Tytuł: W cieniu
Autor: A.S.A. Harrison
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-2657-9
Ilość stron: 352
Cena: 36,90 zł
W cieniu to
książka, której marketing opiera się w dużej mierze na próbie doszukania
się podobieństw między nią a Zaginioną
dziewczyną czy Zanim zasnę.
Zabieg tyleż w moim wypadku bezowocny, że żadnej z powyższych czytać nie miałam okazji, co nie przeszkodziło mi zainteresować się nowym, ciekawie zapowiadającym się thrillerem.
Zabieg tyleż w moim wypadku bezowocny, że żadnej z powyższych czytać nie miałam okazji, co nie przeszkodziło mi zainteresować się nowym, ciekawie zapowiadającym się thrillerem.
I rzeczywiście – sformułowanie zapowiadający się – stanowi doskonałe podsumowanie lektury.
Oto A.S.A. Harrison podjęła się stworzeniu projektu
okrzykniętego przez innych znamienitych twórców gatunku znakomitym, pięknie napisanym, ostrym, inteligentnym etc. Spostrzeżenia
skądinąd trafne, a jednak… Tak mozolnie czytanego thrillera dawno w rękach
nie miałam i tak trudnego w jednoznacznej ocenie również.
Bo i owszem: napisana zgrabnie jak na thriller przystało,
akcja zawiązana wyśmienicie, rozwiązanie fabularne również, droga do tegoż
niczego sobie. A jednak gdzieś w tym wszystkim, w tej hochsztaplerce
technicznej, narracyjnej obudowie zabrakło miejsca na zwykłe czytelnicze
zaciekawienie: ta powieść najzwyczajniej nie była w stanie mnie wciągnąć.
I gdyby w innych gatunkach było to wybaczalne, gdyby forma miała większe znaczenie niż treść i jakość „wciągania” tak przy thrillerze, którego niekwestionowany urok tkwi w porywaniu czytelnika właśnie, wady tej rozgrzeszyć nijak nie umiem.
I gdyby w innych gatunkach było to wybaczalne, gdyby forma miała większe znaczenie niż treść i jakość „wciągania” tak przy thrillerze, którego niekwestionowany urok tkwi w porywaniu czytelnika właśnie, wady tej rozgrzeszyć nijak nie umiem.
W czym cała rzecz? Todd zostawia Jodi, z którą
tkwił w wieloletnim konkubinacie, opierającym się na dużej wolności
dawanej sobie wzajemnie: Todd zdradzał Jodi o czym ta doskonale wiedziała, lecz
nic sobie z tego nie robiąc przygotowywała dla partnera przepyszne
posiłki, co by ten mógł się posilić po powrocie do domu – kobieta wiedziała, że
zatrzyma go przy sobie jedynie wówczas, gdy z całej sprawy zdrad nie
zrobi afery, udając, że o niczym nie ma pojęcia. Wszystko działało perfekcyjnie
do czasu, gdy Todd uwikłał się w romans z Natashą – córką swego
wieloletniego przyjaciela – i gdy ta poczęła jego dziecko. Wówczas bohater
postawiony został pod ścianą i zmuszony do zerwania relacji z dotychczasową
partnerką, która w świetle prawa została z niczym: zabrano jej dom,
zakończono jej życie pełne luksusu, stabilizacji i rutyny. Za namową przyjaciółki, kobieta za jedyne
rozsądne rozwiązanie uznaje zamordowanie Todda, zanim ten zmieni testament, który
dotąd uwzględniał ją jako jedyną prawowitą spadkobierczynię.
Prawda, że proste?
I w tym momencie można by zakończyć, ale sprawa idzie dalej – kwestia morderstwa przeciąga się i kończy dość nieprzewidywalnie, a jednak bez pompy. To jednak przemilczę.
Znacznie istotniejsze wydaje się, że ta książka to tak naprawdę – znacznie bardziej niż thriller –studium rozpadu związku i wiążącej się z nim przemiany dotychczasowych partnerów. Wiarygodny, możliwy, prawdopodobny – przypuszczalnie znaleźliby się nawet świadkowie, zdolni potwierdzić istnienie podobnych przypadków. Książka ta w swoim rytmie oddaje codzienną rutynę wieloletnich związków, brakuje w niej jednak mocnego punktu zwrotnego, który zaistniał na przestrzeni treści, a zapomniał wybrzmieć formalnie. Dla wnikliwych czytelników czytelna stanie się aluzja do Dennisa Lehane’a, którego autorka – nie do końca wiadomo jednak czy zamierzenie, czy tez zupełnie przypadkowo – niemalże cytuje, delikatnie parafrazując fragment jednego z jego powieści z Angie Gennaro i Patrickiem Kenzie. I to jeden z nielicznych dla mnie plusów, bardzo możliwy do przeoczenia przez czytelników, którzy nie pałają podobną miłością jak ja do Lehane’a.
Prawda, że proste?
I w tym momencie można by zakończyć, ale sprawa idzie dalej – kwestia morderstwa przeciąga się i kończy dość nieprzewidywalnie, a jednak bez pompy. To jednak przemilczę.
Znacznie istotniejsze wydaje się, że ta książka to tak naprawdę – znacznie bardziej niż thriller –studium rozpadu związku i wiążącej się z nim przemiany dotychczasowych partnerów. Wiarygodny, możliwy, prawdopodobny – przypuszczalnie znaleźliby się nawet świadkowie, zdolni potwierdzić istnienie podobnych przypadków. Książka ta w swoim rytmie oddaje codzienną rutynę wieloletnich związków, brakuje w niej jednak mocnego punktu zwrotnego, który zaistniał na przestrzeni treści, a zapomniał wybrzmieć formalnie. Dla wnikliwych czytelników czytelna stanie się aluzja do Dennisa Lehane’a, którego autorka – nie do końca wiadomo jednak czy zamierzenie, czy tez zupełnie przypadkowo – niemalże cytuje, delikatnie parafrazując fragment jednego z jego powieści z Angie Gennaro i Patrickiem Kenzie. I to jeden z nielicznych dla mnie plusów, bardzo możliwy do przeoczenia przez czytelników, którzy nie pałają podobną miłością jak ja do Lehane’a.
Wszystko wymienione czynniki ostatecznie sprawiają, że z
powieści o dużym potencjale powstała mała ramotka, ot, przeciętna opowiastka
jakich mamy na pęczki. Dobra na jedno popołudnie, ale z pewnością
niezasługująca na miano najlepszego thrillera ostatnich czasów – nie przekonuje
nawet nagroda „Guardiana”.
A.S.A. Harrison, egzemplarz recenzencki, książka jak zaginiona dziewczyna, nieformalny związek a testament, rozpad związku, spadek po partnerze, thriller, Wydawnictwo Znak, żona morduje męża
Lubię dobre , trzymające w napięciu thrillery , ale po Twojej recenzji nie zamierzam zapoznawać się z tą powieścią. Jest wiele innych na oku ,nie chcę tracić czasu na coś przeciętnego ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, lepiej wziąć coś naprawdę dobrego do ręki!
UsuńCieszy mnie to, że udało mi się przeczytać Twoja recenzje, bo bez niej pewnie bym się nabrała i niechcący po nią sięgneła.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że szkoda czasu. No, chyba że masz go dużo, to możesz spróbować;)
UsuńCzytam same recenzje ,które są w podobnym tonie , co twoja. Jako wielka fanka, ale i osoba wybredna jeśli chodzi o kryminały polecam "Zanim zasnę" . "Zaginiona dziewczynę " niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za polecenie :) Słyszałam tak różne opinie, że chyba zajrzę do obu pozycji:)
UsuńWłaśnie jestem po lekturze i w dużej mierze zgadzam się z Twoją opinią. Nie uważam tylko, by książka była taka zła (chociaż sama trochę się na niej wynudziłam). Problem w tym, że ktoś określił ją jako thriller, którym "W cieniu" nie jest i nie będzie bez względu na nagrody (a ja co do tego gatunku mam określone oczekiwania). Gdyby od razu zakwalifikować książkę jako powieść psychologiczno-obyczajową i namówić autorkę do powściągliwości (ponad 300 stron o tym samym to przesada) - byłoby dużo lepiej!
OdpowiedzUsuńI właśnie w tym nazewnictwie kłopot, a skoro ktoś przyporządkował ją do takiego gatunku, to niestety jestem zmuszona patrzeć na nią przez jego pryzmat i wtedy niestety... nie wygląda to dobrze:)
UsuńMasz rację - większa skrótowość, inna etykietka i książka byłaby o wiele, wiele lepsza!