czwartek, 2 kwietnia 2015

Dziennik 1944-1947 - Anais Nin

Czytanie dzienników to jedna z  moich czytelniczych pasji – uwielbiam to wejrzenie w  czyjś sposób myślenia, postrzegania rzeczywistości, ubierania w  słowa tego, co tkwi głęboko i z  czym nierzadko wielu ma problem. Zdaję sobie sprawę, że to jedna z najbardziej intymnych form ekspresji pisarskiej i nawet jeśli u samego źródła stoi pragnienie późniejszej publikacji, zapiski diarystyczne mają w sobie spore pokłady autorskiej prawdy: tu rzadziej niż gdziekolwiek indziej pozostaje miejsce na kokieterię i fałsz. Szczególnie upodobałam sobie lekturę mrówczej pracy Anais Nin, która przez lata zapisała tyle dzienników, ile tylko zdołała.

Kolejny tom zapisków czynionych z  kronikarską pieczołowitością sięga lat 1944-1947 – ostatnie tchnienia wojny, czas krótko po niej, gdy zaczęło dochodzić do powolnych zmian w  wielu dziedzinach. Przez krytyków kręgu amerykańskiego uznawany jest on za jeden z najważniejszych i najwybitniejszych. W  mojej zaś opinii stał się tomem zmuszającym do lektury mozolnej. Odczytałam go jako nużący, mało lotny, prawie zupełnie pozbawiony rysu znanego z poprzednich dzienników. 

Prawdopodobnie wynika to z przeniesienia przez Nin środka ciężkości – bardziej niż życiu i społeczeństwu przygląda się ona teraz własnej pracy twórczej, skupia na analizie kolejnych listów i krytyk kierowanych pod adresem jej dzieł – tych ukończonych i tych będących w  fazie powstawania.
Lektura tego tomu, w  odróżnieniu od poprzednich, sprawiła mi spory kłopot – czytałam długo, mozolnie, wielokrotnie miałam ochotę lekturę porzucić, podskórnie czułam jednak, że uczynić tego nie sposób, że jestem zobligowana do dalszego czytania, po to, by zrozumieć, pojąć i płynnie przejść do tomu kolejnego, który – jeśli zostanie wydany – koniecznie będę musiała doczytywać, nawet za cenę trudności.

Choć był on dla mnie pracą trudną, odnalazłam w  nim także wyimki ciekawe, jak ten poświęcony homoseksualizmowi – autorka otoczona była wianuszkiem znajomych o takiej orientacji i co rusz zastanawiała się dlaczego kryją się ze swoją miłością, dlaczego nie piszą książek podszytych homoerotyzmem – dziś, ponad pół wieku później, podobne refleksje nie mogłyby mieć już miejsca – w  tej kwestii (jak i w  wielu innych) doszło do wyzwolenia. Ten fragment (i nie tylko on) pozwala zauważyć jak szybko dochodzi do zmian obyczajowych, jak to co wówczas było uznawane za myślenie odkrywcze, łamiące schematy, dziś stało się powszednie. Współcześnie to myślenie opozycyjne staje się czymś dziwnym, nierzadko obśmiewanym, oskarżanym o homofobię i brak tolerancji oraz postępowości. Podobne fragmenty tekstu skłaniają  do refleksji ogólnoludzkiej, zastanowienia się nad tym w  jakim kierunku zmierzamy i świadkami czego będą nasi potomkowie za kolejne 70 lat – w  jakim kierunku pójdzie ludzkość? 

Polecam tym, którzy podobnie jak ja cenią sobie formy dziennikowe i skłonni są zastanawiać się nad proponowanymi en passant problemami współczesności.


8 komentarzy:

  1. Jak dotąd unikałam czytania dzienników. Widzę, że zdecydowanie muszę to nadrobić. Tematyka tej pozycji mnie przekonuje, więc możliwe, że zacznę właśnie od niej, jak tylko uporam się z innymi książkowymi zaległościami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz zamiar wgłębić się w więcej niż jeden tom, to polecam zacząć od wcześniejszych:) Sama rozpoczęłam od drugiego, ale teraz widzę w jakim kierunku Nin i jej sposób myślenia się rozwijały.:)

      Usuń
  2. A ja właśnie sobie uświadomiłam, że rzadko sięgam po dzienniki i w sumie nawet nie wiem dlaczego;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja właśnie sobie uświadomiłam, że rzadko sięgam po dzienniki i w sumie nawet nie wiem dlaczego;)

    OdpowiedzUsuń
  4. cały czas poluję na ten dziennki, ale w mojej bibliotece notorycznie go nie ma..
    http://spojrzenie-rosie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio zaczełam coraz czesciej sięgać po dzienniki a przełomowym był Dziennik Anne Frank. Zdecydowanie jestem gotowa do tego aby siegnać po recenzowaną przez Ciebie pozycję ;)

    OdpowiedzUsuń