Amber to książka, która budzi tak skrajne emocje, że nie sposób
podejść do niej z należytym obiektywizmem.
Opowiada historię dziewczyny,
która mimo młodego wieku została tak bardzo doświadczona przez życie, że dziś
chroni się przed każdą formą zaangażowania emocjonalnego, kompensując je seksem
bez zobowiązań. Wychowywana była przez rodziców uzależnionych od narkotyków,
którzy nie tylko ranili ją swoim nałogiem, ale także zginęli na jej oczach –
ojciec zastrzelił matkę, po czym popełnił samobójstwo. Scena ta na zawsze wryła
się w młody i nieukształtowany jeszcze umysł dziewczyny. Dziś pragnie
zacząć nowe życie – jako studentka w miejscu, w którym nikt nie zna jej przeszłości i demonów.
Niestety od początku nic nie
idzie po jej myśli – potykając się, wpada wprost na kolana największego szkolnego
przystojniaka i uwodziciela, Rydera, mającego opinię złego chłopaka, który
całując ją kradnie jej serce. Parę chwil później z pomocą spieszy jej jego
najlepszy przyjaciel oraz drugi szkolny obiekt westchnień – Brock, gentelman
ratujący ją z opresji. Nie mija wiele czasu, gdy Amber uświadamia sobie,
że z osoby niezdolnej do obdarzenia kogokolwiek uczuciem zamienia się w
kobietę kochającą jednocześnie dwu mężczyzn. To z kolei sprowokuje ciąg dalszy
jakiego nikt nie mógłby się spodziewać…
Mimo dobrze skrojonego zarysu fabularnego,
w wielu miejscach razi i załamuje jej język – chwilami jak u Greya.
Skoncentrowany jest on przede wszystkim wokół seksu traktowanego jako
zaspokojenie podstawowych żądz seksualnych ukierunkowanych na dowolnego,
względnie atrakcyjnego przedstawiciela płci przeciwnej (w większości),
sceny w prawdziwie amerykańskim stylu. Przy wielu fragmentach zastanawiałam
się: czy nastolatkowie naprawdę myślą w ten sposób? Czy dialogi, które
czytałam nierzadko z obrzydzeniem są standardem u dzisiejszej młodzieży?
Nie wiem, do głów nie wejdę, mam jedynie świadomość, że dla mnie, mimo braku
przesadnej pruderii, były w książce momenty niestrawne: wulgarne,
epatujące erotyzmem, zwierzęcością, nieważne czy pisane z perspektywy
dziewczyny czy chłopaka. Co bardziej irytujące, sformułowania typu (cytat
oryginalny) „dochodzę tak mocno, że chyba deformuję mu twarz” zestawione są tu z czułostkami
rzędu „brzoskwinko” czy „bursztynowa królewno”, które w takim kontekście jawią
się jako infantylne, niestosowne i zupełnie nie na miejscu, wychodzące z gardła
schizofrenika.
Mimo porażki językowej to
opowieść emocjonująca, generująca sprzeczne uczucia, sprawiająca, że jej
lektura staje się – chcąc, nie chcąc – niezapomniana. Z całą pewnością
trafi do nastolatków czy też młodych dorosłych coraz częściej zmagających się z
podobnymi sytuacjami.
Emocjonalny wulkan, który kipiąc,
pozostawia czytelnika w oczekiwaniu na wybuch mający nieuchronnie nadejść. Odbiorca,
mimo realnego zagrożenia, nie będzie potrafił oderwać się od lektury, narażając
się na poważną w skutkach uczuciową erupcję: będzie trawiony to
niezrozumieniem, to zniesmaczeniem i gniewem na niesprawiedliwość losu, to
współczuciem i współodczuwaniem cierpienia wraz z bohaterami, to wreszcie
radością z ich szczęścia. Prawdziwa jazda bez trzymanki, kolejka, z której
po starcie nie da się już wysiąść – nawet jeśli często ma się na to ochotę.
Inne książki Gail McHugh:
Premiera 3 lutego.
Amber, blog z recenzjami, Collide, egzemplarz od wydawnictwa, Gail McHugh, jak Grey, książka, opinia, opinia o książce, Pulse, recenzja, recenzja przedpremierowa, Wydawnictwo Akurat, young adult
I znowu recenzja, która mnie kusi z każdej strony! A nigdzie zapewne nie będzie, [biblioteki] i jak ja ją przeczytam?! :(
OdpowiedzUsuńSuper recenzja ;)
Dziękuję!
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka ma szansę szybko stać się dostępna w obiegu innym niż księgarnia;)