Maja Lunde w swojej bestsellerowej
opowieści splata trzy wątki spojone niczym miodem – tytułową historią pszczół
właśnie.
W dobie paranoicznego wręcz
lęku przed końcem świata, mogącym nas zaskoczyć w każdej chwili,
scenarzyści filmowi prześcigają się w swoich (post)apokaliptycznych
wizjach. W tych samych czasach, w których ludzie budują okopy, by skryć
się przed nieuniknionym, rozwijają technologie i zamieszkują w kosmosie, w tych
samych czasach zapominamy o tym, co o wiele bardziej prawdopodobne – o końcu
świata jaki znamy, który może nadejść, gdy nie zaczniemy chronić pszczół –
dających nam nie tylko słodki miód, ale przede wszystkim zapylających wszystko
to, co pozwala nam przetrwać.
1852. William to przyrodnik,
który po miesiącach niemocy, spowodowanej prawdopodobnie ciężką depresją, wpada
na pomysł zrewolucjonizowania konstrukcji ula. Mimo braku wsparcia ze strony
syna, w którym chciałby widzieć pomocnika, całkowicie zatraca się w swoim
projekcie, nie wiedząc przy tym, że podczas miesięcy jego marazmu, ktoś inny
zdołał już przekuć (nie)jego ideę w czyn.
2007. George prowadzi rodzinną
hodowlę pszczół, którą po latach ma zamiar przekazać swemu synowi, Tomowi.
Niestety los ma inne plany. Chłopak, podczas studiów dostał propozycję
wysokiego stypendium naukowego na kontynuowanie nauki podczas robienia doktoratu.
Dumę z osiągnięć syna zupełnie przyćmiewa jednak smutek wynikający z tego,
że nie chce on zostać kontynuatorem rodzinnej tradycji. Oliwy do ognia dodaje
jeszcze zapaść powodująca coraz szybsze wymieranie pszczół na terenie całych
Stanów.
2098. Na świecie nie ma już
żadnych pszczół. By nie zabrakło jedzenia, ludzie niemalże niewolniczo, w pocie
czoła pracują nad zapylaniem kwiatów. Wśród nich znajduje się Tao, kobieta,
która przez pracę widuje swojego małego synka jedynie wieczorami. Gdy w końcu
zarządzony zostaje wolny dzień, kobieta wraz z rodziną wyrusza na piknik,
podczas którego dochodzi do tragedii. To jednak, co dla niej zdaje się
dramatem, dla świata może być cudem.
Trzy przestrzenie czasowe, trzy
historie, wszystkie zlepione pszczelim miodem.
Książka Lunde jest tym bardziej
poruszająca, że zapisana przez nią wizja świata wcale nie jest
nieprawdopodobna, a wręcz przeciwnie – bardzo możliwa. Coraz częściej słyszy
się o tym, jak zaczyna brakować pszczół i jakie może to mieć konsekwencje. Wydaje
się, że trzy splecione opowieści to jednie pretekst do tego, by pokazać jak
było, jak jest i jak może być, jeśli nie zaczniemy dbać o nas ekosystem i
wspierać pracowite pszczoły w ich trudnym i pożytecznym zadaniu. Reszta
jest dodatkiem, konieczną obudową fabularną, przyczynkiem do dyskusji na temat
o wiele istotniejszy. Polecam książkę, szczególnie zaś pochylenie się nad
problemem.
bestseller, blog z recenzjami książek, Historia pszczół, książka, książka o pszczołach, Maja Lunde, opinia o książce, pszczoły, recenzja książki, Wydawnictwo Literackie
Intryguje mnie ta książka, bo zapowiada się wspaniała lektura. Mam nadzieję, że w sierpniu uda mi się ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie słyszałam o tej książce, a szkoda... Fabuła prezentuje się naprawdę wyjątkowo i ma w sobie pewien realizm. :)
OdpowiedzUsuńWczoraj właśnie ją zamówiłam i już do mnie leci ^^ Nie mogę się doczekać kiedy ją dostanę w swoje łapki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak dla mnie - książka fenomenalna !
OdpowiedzUsuńBardzo dobra to była książka, działająca na wyobraźnię i skłaniająca do refleksji.
OdpowiedzUsuńTemat niecodzienny, ale faktycznie godny dyskusji. Nie słyszałam o tej książce, ale myślę, że to pozycja do nadrobienia. ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno uda Ci się gdzieś ją wypożyczyć;)
OdpowiedzUsuńO tak. Choć dla mnie sam wątek pszczół był istotniejszy niż te wątki obyczajowe.
OdpowiedzUsuń:))
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich wrażeń;)
OdpowiedzUsuńMa w sobie nawet bardzo duży realizm:)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Ci się spodoba;)
OdpowiedzUsuńOd dawna miałam ochotę na tę pozycję. Mam wrażenie, że napotykam się na nią na każdym kroku. Przepadam za historiami prowadzonymi równolegle, połączonymi ze sobą czymś ledwo uchwytnym. Takim miodem... ;)
OdpowiedzUsuń