sobota, 28 lutego 2015

Hania Humorek. Wielka Księga psot – Megan McDonald, Peter H. Reynolds



Tytuł: Wielka księga psot. Hania Humorek
Autor: Megan McDonald, Peter H. Reynolds
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328105423
Ilość stron: 376



Hanię Humorek poznałam już w  jej Wielkiej Księdze Humoru i było to spotkanie tak miłe, że postanowiłam naszą znajomość kontynuować.
Dzięki tej decyzji mogłam w środku roku przeżyć obfitujące w  rewelacyjne przygody wakacje marzeń, a także wielki pech przeplatany wielkim fartem.
Ale po kolei!
Na kolejny tom zbierający w  całość przygody Hani składają się dwie pomniejsze opowieści: Hania Humorek i wakacje z  dreszczykiem oraz Hania Humorek i wielki pech.
W  pierwszej z nich zrelacjonowane zostają wakacje Hani – początkowo miała je ona spędzić z  przyjaciółmi, ale ci niestety rozjechali się po całym świecie. W  związku z  tym dziewczynka zaordynowała, by każdy z  nich przez całe wakacje zbierał punkty za udokumentowane superwydarzenia, w  których brał udział. Bohaterka sądziła, że sama uzbiera najwięcej, ale niestety ciągle coś stawało na jej drodze, co spowodowało, że w pod koniec wakacji nie miała prawie nic. Jak dziewczynka poradziła sobie z nieprzyjemną wizją sromotnej porażki we własnym konkursie? Nie zdradzę, ale mogę powiedzieć, że dzieje się dużo, a każde dziecko (i rodzic) zaczerpnąć może ocean inspiracji;)
Kolejna opowieść to wydarzenia z  życia Hani, która stała się właścicielką szczęśliwej monety – ona to pomagała jej w szkole podczas literowania, wspierała jej relacje towarzyskiej i krótko mówiąc – czyniła z  niej największą szczęściarę chodzącą po świecie. Niestety, pewnego dnia Hania gubi monetę, a to jest początkiem wielu niezwykłych przygód, których stanie się uczestniczką. Ciekawi?

Jak zwykle przy książkach McDonald bawiłam się świetnie – Hania mnie rozbraja i urzeka, uwielbiam tę rezolutną i niepokorną dziewczynkę z  głową pełną pomysłów i talentem do pakowania się w  tarapaty. Choć mam już swoje lata, z  wielką chęcią skompletuję wszystkie tomy poświęcone tej bohaterce i przechowam dla przyszłych pokoleń. Gwarantuję, że warto!
Drogie mamy (i miłośnicy literatury dziecięcej) – serdecznie polecam!

piątek, 27 lutego 2015

Pięćdziesiąt twarzy Jamiego Dornana - kim jest odtwórca roli Christiana Greya (Jamie Dornan. Wszystkie jego twarze – Alice Montgomery)



Tytuł: Jamie Dornan. Wszystkie jego twarze
Autor: Jamie Dornan
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 9788327152756
Ilość stron: 184
Cena: 34,90 zł



Jamie Dornan – choć był sławny – dla wielu zaistniał dopiero po przyjęciu roli w  Pięćdziesięciu twarzach Greya. Miliony kobiet na całym świecie upatrują w nim odtąd bóstwo, a czasem także ideał mężczyzny.  Wydaje się zatem, że nie było (i nie będzie) lepszego momentu na wydanie (i sprzedanie) jego biografii niż teraz. Chwilę wyczuła Alice Montgomery, autorka wcześniej wydanych biografii Susan Boyle, Katy Perry czy Harry’ego Stylesa.
Biografia Dornana jest tak naprawdę mocno powierzchowna – zawężą się do (w  miarę) szczegółowego opisu jego życia – szczególnie zawodowego – od czasu pierwszej próby aktorskiej. Jest przeglądem jego wcześniejszego związku z  modelingiem, krótką analizą tego jak zmieniały się obowiązki Dornana. Autorka stara się także prognozować jak zmieni się życie gwiazdy do premierze Pięćdziesięciu twarzy Greya (dziś już to wiemy – aktor nie zagra w  kolejnych częściach za namową żony). Robi także wszystko, by zaprezentować Dornana jako postać, którą życie od dawna przygotowywało do tej roli: wskazuje na jego bolesną przeszłość i dzieciństwo, podkreśla wspólnotę enigmatyczności i elektryzującego spojrzenia, łączącego tego fikcyjnego bohatera z  Jamiem.  

Montgomery oczywiście analizuje także związki odtwórcy roli Christiana – wiele miejsca poświęca jego relacji z  Keirą Knightley i temu, jaki wpływ na życie i osobowość Dornana miało ich rozstanie; pochyla się także nad jego szczęśliwym małżeństwem z  Amelią Warner. Książkę tę, za krótką jak na biografię z  prawdziwego zdarzenia, wzbogaca kilka ilustracji, umieszczonych jako wkładka mniej więcej w  środku publikacji – na nich oczywiście Jamie i Keria, Jamie i Amelia, Jamie i Dakota Johnson, Jamie w samych bokserkach i Eva Mendes, kadr z filmu Maria Antonina, seriali Upadek i Dawno, dawno temu oraz  – rzecz jasna – z  Greya.
Szczerze powiedziawszy, to tak naprawdę  trochę bardziej rozbudowana notka biograficzna, tabloidalny życiorys, przegląd projektów, w  które zaangażowany był Dornan wraz ze szczegółowym ich opisem (w  przypadku filmów są to nie tylko fragmenty co ciekawszych recenzji i wypowiedzi z  Twittera etc., ale głównie opisy kolejnych fabuł, streszczenia seriali z  uwzględnieniem charakterystyk bohaterów, których przyszło aktorowi zagrać), a także strzępki wywiadów, wypowiedzi mocno wyrwanych z  kontekstu. W  wielu miejscach Montgomery się powtarza, co każe przypuszczać, że książka ta była pisana etapowo, bez głębszych ingerencji – dubluje informacje, które kilka zdań wcześniej przekazała, powiela nawet samą formę zdań: w  miejscach powtórzeń są one niemalże identyczne.
Mimo wad, przeczytałam tę książkę z  zaciekawieniem – „złoty tors” Dornana analizowałam szczegółowo na zajęciach edytorskich z  ostatniego semestru (nie pytajcie: przedmiot nazywał się redakcja książki, a my przyglądaliśmy się kampanii reklamowej Calvina Kleina z  półnagim Dornanem i Evą Mendes, co podobno miało nas czegoś nauczyć) stąd ciekawe było dla mnie poznanie go z nieco innej perspektywy.
Niewątpliwie rola w  tym szeroko komentowanym filmie stanie się dla jego kariery znaczącym punktem odniesienia – swoją pozycję aktorską Dornan umocnił za sprawą serialu Upadek, a jednak niewątpliwie to Grey będzie tą postacią, z  którą aktor będzie jeszcze długo utożsamiany. Czy to rola-pułapka? Czy kariera Dornana na tym ucierpi czy zyska? Czas pokaże.

Już teraz słychać głosy niezadowolenia wśród milionów kobiet, które nie życzą sobie, by Szarego grał ktokolwiek inny.




O korzyściach płynących z posiadania psa (Sam &Riko – Agnieszka Wiszowata, Paulina Engen)



Tytuł: Sam&Riko
Autor: Agnieszka Wiszowata, Paulina Engen
Wydawnictwo: Novae Res
Premiera wkrótce:)




Sam&Riko to urokliwa opowieść o pewnym rodzinnym stadzie, do którego dołączył pies Riko.
Pisana jest ona z  perspektywy chłopca, dla którego pies stał się najlepszym przyjacielem – na dobre i złe. Kompani spędzali razem całe dnie: bawili się, chodzili na spacery, przygotowywali do wystaw, jeździli na wakacje i zwiedzali świat. Sam ze wszystkiego zwierzał się swojemu psiemu powiernikowi – członkowi rodziny, który był z  nim niemalże od zawsze.

Rodzicie Sama decydując się na przygarnięcie pieska we wczesnym dzieciństwie chłopca, dali mu niepowtarzalny prezent – Sam i Riko dorastali niemalże w  jednym rytmie – razem byli psotnymi szczeniakami, mogli mieć wspólne sekrety, o których rodzice nie wiedzieli (potajemne wcinanie parówek to jeden z  niechlubnych przypadków), razem dorastali, stawiali czoła nowym doświadczeniom, przywiązując się do siebie coraz mocniej.

Posiadanie psa było dla Sama ogromną lekcją życia. Tak zresztą jest w  każdym przypadku.
Książka ta powstała nie bez przyczyny – dedykowana jest szczególnie tym dzieciom (i ich rodzicom), które marzą o tym, by mieć pieska, a wciąż nie znajdują poparcia u mamy i taty, obawiających się wynikających z  tego obowiązków i niebezpieczeństw – Agnieszka Wiszowata udowadnia, że mały pies i mały chłopiec, to nie tylko wcale nie zły pomysł, ale rewelacyjna opcja!
Czworonożny przyjaciel zawsze obroni swojego „ludzkiego rówieśnika”, będzie niósł mu pociechę, dzielił z  nim smutki i radości, dotrzymywał towarzystwa bez względu na okoliczności – i w  wielkim skrócie właśnie o tym jest ta książeczka.
Serdecznie polecam – małym i dużym;)

czwartek, 26 lutego 2015

O tym jak chciałam wydać 300 zł na książkę (Love, Rosie, Na końcu tęczy – Cecelia Ahern).


Tytuł: Love, Rosie (Na końcu tęczy)
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Akurat
ISBN: 9788377587461
Ilość stron: 512
Cena: 39,99 zł


Historia moja i Love, Rosie jest burzliwa.  Książka ta, rok temu funkcjonująca jeszcze jedynie pod tytułem Na końcu tęczy, była kilka lat temu nie do zdobycia. Użytkownicy Allegro proponowali za nią niebotyczne sumy rzędu 300 zł. Po latach poszukiwań książki – jedynej brakującej mi do kolekcji Ahern – byłam w  stanie zaoszczędzić te pieniądze i je wydać. Powieść ta urosła już w  moich oczach do rangi legendy i nie mogło być mowy o tym, że nie zdobędę jej wszelkimi możliwymi sposobami. Gdy już pełną kwotę miałam prawie odłożoną, coś skierowało mnie do nieistniejącego już antykwariatu Miś w  Katowicach. Gdy tam weszłam, wśród masy książek, pierwszy w  oczy rzucił mi się niepozorny, czerwony grzbiet. Niemalże do niego podbiegłam i tak oto moim oczom ukazało się niebywale zadbane wydanie Na końcu tęczy za 15 zł. 15 zł gdy ja chciałam wydać za nią ponad 300! Podeszłam do kasy, bez wahania wyciągnęłam odliczoną kwotę i tu kolejne zaskoczenie – cena była jeszcze niższa niż na okładce, bo antykwariat przeznaczono właśnie do likwidacji. Moje marzenie kosztowało 10 zł. Byłam wniebowzięta!

Kilka miesięcy później książkę wznowiono w  wydaniu pocket, a teraz na rynek trafiła ona pod nowym tytułem, z  nową szatą graficzną, wywołując masę wspomnień.

Nie piszę o tym wszystkim bez przyczyny. Ahern to pisarka, którą wręcz bałwochwalczo czczę. Każdą jej książkę czytam z namaszczeniem i oczekuję jej jak kania deszczu. Po moich przygodach ze zdobyciem Na końcu tęczy mogłoby się wydawać, że posiadłam skarb. I to, ze zdobyłam ją za 10 zł było dla mnie ratunkiem – nie wiem bowiem czy ze względu na związane z  trudnościami ze zdobyciem jej oczekiwania były za wysokie, czy po prostu książka ta nie należy do najlepszych w  dorobku Ahern – po pierwszej lekturze czekał mnie spory zawód. To nie tak, że uznałam ją za słabszą niż poprzednie – ona mi się po prostu nie podobała. Była kiepska. Słaba. Mierna. Niewarta 300 zł, które byłam skłonna na nią wydać.

Byłam zła, że legenda w zderzeniu z  rzeczywistością nie była już tak godna uwagi.
Zapytacie po co w  takim razie czytałam ją drugi raz, po co mi wznowienie?
Dla konfrontacji. Czas łagodzi wszystko, a od czasu mojej pierwszej lektury trzy lata temu, powieść wciąż zbierała pozytywne recenzje. Postanowiłam więc zmierzyć się z  nią raz jeszcze i sprawdzić czy mój nienajlepszy odbiór był spowodowany czymś innym niż słaba proza.

I oto efekty.
Rosie i Alex to para nierozłączna od wczesnego dzieciństwa. Dzielili ze sobą sekrety, spędzali wspólnie wiele chwil. Do czasu, gdy rodzice Alexa zdecydowali się na przenosiny z  Irlandii do Ameryki. Rozstanie było dla dwójki przyjaciół bardzo bolesne, niestety nie byli zdolni mu zapobiec: ich przyjaźń mogłaby się w  ten sposób zakończyć, podobnie jak pewnie zakończyła się relacja wielu ludzi. Młodzi jednak nie ustają w podtrzymywaniu relacji, wymieniając między sobą korespondencję, w której wciąż byli sobą – żartobliwi, uśmiechnięci, życzliwi wobec siebie nawzajem, ale także szczerze, przez co nie unikali tego, co smutne – zmęczenia pracą, kolejnymi fatalnymi związkami.
I to właśnie formę korespondencji przybiera ta opowieść – wymienianych listów, krótkich wiadomości, obfitujących w  denerwujące mnie, nazistkę językową, aczkolwiek poniekąd urocze błędy ortograficzne.  
W  istocie to opowieść o rozłące i o tym, że wcale nie musi ona oznaczać końca cennych relacji.
Jak mi się czytało? Tym razem lepiej, choć wciąż irytowało mnie to, że tak trudno było się Alexowi i Rosie przyznać przed sobą do własnych uczuć i dopiero w  takiej prawdzie budować życie, a nie wciąż gonić i gonić za białym króliczkiem.

Polecam, choć ci którzy szukają tu typowej dla Ahern magii – nie znajdą jej. Nie ma wydarzeń z  pogranicza fantastyki, jest czyste życie. I pewnie właśnie to spowodowało mój ostudzony zapał.

Nadal, pomimo upływu czasu, uważam, że nie jest to najlepsza powieść w  dorobku Ahern, ale w  tym sądzie jestem chyba osamotniona:)
Polecam zatem lekturę i zachęcam do polemiki:)



środa, 25 lutego 2015

Nie dochodzą tylko listy nienapisane – Michaił Szyszkin


Tytuł: Nie dochodzą tylko listy nienapisane
Autor: Michaił Szyszkin
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
ISBN: 9788373924314
Ilość stron: 278
Cena: 35zł



Nie dochodzą tylko listy nienapisane jest książką, do której podchodziłam z  wielką ostrożnością. Jak się okazało – słusznie.
Wiele w  niej bowiem elementów, które wymagają odpowiedniego skupienia, odpowiedniego nastrojenia wrażliwości, sfokusowania się na nieprzezroczystym języku, będącym w  wielu miejscach kwintesencją opowieści, w  której ścierają się dwie odwieczne przestrzenie: Eros i Tanatos, miłość i śmierć. To ponadczasowe zestawienie nabiera w  książce tej nowego znaczenia.
Michał Szyszkin za formę książki obrał sobie powieść epistolarną – zapiski zgromadzone w  publikacji stanowią wymianę korespondencji pomiędzy dwojgiem kochanków – ich pierwsza miłość wybuchła w  niedogodnym momencie, bo zanim mogła na dobre rozkwitnąć, spowiły ją widma wojny, w  której on musi wziąć udział. Udaje się więc do Chin, skąd regularnie wysyła do ukochanej zapiski z  pola bitwy. Miejsce, w  którym się znalazł całkowicie rewiduje jego poglądy, co widoczne jest w  rozwijającej się korespondencji. Intymne zwierzenia przesączone są rozmyślaniami o przemijalności, o ludzkich dramatach, pojawiają się w nich wspomnienia o charakterze erotycznym, a jednak to co wysuwa się na plan pierwszy to świadectwo nieuchronności śmierci i trudności zmierzenia się z nią i unosząca się nad tym wszystkim miłość. Bohater powoli dojrzewa do ujrzenia świata w  innym wymiarze – odsuwa od swojego myślenia drobiazgi, skupiając się w  zamian na tym, co fundamentalne, na tym co konstytuuje i definiuje człowieka. Wiedząc zatem, że za rogiem czai się śmierć, snuje opowieści o rodzicach, wspomnienia czasów dzieciństwa, rozmyśla jak podreperować to, co po drodze uległo zniszczeniu, widzi miłość w  jej najczystszej formie.
Książka ta zestawia dwie ogromne siły: niszczycielską, brutalną moc wojny i przeciwstawioną jej delikatną, subtelną miłość z niewymuszonym, nienachalnym, niewulgarnym erotyzmem.
Ciekawa  i niecodzienna jest także poruszana w  książce problematyka zdrady i notabene zdradzieckie do niej podejście. Oto sam akt nie jest okrucieństwem i zadawaniem bólu bliskim – dopiero przyznanie się do popełnionego czynu jest przejawem czystego znęcania się nad ukochanymi. Dopóki zatem zdradzamy milcząc, nic złego się nie dzieje.
Podejmuje także Szyszkin wątek choroby – pokazuje raka, który zżera człowieka, wysusza, odziera z  resztek godności i człowieczeństwa. Autor raczy (hehe) nas scenami, których rangę rozumiemy dopiero wtedy, gdy sami tego doświadczymy i zobaczymy co ta choroba w  zaawansowanym stadium czyni z  człowiekiem. Dopiero wówczas rozumie się jak brutalnie prawdziwe są opisy i stosowane w  nich sformułowania. Szyszkin uruchamia problematykę godnego chorowania i umierania, rozwijając ją między kolejnymi frazami.
Nie daje żadnych recept ani odpowiedzi – jedynie relacjonuje życie i dzieli się z  nim w  najintymniejszy z  możliwych sposobów. Pokazuje jak bardzo śmierć jednostki niczego nie zmienia w  oczach stałego świata. Ta książka wypełniona jest gorzkimi prawdami, które nie zawsze do siebie dopuszczamy. Mój egzemplarz zatopiony jest w  zakładkach, którymi zaznaczałam co istotniejsze dla mnie fragmenty. Bo istotna jest całość – częstokroć trudna do przełknięcia, a jednak ważna, podejmująca ogrom tematów, których nie sposób objąć.
Oprócz historii, ta publikacja, to także plastyczny język, którym aż chce się zachłysnąć, który sam się w  nas „wlewa”. Rzadko trafia się jeszcze na takie książki i choćby dla samej przyjemności obcowania z  tak piękną formą snucia opowieści – warto.
Długo z  nią zwlekałam, ale myślę, że był w  tym głębszy zamysł – każda książka dociera do nas bowiem dopiero wtedy, gdy jesteśmy na nią gotowi.
A Ty? Jesteś gotowy?