Po trudnych doświadczeniach części pierwszej, Callie i
Kaydena czekają kolejna zmagania – nie tylko ze sobą, ze swoimi uczuciami, ale
także z otoczeniem. Po bójce z Calebem i pobiciu przez ojca nastolatek w
ciężkim stanie trafia do szpitala. Po mozolnym dochodzeniu do zdrowia, na życzenie matki przeniesiony zostaje do
placówki gwarantującej specjalistyczną opiekę psychiatryczną, a środowisko
obiega wieść o jego nieudanej próbie samobójczej. Lekarze nie pozwalają Callie
na odwiedzenie Kaydena, zatem dziewczyna musi samotnie zmagać się z kolejnym koszmarem –
wyrytym w pamięci obrazem ukochanego leżącego w kałuży własnej krwi.
Mimo wielu przeciwności, młodych wciąż ciągnie jednak ku siebie i zdaje się, że
żadna przeciwność losu nie jest w stanie stanąć im na drodze. Jedynym
zagrożeniem dla ich związku jest ich mroczna przeszłość i niechęć do dzielenia
się z innymi własnymi bolesnymi doświadczeniami.
W części tej będą oni zarówno osobno, jak i wspólnie
zawalczyć o nieznane dotąd uczucie budzącego się zaufania i coraz głębszego uczucia.
Dla mnie – rewelacja.
Dalece lepsza od tomu pierwszego,
który również budził ogromne emocje, choć zdecydowanie nieporównywalne do tego
co dzieje się w kontynuacji. Tutaj nie ma miejsca na wyciszenie – kolejne stronice
buzują od emocji, napięć i przemożnego pragnienia, by bohaterowie wreszcie
zaczęli odbudowywać swoje załamane życia. Choć nie pojawia się wiele nowych wydarzeń, a
całość opiera się raczej na rozważaniach i dochodzeniu do tego w jaki sposób
uporać się z traumatyczną przeszłością, to właśnie owo odnajdywanie drogi do „naprawienia
siebie” staje się kluczowe.
Ocalenie Callie i Kaydena to kontynuacja na naprawdę wysokim
poziomie, udowadniająca, że emocje właściwie nigdy nie mogą sięgnąć zenitu –
zawsze jest szansa, by granicę jeszcze trochę przesunąć, gwarantując lekturę
nie do zapomnienia, tak jak robi to Sorensen. Powieści o młodzieży dla
młodzieży (głównie) niezwykle rzadko powodują u mnie książkowego kaca, a tutaj –
nie da się ukryć – będzie on mi towarzyszył jeszcze jakiś czas.
Tak rozedrgana nie byłam już
dawno po żadnej powieści z tego kręgu tematycznego. Sorensen zdaje się składać
hołd uzdrawiającej sile uczucia: zarówno miłości jak i przyjaźni. Pokazuje ona,
że nieważne co złego dotknęło nas w życiu, przy wsparciu drugiego człowieka
jesteśmy w stanie zbudować siebie na nowo. I że każdy, bez względu na wszystko –
zasługuje na miłość i akceptację.
Poprzedni tom:
PS Wieczorem konkurs, w którym do wygrania pakiet dwu tomów Sorensen. Zapraszam!
blog o książkach, blog recenzencki, czytam więc jestem, Jessica Sorensen, książka, lego ergo sum, Ocalenie Callie i Kaydena, opinia, recenzja, Wydawnictwo Zysk i S-ka