I oto Nesbø
mniej przytłaczający niż zazwyczaj. Dacie wiarę? W krótkiej formie nie zdążył
rozplenić pesymizmu tak jak zazwyczaj i muszę przyznać, że… czytało mi się
lepiej niż pełnoformatowe powieści!
Oczywiście, pesymizm wszechobecny
w jego prozie także i tutaj ma swoje pięć minut, jednak nie jest on na
tyle obezwładniający, by lektura miała „przyduszać”, jak zazwyczaj miało to
miejsce. I tak – może rozczarowywać, tym bardziej, że… od lektury minął
tydzień, a ja właściwie w większości zapomniałam już jej zarys fabularny. Pozostało jednak coś znacznie więcej, mniej
uchwytnego, ale cenniejszego.
Nesbø popełnił
rozbudowane opowiadanie pisane z perspektywy Olava – zabójcy na zlecenie,
który przyjmując kolejną robotę od swojego szefa, fatalnie zakochuje się w swojej
potencjalnej ofierze – żonie zleceniodawcy. Rzecz jasna w tej sytuacji
morderstwo nie wchodzi w rachubę, a sprawa jest na tyle delikatna, że należy ją
odpowiednio rozegrać.
Fatalne zauroczenie – tak najlepiej i najprościej określić
można związek, w który uwikłał się główny bohater. Paradoksalnie ten, który
miał zniszczyć (‘zlikwidować’ byłoby trafniejszym słowem) kobietę, został przez
nią omamiony i całkowicie pokonany.
Co dziwne dla
mojego odczytywania Nesbø, w tej jednowątkowej opowieści wyczułam więcej
ironii niż we wszystkich jego czytanych dotąd książkach razem. Ciekawe to
doświadczenie, odświeżające.
Fani autora są w większości
zawiedzeni, ja – jako powolna eksploratorka jego twórczości – bardziej niż
ukontentowana. Nie jest to kryminał typowy – nie braknie w nim refleksji likwidatora
o życiu, śmierci, przemijaniu, kobietach, nie zabraknie jego wspomnień – to one
rzucają na opowiadanie cień melancholii przeplatanej ze wspomnianą już ironią i
humorem.
Polecam na wolne popołudnie. Najlepiej tak gorące jak obecne - tytułowy śnieg was ochłodzi.
blog książkowy, blog o książkach, Jo Nesbø, krew na śniegu, kryminał, kryminał skandynawski, morderstwo, Norwegia, opinia o książce, opowiadanie, Publicat, recenzja książki, Wydawnictwo Dolnośląskie