poniedziałek, 13 lipca 2015

Tully - Paullina Simons

Tully to opowieść o dojrzewaniu, przemianie pokaleczonej przez życie nastolatki w kobietę próbującą budować zdrowy dom i relacje oraz wreszcie przejąć kontrolę nad tym, co ją spotyka. Jest ona bohaterką dynamiczną, zmienia się, a mimo to wciąż nie udaje jej się przepracować skrytych głęboko w sercu traum i zranień, które stale ją paraliżują.

Początkowo – o dziwo – trudno się w lekturę wgryźć. Urywki z życia Tully zdają się niejasne, niepewnego znaczenia. Dopiero z biegiem czasu, po śmierci jej przyjaciółki, wszystkie puzzle zaczynają do siebie pasować, czyniąc obraz – głównie psychologiczny – pełnym. Simons tym razem bardziej niż na wątku obyczajowym i romansowym, który notabene rozwinięty jest mocno, skupiła się na portretowaniu głównej postaci i jej wyborów znaczonych poranioną psychiką. Toksycznych działań, zabawy uczuciami swoimi oraz innych, wynikających najpierw z przemocy, której zaznała w domu rodzinnym (psychicznej i fizycznej), opuszczenia przez ojca, który zamiast ją wybrał jej brata, molestowania seksualnego, później zaś z samobójstwa popełnionego przez przyjaciółkę, które Tully długo odbierała jak zdradę, z którym nie mogła sobie poradzić – wiele lat, wówczas gdy inni radzili sobie z  utratą, ona trwała w szoku, próbując znaleźć się na granicy śmierci, czego śladem są znaczone głębokimi bliznami nadgarstki. 

Jestem rozczarowana gorzkim, jak sądzę, zakończeniem. Kibicowałam bohaterce, mimo że swoim cierpieniem początkowo epatowała i usprawiedliwiała nim wszystko – także rozbuchaną seksualnie młodość, pragnęłam jej przemiany i długo wyczekiwanego spełnienia. A tutaj? Pozornie dobry finał, ale czytelnik mający przed oczami i w  pamięci całą historię Tully doskonale zdaje sobie sprawę, że jej ostateczna decyzja wcale nie jest trafiona, że bohaterka nie jest w stanie takiej podjąć, bowiem całkowicie spętana została przez  nieustanną niemożność bycia szczęśliwą: tak jakby całe życie musiała pokutować, by innym było dobrze, doskonale wiedząc przy tym, że taki model się nie sprawdza, bo swoje samopoczucie będzie przenosiła na bliskich, czyniąc ich życie – paradoksalnie – nieznośnym. 

Po lekturze czuję się rozdarta – najwidoczniej się starzeję, oczekując wciąż pozytywnych finałów: w  życiu chyba za dużo tych niedobrych, by mieć jeszcze siłę przeżywać literackie.  Mimo tego bolesnego zakończenia, książkę zapamiętam jako bardzo dobrą opowieść o kobiecie usiłującej zmagać się z życiem, które nie rozpieszcza. O sile miłości, namiętności, przyjaźni, ale też szeroko rozumianej zdradzie, niezdolności do działania i pragnieniu oszczędzenia cierpień bliskim.

Simons tworzyła kolejną wielowątkową, rewelacyjnie napisaną powieść, która choć trudna – sprawia wielką czytelniczą satysfakcję. Podczas lektury kibicuje się bohaterce, pragnie się jej szczęścia. Autorka ułatwia syntonię – wręcz namacalnie czuje się przed jak dramatycznym wyborem staje Tully, jak bardzo chciałaby mieć wszystko to, co dotąd, nie raniąc przy tym bliskich, jak rozpaczliwie pragnie szczęścia i jak trudno jest jej je osiągnąć. Współodczuwamy także z Jackiem i Robinem – dwoma mężczyznami życia Tully, którzy swoją miłością próbują ją uleczyć.

13 komentarzy:

  1. Powieść bardzo zachęcająca, a recenzja świetnie napisana:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozycja tej autorki chodzą za mną już od dłuższego czasu a ta w szczególności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szczególności polecam trylogię "Jeźdźca miedzianego" i "Pieśń o poranku":)

      Usuń
  3. Widziałam tę książkę gdzieś na lubimyczytac.pl ale jakoś mnie nie zaintrygowałam, powiedziałam "nie", ale... może przeczytam, dzięki Twojej recenzji. Ja chyba w filmach i książkach wolę zdecydowanie złe i smutne zakończenia, a już na pewno nnieszablonowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieszablonowe lubię i ja, kiedyś lubiłam też smutne, ale na tym etapie mojego życia wolę wesołe zakończenia, przynajmniej na kartach literatury i w filmach:)

      Usuń
  4. Kocham "Jeźdzca miedzianego" jej autorstwa. To jedna z moich ulubionych książek. "Tully" zaczełam czytać w formie ebooka, ale niestety zostałam zmuszona zrezygnować, ponieważ literki były okropnie pomiesznae i tylko sie meczyłam. A szkoda, bo książka bardzoo mi sie podobała! :)

    http://papierowa-kraina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiedziałam, że to tak poruszająca książka. Nie spodziewałam się, że traktuje o takim ważnym temacie.
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każda z książek Simons między słowami przemyca takie tematy:)

      Usuń
  6. W tej chwili czytam:) Jestem na 146 stronie i przyznaję Ci rację, że ciężko się w tę powieść wgryźć. Cały czas nie wiem, czy lubię główną bohaterkę czy nie. Nie jestem pewna, jakim człowiekiem jest, nie rozumiem jej wyborów. Trudna historia, trochę niepodobna do innych Simons. Czytając każdą inną jej książkę od razu wciągałam się w akcję i nie mogłam przestać czytać. Tutaj jest inaczej, ale mam nadzieję, że fabuła się jeszcze rozkręci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkręci się, choć Tully wciąż będzie ciężko zrozumieć - jedynie pod koniec zaczyna się jej współczuć..

      Usuń
  7. Raczej sobie odpuszczę - z pewnością doceniłabym tę wielowątkowość, natomiast niestety mogłabym rozczarować się zakończeniem.Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem możliwe, choć dla Simons warto ryzykować;)

      Usuń