Metro 2034 jako kontynuacja wypada doskonale. Opowiada losy
zaginionego Huntera oraz Homera o Saszy.
Rzecz dzieje się rok po wydarzeniach ostatniej części, kiedy to Artem zgładził
Czarnych, ponoć zagrażających życiu ludzi skrywających się w moskiewskich
tunelach.
Unicestwienie jednych, nie
zapewniło jednak ochrony przez atakiem innych. Metro dziesiątkuje zaraza, której
wytępienia podejmuje się Hunter – mężczyzna-legenda, łowca, przed którym sieć
tuneli nie ma, zdawałoby się, żadnych tajemnic. Dodatkowym problemem staje się
utracona łączność ze stacją zapewniającą dostawę amunicji, bez której nie ma co
liczyć na przetrwanie. Obie sprawy wydają się ze sobą powiązane.
Książkę tę czytało się znacznie lepiej
niż tom pierwszy, bowiem bardziej angażuje ona czytelnika w wątki
obyczajowe, rozwija historie głównych postaci, zarysowuje ich psychikę i trudy zmagań
po spotkaniu z czarnymi.
Przeczytałam ją właściwe na
jednym wdechu, później nie mogąc zasnąć – to stanowić może chyba najlepszą
rekomendację, tym bardziej, że do książek o tej tematyce podchodzę z dużą dożą
ostrożności.
Tym, co oceniam bardzo wysoko jeśli
idzie o Metro 2034 są rozważania o
kondycji ludzkiej, sednie człowieczeństwa, jego istocie i tym co decyduje o
naszym byciu lub nie człowiekiem. Świetnie poprowadzone rozważania, pokazujące
jak niewiele trzeba, by utracić status prawdziwej istoty ludzkiej, jak krucha
jest nasza psychika i jak łatwo ją nadszarpnąć, czyniąc straty nie do odrobienia. Autor pyta o to, co stawia
ludzi wyżej niż zwierzęta, co czyni nas lepszymi? Jego refleksje mają charakter
ogólnoludzki i uniwersalny: bez względu na to, kto i kiedy weźmie je pod lupę,
wciąż będą aktualne. Nieważne czy pyta człowiek średniowiecza, czy osoba żyjąca
w świecie po katastrofie. Pytania i odpowiedzi pozostają niezmienne, co
bardzo sugestywnie widać na tle zarysowanego uniwersum. Tutaj nabierają one
nowego sensu.
W mojej opinii jest o wiele
lepsza niż tom pierwszy, nie tylko pod względem łatwości i lekkości lekturowej. Metro 2033 skupiało się właściwie na
zarysowaniu świata postapokaliptycznego i głównych osi narracyjnych. Stanowiło
ono świetne wprowadzenie w uniwersum, jednak to dopiero tutaj można
zaangażować się w lekturę w pełni, także poprzez identyfikowanie się z postaciami.
Mniej jest już chaosu, więcej się wyjaśnia, zostaje dopowiedziane w jakiś, chociażby
naskórkowy sposób, zapewniając większy komfort czytania. Przy tym wszystkim
pojawiają się w końcu jakieś uczucia – okazuje się (uff!), że nie wszyscy
utracili zdolność kochania, współczucia i bycia serdecznym.
Choć wiem, że Metro 2035 nie rozwija wątku, który
chciałabym aby został dopowiedziany, sięgnę po kolejny tom z nieskrywaną
przyjemnością.
Kto by pomyślał!
blog, blog książkowy, blog o książkach, blog z recenzjami, Dmitry Glukhovsky, Metro 2034, opinia, postapokalipsa, recenzja, recenzje książek, Tania Książka
Na serię Metro poluję już od jakiegoś czasu, lubię kiedy w książkach przedstawiane są wątki postapokaliptyczne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Subiektywne
recenzje
Kto by pomyślał, że mnie przekonasz do tej akurat serii :)
OdpowiedzUsuń