sobota, 16 lipca 2016

Czarna wołga - Maciej Żurawski


Czarna wołga Macieja Żurawskiego, to kryminał osadzony w latach osiemdziesiątych, we Wrocławiu. Realia PRL-u, połączone z charakterystycznym światkiem milicji i układów oraz układzików nadają książce specyficznego kolorytu, czyniąc z niej nie tyle kryminał retro, ile kryminał milicyjny właśnie.

Gdy Wrocławiem wstrząsa seria brutalnych zabójstw, ewidentne z podtekstem seksualnym, których ofiarą padają okaleczeni i pozbawieni członków mężczyźni, sprawą zajmuje się kapitan Kazimierz Zgrobel. Postać posiada wszystkie specyficzne dla gatunku cechy: nie układa mu się z żoną, pocieszenia szuka w ramionach prostytutek, smutki zatapia w pracy i wódce.

Na domiar złego morderca wciąż mu się wymyka, pozostawiając za sobą kolejne ofiary. Trop prowadzi szlakiem miejskich spelunek, gdzie kapitan dodatkowo narażony jest na pokusy, których nie potrafi odeprzeć – zarówno alkoholu, jak i miejscowych pań do towarzystwa. Ich wdzięki działają na niego kojąco, pozwalając choć na moment zapomnieć o frustracji i przygnębieniu.

Czarna wołga to krótka powieść, a może raczej – rozbudowane opowiadanie, w którym poza dociekaniem prawdy o sprawcy,  milicjant usiłuje uporządkować własne życie osobiste, szczególnie zaś relacje z  żoną. W oparach alkoholu stara się ustalić kto i czemu zabija i jaki związek z tym wszystkim ma Agnieszka.

Atmosfera opowieści jest przytłaczająca – całość jest brutalna, brudna, wyuzdana, spocona i spowita dymem papierosowym kiepskiej jakości.

Maciej Żurawski napisał tekst, który wolny jest od pościgów i wartkiej akcji. Narracja jest niespieszna, nikt nikogo nie goni na siłę, raczej snuje smętne rozważania o własnym życiu, pomiędzy którymi ukryte są także myśli poświęcone bestialskim mordom i tożsamości zabójcy.

Nie jest to powieść najwyższych lotów, lecz całkiem sprawnie skonstruowany debiut literacki, który z  całą pewnością bardziej przypadnie do gustu tym, którzy pamiętają smutne czasy PRL-u – kolejki, towary spod lady, załatwianie wszystko znajomościami, układziki, kolacyjki w hotelowych knajpach. Z  całą pewnością ta sentymentalna podróż nada lekturze dodatkowego, nieco cierpkiego smaku.



Na jedno, niezobowiązujące popołudnie.

3 komentarze:

  1. Czasów PRL-u nie pamiętam osobiście, choć oczywiście jest to każdorazowo dobre tło dla powieści. Myślę, że mimo słabszych punktów, mogłabym skusić się na ten debiut. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Postrach dzieciństwa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mojego już na szczęście nie;))

    OdpowiedzUsuń