To taka zatroskana mina - połączenie odrobiny horroru ze szczyptą lęku, którą miałby każdy, kto zostałby zmuszony do siedzenia przy którymkolwiek pacjencie oddziału neurologicznego [1].
Dziwne przypadki neurologiczne,
to przez dłuższy czas była moja codzienność. Z tego powodu zdecydowanie
trudniej czytać mi o chorobach mających swoje źródło w funkcjonowaniu
mózgu – przypominają przytłaczające szale szpitalne, oddziały neurologiczne, na
których z rzadka czuło się nadzieję, częściej zaś atakowała rozpacz i
smutek na twarzach odwiedzających bliskich ludzi.
Lisa Genova poświęca rzadkim
chorobom wiele swojej uwagi i w sposób – mimo wszystko – niosący nadzieję,
opisuje je, tkając fabuły mogące zwrócić uwagę na istniejące, choć rzadko
omawiane problemy wielu (mimo wszystko) ludzi. Paradoksalnie to, co rzadkie –
jest częste. Nawet w Polsce, nawet na naszym podwórku. Wiem, widziałam.
Lewa strona życia opowiada historię kobiety, która w wyniku
wypadku samochodowego doznała urazu i cierpi zespół pomijania stronnego. Do tej
pory samowystarczalna bizneswoman, teraz uzależniona jest od innych – bez ich
pomocy nie potrafi sobie poradzić, gdyż zupełnie nie dostrzega rzeczy
znajdujących się po jej lewej stronie. Problemem staje się chodzenie, jedzenie,
ubieranie się, korzystanie z toalety. Każda czynność, która do tej pory
zajmowała jej chwilkę, urasta teraz do rangi czasochłonnego zajęcia ponad jej
siły, nieraz wymagającego więcej determinacji i siły niż szereg zadań
wykonywanych przez nią wcześniej w pracy.
Choroba Sary jest szansą na jej
pogodzenie się z mamą, która odtąd – w miejsce dotychczasowej opiekunki –
zajmuje się nią i jej małymi dziećmi oraz domem. Bohaterka musi zmagać się nie
tylko z trudną sytuacją poszpitalną, lecz także przyzwyczaić się do ponownej
obecności mamy w jej życiu. Życiu – należy dodać – znaczonym teraz
pomarańczową taśmą, wydzielającą lewą stronę, pozwalającą się skupić i dostrzec
to, co na pierwszy rzut oka nie istnieje.
Kobieta po raz pierwszy w swoim
życiu musi pozwolić, by kontrolę przejęli jej bliscy. Musi nauczyć się nowej
rzeczywistości i zawalczyć o powrót do pełnej lub chociaż częściowej
sprawności. Musi przyzwyczaić się do nowej relacji z ukochanym, który przyjął
rolę jej opiekuna (wszak gdzie miejsce na pożądanie, gdy większość dnia spędza
się na pomocy chorej żonie). Przede wszystkim zaś musi uporządkować swoje priorytety
i podjąć ostateczną decyzję co do dalszej pracy zawodowej. We wszystkim tym
wspierają ją bliscy, z mężem Bobem na czele.
Genovie po raz kolejny udało się
stworzyć opowieść chwytającą na serce i afirmującą życie. Autorka pokazuje jak
wielką wartość mają zdrowie, rodzina i codzienność ukierunkowana na coś innego
niż tylko praca. Czyta się jednym tchem, mając w tyle głowy dziękczynienie za
własną sytuację życiową.
Do zaczytania, pochłonięcia,
polecania.
Recenzja innej książki Lisy Genovy
[1] Lewa strona życia, Lisa Genova, Słupsk 2013, s. 118.
blog książkowy, książka, Lewa strona życia, Lisa Genova, neurologia, opinia, Papierowy Księżyc, recenzja, rzadkie przypadki neurologiczne, zespół pomijania stronnego
To moja ulubiona książka autorki. Bez wątpienia Genova ma duży talent, bardzo się cieszę, że dzieli się nim z czytelnikami :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twórczość Lisy Genovy, niesamowicie intrygującą i budzącą ogromne emocje. Czekam z niecierpliwością na każdą kolejną jej powieść ;)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie. Rozejrzę się za nią w mojej bibliotece :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę powieść, Lisa Genova kolejny raz udowadnia w niej, że potrafi w niezwykły sposób przedstawiać trudne, bolesne tematy, jednocześnie niosąc nadzieję i mądre przesłanie. Nic nie przebije 'Motyla', który mnie po prostu zmiażdżył, ale 'Lewa strona życia' jest naprawdę doskonała.
OdpowiedzUsuńOkładka jest przepiękna! Dam tej książce szansę, jeśli wpadnie w moje ręce ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak dotąd spośród książek autorki poznałam jedynie "Motyla" - bardzo podobało mi się to ujęcie choroby (w tym przypadku Alzheimera). Z pewnością sięgnę również po "Lewą stronę życia".
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno! Na razie spotkałam się z autorką przy okazji Motyla i bardzo spodobała mi się forma przedstawienia choroby - bezpośrednia, smutna, ale całkiem "naukowa".Dlatego w planach mam resztę książek L. Genovy :)
OdpowiedzUsuńInsane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Koniecznie! Ja za to wrócę do "Motyla":)
OdpowiedzUsuńJa też! Podoba mi się to, że jest naukowo, ale nie przytłaczająco jeśli idzie o terminologię.
OdpowiedzUsuńKoniecznie, nie pożałujesz!
OdpowiedzUsuńDokładnie!
OdpowiedzUsuń"Motyl" wciąż przede mną, widziałam jedynie film i zapowiada książkową rewelację;)
Na pewno będzie!:)
OdpowiedzUsuńTeraz i ja zacznę...:)
OdpowiedzUsuńO tak, to prawda - mamy szczęście, że możemy ją czytać:)
OdpowiedzUsuńjak tylko gdzieś znajdę to koniecznie przeczytam! wydaje się być bardzo ciepłą książką...
OdpowiedzUsuń