wtorek, 10 maja 2016

Literat - Agnieszka Pruska


Literat to kryminał z  rewelacyjnym konceptem, jednak o dużo gorszej realizacji, potraktowanej, w  mojej opinii, z lekka po macoszemu.

Zaczyna się on niebanalnie: oto mamy możliwość wejrzenia w umysł mężczyzny planującego właśnie popełnienie nietypowego morderstwa: chce on stworzyć mumię, do którego to celu potrzebuje precyzyjnie wybranej ofiary. Celem staje się Wioleta Luda, młoda kobieta, w oczach mordercy doskonale nadająca się do mumifikacji. Gdy po czasie odnalezione zostają jej zwłoki, policja staje przed nie lada zagwozdką: śladów popełnionego czynu właściwie nie ma, a i sama identyfikacja ofiary nie przebiega bez zakłóceń. Sprawą kieruje nadkomisarz Barnaba Uszkier, nienawykły do pozostawiania śledztw bez ich pozytywnego rozwiązania. Niestety, tym razem nic nie będzie szło po jego myśli.
Gdy sprawa zostaje niemalże zawieszona, na jego barki spadnie kolejne morderstwo do rozwiązania…

Prowadzący dochodzenia zaczyna podejrzewać, że ma do czynienia z bardzo wyrafinowanym mordercą, który nie dość, że nie da się łatwo złapać, to jeszcze czerpie wyraźną przyjemność z zabijania na różne sposoby. Tak jakby lubował się w obserwowaniu tego jak ktoś umiera, szukając ulubionej i najlepszej formy. Tego jednak co tak naprawdę nim kierowało, nie dowiemy się nawet po rozwiązaniu sprawy.

Akcja powieści trwa kilka miesięcy – od października 2011 do marca 2012 roku. W  tym czasie dochodzi do serii morderstw, których sprawca wciąż pozostaje nieuchwytny, a którego modus operandi jest na tyle niespecyficzny, że nie sposób spodziewać się jaką osobę zaatakuje on następnym razem - wiemy jedynie (a i to dopiero przy końcu powieści), że prawdopodobnie swoje inspiracje czerpie on z literatury, lecz ta jest niestety zbyt obszerna, by z całą pewnością wskazać na kolejny wybrany rodzaj śmierci, nie mówiąc już o tym jaki typ ofiary w kolejnym typie zbrodni będzie chciał widzieć zabójca.

Samodzielne dochodzenie tego kto jest poszukiwanym staje się utrudnione, bowiem autorka rezygnuje z angażowania czytelnika w coś więcej niż tylko śledzenie myśli mordercy. Nie pozwala mu na przysłuchiwanie się temu, co mówią świadkowie, bo skupia się jedynie na suchym relacjonowaniu prowadzonych rozmów (a właściwie przytaczaniu wniosków), eliminując z narracji dokładny przebieg przesłuchań czy jakiejkolwiek pracy w terenie poza bezpośrednim przybyciem na miejsce zbrodni w przypadku zgłoszenia zdarzenia. Brakuje tu akcji i napięcia, całość przypomina raczej szkic policyjnego raportu i relację z kolejnych dniówek. Nie wiemy co robią śledczy, co nowego znajdują, czym się posiłkują, jak dochodzą do kolejnych wniosków. W  pewnym momencie okazuje się, że podejrzany jest niemalże na wyciągnięcie ręki, a faktu, że jego działania inspirowane wydarzeniami zaczerpniętymi z przeczytanych powieści kryminalnych w żaden sposób nie mogliśmy się domyślać, nie mając dostępu ani do myśli bohaterów, ani do dokumentów policyjnych. Oświeceni zostajemy dopiero wówczas, gdy Uszkier łaskawie dzieli się swoją intuicją.

Nie jest to kryminał wpisujący się w serię tych przytłaczających. Wręcz przeciwnie, mimo gęstej fabuły i drastyczności popełnianych mordów, książkę czyta się z lekkością i nie sposób się w  niej zagubić, co w dużej mierze wynika z ograniczenia miejsca akcji do gdańskiej komendy policji. Na ową lekkość wpływa także dość specyficzny dobór nazwisk głównych bohaterów. Poza Barnabą Uszkierem (sic!) mamy bowiem między innymi policjantkę o wdzięcznym nazwisku Mięsko. Samo życie osobiste postaci ogranicza się właściwie to opisu tego, co czyni główny bohater po godzinach – a nie robi nic innego jak gra z rodziną i znajomymi w RPG. Tyle jeśli chodzi o budowanie obrazu bohaterów.

Na dobrą sprawę nic w tej książce nie zaskakuje, nie ma się przy czym zatrzymać, a jedynym plusem okazuje się fantastyczny koncept zbrodni, który podobnie jak pozostałe elementy całości, został kompletnie niewykorzystany. Jedno bowiem pomysł, drugie zaś sensowna jego realizacja. U Pruskiej wszystko jest zbyt proste – śledztwo – niby pozornie nie do rozwiązania – nagle okazuje się banalną zagadką rozwikłaną przez dochodzeniowców niemalże intuicyjnie. Zabrakło napięcia, rozbudowanej intrygi i jakiejkolwiek dbałości o sferę emocjonalną czytelnika.


Jeśli zatem oczekujecie lektury, od której nie będziecie mogli się oderwać, i która zapewni Wam sporą dawkę sensacji – zawiedziecie się. Otrzymacie bowiem zgrabny pomysł w nieco wymiętolonym opakowaniu. Nic dla czego warto byłoby zarywać noc.