Seks w mediach sprzedaje się jak
świeże bułeczki.
Zatem do dzieła!
Powstanie tej książki było
jedynie kwestią czasu – samo ujęcie jednego rozdziału pisanego z perspektywy
Greya w ostatnim tomie trylogii stanowiło tego doskonałą zapowiedź i
przedsmak. James zarabiająca krocie na swojej serii, nie mogłaby pozwolić sobie
nie tylko na rezygnację z kolejnych milionów, ale – jak sądzę –
rzeczywiście nie chciała zostawić fanów samych z jednym rzuconym im
rozdziałem, a tym samym postawić się w sytuacji ciągłego odpowiadania na
roszczenia pragnących „więcej” [if you know what I mean].
Czym zatem jest Grey? Obietnice
były spore – z dwójki bohaterów to Christian wydawał się tym inteligentnym
i mogącym uratować całość, a pisanie opowieści z jego perspektywy miało w końcu
wyjaśnić jego mroczną przeszłość i naświetlić charakter jego postępowania. Nic
bardziej mylnego – albo James zapomniała o tej obietnicy, albo jej realizację
będzie przeciągać na kolejne tomy.
Grey okazuje się nie bardziej
inteligentny niż Ana – widzimy zranionego mężczyznę, przyzwyczajonego do
podporządkowywania sobie innych, który niespodziewanie dla siebie i innych
zakochuje się, co słusznie – ze względu na doświadczenia dzieciństwa – budzi w
nim lęk.
Nie będzie jednak przemów
mężczyzny na poziomie – zamiast świętego Barnaby mamy „Pana na niebiesiech”
[!!!!!!!!]. James pozostała wierna nomenklaturze religijnej, stawiając obok
niej niezwykle nieprzystające „przeleć mnie” odmienione przez wszystkie przypadki,
a także ody do penisa, któremu powinno zostać chyba nadane imię, bo zaczyna
przypominać osobnego bohatera historii.
Grey (jak moim zdaniem cała
seria) jest niegorsza (tak fabularnie, jak językowo) niż wszystkie ostatnie
krzyki erotycznej mody (co niech zaświadczy o poziomie tychże), których nie
krytykuje się za sam fakt tego, że nie są Greyem, a Greya piętnuje się dla
zasady z tym, że… to odgrzewany kotlet. 90% powtórki, 10% nowości (nie
wiem czy nawet nie przesadziłam) – nie dość, by wzbudzić emocje czy pozwolić na
poznanie mrocznej (wcale nie aż tak) strony Christiana.
Właściwie mogłabym powtórzyć
tutaj recenzję pierwszego
tomu trylogii, dodając swoje zdanie na temat tego, co dodane.
Przeszłość Greya jest zarysowana bardzo słabo – pokazywana jest jedynie jako senne koszmary, goniąca go przeszłość, niepozwalająca się od siebie uwolnić inaczej, jak dzięki byciu w pobliżu ukochanej, zdolnej ukoić ból. W tych jednak nie ma miejsca na konkretne przedstawienie historii. Znów mamy szarpane wątki, urywane co rusz.
Pierwszy tom trylogii spotkał się
z oburzeniem i wieloma zarzutami, na które można było odpowiedzieć jedynie
– nie chcesz, nie czytaj. Teraz emocje nie są już tak wielkie – autorzy wyczuli
co się sprzedaje, toteż powieści erotyczne przeżyły swój kolejny renesans,
nierzadko zaśmiecając sklepowe półki i powielając schematy i tak już powielone
przez James, która – nie da się ukryć – dobrze wykorzystała swój moment i wciąż
pozostaje w tym niedościgniona. Dała jednak możliwość zarobienia na swoim
pomyśle, którą co niektórzy skrzętnie wykorzystali. Stało się. Premiera
kontynuacji (to właściwie bardzo złe słowo, wszak to powtórka z rozrywki
widziana innymi oczami) nie opierała się już na skandalu, bazuje raczej na
stałych fanach i ciekawskich, pragnących dowiedzieć się jak to z tym
Greyem naprawdę było. Niestety – nie dowiedzą się.
Nie sposób ocenić poziomu czy go
porównać – mamy tłumaczenie spod innych rąk, nie mamy fikających koziołków, ale
za to nieustanne i męczące (bohaterowie jednak dobrali się jak w korcu
maku!) „weź się w garść, Grey”. Gdyby nie to – byłaby kopia idealna.
Nie wróżę tej części większego
sukcesu – nie wprowadza ona właściwie nic nowego do całości, powiela ją,
pomijając niektóre momenty. Niewiele wyjaśnia i nie wciąga tak jak poprzednie –
ma się wrażenie, że dokonuje się relektury tego, co znane i wielokrotnie
przerobione – coś jak nauka na lekcjach historii – starożytność wszyscy
omawialiśmy setki razy, a do historii najnowszej dotarli nieliczni. Nie rozwija
ona wątków, które poprzednio zostały jedynie zasygnalizowane, nie wyjaśnia
niektórych niejasnych zagrań Greya (niejasnych, bo nie znaliśmy jego myśli.
Tutaj niby je znamy, a jednak wciąż nie zostały skomentowane).
Sądziłam, że James wyciągnęła
naukę z fali krytyki, która na nią spłynęła zaraz po zalewie listów
miłosnych od fanów – miałam wrażenie, że nastąpi postęp, że pisząc o
tajemniczej postaci Greya, zdecyduje się na naświetlenie historii jego drogi „od
zera do bohatera” i że faktycznie ta opowieść może się udać. Ba! Może być naprawdę dobra! Niestety. Mamy seks, seks,
seks, czasem jakieś jedzenie w niesmacznie drogiej restauracji,
oczywiście maile – i to przedstawione właściwie identycznie jak w poprzednich
tomach. Nie wiem czy nawet nie gorzej, nudniej (można!). Zero ekscytacji,
której należałoby oczekiwać. A Grey – ten o którym [sic!] marzyło wiele
nastolatek, jawi się nie jako zraniony chłopiec, który dorósł skrywając swoje
lęki, lecz jako cham, sądzący, że wszystko może, bo go stać i na dodatek
prezentujący typowy stereotyp mężczyzny myślącego penisem – Grey raczej nie
pokazał ani jednej chwili swojego życia, w której nie myślałby o seksie.
No i rzecz jasna – on zawsze może.
To powtórzenie w gorszym
stylu, zwykłe odcinanie kuponów od popularności. Czy wypada jeszcze mieć nadzieję na poprawę w kolejnych tomach,
czy raczej należy pogodzić się z ponownym przepisaniem powieści? Czas
pokaże.
Anastasia Steel, blog o książkach, Christian Grey, dalszy ciąg trylogii greya, E.L.James, Grey, książka, nowa o Greyu, opinia, Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana, recenzja, Sonia Draga
Czytałam jedynie pierwszy tom w całości i fragment drugiego. Nie jestem antyfanką tych książek, ale jakoś nie ciągnęło mnie do poznania dalszych losów, a ponieważ książek nie kupiłam tylko pożyczyłam to nie było mi żal. Tak samo jest z tą historią. Chociaż znowu wkoło dużo szumu to ja nie mam ochoty się z nią zapoznawać :)
OdpowiedzUsuńhttp://kociara-mojepasje.blogspot.com/
Nie przeczytałam trylogii "Pięćdziesiąt twarzy Greya" i po tę książkę raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.ja-ksiazkoholik.blogspot.com
Normalnie miałam ochotę użyć przekleństwa, czytając tą recenzję. Z tym, że Grey też ma swojego "Świętego Baranabę". Chociaż zazwyczaj naprawdę trzymam się zdania, że każdy ma inny gust i może czytać, co mu się żywnie podoba... To "50 twarzy Greya" jest dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem, nie rozumiem, jak ludziom może to się podobać, naprawdę. Przecież to jest tak kiepsko napisane... I dlatego jeszcze bardziej mnie to denerwuje, biorąc pod uwagę, jak wielki odniosła sukces cała seria. Ma-sa-kra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;) Insane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
No tak, po szumie jaki wywołała ta książka można było się spodziewać, że zaraz zacznie się masa różnych pomysłów jak wykorzystać zainteresowanie tą książka i powstaną jakieś kontynuacje czy wariacje na temat tej historii i jej bohaterów. Ja samych 50 twarzy Greya nie przeczytałam choć pierwszą część przeczytałam do połowy. Nie wiem czy to właśnie przez to, że więcej się mówiło o tej książce niż była tego warta czy przez to, że fabuła naprawdę mnie nie wciągnęła, ale koniec końców nie podobała mi się. Zbyt prosty język, zbyt wiele powtórzeń, historia dla mnie banalna i przewidywalna, a te wyczekiwane sceny erotyczne moim zdaniem słabe. Tej też nie przeczytam, bo domyślam się że nic tu nowego nie dostanę, a jedynie powielenie schematu, który odniósł sukces. :-)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że James chce odtworzyć całą historię widzianą oczami Greya, więc będą trzy tomy. Tak przeczuwałam od początku i po Twoim tekście też to wyczuwam. Zobaczymy. Pierwszego tomu trylogii nie przeczytałam do końca, dotarłam do połowy i sobie odpuściłam. Film za to obejrzałam, ale też bez rewelacji. Chciałam przeczytać za to historię z punktu widzenia Greya. Po Twoim tekście wiem, że to byłby jeden z największych błędów. Nie zamierzam nawet dotykać tej książki. Zresztą po co? Skoro "Pięćdziesiąt twarzy Greya" mnie rozczarowało, to "Grey" również to zrobi.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTo całkiem zrozumiałe - często mam tak, że rezygnuję z lektury tego, co szumnie promowane;)
OdpowiedzUsuńw takim wypadku nie miałoby to nawet sensu:)
OdpowiedzUsuńWiesz co - to, że ona odniosła sukces mogłabym zrozumieć, bo była mocno komercyjna i dobrze rozreklamowana. Ale to, że wciąż powstają nowe serie, jawnie inspirowane i że one odnoszą sukces i są ocenianie znacznie lepiej niż pierwowzór (niekoniecznie zasłużenie) to dopiero jest masakra :D Szczególnie te młodziezówki - sama kilka przeczytałam z czystej ciekawości i naprawdę nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńOtóż to - James splagiatowała samą siebie;)
OdpowiedzUsuńJa również wiązałam z nią nadzieje, ale... niepotrzebnie. Gdyby "Grey" wyszedł przed "Pięćdziesięcioma..." to chyba nie zdobyłby takiej sławy, naprawdę.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńNa pewno by nie zrobił. ;)
OdpowiedzUsuńZaczynam sądzić, że James na tej książce więcej straci niż zyska.
OdpowiedzUsuńNad tym też się zastanawiam. Jednak fani sięgną po nią na pewno - kasa do portfela trafi. A i sięgną po nią też osoby, które nie czytały trylogii, ale skuszone inną perspektywą kupią, by poznać całą historię bez Świętego Barnaby i wewnętrznej bogini.
OdpowiedzUsuńAleż się zawiodą, gdy zobaczą poważnego Greya pytającego Anę o "jej chłopca" czy też "pieprzącego ją" z "Panem na niebiesiech" oraz hasłem "przód, tył, przód, tył" na ustach...:P
OdpowiedzUsuńFani sięgną po "Greya", pytanie czy rozczarowani treścią sięgną też po to będzie po nim...
A to już zupełnie inna bajka. Jeżeli rzeczywiście będzie coś po "Greyu" to wtedy zaczynają się schodki. Sądzę, że w takim przypadku zainteresowanie będzie mniejsze. Ale z drugiej strony... "Pięćdziesiąt twarzy Greya" też nie są napisane rewelacyjnie i wiele rzeczy irytuje już od początku, a mimo to ludzie sięgają po to dalej.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą trylogię, bo lubię być masochistką, więc... Pewnie i tę książkę przeczytam. Bo lubię być masochistką.
OdpowiedzUsuńBędzie, jestem o tym przekonana!
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale uwierz - tu jest znacznie gorzej;) Z tym, że masz rację - ja np. jeśli będę miała okazję, sięgnę, co by doczytać całość do końca - nie lubię przerywać w połowie. No i z chęcią zobaczę czy James odnotowuje jakiś postęp, więc... kasa faktycznie może się zgadzać;)
Czyli jesteś trochę sado-maso:P
OdpowiedzUsuńA tak poważnie - ja sobie ją czytałam dla przyjemności, nie boję się przyznać:) Tylko, że niestety jej trochę zabrakło.
Nie nie nie i jeszcze raz ine. Jestem totalnie na nie i na pewno po to nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Cóż za stanowczość!:)
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem, ale czuję, że zostanę na dłużej! Urzekł mnie język jakim piszesz, a poza tym jak nie ulec recenzji tak zgodnej z moimi odczuciami na temat całej serii E.L. James? :D Tej części jeszcze nie czytałam i chyba po nią nie sięgnę. Literatura erotyczna chyba mi się przejadła po pierwszej części trylogii i kolejnych książkach naśladujących przykład James, gdy facet był bogiem, a dziewczyna głupią gąską. Paranoja. Aż ciężko uwierzyć, że Christian kreowany na inteligentnego i silnego mężczyznę nagle okazuje się równie głupiutki jak Anastasia. No ale w sumie... chyba można się było tego spodziewać, e James nie popracuje nad swoją prozą. Dużo lepiej przyszło jej przyswajanie słodzących i wynoszących jej dzieła na piedestał komplementów, niż konstruktywnej krytyki :P
OdpowiedzUsuńJa tam lubiłam serię o Szarym, jednak to już druga recenzja (i mimo krytyki świetna, bo wzmianka o koleżce Christiana czy też o jego poziomie IQ po prostu mnie rozbroiła! :D) mało przychylna, więc nie wiem czy chcę sięgać. Podchodzę do tego, jak pies do jeża. Chcę, ale się boję, bo wiem z góry co mnie czeka. Jednak naprawdę pokładałam nadzieję (ha, nadzieja matką głupich!), że James ukaże dzieciństwo i przeszłość Greya, czemu się taki stał itp, itp. A tu poszła na łatwiznę, przez co czuję się zawiedziona i to strasznie. A szkoda, wielka szkoda. Lubię tego typu literaturę i choć seria o Greyu nie okazała się erotycznym Szekspirem, to jednak miło wspominałam jedno z tak naprawdę pierwszych spotkań z taką literaturą.
OdpowiedzUsuńAle dobra, już kończę, bo tu moje myśli poleciały za daleko. Pozdrawiam cieplutko! :)
Dzięki:)) Żeby była jasność - poprzednie tomy też lubiłam, jeśli masz ochotę zerknij do recenzji (linki pod tekstem powyższej).
OdpowiedzUsuńZ tym dzieciństwem - coś tam pokazała, ale naprawdę o wiele, wiele za mało. Nocne koszmary, których jest raptem kilka(naście), zajmujące za każdym razem nie więcej niż stronę, czasem pół - do tego szarpane i nie zawsze jasne - jak to sny. To zatem za mało, by cokolwiek naświetlić, właściwie dowiadujemy się z nich tyle, co z poprzednich tomów, gdy Grey opowiadał co nieco o sobie Anie.
Pozdrawiam!:)
Bardzo mnie cieszy Twój entuzjazm i witam na pokładzie!:))
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, zawsze są dla mnie budujące;)
Najgorsze jest to, że on nie może być tak głupiutki skoro osiągnął tak wielki sukces - jest po prostu infantylny w kontaktach z nią - nie wiem, zakochanie pozbawia mózgu? Coraz częściej odnoszę takie wrażenie:P
Każdy woli komplementy, krytykę wypiera albo na nią nie reaguje, ale jak się jest pisarzem, to chyba każda uwaga powinna być cenna.. tym bardziej jeśli tych niepochlebnych (wytykających te same błędy) było tak wiele...
Ja mimo wszystko zamówiłam, poprzednie części mi się podobały (pewnie dlatego, że była to moja pierwsze przygoda z romansami), ale po przeczytaniu innych książek z gatunku, powieść E.L James wypada blado... ciekawe jak będzie tym razem?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Justyna z książkomiłościmoja.blogspot
Dla mnie poprzednie też były ok - szukałam w nich drugiego dnia i na własne potrzeby znalazłam, pomijając oczywiście fatalny język. Tutaj jest naprawdę krucho, bo po prostu nie ma nowości. Nuda.
OdpowiedzUsuńA o to im głównie chodzi. By kasa się zgadzała. :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za książkami opisującymi jedną powieść z jakiegoś innego punktu widzenia, bo najczęściej - tak jak napisałaś - chodzi tu tylko o utrzymanie się na fali popularności. Do całej trylogii Greya mam dość obojętny stosunek - jak jest to jest, jak go nie ma to też jest spoko. Miałam wprawdzie nadzieję, że E.L. James porzuci (albo przynajmniej bardzo stonuje) i dowiem się czegoś nowego, ale skoro tak nie jest to nawet nie mam ochoty sięgać :).
OdpowiedzUsuńNiestety tak nie jest - stonowania brak, dodatkowych scen właściwie też jak na lekarstwo.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam pierwszą część z ciekawości, przez drugą nie dałam już rady przebrnąć. Na tą raczej też nie będę marnować swojego czasu. Szczególnie, że jak piszesz nic nowego autorka nie zaoferowała czytelnikowi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo niestety, ale może w kolejnych (jeśli będą) w końcu weźmie sobie krytykę do serca i zadba o fanów;)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że ta książka to będzie jedna wielka klapa. Mam wrażenie, że została napisana na siłę i niepotrzebnie. Nie mam zamiaru po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńmini-book-review.blogspot.com
czy na siłę - nie wiem. Niepotrzebnie - w związku z tym JAK została napisana, to tak;)
OdpowiedzUsuńTo przynajmniej nic nie tracę ;).
OdpowiedzUsuńTe "święte Barnaby" i inne - działają na mnie irytująco, żeby nie powiedzieć dosadniej...
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma podobne odczucia w tej kwestii;P
OdpowiedzUsuńE.L. James jak dla mnie cierpi na dwie rzeczy - syndrom braku bolca oraz brak hajsu, skoro znowu wydała coś nowego.
OdpowiedzUsuńHajsu jej chyba nie brakuje, ale może podniet?:)
OdpowiedzUsuńTwoje trafne argumenty bardzo mi się spodobały, dlatego też fragment tekstu wykorzystam w czwartkowym poście, oczywiście podlinkowany ;)
OdpowiedzUsuńwww.lustrorzeczywistosci.pl
Swoją drogą, nie spodziewałam się, że będziesz czytała Greya ;)
Jest już do pobrania najnowszy ebook książki "50 Twarzy Greya Oczami Christriana" dostępny do pobrania na stronie :
OdpowiedzUsuńhttp://file-download.pl/ebook/39-grey-piecdziesiat-twarzy-greya-oczami-christiana-pdf-download.html
Ebook w formacie : PDF
Zapraszam do pobrania