy losy bohaterów widziane z różnych
perspektyw – każdą z relacji charakteryzuje i łączy jedno: podretuszowanie ich pigmentami
czułej pamięci, w której przeszłość jawi się jako czas idylliczny, pełen
pochopnych decyzji związanych z porywami serca, ale za to generujących
szczęście i szczerość – coś, czego w późniejszych latach życia zabrakło. W
wielu miejscach pojawia się stylizacja gwarowa, a także uperlenie świata
przedstawionego elementami kultury zakopiańskiej, które doskonale podkreślają
charakter narracji.
Malowanki na szkle stały się dla mnie wehikułem czasu – dzięki nim
nie tylko podróżowałam między przeszłością a teraźniejszością, poznając losy
bohaterów, ale też upajałam się wyobrażeniowym widokiem Tatr ukwieconych
krokusami, śledziłam górskie wschody i zachody słońca, zachwycałam się
tatrzańskimi szlakami i popijałam zimną wodę ze strumienia, po to, by parę chwil
później zasiąść w ciepłym góralskim domu i w niepowtarzalnej atmosferze
wysłuchać zwierzeń kobiet i mężczyzn, których życie wcale nie oszczędzało.
To jedna z tych książek, które choć posiadają historię, którą chciałoby się odkryć jak najszybciej, czyta się niespiesznie, by nic z niej nie uronić.
Mam ogromną nadzieję na
kontynuację, koniecznie chcę wiedzieć, jak rozwinął się związek Joli i Jędrka,
w którego pomyślność szczerze powiedziawszy… nie wierzę. Dlaczego – tego nie
mogę zdradzić, by nie zdradzić Wam fabuły. Sądzę jednak, że relacje budowane w
podobny sposób w jaki zrobili to bohaterowie, mają szansę przetrwać jedynie
wtedy, gdy wiele ran zostanie przepracowanych, a nad związkiem tak samo mocno
pracować będą dwie strony – będące ze sobą nie tylko ze względu na konieczność.
Beata Gołembiowska, czas, góry, miłość, przeszłość, przyjaźń, rodzina, Tatry, wspomnienia, Wydawnictwo Comm, Zakopane
Nie słyszałam o tej książce...
OdpowiedzUsuńKoniecznie zatem musisz ją poznac!
Usuń