piątek, 31 lipca 2015

Czy o tym kim jesteśmy decydują jedynie procesy zachodzące w naszym mózgu i jego struktura? (Znikasz - Christian Jungersen)

Wszystkie rodziny to jedno ciało. Guz ma długie odnogi, czerwone witki, przypomina ośmiornicę, czerwoną meduzę, wyciąga swoje macki do Niklasa, do mnie i do Frederika. Rozrasta się we wszystkich kierunkach. [1]

Książki Christiana Jungersena cieszą się uznaniem na całym świecie, odnosząc międzynarodowy sukces. Jego powieści wyróżniono szeregiem ważnych nagród – zainspirowały redakcję „New York Timesa”, zostały nominowane do International IMPAC Dublin Literary Award, a także innych prestiżowych nagród w Szwecji, Francji i Wielkiej Brytanii.  Fascynacja jego powieściami przestała mnie dziwić – po lekturze jednej bowiem wiem już, że mam do czynienia z  autorem wyjątkowym i godnym zapamiętania oraz polecania innym, bez względu na ich upodobania czytelnicze.

Znikasz pisana była 7 lat, a efekt tych działań jest więcej niż zadowalający. Materiały zbierał autor od osób z uszkodzeniami mózgu, ich rodzin, lekarzy, psychologów i psychiatrów, dzięki czemu jego powieść zyskuje na autentyczności, nie będąc jedynie historią do opowiedzenia, ale właściwie świadectwem życia tych, którzy dotknięci zostali poważnymi schorzeniami neurologicznymi. Nie ma tu miejsca na pomyłki czy niejasności – wszystko jest oddane skrupulatnie, z należytą delikatnością i wiernością.

Książkę tę zalicza się w poczet neurokryminałów – jest ona odpowiedzią na zainteresowania współczesnych chemią mózgu – na ile to, kim jesteśmy zależy od zmian zachodzących w  naszej głowie? Czy jeśli jakikolwiek uszczerbek, w  którymkolwiek z płatów zmienia nasze zachowanie możemy w ogóle mówić o wolnej woli? Czy to dusza steruje mózgiem? Kto odpowiedzialny jest za przestępstwa popełnione pod wpływem ucisku guza na mózg? Jungensen stawia pod znakiem zapytania wiele, zdawałoby się, niezbywalnych prawd, nie poprzez filozofowanie, ale poprzez zarysowywanie zmian zachodzących w  zachowaniu człowieka i jego osobowości pod wpływem neurodegeneracji – często różnić niewidocznych dla samego chorego, ale doskonale obserwowanych przez jego bliskich. Swoje rozważania uzupełnia on, przeplatając fabułę artykułami naukowymi, po które sięga główna bohaterka, Mia.

Kobieta ta, jak się zdawało, miała bardzo udane życie – sama spełniała się jako nauczycielka, a jej mąż był szanowanym dyrektorem, mającym ogromne zasługi dla rozwoju prywatnej szkoły, którą zarządza. Jej mąż, po chwilowym braku zaangażowania w związek, na nowo zaczął czerpać radość z  życia rodzinnego. Podczas ich wspólnych wakacji dochodzi jednak do wypadku, który poprzedził atak nerwowy Frederika. W szpitalu okazało się, że za zmianami jego osobowości stoi powoli wzrastający guz mózgu, uciskający już płat czołowy. Wkrótce po wypadku wychodzi na jaw, że mężczyzna w  tajemnicy przez wszystkimi dopuścił się defraudacji na niewiarygodną skalę.

Oszustwo powoduje, że nie dość, że Mia i cała rodzina bohatera musi zmagać się z wykrytą chorobą, to jeszcze tracą oni cały szacunek i wszystkich znajomych, którzy nie chcą wierzyć, że przestępstwo, którego dopuścił się Frederik było wynikiem zmian zachodzących w jego mózgu. Sprawę ma rozstrzygnąć niełatwy proces. Podczas zbierania materiału dowodowego Mia musi chronić swojego syna przez atakami coraz bardziej nieobliczalnego męża, który zupełnie pozbawiony został empatii, skupiając się całkowicie na sobie, swoich chceniach, swoich pasjach i co rusz persewerujący. Bohaterowi coraz częściej zdążają się ataki gniewu i wypieranie choroby - ma poczucie, że wszyscy zmówili się przeciwko niemu, by pozbawić go szczęścia.

Kobieta szuka odpowiedzi na nurtujące ją pytania w  wynikach najnowszych badań neurologicznych, a także w  grupie wsparcia, do której się zapisała.

Książka Jungersena jest wielopłaszczyznowa – błądzi pomiędzy zagadnieniami neurologii, filozofii, religii, ukazując całościowy obraz poruszanego problemu. Pokazuje jak nawet najprostsze, zdawałoby się, czynności potrafią zmienić życie całej rodziny, jak wiele cierpienia dostarczyć i jak silnym piętnem odcisnąć się na najbliższych otaczających chorego – na ich psychice, zszarganych nerwach, braku zrozumienia u ludzi z zewnątrz. To powieść, w której nie brakuje pytań egzystencjalnych – o sens człowieczeństwa, duszę, miłość, zdolność do poświęceń kosztem samego siebie. Autor zdaje się pytać czy o tym kim jesteśmy decydują jedynie procesy zachodzące w naszym mózgu i jego struktura? Jak wiele tak naprawdę zależy od nas samych? Czy mamy wpływ na nasz mózg, a w konsekwencji na swoje przeżywanie życia? Jungersen w jednym z wywiadów wspomina, że myślenia w  określony sposób sprawia, że zmieniamy schematy połączeń nerwowych w  mózgu, przyczyniając się do jego ewolucji.

Fenomenalna książka pytająca o istotę człowieczeństwa w taki sposób, że cała ta przytłaczająca materia, z  którą mamy do czynienia nie obciąża nadmiernie fabuły. Wydaje się to niemożliwe, a jednak Jungersenowi udało się to osiągnąć na poziomie mistrzowskim.

Ze względu na osobiste doświadczenia książkę tę czułam intensywniej, a syntonia nie była trudna do osiągnięcia. W moich oczach to nie tylko lektura niebanalna i odkrywcza, ale przede wszystkim doskonale obrazująca rzeczywistość i emocjonalność ludzi, którzy zmagają się (osobiście czy też w  skali rodziny) z uszkodzeniami i chorobami mózgu oraz konsekwencjami jakie te mają dla codziennych działań. To jak z  małym dzieckiem – na chwilę, na dzień – jest mało kłopotliwe, a znajomym wydaje się, że opieka nie jest wcale trudna, zaś poświęcenie niewielkie; na co dzień – sprawia znacznie więcej trudności niż można by przypuszczać. Zmaganie z  chorobami mózgu to podobnie twardy orzech do zgryzienia i mówienia o tym Jungersen nie unika, rysując obraz rodziny istniejącej. Jej funkcjonowanie zilustrowane jest perfekcyjnie: cierpienia, dylematy, walka z trudnymi emocjami, poświęcenie – elementy zupełnie niezauważane przez osobę chorą i kompletnie przez nią niedoceniane, a tak znacząco zmieniające organizację życia całej rodziny. 

Początkowe rozdziały to właściwie opis tego, jak postępuje choroba, ale przede wszystkim co przeżywają najbliżsi – czuwający przy łóżku chorego, gdy z  tym niekoniecznie jest jakikolwiek kontakt, widzący jak się zmienia, jak bardzo funkcjonowanie zależy od dobrej kondycji mózgu; snujący się po kolejnych oddziałach neurologii, co chwila odwiedzający w  innym szpitalu, żyjący z obawą przed diagnozą – co siedzi w  głowie chorego? Czy ten guz to rak? Czy te zmiany są trwałe? Na ile można wrócić do stanu sprzed choroby?

To książka, która daje ogromnie wiele do myślenia – nad istotą ludzkości, nad kwestią odpowiedzialności (także karnej), nad relacjami rodzinnymi w obliczu choroby, nad przyjaźnią w obliczu tragedii.

Czy wiesz jak niewiele wystarczy, by wersja Ciebie, którą znają Twoi bliscy… zniknęła?

***
[1] Christian Jungersen, Znikasz, Kraków 2015, s. 26.


Jeśli macie na nią ochotę zaglądajcie jutro rano - będzie rozdanie:)


A na ENEMEF: Noc Książek wybiorą się... WYNIKI



A na ENEMEF: Noc Książek wybiorą się...

Magnolie (Kraków)
Krya (Zabrze)
Justyna Karpińska (Warszawa)
Dagmara Janicka (Katowice)

Gratuluję i proszę o jak najszybszy kontakt mailowy (shczooreczek@interia.pl) :)


czwartek, 30 lipca 2015

Jak z miliarderki stać się zwykłą wywłoką z gór? O początkach rodu Casteel. (W matni marzeń – Virginia C. Andrews)

 
 Oto w końcu po czterech tomach sagi rodu Casteel niecierpliwy czytelnik dowiaduje się, co zdarzyło się u źródeł. Dobrze, że dopiero teraz, dobrze, że nie linearnie – dzięki temu o wiele lepiej zrozumiemy decyzje bohaterów, zobaczymy dokąd wiodły ich wybory i – być może – przestaniemy osądzać. 
 
Cieszę się, że Virginia C. Andrews w  poprzednich częściach jedynie sygnalizowała wydarzenia z przeszłości, incydentalnie wspominała o małych drobiazgach, które ułamek po ułamku składały się na pełny obraz, którego dopełnienie i wypełnienie stanowi właśnie W matni marzeń.

O retrospekcję zadbała Andrews bardzo zmyślnie – nie jest to zwykły prequel. Oto Annie Casteel Stonewall, przybywając do Farthinggale Manor na pogrzeb swojego ojca, Troya Tattertona znajduje w posiadłości Tattertonów pamiętnik swojej babci Leigh i powoli zaczytuje się w jego treści. 

Prawdę będzie poznawała wraz z czytelnikami, raz na zawsze wyjaśniając dziwne i bolesne losy swojej rodziny. Wykorzystanie motywu pamiętnika jest bardzo ograne, jednak w  przypadku sagi o Casteelach niewątpliwie trafione i pożądane – właściwie był to jedyny możliwy i sensowny sposób na ukazanie tego, co miało miejsce przed tragicznymi zdarzeniami na Wzgórzach Strachu, a czego czytelnik mógł się tylko domyślać, samemu dobudowując resztę wydarzeń. 

Sztormy, zawirowania, miłości, psychozy, kłopoty, choroby, zdrady, trudne wybory, rozstania, ślepe pragnienie młodości, rozbuchane pożądanie, pytanie o mieć czy być – to wszystko znajdowaliśmy dotąd na kartach czterech poprzednich tomów, a tutaj jedynie sięgniemy do początków, poznamy osobę, która zainicjowała dalszy rozwój wypadków, ponoszącą ogromną odpowiedzialność za każde cierpienie członków rodziny. To swoiste clue przekleństwa ciążącego nad Casteelami i Taterttonami. Można zarzucać książce wtórność i nudę, bo przecież większość zawartych tutaj wątków już poznaliśmy en passant w  poprzednich tomach. Sądzę jednak, że to część konieczna, by całość mogła odpowiednio wybrzmieć i niezbędna do wypełnienia pomniejszych luk. 

Może nie tak porywająca jak kolejne, ale ważna, bo zamykająca całość, spinająca ją niczym klamra.


 
 Rodzina Casteel / Mroczny anioł / Upadłe serca / Bramy raju
Kwiaty na poddaszu / Płatki na wietrze
/ A jeśli ciernie / Kto wiatr sieje / Ogród cieni

środa, 29 lipca 2015

Koniec Krajewskiego?

Odnoszę wrażenie, że Władca liczb, to jedna ze słabszych książek Krajewskiego. Dlaczego? Bo cechuje ją wtórność.

Wrocław, lato 1956 roku. Edward Popielski, będąc już właściwie na granicy życia i śmierci, zjadany przez raka płuc, po raz kolejny próbuje rozwiązać sprawę nie lada zagadkową. Za przyzwoleniem Aleksandra Becka, swojego pracodawcy, podejmuje się rozwiązania, zdawałoby się, błahostki. Jak to jednak zwykle z tego typu sprawami bywa, rzeczona bagatela okazuje się sprawą nie do prześcignięcia. Zleceniodawcą Popielskiego jest hrabia Władysław Zaranek-Plater, przedwojenny arystokrata, proponujący więcej niż godziwe honorarium za dość drażliwe zadanie: oto detektyw ma udowodnić jego bratu, Eugeniuszowi, chorobę psychiczną. Wydaje się to wcale nietrudne: wspomniany mężczyzna to wielki cudak – wierzy on (i dowodzi tego), że fala samobójstw mieszkańców Wrocławia spowodowana jest nie czym innym, jak działaniem Belmpispara, tytułowego Władcy Liczb, pracującego zmyślnie i precyzyjnie, zmuszającego ludzi do zachowań nieuzasadnionych, ofiar z samych siebie. 

Zapytacie po co udowadniać coś, co wydaje się prawdopodobne i bez zatrudniania detektywa? Otóż gdy Władysław udowodni bratu chorobę, otrzyma spadek należny temuż. To, co wydawało się proste, okaże się nie lada zagadką matematyczną, której rozwiązanie niekoniecznie przynieść musi pożądany zazwyczaj spokój – wręcz przeciwnie, może ona go zburzyć i uwolnić siły, które dotąd były spętane.

Krajewski sięga po złączenie matematyki i okultyzmu, działanie szatana prezentuje w dowodach matematycznych, widzi je w liczbach, węszy je w  powtarzalności. Czyta się prędko, jednak nie czuje się tego klimatu znanego z poprzednich części, miejscami wieje nudą, a przecież nie powinno. 
Czy to Krajewski miał twórczy kryzys, czy ja odbiorczą niemoc?





wtorek, 28 lipca 2015

Stos czerwcowo-lipcowy. UWAGA: ciężki!





W czerwcu darowałam sobie stos, dlatego teraz prezentuję moje dwumiesięczne zdobycze. Troszkę tego jest: z wymiany, przez wyjątkowe szczęście w konkursach, są też prezentu, zakupy własne no i co nieco od wydawnictw, a w rezultacie horrendalny stos. Niektórych rzecz jasna na zdjęciu nie ma - e-booków i tego, co zdążyło już pójść w świat. Na kilka wygranych pozycji wciąż czekam:)

Co czytaliście, co chcielibyście przeczytać?

Lipiec:
Grając w  miłość [recenzja], Łapacz snów. Relaksująca kolorowanka dla dorosłych, Słodycz wybaczania [recenzja], Robot w  ogrodzie, Wbrew sobie [recenzja], Szczęście w cichą noc, Gniew, Maszeńka, Kwadrans uważności. Ćwiczenia duchowe, Tajemnica domu Helclów [recenzja], Różowe środy albo podróż z  ciotką Huldą, Świat na żółto. 23 małe odkrycia, które uratowały mi życie  [recenzja] , Zbrodnia w szkarłacie, Dochodzenie. Na styku, Lody dla królowej, Nie zmienił się tylko blond, Coraz mniej olśnień, Atlas: Doppelganger, Krew na śniegu [recenzja 03.08], Czarna kawa, ABC zbrodni Agathy Christie, Znikasz, Jeśli się odnajdziemy, kotku [recenzja 01.08], Szczęście do poprawki [recenzja ok. 11.08], Pożyczalscy w  przestworzach, Pan Misio [recenzja 02.08], Kwiat pustyni

Czerwiec:
Pogromca lwów [recenzja], W matni marzeń [recenzja 31.07], Po schodach do nieba [recenzja]
Z  jednym wyjątkiem, Alfabet ciast  [recenzja], Wieczory w  Umbrii [recenzja], 500 zdań polskich, Notebook [recenzja], Sekret O'Brienów [recenzja], Masza i Niedźwiedź. Nie budzić do wiosny [recenzja], W głowie się nie mieści. Poznaj smutek. [recenzja], W głowie się nie mieści. Daj upust emocjom [recenzja], Przygody Tintina. Afera Lakmusa [recenzja], Sklep w  Paryżu [recenzja], Pora na śmierć, Skandale złotej ery Hollywood, Laura [recenzja],  Noora [recenzja]

Przypominam też inne wydarzenia z tego miesiąca:
Reaktywacja Złotej Zakładki
Wygraj wejściówki na ENEMEF: Noc Książek
Podaruj książki pacjentom szpitala.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Ile radości może dać rak?



Jakiego koloru jest Twój świat i otaczający Cię ludzie?

Rzeczywistość Alberta Espinozy jest żółta. Ta niewielkich rozmiarów, rażąco pogodna i optymistycznie nastrajająca książka to jego autobiografia – autobiografia człowieka, który chorował na raka od czternastego do dwudziestego czwartego roku życia i przez ten czas nauczył się znacznie więcej niż większość z  nas kiedykolwiek dostrzeże. Wiele też stracił: nogę, płuco i część wątroby. Wiele jednak zyskał: żółtych, otaczających go ze wszystkich stron.

Bez obaw! To wcale nie książka o raku, ale o tym ile radości ze sobą przyniósł do życia autora – o tym, czego się dzięki niemu nauczył (o sobie i codzienności). Zresztą jej wartość docenił sam Steven Spielperg, kupując prawa do filmu, którego scenariusz został napisany na jej podstawie (Polseres vermelles emitowany w  Hiszpanii i we Włoszech). Wiele w  niej optymizmu, ogromne pokłady humoru i przede wszystkim afirmacji życia. Uwierzycie? Rak tego uczy. 

Co byś zrobił, co zrobiłaby większość z  nas, gdyby w  tak młodym wieku utraciła nogę? Może przyjęcie pożegnalne na jej cześć? To nie żart, Espinoza swoją nogę nawet pochował, dzięki czemu dziś z  uśmiechem na twarzy może szarżować zdaniem „jestem jedną nogą w  grobie!”. Co za człowiek, co za dystans! Jego książka jest dowodem na to, że poczucie humoru może ocalić życie i człowieczeństwo. 

Autor wraz z  dziećmi, z  którymi przebywał na oddziale – z  Jajogłowymi – zawarł umowę na całe życie: mieli dzielić się życiem tych, którzy już odeszli. Wierzyli oni, że ci, którzy zmarli osłabili raka i ułatwili reszcie wygraną z  chorobą. Espinoza przejął 3, 7 życia, ma więc go teraz dokładnie 4,7. I te życia opisuje na kartach tejże książki.

Uroczo ironiczna, torpeduje doskonałym humorem i radością płynącą z przeżywania każdego kolejnego dnia. Z  niej trzeba się uczyć!

To książka, którą się przeżywa, której ocenianie byłoby chyba nie na miejscu – ostatecznie jakie mamy prawo, by oceniać cudze życie?

***
Książkę zdobyłam dzięki cudnej akcji promocyjnej Znaku – wystarczyło podejść do przedstawicieli wydawnictwa czekającymi z  książkami na krakowskim rynku o odpowiedniej  godzinie, w odpowiednim dniu i dodać selfie z  książka na Facebooka. I już – książka była mojaJ Świetny pomysł na masową promocję. Oby więcej takich akcji!