poniedziałek, 30 maja 2016

"Ostatni list" wędruje do...




Mili Państwo,

pięknie dziękuję za Wasze zgłoszenia w urodzinowym konkursie!
Niestety, zwycięzców może być tylko trzech. Jeden został już ogłoszony na Instagramie, teraz czas na laureatów bloga i Facebooka.

Jako że zgłoszeń było sporo, wybrałam bardzo subiektywnie - ściśli zwycięzcy zostali znalezieni wśród osób, które spostrzegły, że to zabawa urodzinowa i przy okazji konkursu złożyły mi życzenia. Wszystkim, którzy to zrobili - gorąco dziękuję!

Tymczasem poza chęcią nagradzam czujność i życzliwość;)

I tak:

Na Facebooku wygrywa:

Hanka Uznańska

Na blogu wygrywa:

Izabela Wyszomirska


GRATULUJĘ! 

Proszę o przesłanie adresów korespondencyjnych na maila lub w wiadomości prywatnej na Facebooku. Czekam do 1 czerwca, później w razie braku zgłoszeń, nagroda przejdzie na kogoś innego.

sobota, 28 maja 2016

Stos maja





Nie przedłużając, prezentuję moje majowe nowości;)

E-booki:
Po pierwsze nie szkodzić 
Ósme życie
Genialna przyjaciółka


Książki tradycyjne:
Porcelanowy konik
Większy kawałek nieba
Kupiec wenecki. Shylock się nazywam
Uczeń architekta
Przeznaczeni (recenzja w produkcji)
W  krainie wodospadów
Góra Tajget (recenzja w produkcji)
On
Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość
Bliskie kraje
Uroki
Czasem warto zabić
Leona. Kości zostały rzucone
Małe życie 
Miłość i kłamstwa (recenzja w produkcji)
Samotna gwiazda (recenzja)
Wchodzi koń do baru
Hirameki (recenzja w produkcji) 
Żywe trupy
Amelia i Kuba. Stuoki Potwór
Odnalezieni
Demelza
Simon oraz inni homo sapiens
Płyń z  tonącymi
Giełda słów
Perswazje
Żony i córki
Śmiech morderców. Breivik i inni
Criminal minds. Ostre cięcie
Czarna wołga
Listy niezapomniane, t. II
Promyczek




Nie mogę się nawet tak naprawdę usprawiedliwić urodzinami, bo dostałam tylko dwie książki, w tym jedna to e-book:) Nie był to jednak koniec prezentów w tym miesiącu, bo i Taniec ze smokami został mi podarowany, i Muminki. 
Kłopoty rodu Pożyczalskich, Fatum i furia, Baśniobór, Florystka, Jasioł i Mgłosia były formą rozliczenia za pewne zlecenia, tak więc również nie moja wina :D

Co do reszty: nie mam nic na swoją obronę, poza tym, że wydawnictwa z okazji Targów weszły w zmowę i wydały w maju same rewelacyjne, co zmusiło mnie do ich zdobycia. Ot, tyle :)




czwartek, 26 maja 2016

Samotna gwiazda - Paullina Simons




Paullina Simons znów mnie zachwyciła i rozkochała w swojej prozie. Po nie aż tak doskonale odebranej przeze mnie Tully (ale wciąż poruszającej!), Samotna gwiazda objawiła się przede mną jako kolejny wzrost i jednocześnie dowód twórczej formy Autorki, którą mam przyjemność mienić jedną z ulubionych.

Oto grupa nastolatków, która właśnie skończyła szkołę i wybiera się do college’u, postanawia wyruszyć w podróż do Barcelony. Niestety, rodzice głównej bohaterki – Chloe – nie są przychylni temu pomysłowi. Sytuację ratuje (choć pozornie nic tego nie zapowiada) babcia dziewczyny, godząc się dofinansować wyprawę, pod warunkiem, że zostanie ona wydłużona, a grupa przyjaciół odwiedzi po drodze Treblinkę, by złożyć tam kwiaty. Tym samym wymarzone wakacje w Hiszpanii zamieniają się w  eurotrip, a sama książka w powieść-drogę.

Młodzi ludzie podróżując pociągiem, mają okazję obserwować zupełnie nieznany sobie dotąd świat – z wielkiej Ameryki trafiają do byłych krajów komunistycznych, tak bardzo odległych – zarówno kulturowo, jak i społecznie oraz historycznie. Ich wędrówka oprócz oczywistych walorów turystycznych i edukacyjnych, staje się podróżą przemian – to, co ma być miłym wyjazdem w gronie najbliższych, za sprawą nowo poznanego Johnny’ebo Rainbowa zamienia się w  grę o najwyższą stawkę – o prawdę i szczerość: wobec siebie samego i wobec innych. Młody mężczyzna o ujmującym uśmiechu i hipnotyzującym głosie sprawia, że więzi (wydawałoby się: silne) łączące czwórkę przyjaciół staną pod wielkim znakiem zapytania, a przyszłość ich relacji okaże się zagrożona. Lato poprzedzające studia będzie dla młodych okazją do rewizji przekonań, poglądów i wizji przyszłości jaką dotąd przed sobą roztaczali.

Simons po raz kolejny udało się stworzyć powieść, która porywa. Utkana przez nią historia skrzy się od wielości wątków, migocze od wyrazistych charakterów, ujmuje pięknem języka i opisów, a przede wszystkim: wciąga bez reszty. Przy tym wszystkim nie skupia się jedynie na wątkach obyczajowych, lecz idzie daleko dalej: ku pamięci, tożsamości, poznaniu. Można ją czytać po wielokroć i jak sądzę, co rusz natrafimy na kolejne interesujące momenty i przybliżenia. Autorka ma niebywały dar do snucia opowieści pochłaniających czytelnika, a przy tym będących okazją do refleksji na wielość tematów: zarówno społecznych, jak i historycznych oraz osobistych, związanych z przeżywaniem własnego życia.

Kapitalna, nieobojętna na dzieje Polski, które autorka miała okazję poznać między innymi podczas swojej wizyty w naszymkraju przed trzema laty.  Mimo umiejscowienia akcji we współczesności, także i II wojna światowa gra w niej ważną rolę – zdaje się, że temat ów jest dla pisarki szczególnie istotny, czego największy wyraz dała w trylogii Jeźdźca miedzianego i do czego teraz mimochodem powraca. Ulokowanie części wydarzeń w Warszawie, Krakowie i Treblince sprawiło, że książka ta nabrała dla mnie bardziej niż kiedykolwiek dotąd osobistego wydźwięku. Nie jest jedynie opowieścią o dorastających nastolatkach, szukających swojej drogi, ale także hołdem złożonym historii i wyrazicielką wielkiego szacunku do osób i miejsc nią naznaczonych. Znajdziemy w niej wszystko: poszukiwanie sensu, miłość, przyjaźń, uważne przyglądanie się rzeczywistości, zachwyt nad światem, a także opowieść o dojrzewaniu i prawdzie.

Książka, która nie zapowiadała się wcale na tak emocjonującą, bo akcja wcale nie pędziła (u Simons niezwykle istotne jest delektowanie się językiem, co prowokuje lekturę niespieszną – i dzięki temu wydłużenie przyjemności z niej płynącej) sprawiła, że po przewróceniu ostatniej strony nie mogę znaleźć sobie miejsca.


Stało się – mam książkowego kaca. 





niedziela, 22 maja 2016

Wygraj książkę!


Masz ochotę na nową książkę Marii Ulatowskiej?
Nic prostszego! Z okazji urodzin mam dla Was potrójny konkurs!
Do wygrania aż 3 książki: po jednej na Facebooku, Instagramie i blogu. Aby zwiększyć swoje szanse na wygraną, możecie brać udział za pośrednictwem każdego medium.

Zasady na blogu:
1. Udostępnij post konkursowy na swoim blogu.
2. Zgłoś swój udział w komentarzu (jeśli jesteś obserwatorem bloga - zaznacz to, a Twój głos zostanie podwojony).
3. Czekaj na wyniki:)

Konkurs trwa do 28 maja. Wyniki zostaną ogłoszone dzień później, a nagrody wysłane przez fundatora, czyli wydawnictwo Prószyński i Ska.

Zwycięzców wybiorę spośród wszystkich zgłoszeń (jednego na Facebooku, jednego na Instagramie i jednego na blogu).

ZAPRASZAM DO ZABAWY!

wtorek, 10 maja 2016

Literat - Agnieszka Pruska


Literat to kryminał z  rewelacyjnym konceptem, jednak o dużo gorszej realizacji, potraktowanej, w  mojej opinii, z lekka po macoszemu.

Zaczyna się on niebanalnie: oto mamy możliwość wejrzenia w umysł mężczyzny planującego właśnie popełnienie nietypowego morderstwa: chce on stworzyć mumię, do którego to celu potrzebuje precyzyjnie wybranej ofiary. Celem staje się Wioleta Luda, młoda kobieta, w oczach mordercy doskonale nadająca się do mumifikacji. Gdy po czasie odnalezione zostają jej zwłoki, policja staje przed nie lada zagwozdką: śladów popełnionego czynu właściwie nie ma, a i sama identyfikacja ofiary nie przebiega bez zakłóceń. Sprawą kieruje nadkomisarz Barnaba Uszkier, nienawykły do pozostawiania śledztw bez ich pozytywnego rozwiązania. Niestety, tym razem nic nie będzie szło po jego myśli.
Gdy sprawa zostaje niemalże zawieszona, na jego barki spadnie kolejne morderstwo do rozwiązania…

Prowadzący dochodzenia zaczyna podejrzewać, że ma do czynienia z bardzo wyrafinowanym mordercą, który nie dość, że nie da się łatwo złapać, to jeszcze czerpie wyraźną przyjemność z zabijania na różne sposoby. Tak jakby lubował się w obserwowaniu tego jak ktoś umiera, szukając ulubionej i najlepszej formy. Tego jednak co tak naprawdę nim kierowało, nie dowiemy się nawet po rozwiązaniu sprawy.

Akcja powieści trwa kilka miesięcy – od października 2011 do marca 2012 roku. W  tym czasie dochodzi do serii morderstw, których sprawca wciąż pozostaje nieuchwytny, a którego modus operandi jest na tyle niespecyficzny, że nie sposób spodziewać się jaką osobę zaatakuje on następnym razem - wiemy jedynie (a i to dopiero przy końcu powieści), że prawdopodobnie swoje inspiracje czerpie on z literatury, lecz ta jest niestety zbyt obszerna, by z całą pewnością wskazać na kolejny wybrany rodzaj śmierci, nie mówiąc już o tym jaki typ ofiary w kolejnym typie zbrodni będzie chciał widzieć zabójca.

Samodzielne dochodzenie tego kto jest poszukiwanym staje się utrudnione, bowiem autorka rezygnuje z angażowania czytelnika w coś więcej niż tylko śledzenie myśli mordercy. Nie pozwala mu na przysłuchiwanie się temu, co mówią świadkowie, bo skupia się jedynie na suchym relacjonowaniu prowadzonych rozmów (a właściwie przytaczaniu wniosków), eliminując z narracji dokładny przebieg przesłuchań czy jakiejkolwiek pracy w terenie poza bezpośrednim przybyciem na miejsce zbrodni w przypadku zgłoszenia zdarzenia. Brakuje tu akcji i napięcia, całość przypomina raczej szkic policyjnego raportu i relację z kolejnych dniówek. Nie wiemy co robią śledczy, co nowego znajdują, czym się posiłkują, jak dochodzą do kolejnych wniosków. W  pewnym momencie okazuje się, że podejrzany jest niemalże na wyciągnięcie ręki, a faktu, że jego działania inspirowane wydarzeniami zaczerpniętymi z przeczytanych powieści kryminalnych w żaden sposób nie mogliśmy się domyślać, nie mając dostępu ani do myśli bohaterów, ani do dokumentów policyjnych. Oświeceni zostajemy dopiero wówczas, gdy Uszkier łaskawie dzieli się swoją intuicją.

Nie jest to kryminał wpisujący się w serię tych przytłaczających. Wręcz przeciwnie, mimo gęstej fabuły i drastyczności popełnianych mordów, książkę czyta się z lekkością i nie sposób się w  niej zagubić, co w dużej mierze wynika z ograniczenia miejsca akcji do gdańskiej komendy policji. Na ową lekkość wpływa także dość specyficzny dobór nazwisk głównych bohaterów. Poza Barnabą Uszkierem (sic!) mamy bowiem między innymi policjantkę o wdzięcznym nazwisku Mięsko. Samo życie osobiste postaci ogranicza się właściwie to opisu tego, co czyni główny bohater po godzinach – a nie robi nic innego jak gra z rodziną i znajomymi w RPG. Tyle jeśli chodzi o budowanie obrazu bohaterów.

Na dobrą sprawę nic w tej książce nie zaskakuje, nie ma się przy czym zatrzymać, a jedynym plusem okazuje się fantastyczny koncept zbrodni, który podobnie jak pozostałe elementy całości, został kompletnie niewykorzystany. Jedno bowiem pomysł, drugie zaś sensowna jego realizacja. U Pruskiej wszystko jest zbyt proste – śledztwo – niby pozornie nie do rozwiązania – nagle okazuje się banalną zagadką rozwikłaną przez dochodzeniowców niemalże intuicyjnie. Zabrakło napięcia, rozbudowanej intrygi i jakiejkolwiek dbałości o sferę emocjonalną czytelnika.


Jeśli zatem oczekujecie lektury, od której nie będziecie mogli się oderwać, i która zapewni Wam sporą dawkę sensacji – zawiedziecie się. Otrzymacie bowiem zgrabny pomysł w nieco wymiętolonym opakowaniu. Nic dla czego warto byłoby zarywać noc.


poniedziałek, 9 maja 2016

Poza czasem szukaj - Katarzyna Hordyniec




Katarzyna Horodyniec, którą większość z Was z pewnością kojarzy z blogowego świata, zadebiutowała właśnie książką Poza czasem szukaj – romansem z dość wyraźnie zarysowaną linią erotyczną.

Helena, dla bliskich Lena, znudzona dotychczasowym życiem postanawia całkowicie je odmienić. Porzuca dotychczasowego (i jedynego) partnera i przenosi się z rodzinnego Koszalina do Warszawy, by tam odetchnąć powietrzem wielkiego świata, próbując jednocześnie swoich sił w nowej pracy zawodowej. Liczy na to, że wprowadzone zmiany pozwolą jej na nowo cieszyć się samą sobą i światem. Wyjazd do stolicy, choć mający znamiona skoku na głęboką wodę, bardzo szybko staje się oczekiwaną dawką orzeźwienia. Niemalże z miejsca bohaterka otrzymuje korzystną propozycję mieszkaniową, a także zawraca w głowie przystojnemu, sporo starszemu od siebie mężczyźnie, który choć z dość pokaźną przeszłością seksualną, całkowicie wariuje na jej punkcie, oczywiście już od pierwszego wejrzenia.

Poza czasem szukaj to tak naprawdę historia ich romansu rozkwitającego na oczach czytelnika, rozwijającego się w tempie ekspresowym. Ściśle mówiąc, akcja ogranicza się do kilku dni maja, podczas których bohaterka przyjeżdża do Warszawy, znajduje mieszkanie, poznaje mężczyznę, odpycha go, ulega mu, przyłapuje na nie do końca uczciwym zachowaniu, porzuca, wraca, nie potrafi zapomnieć – klasyczny romans rozegrany w kilku aktach, skumulowany w kilku dniach do policzenia na palcach dwu rąk.

Jedynym interesującym dla mnie wątkiem było właściwie wprowadzenie do narracji motywu Targów Książki, spotkań autorskich, wplecenie znanych z literackiego świata nazwisk. Poza tym – bez oczekiwanej dawki emocji.

Wszystko działo się za szybko, miejscami także za wulgarnie – zupełnie niepotrzebnie, bo ustępy z nagromadzonymi frazami wulgarnymi (docelowo miało chyba być młodzieżowo, a wyszło jak wyszło) czytało się nieprzyjemnie, czasami wręcz z niesmakiem, przede wszystkim dlatego, że nie przystawało to do reszty języka. Mimo że bohater widocznie zakochał się w  kobiecie, wciąż traktował ją przedmiotowo, co doskonale widoczne było w warstwie językowej. Być może się czepiam, lecz gdy dojrzały (jakikolwiek!) mężczyzna mówi o kobiecie fajna dupa dla mnie nie stanowi to komplementu, lecz raczej obrazę i kompletny brak szacunku połączony z uprzedmiotowieniem. I tak właśnie odczytałam zachowanie Juliusza.

Poza czasem szukaj rozczarowało mnie skupieniem się jedynie na wątku romansowym – poza nim nie odnajduję w tej pozycji niczego: ani tła społeczno-obyczajowego, ani bogatego zarysowania postaci (chyba że uznać za nie ciągłe wspominanie o czerwienieniu się), ani nawet ciekawych wątków pobocznych. Jakby tego było mało, sam romans nie jest tak ekscytujący jak mógłby być. Nie wiem czy odzywa się we mnie prowincjonalizm, jednak wizja kobiety, która wyjeżdża do obcego miasta, jest niepewna siebie, lecz od razu cały świat jej sprzyja, a mężczyźni kładą się u stóp, by wyznawać jej uczucia, całować na pierwszym spotkaniu i szeptać na ucho, że są dla niej gotowi, jest dla mnie co najmniej mało prawdopodobny – a tym samym cała powieść traci dla mnie na autentyczności i – niestety – boleśnie balansuje na granicy dobrego smaku i nieumyślnie wprowadzonego kiczu.

Irytujące były również co rusz wplatane fragmenty dotyczące kupowanych cieni do powiek, sprayów, balsamów, tuszy, podkładów, wynikające jak sądzę z fascynacji Autorki tym tematem. Cały kosmetyczny wątek trąci lokowaniem produktu, zupełnie nic nie wnosząc do samej i tak już miernej akcji. Podobnie złe skojarzenia budziły we mnie niektóre dialogi wewnętrzne bohaterów prowadzone wówczas, gdy napięcie seksualne między nimi robiło się niebezpieczne – sformułowania, w które ubierali wówczas swoje myśli tak silnie przypominały mi osławione zwroty E.L. James, że nie sposób było mi traktować bohaterów poważnie. Tym bardziej, że wiele z nich było powtarzanych słowo w  słowo ze względu na próbę prowadzenia narracji dwutorowej (tu jednak zapanował chaos – ta narracja raz była, innym razem jej brakowało; pojawiała się i znikała zupełnie dowolnie). Miałam wrażenie, że Poza czasem szukaj to zebranie dwu tomów pisanych z  dwu różnych perspektyw w  jedno i nie do końca przemyślane ich połączenie. Nic nie mierzi mnie bardziej, niż wielokrotne odczytywanie tych samych dialogów.

Mimo że warsztat autorki jest faktycznie sprawny, po drodze coś poszło nie tak. A to język wymykał się spod kontroli, a to postaci stawały się mało wiarygodne i dziecinne, a to wątki poboczne nie spełniały pokładanych w  nich oczekiwań. Jako że to debiut – nie skreślam Hordyniec, lecz – jeśli tylko coś znowu napisze – dam jej kolejną szansę. Po cichu liczę jednak, że pokieruje się bardziej w stronę powieści obyczajowej niż romansu (erotyku?). A jak będzie - zobaczymy.




czwartek, 5 maja 2016

Dobry kłamca - Nicholas Searle



Żyjemy w kłamstwie, taki jest ten świat. Nieważne, czy sprzedajesz używane samochody, jesteś premierem, czy specjalistą od zmian klimatycznych. Tak już jest. Prawda ma drugorzędne znaczenie[1]


Nicholas Searle zanim został pisarzem, przez ponad dwadzieścia lat pracował w brytyjskiej administracji publicznej, a później także dla rządu Nowej Zelandii. Jego powrót do kraju w  2011 roku zbiegł się z próbą sił w  twórczości literackiej, której owocem jest debiutancki Dobry kłamca.

Głównymi bohaterami swojej powieści uczynił on staruszków: Roya, oszusta (także matrymonialnego) oraz majętną wdowę Betty, kolejną ofiarę mężczyzny. Para poznaje się na portalu randkowym, a ich znajomość bardzo szybko rozkwita – gdy mężczyzna wprowadza się do nowo poznanej kobiety, ma wrażenie, że jego ostatnie oszustwo będzie dziecinnie łatwe, tym bardziej, że na swoim koncie ma on o wiele mroczniejsze dokonania: między innymi zdradę własnych rodziców w czasach hitlerowskich.
(...)

Całkiem smaczny to debiut, który przypadnie do gustu przede wszystkim miłośnikom tekstów nieoczywistych, z dobrze zarysowanymi postaciami. Reszta może się wynudzić.



[1] Nicholas Searle, Dobry Kłamca, Warszawa 2016, s. 368.


Całość recenzji dostępna tutaj:


środa, 4 maja 2016

Korytarzem w mrok - Lois Duncan




Kit wraz z czterema wybranymi podczas rekrutacji dziewczętami rozpoczyna naukę w nietypowej szkole z internatem, mieszczącej się w wysokim, dwupiętrowym budynku, niegdyś zajmowanym przez prywatnego właściciela, lecz po tragicznych wydarzeniach mających w nim miejsce, odrestaurowanym i przemianowanym na placówkę edukacyjną. Doskonałym słowem oddającym charakter miejsca jest „złowieszczy”. Blackwood to przede wszystkim ciemne, kręte korytarze i pokoje umeblowane w starym stylu, zamykane jedynie z zewnątrz.

Kit od początku czuje się w nowym miejscu nieswojo, które to wrażenia zostają spotęgowane, gdy zaczyna mieć ona dziwne sny, a wszystkie pozostałe uczennice nie dość, że odkrywają w sobie dziwne talenty, to jeszcze zachowują się coraz bardziej nienaturalnie. Sytuacji nie poprawia wyjątkowa małomówność nauczycieli, ewidentnie wiedzący znacznie więcej, niż są skłonni wyznać…

Korytarzem w mrok bardziej niż pełnowymiarową powieść stanowi opowiadanie z wątkiem tajemnicy, którego centrum zajmuje próba jej obnażenia.

Szalenie ciekawy koncept i doskonały materiał na wielowątkową powieść młodzieżową, który został niestety zredukowany do minimum, a tym samym w  dużej mierze zaprzepaszczony. Krótka forma nie do końca mnie przekonała – zagadka została rozwiązana zbyt szybko, a atmosfera napięcia nie została należycie wykorzystana. Mimo wartkiej akcji i języka stanowiącego dobre tło dla całości, bo w żaden sposób się niewyróżniającego, całość potoczyła się zbyt prędko. Od rozpoczęcia nauki w szkole i pierwszych podejrzanych wydarzeń, w zawrotnym tempie przeskoczono do rozwiązania zagadki.

Z całą pewnością cenne będzie to dla tych czytelników, którzy do słowa pisanego dopiero się przekonują – tajemnica i nieduża objętość powieści stanowić będą motywację do czytania. Doświadczony czytelnik będzie jednak zawiedziony – ma się wrażenie, że w miejscu zakończenia coś dopiero powinno się rozpocząć, a lektury starcza maksymalnie na dwie godziny.


Lekka, do podczytania pomiędzy kolejnymi angażującymi tekstami, adresowana szczególnie do młodzieży – starsi mogą być nieusatysfakcjonowani. Z całą pewnością nie przesadzałabym jednak z porównaniami do Harry’ego Pottera, które nie są niczym innym, jak zwykłym nadużyciem. Mimo że pojawiają się w powieści elementy magii i zdolności paranormalnych, nie pozostaje to w żadnym związku (chociażby intertekstualnym) z serią o młodym czarodzieju. Jako samodzielna opowieść jest interesująca, choć niedopracowana i zdecydowanie zbyt krótka. Przypomina raczej szkic, niż finalną wersję.

wtorek, 3 maja 2016

Miejsce dla dwojga – Richard Paul Evans



Miejsce dla dwojga to już czwarta część Dzienników pisanych w drodze. Poprzednie, Dotknąć nieba, Na rozstaju dróg i Kręte ścieżki opisywały powolną drogę Alana do odnalezienia samego siebie po dotkliwej stracie. Mężczyzna w nagły i tragiczny sposób został pozbawiony najbliższych, które to wydarzenie sprawiło, że utracił on chęć do życia. Za wszelką cenę próbował zapomnieć o swoich doświadczeniach, jednak ich ciężar był tak wielki, że nie skutkowała żadna metoda. Uzdrowienie miała mu przynieść piesza wędrówka wzdłuż całej Ameryki, poczynając od Seattle.

Oczywiście bohater nie miał żadnego planu na tę podróż – wziął jedynie mały plecak i na przekór głosowi rozsądku oraz gorącym prośbom ojca o zaniechanie wyjścia, wszedł na szlak, dążąc do oczyszczenia umysłu.

Nie do końca zdawał sobie wówczas sprawę, że idąc samotnie, skazuje się na nieustanne rozmowy z sobą samym. Autorefleksom wydaje się nie być końca, bolesne wspomnienia bombardują bohatera otoczonego ze wszystkich stron ciszą co rusz. Poza trudnościami psychicznymi, towarzyszą mu także te fizyczne oraz techniczne – wówczas może jednak liczyć na pomoc incydentalnie spotkanych ludzi.

Miejsce dla dwojga rozpoczyna i kończy się wieściami tragicznymi. Oto bohater niemalże przypadkowo dowiaduje się, że ma nowotwór mózgu – oponiaka – i musi zawiesić swoją wędrówkę. Trafia do szpitala, gdzie czeka go poważna operacja, a następnie wraca do domu ojca, by poddać się rekonwalescencji. Dla jego taty sytuacja wydaje się jasna – syn nareszcie zaprzestanie wędrówki, która od początku wydawała mu się fatalnym pomysłem.
Alan jednak ma zupełnie inne plany…


Richard Paul Evans w swoim cyklu drogi po raz kolejny zwraca uwagę na istotne elementy przeżywania ziemskiej wędrówki. Zdaje się krzyczeć o tym, jak ważna i oczyszczająca jest autorefleksja, jak konieczne są chwile samotności i wyciszenia, podczas których możemy medytować i rozważać swoją rzeczywistość, wsłuchiwać się w siebie i uporządkować swoje wnętrze. Lektura jego książki może przynieść nie tylko oczekiwaną rozrywkę, ale także sprowokować do zastanowienia się nad sobą - jakże dziś koniecznym.

Czyta się jak zawsze lekko, płynnie i – mimo wyjątkowego ciężaru doświadczeń bohatera – lekturę kończy się z nadzieją patrząc w przyszłość.

***

Poprzednie tomy Dzienników pisanych w drodze

 Dotknąć nieba / Na rozstaju dróg / Kręte ścieżki 

Pozostałe książki Evansa na blogu:


poniedziałek, 2 maja 2016

Zapowiedzi maja



W maju najbardziej czekam na...






Co tu kryć, będzie to miesiąc  niebywale bolesny dla mojego portfela. Pojawiają się Kropki, drugi tom Listów niezapomnianych, Cień eunucha, Odnalezieni, nowa Allende, Demelza, Jedyna, Uczeń architekta, Żywe trupy, Biała Rika, Stuart Malutki, Ósme życie i Krivklat. Z największym utęsknieniem czekam jednak najnowszych Ahern i Simons!

Nie chcę nawet wymieniać książek, które bym chciała, a które musiałam siłą usunąć z wishlisty. Nie ma miejsca, nie ma środków. Poczekam na promocje lub sezon ogórkowy w wydawnictwach, wtedy ponadrabiam:)
A Wy na co czekacie w tym miesiącu?


niedziela, 1 maja 2016

Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie - Jessica Knoll



Rzecz dotyczy TifAni FaNelli, kobiety, która w wieku czternastu lat doświadczyła traumatycznych wydarzeń, będących konsekwencją nastoletniej hulanki i brawury. Bohaterka za wszelką cenę stara się zmazać piętno młodzieńczych win, rzucając się w świat sukcesu i blichtru. O jej dobre imię ma po latach zawalczyć poświęcony jej film dokumentalny, w którym zarówno ona, jak i ci, którzy przetrwali, opowiadają o tym, czego doświadczyli.

Z  produkcji niezadowolony jest narzeczony Ani, Luke, mający być jej przepustką do bezpiecznego i znaczonego pieniądzem świata. Oprócz niego na jej pewność siebie mają pracować rozmiar XS (wciąż za duży, przecież w jej świecie noszenie takiego świadczy niemal o otyłości!) i praca w kobiecym magazynie, w którym słowa penis i wzwód stanowią podstawę niemalże każdego artykułu.

Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie to książka-chaos. Pierwsze kilkanaście, ba! kilkadziesiąt stron (będąc uczciwą, ponad połowa publikacji) stanowi dla czytelnika walkę o ogarnięcie tego, co autorka próbuje przekazać. Narracja staje się w pewnym momencie bełkotem, gadaniną bez ładu i składu, w której bałagan potęgowany jest przez prowadzenie narracji dwutorowej – tej osadzonej w  teraźniejszości i tej retrospektywnej, bez jakiegokolwiek zaznaczenia z jakimi czasami mamy właśnie do czynienia. Samodzielne zorientowanie się w umiejscowieniu czasowym nieco trwa, bowiem bohaterowie są dokładnie Ci sami, historie nakładają się na siebie i próbują wzajemnie oświetlać, choć tak naprawdę jedynie wprowadzają dodatkowy nieporządek.

Przyjmując, że książka ma około 450 stron, ponad 300 z nich nieźle mnie umęczyło. Gorączkowo zastanawiałam się dlaczego została ona uznana za fenomen, co stanowi o jej wartości i z jakiego powodu towarzyszą jej zachwyty. Nie dziwi jedynie chęć ekranizacji – to, co nie udało się w książce, można bowiem doskonale wykorzystać w filmie, portretując postać TifAni z wyraźnym zaznaczeniem tego, który fragment opowieści dotyczy jakiego etapu jej życia – nie jest to trudne. Wystarczą inni aktorzy i voilà!

Mimo że ostatnie strony książkę ratują, bo wiele (w końcu!) wyjaśniają, a narracja staje się uporządkowana, to wrażenie jakie pozostawiła we mnie lektura pozostaje niezmienne: straciłam cenny tydzień na próbę przebrnięcia przez tekst, podczas którego mogłam przeczytać inne pozycje. Mam wrażenie, że gdybym czytała tę powieść na wstecznym, miałaby ona o wiele większą moc rażenia i nie opierała się jedynie na próbach dociekania tego CO tak właściwie się stało, CO tak mocno zmieniło bohaterkę i CZEMU nikt tego wreszcie nie wytłumaczy i DOKĄD to wszystko właściwie zmierza.

Sporą część książki stanowi zapis myśli głównej bohaterki – jej rozważań na temat małżeństwa, którego wcale nie chce, a które jednak ma ugruntować jej status społeczny, o stosunku do swojego nauczyciela angielskiego, o wspomnieniach wyniesionych ze szkoły – wszystkie te myśli plączą się i zagęszczają, nie mając ze sobą jakiegokolwiek związku.

Tym co się autorce udało, to zarysowanie wyrazistych postaci: jakkolwiek byśmy bowiem TifAni nie lubili, nie da się ukryć, że nakreślona została wzorowo, podobnie zresztą jak pozostali, mniej istotni dla całości.

Wydaje się, że Knoll napisała książkę, która w domyśle miała przestrzegać nastolatki (kobiety?) przed pogonią za światem, który ma im dać spełnienie za wszelką cenę, o próbach zdobycia awansu społecznego i zatarcia niechlubnej przeszłości (także tej związanej z pochodzeniem). Zdaje się, że autorka próbuje powiedzieć, by tej wartości szukać w sobie samym, a nie w zasobności portfela swojego czy otaczających nas ludzi. Być może krzyczy także o pustce świata pozornego sukcesu, pokazuje w  jak trudnych sytuacjach stawiani są (na własne życzenie) młodzi ludzie i do jakich tragedii może to doprowadzić; ukazuje niedojrzałość relacji, trudność w ich nawiązywaniu, pokazuje z jaką łatwością żart może obrócić się w tragedię i jak słaba jest ludzka psychika, co rusz atakowana.

Być może. Forma jednak całkowicie zdominowała ten przekaz, czyniąc z książki kolejną jałową opowieść, uchodzącą za bestseller. Towarzyszący lekturze chaos jeszcze długo pozostanie w  mojej pamięci.