Katarzyna Horodyniec, którą większość
z Was z pewnością kojarzy z blogowego świata, zadebiutowała
właśnie książką Poza czasem szukaj –
romansem z dość wyraźnie zarysowaną linią erotyczną.
Helena, dla bliskich Lena, znudzona
dotychczasowym życiem postanawia całkowicie je odmienić. Porzuca
dotychczasowego (i jedynego) partnera i przenosi się z rodzinnego
Koszalina do Warszawy, by tam odetchnąć powietrzem wielkiego świata, próbując jednocześnie
swoich sił w nowej pracy zawodowej. Liczy na to, że wprowadzone zmiany
pozwolą jej na nowo cieszyć się samą sobą i światem. Wyjazd do stolicy, choć
mający znamiona skoku na głęboką wodę, bardzo szybko staje się oczekiwaną dawką
orzeźwienia. Niemalże z miejsca bohaterka otrzymuje korzystną propozycję
mieszkaniową, a także zawraca w głowie przystojnemu, sporo starszemu od
siebie mężczyźnie, który choć z dość pokaźną przeszłością seksualną,
całkowicie wariuje na jej punkcie, oczywiście już od pierwszego wejrzenia.
Poza czasem szukaj to tak naprawdę historia ich romansu rozkwitającego
na oczach czytelnika, rozwijającego się w tempie ekspresowym. Ściśle mówiąc,
akcja ogranicza się do kilku dni maja, podczas których bohaterka
przyjeżdża do Warszawy, znajduje mieszkanie, poznaje mężczyznę, odpycha go,
ulega mu, przyłapuje na nie do końca uczciwym zachowaniu, porzuca, wraca, nie
potrafi zapomnieć – klasyczny romans rozegrany w kilku aktach, skumulowany
w kilku dniach do policzenia na palcach dwu rąk.
Jedynym interesującym dla mnie
wątkiem było właściwie wprowadzenie do narracji motywu Targów Książki, spotkań
autorskich, wplecenie znanych z literackiego świata nazwisk. Poza tym –
bez oczekiwanej dawki emocji.
Wszystko działo się za szybko, miejscami
także za wulgarnie – zupełnie niepotrzebnie, bo ustępy z nagromadzonymi frazami
wulgarnymi (docelowo miało chyba być młodzieżowo, a wyszło jak wyszło) czytało
się nieprzyjemnie, czasami wręcz z niesmakiem, przede wszystkim dlatego,
że nie przystawało to do reszty języka. Mimo że bohater widocznie zakochał się w
kobiecie, wciąż traktował ją przedmiotowo, co doskonale widoczne było w warstwie
językowej. Być może się czepiam, lecz gdy dojrzały (jakikolwiek!) mężczyzna
mówi o kobiecie fajna dupa dla mnie
nie stanowi to komplementu, lecz raczej obrazę i kompletny brak szacunku
połączony z uprzedmiotowieniem. I tak właśnie odczytałam zachowanie
Juliusza.
Poza czasem szukaj rozczarowało mnie skupieniem się jedynie na
wątku romansowym – poza nim nie odnajduję w tej pozycji niczego: ani tła
społeczno-obyczajowego, ani bogatego zarysowania postaci (chyba że uznać za nie
ciągłe wspominanie o czerwienieniu się), ani nawet ciekawych wątków pobocznych.
Jakby tego było mało, sam romans nie jest tak ekscytujący jak mógłby być. Nie
wiem czy odzywa się we mnie prowincjonalizm, jednak wizja kobiety, która
wyjeżdża do obcego miasta, jest niepewna siebie, lecz od razu cały świat jej
sprzyja, a mężczyźni kładą się u stóp, by wyznawać jej uczucia, całować na
pierwszym spotkaniu i szeptać na ucho, że są dla niej gotowi, jest dla mnie co
najmniej mało prawdopodobny – a tym samym cała powieść traci dla mnie na
autentyczności i – niestety – boleśnie balansuje na granicy dobrego smaku i nieumyślnie
wprowadzonego kiczu.
Irytujące były również co rusz
wplatane fragmenty dotyczące kupowanych cieni do powiek, sprayów, balsamów,
tuszy, podkładów, wynikające jak sądzę z fascynacji Autorki tym tematem. Cały kosmetyczny wątek trąci lokowaniem produktu,
zupełnie nic nie wnosząc do samej i tak już miernej akcji. Podobnie złe
skojarzenia budziły we mnie niektóre dialogi wewnętrzne bohaterów prowadzone wówczas,
gdy napięcie seksualne między nimi robiło się niebezpieczne – sformułowania, w które
ubierali wówczas swoje myśli tak silnie przypominały mi osławione zwroty E.L. James,
że nie sposób było mi traktować bohaterów poważnie. Tym bardziej, że wiele z nich
było powtarzanych słowo w słowo ze względu na próbę prowadzenia narracji
dwutorowej (tu jednak zapanował chaos – ta narracja raz była, innym razem jej
brakowało; pojawiała się i znikała zupełnie dowolnie). Miałam wrażenie, że Poza czasem szukaj to zebranie dwu tomów
pisanych z dwu różnych perspektyw w jedno i nie do końca
przemyślane ich połączenie. Nic nie mierzi mnie bardziej, niż wielokrotne
odczytywanie tych samych dialogów.
Mimo że warsztat autorki jest
faktycznie sprawny, po drodze coś poszło nie tak. A to język wymykał się spod
kontroli, a to postaci stawały się mało wiarygodne i dziecinne, a to wątki
poboczne nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań. Jako że to debiut –
nie skreślam Hordyniec, lecz – jeśli tylko coś znowu napisze – dam jej kolejną
szansę. Po cichu liczę jednak, że pokieruje się bardziej w stronę powieści
obyczajowej niż romansu (erotyku?). A jak będzie - zobaczymy.