Harry po śmierci będącej wynikiem
wyniszczenia organizmu szpiczakiem mnogim… wcale nie umiera.
Odradza się do nowego życia i,
nie wiedząc co się z nim dzieje, w wieku siedmiu lat popełnia
samobójstwo, w którego konsekwencji… nadal żyje, znów od początku, z wolna
odzyskując wspomnienia. Po wielu latach Harry dowiaduje się, że jest ouborianinem,
obdarzonym (przeklętym?) możnością przeżywania tysięcy żyć, raz po raz, dzięki
czemu mógł posiąść wiedzę niemożliwą do pozyskania przez żadnego człowieka
linearnego. Niestety, nie wszyscy tacy jak on wstępowali do Bractwa Kronosa –
część z nich, tak jak Vincent, pragnęło wykorzystać swoje zdolności do
zupełnie innych celów, pragnęli stać się wszechwiedzącymi, potężniejszymi od
Boga.
Cała powieść to wyścig dwu
mężczyzn – profesora i jego byłego studenta, którzy przez wieki próbują
pokrzyżować sobie szyki – Harry nie chce dopuścić, by Vincent przez swoje
pragnienie boskości unicestwił świat, czyniąc to sukcesywnie od lat za pomocą listów
wysyłanych do naukowców, zawierających treści wyprzedzające ówczesną epokę
nawet o kilkadziesiąt lat, siejąc ferment i prowokując ludzi do udziału w
zagładzie.
Piętnaście pierwszych żywotów Harry’ego Augusta to świeża i mająca delikatne
znamiona nowatorskości reinterpretacja opowieści o podróżach w czasie,
zachowująca typowy podział ról i rysów
charakterologicznych. Są Ci dobrzy – panujący nad porządkiem świata, pilnujący,
by wszystko przebiegało tak jak należy, jest jednak także szwarccharakter –
ignorujący dążenia do pokoju, mający – w swoim mniemaniu – wizjonerski cel,
zdolny przyspieszyć rozwój ludzkości o lata świetlne. Harry podejmuje próbę
ocalenia niezmiennej przyszłości, stara się wpłynąć na swojego byłego studenta –
wcale nie pokojowo – by nie dopuścić do zbliżającej się katastrofy: końca
świata jaki znamy.
Skrząca się okładka, imitująca
kosmos, ale też rozpad cząsteczek (czy też ich ponowne scalanie się w większą
całość) to pierwsza rzecz, która zwraca uwagę w tej książce – jedna z
piękniejszych ostatnimi czasy, a przy okazji doskonale, choć symbolicznie,
oddająca treść.
Powieść czyta się płynnie, choć
nie brak w niej terminologii z zakresu fizyki, która mogłaby
zniechęcać. Ciekawa jest forma – początkowo czytelnik ma wrażenie, że Harry
kieruje swą opowieść do niego – autorka zadbała o bezpośredniość zwrotów,
wychylanie się autora z utworu, sprawiające, że całość imituje snucie
opowieści czy też długi list do nas, odbiorców. Epistoła to faktycznie może
być, jednak wcale nie kierowana do nas, lecz do Vincenta. Harry opowiada
przebieg wypadków swojemu antagoniście, by ten mógł prześledzić całość boju
toczącego się przez setki lat. Snuje historię swojego uwięzienia w ciele i
czasie, które – choć początkowo przytłaczające – szybko pozwala mu na
delektowanie się przeżywanymi chwilami: mógł zmieniać studia, preferencje,
przeżywać nowe miłości, nie bać się podejmować wyborów, mając świadomość, że w
kolejnym życiu może zrobić to, co wielu z nas chciałoby móc uczynić – zmienić
je, zamiast w lewo pójść w prawo.
Śmierć nie jest tutaj synonimem klęski – po wielokroć to ona ratowała Harry’ego
z opresji, pozwalała uciec przed dręczycielami i szpiegami, zezwalała na
ponowne wciśnięcie przycisku „start” i rozpoczęcie kolejnej egzystencji.
Claire North wykorzystała cały sztafaż klasycznej powieści z kręgu popkultury:
są pościgi, śledztwo, miłości, wielorakie zdrady, kategoryczny podział na
bohaterów czarnych i białych, wizja końca świata, walka dobra ze złem –
wszystko to znamy, rozbrzmiewa w naszych uszach jak znana melodia, a mimo
to autorce – przedrzeźniającej nas pozornym chaosem narracji – udało się
skonstruować powieść, która wydaje się nowatorska. To dowód na to, że literatura popularna nie
musi być nudna i wtórna, a rozumne korzystanie ze sprawdzonych formuł może dać
zaskakująco dobry efekt finalny.