niedziela, 14 lutego 2016

Zakochaj się we mnie. Sześć spojrzeń na miłość





Luty to doskonały moment na lekturę książek poświęconych miłości – szczególnie, że dzisiejszy dzień zewsząd bombarduje nas sercami i czerwienią. Nawet jeśli nie przepadamy za (zbyt) słodkim świętem zakochanych, klimat miłości unoszący się w powietrzu jest niedoparty i skłonić może nawet najbardziej zatwardziałe serca do przeczytania czegoś, na co w innym okresie moglibyśmy zwyczajnie nie mieć ochoty.

Naprzeciw naszym oczekiwaniom wychodzi Wydawnictwo Pascal wypuszczające na rynek książkę Zakochaj się we mnie. Sześć spojrzeń na miłość, będącą zbiorem opowiadań poświęconych tejże, stworzonych specjalnie na Walentynki.

Każdą z nich cechuje zogniskowanie wokół tematyki miłosnej, skupionej dodatkowo wokół 14-go lutego – stanowią zatem spójną całość, mimo że mogłyby również istnieć oddzielnie.

Pierwsze opowiadanie Smak zmysłów ­­– wyszło spod pióra Alice Clayton i przedstawia historię małżeństwa, które po latach stażu wydaje się nie tak zakochane, jak na samym początku. On – pracoholik, ona – niespełniony cukiernik. Kobieta, myśląc, że mąż zapomniał o walentynkach, z  rozrzewnieniem wspomina minione lata.


Kolejny tekst, to literacka próba Jennifer DeLUCY. W  niej to rzeczywistość miesza się z fikcją w sposób dalece odbiegający od tego, czego moglibyśmy się spodziewać. Oto historia pisarki, która zakochuje się w wytworze własnego słowa – wikingu Mangusie, ucieleśniającym – według niej – wszystkie cechy idealnego mężczyzny. Jego wizja stanowi alternatywę dla jej nudnego już związku.

Trzecie opowiadanie - Nie obchodzę walentynek Nicki Elson – to historia kobiecego walentynkowego Grincha. Znacie ten typ – nie obchodzę walentynek, bo uważam, że jeśli ktoś się kocha, to okazuje uczucie przez cały rok, a nie tylko od święta. Otóż to. Z  tym, że perspektywa głównej bohaterki zmienia się, gdy zakochuje się naprawdę i 14-go lutego staje się jedynie pretekstem do kolejnej możliwości okazania uczuć na sposób wyjątkowy.

Stać cię na więcej Jessici McQuinn to najdłuższe z opowiadań znajdujących się w  tomie i… chyba jedno z  bardziej nużących. Opowiada walentynkową historię małżeństwa, które przez cały dzień niecierpliwi się na myśl o wspólnie spędzonym wieczorze – bez dzieci, romantycznie, sam na sam.

Najlepszym tekstem z całego zbioru jest Powrót do domu Victorii Michales. Moim zdaniem to utwór, który z powodzeniem można by rozbudować i uczynić z niego wzruszającą, ciepłą powieść pełną gębą. Jest to opowiadanie o Savannah, wziętej prawniczce, która wyjechała z rodzinnego domu i wyruszyła do Nowego Jorku, by tam spełniać się zawodowo. Gdy wpada w odwiedziny do rodziców – z pozoru na trzy dni – jej życie i hierarchia wartości zmienia się, gdy na jej drodze staje wieloletni przyjaciel i (dotąd) platoniczna miłość – Jackson. Piękna historia – dla niej warto sięgnąć po cały tom, na nią warto czekać.

Ostatnim opowiadaniemPołączeni Alison Oburii. Słodko-gorzka to opowieść, nad którą unosi się duch śmierci i odrodzenia. Jako jedyna ze wszystkich, nosi znamiona wielkiego bólu i straty. Jak na historię kończącą, jest nieco zbyt poważna i smutna, mimo że wychyla się z niej nieśmiały promyk nadziei.  Przedstawia losy Kate, Ginny, Dylana i Paula – czwórki ludzi, których losy złączy miłość.

Zbiór opowiadań, który mam przed sobą nie jest niestety w żaden sposób wybitny – historie są raczej miałkie (za wyjątkiem wyróżniającej się opowieści Michaels) i wtórne. Łatwo w nich przewidzieć finał, są dość ckliwe, niby romantyczne, a jednak potraktowane bardzo powierzchownie. Dopóki nie dotarłam do Powrotu do domu książka była dla mnie nie tyle przeciętna, ile słaba. Nie spełniła oczekiwań, nie pozwoliła poczuć ducha miłości, mimo że to przecież on był głównym bohaterem zbioru.

Jeśli macie na nią ochotę, lojalnie ostrzegam, że poza wymienionym przeze mnie opowiadaniem, nie znajdziecie tu zbyt wiele wzruszeń. Jest mocno przeciętnie, choć ciepło i słodko. Nie są to historie cukierkowate, brakuje w nich jednak jakiejś głębi, czegoś co skrywałoby się pod naskórkiem, do czego można by docierać, co można by drążyć, czym się zachwycać. Uwierzycie, że brakuje nawet zwrotów o charakterze sentencjonalnym? Jeśli chodzi o książki traktujące o miłości, wydaje się to wręcz niemożliwe.


Zatem jeśli kieruje Wami ochota zaczytania się w czymś lekkim i pięknym – opowiadanie Michaels będzie strzałem w  dziesiątkę. Resztę jednak, możecie sobie zwyczajnie podarować.

12 komentarzy:

  1. Nie przepadam za opowiadaniami, wyjątek robię tylko dla kilku ulubionych autorów. Nie wiem czy dla jednego opowiadania byłabym w stanie przemęczyć się przez cały tomik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładna okładka, nie wiedziałam że wydawnictwo ma taką ciekawą pozycję w ofercie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Katie -Niepoprawna Romantyczka14 lutego 2016 12:37

    Zbiory opowiadań mają to do siebie że zazwyczaj tylko niektóre są dobre. jakoś nie jestem przekonana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam tę książkę w empiku za 15zł i miałam ją kupić, ale w końcu zwątpiłam. Jest bardzo cieniutka i jakoś nie przekonała mnie. Teraz tym bardziej się cieszę, że jej nie wzięłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko sięgam co prawda po opowiadania, ale dla tej książki zrobiłabym wyjątek. Zaciekawiłaś mnie, bo to nie moja do końca tematyka, ale byłaby miłym oderwaniem od tej ogromnej liczby kryminałów, które ostatnio czytam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nieeee, to nie jest w ogóle oryginalne, totalna wtórność, nie polecam:P Lepiej poświęcić czas czemuś innemu, naprawdę;) Jest wiele lepszych książek o miłości, przez tą jeszcze się do nich zrazisz, a tego byśmy nie chciały:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jesteś jedyna - dobrze, że nie wydałaś tych 15 zł. Można je zainwestować dużo, dużo lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dotąd miałam szczęście do takich zbiorów, gdzie przeważały te dobre, a tutaj... klapa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka faktycznie ładna, ale na tym koniec.
    Zresztą Pascal w ogóle robi ładne okładki dla książek, szczególnie tych poświęconych miłości;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Te same myśli mi towarzyszyły podczas lektury.
    Szkoda czasu, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń