Z domkiem dla lalek
Petronelli Oortman spotkałam się już przy okazji innej, wyjątkowej powieści – Miniaturzystki. Tam domek ów znacząco
wpływał na życie jego właścicielki i jej bliskich. Tutaj nie jest inaczej, jego
wpływy jednak należą do innej kategorii – to nie tajemnicza miniaturzystka niejako
kontroluje życie właścicielki, lecz osoba, która zdjęcie owego domku dostała
sama narzuca mu konkretną moc i znaczenie w sprawie, potęgując wrażenie
jakoby znów, po raz kolejny, domek ten jednoznacznie łączył się z wyższymi
mocami.
Historia z kart Domku dla lalek Hewsona dotyczy jednak
czegoś zgoła innego niż Miniaturzystka.
Tutaj wszystko rozpoczęło się trzy lata przed opisywanymi wydarzeniami, kiedy
to w dotąd niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła szesnastoletnia
wówczas córka prowadzącego śledztwo detektywa Pietera Vosa. Gdy bohater nie
poradził sobie z rozwiązaniem sprawy, porzucił pracę w policji i
zamieszkał w podupadłej łodzi, symbolizującej jego upadek prywatny i
zawodowy.
Odtąd jego podstawowym zajęcie,
stałym punktem dnia było spędzanie kilku godzin w amsterdamskim
Rijksmuseum, w którym wpatruje się w domek dla lalek Petronelli
Oortman. Przed trzema laty bowiem, wraz z informacją o zaginięciu córki
otrzymał lalkę wraz ze zdjęciem wspomnianego domku. Vosa za pewnik uznał więc,
że jest on w jakiś niepojęty dla niego sposób powiązany jest ze sprawą –
jak się później okazało, w historii tej domków dla lalek było znacznie więcej –
i nie każdy z nich ulokowany był w muzeum.
Historia właściwa rozpoczyna się,
gdy zgłoszone zostaje zaginięcie kolejnej nastolatki, córki ważnego polityka, zwiastowane
przysłaniem lalki. Vos zostaje po raz
kolejny zwerbowany do służby, by raz na zawsze rozprawić się z kwestią zaginięć
nastolatek. Jego pomocnicą ma być Laura Bakker, niezdarna policjantka z prowincji,
która w niedługim czasie ma zostać zwolniona. Sprawa ta zatem zarówno dla
niej, jak i dla Vosa jest szansą na podreperowanie swojej reputacji lub
całkowite pogrążenie się.
Domek Petronelli Oortman, Zbiory Rijksmusem -źródło |
Czy dwoje zagubionych ludzi najlepiej
sprawdzi się w tej walce z czasem, gdzie każda informacja, każde
zeznanie i każdy świadek zdają się podstawieni i fałszywi? Jakby tego było mało
z więzienia wychodzi przywódca jednego z dwu największych miejskich
gangów, a jego zwolnienie wiąże się z ponownym wszczęciem wojny. W takich
warunkach trudno o rzetelne prowadzenie śledztwa w sprawie.
Opowieść spisana ręką Hewsona to
sprawny kryminał, w którym cieszy możliwość odwołania się do innych
tekstów kultury, szukania powiązań i wspólnych mianowników. Czyta się ją bardzo
dobrze i lekko, lecz brakuje w niej elementu pozwalającego na całkowite
zatracenie się w lekturze. Jest dobrze, ale nie oszałamiająco – to nie
jest historia z serii tych, których nie będziecie w stanie odłożyć
ani na moment. Tu z powodzeniem możecie lekturę przerwać, wrócić do porzuconych
obowiązków, po to, by po ich wypełnieniu znów na spokojnie usiąść do lektury.
Jeśli zatem potrzebujecie
kryminału, który Was odpręży, ale nie odetnie całkowicie od rzeczywistości - to książka dla Was.
Jeśli czytaliście Miniaturzystkę i chcielibyście przekonać
się jak domek Oortman pracuje w innym gatunku literackim, również
polecam.
Amsterdam, David Hewson, detektyw, domek dla lalek, egzemplarz recenzencki, Holandia, kryminał, miniaturzystka, Petronella Oortman, Pieter Vos, Rijksmusem, śledztwo, Wydawnictwo Marginesy, zaginięcie nastolatki
I "Miniaturzystkę" i "Dom dla lalek" mam dopiero w planach. :)
OdpowiedzUsuńObie przysporzą Ci dużo satysfakcji;)
UsuńNajpierw chciałabym przeczytać "Miniaturzystkę". Od dawna mam tę książkę w planach.
OdpowiedzUsuńNie do końca jest to mój gatunek, chyba większą ochotę mam na "Miniaturzystkę" :)
OdpowiedzUsuń