Nie jest to Beckett jakiego znamy
z serii rozpoczynającej się naturalistyczną Chemią śmierci, lecz poziom pisarstwa został utrzymany. Fani mający
w pamięci poprzednie książki pisarza mogą być rozczarowani, bowiem podobnie
obrazowych opisów zbrodni tu nie znajdziemy – rzecz bowiem zbrodni jako takiej
nie dotyczy.
Kate Powell to samowystarczalna
singielka. Wykształcona, odnosząca sukcesy zawodowe, spełniona w pracy i
przyjaźni, coraz częściej jednak myśląca o dziecku. Jako że w związek nie
chce się wikłać, jedynym sensownym rozwiązaniem sprawy wydają jej się kliniki
oferujące opcję sztucznego zapłodnienia nasieniem nieznanych kobiecie, choć
przebadanych i gruntownie sprawdzonych – tak fizycznie jak psychologicznie –
dawców. Bohaterce nie podoba się jednak wizja ojca, którego nie widziała, i którego
nie może sprawdzić na własną rękę. Tak jak i we wszystkich dziedzinach życia, tak i tu
decyduje się przejąć kontrolę. Postanawia zamieścić anons w specjalistycznych
czasopismach. Dzięki temu, w swojej opinii, będzie miała pewność, że jej ogłoszenie trafi jedynie
do mężczyzn wykształconych i na poziomie, czytujących fachowe magazyny.
Na notkę odpowiada Alex Turner –
zdawałoby się, dawca doskonały. Przystojny, zawstydzony całą sytuacją
psycholog, którego bogata historia pracy w zawodzie przekonuje Kate, że
znalazła odpowiedniego kandydata. Kobieta wbrew pierwotnym planom, spędza z
mężczyzną coraz więcej czasu, chcąc, nie chcąc, angażując się emocjonalnie…
Szybko okazuje się, że nie nad
wszystkim – mimo chęci i zaangażowania – można w życiu zapanować, a każda
drobna pomyłka może prowadzić do prawdziwego nieszczęścia.
To co wydawca nazywa thrillerem
psychologicznym, zaczyna nim być bardzo późno, tym bardziej jak na tak krótką powieść – mniej więcej po lekturze ¾ książki.
Wcześniej mamy do czynienia z bardzo długim, aczkolwiek koniecznym
wprowadzeniem do sedna sprawy, nakreśleniem kontekstu i zarysowaniem całej sytuacji ze wszystkich niezbędnych stron.
Autor bardzo sprawnie zarysowuje
portrety psychologiczne bohaterów i gra z czytelnikiem – choć po jakimś
czasie możemy już spodziewać się rozwiązania, niewątpliwą przyjemność sprawia
dochodzenie do niego wytyczonym przez pisarza szlakiem.
Mimo że Beckett wciąż pozostaje
mistrzem kryminału, do perfekcji w budowaniu napięcia na miarę rasowego
thrillera psychologicznego wiele mu brakuje. Książka napisana jest
sprawnie i gwarantuje rozrywkę na poziomie, doskonałą na jeden z coraz dłuższych
jesiennych wieczorów.
autor chemii śmierci, blog z recenzjami książek, Chemia śmierci, książka, opinia o książce, recenzja książki, Simon Beckett, Wydawnictwo Czarna Owca, zapisane w kościach, Zimne ognie
Czytałam jakiś czas temu już recenzję tej książki i trochę mnie zaintrygowała. Również teraz, ponowie spotykając się z opinią o "Zimnych ogniach" rozważam sięgnięcie po ten tytuł. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Becket kupił mnie właśnie tymi obrazowymi zbrodniami, ale na książkę i tak mam wielką ochotę, która każdego dnia wzrasta :)
OdpowiedzUsuńNie znam kryminalnych dzieł Becketta, ale ta książka bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńZmiany i eksperymenty są dobre, więc czemu nie. Lubię Becketta z "Chemii smierci", ale "Zimne ognie" też brzmią ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz zatem nadrobić!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Ci się spodoba;)
OdpowiedzUsuńspróbuj, a nuż!:)
OdpowiedzUsuńsięgnij, zweryfikuj;)
OdpowiedzUsuń