O historii Kubusia słyszeli już
prawie wszyscy. Maleńkie dziecko, u którego wykryto siatkówczaka, bezradni
rodzice i polscy lekarze oraz morze ludzi dobrych serc, którzy w 3 dni zebrali
dwukrotność kwoty niezbędnej do przeprowadzenia operacji dającej szansę na
wyleczenie chłopca.
Jak Internet ratował Kubę to historia trudnej drogi, którą przebył
nie tylko maleńki chłopiec, lecz także jego najbliżsi. To opowieść o tym, jak
wiele dobra spotkało ich ze strony całkowicie obcych ludzi i jak teraz to dobro
próbują oni przekuć w coś wspaniałego i trwałego. To świadectwo życia
ludzi, którzy nigdy się nie poddali i nawet wbrew złym prognozom dalej szukali
ratunku. To opowieść o rzeczywistości sali szpitalnych, o cierpieniu niewinnych
dzieci i ich rodzin. To historia bezinteresownej miłości. Głos oddany został w niej
również Irkowi – mężczyźnie, który zdołał zachęcić tysiące ludzi do pomocy
finansowej dla Kuby i innych dzieci.
Choć książka całkowicie
pozbawiona jest redakcji oraz korekty, choć słowa płyną w niej
nieujarzmione – nie o to chodzi. Sens w tym, by historia Kubusia docierała
jak najdalej, otwierając kolejne hojne serca i pomagając kolejnym dzieciom,
pilnie potrzebującym wsparcia.
Podobno wydawca odmówił publikacji
książki, uznając, że jest zbyt mocna. Chętnie dowiedziałabym się która oficyna
odmówiła, tym bardziej, że opowieść o powrocie do zdrowia Kubusia zdążyła już
wcześniej okrążyć cały świat; tym bardziej, że rokrocznie wydaje się mnóstwo
zupełnie bezwartościowych tekstów, które dochodów nie przynoszą. Tutaj dochodem
miało być zdrowie dziesiątek dzieci. Nie sensacja, nie tania rozrywka, lecz
prawda mająca nieść ratunek innym.
Wszak książka nie ma szkalować
polskiej służby zdrowia, nie ma krytykować, osądzać, oceniać, lecz zachęcać do
szukania pomocy za wszelką cenę, gdzie tylko się da.
Zabrakło jednak dobrej woli. Odmowa
wydania nie zabiła jednak motywacji waleczne matki, szukającej wsparcia i
nagłośnienia sprawy gdziekolwiek można. W dystrybucję książek wśród osób,
które mogą o niej napisać, włączyła się internetowa księgarnia Lovebooks,
prowokując samonapędzającą się machinę.
Także i moim celem nie jest
recenzowanie książki, która opinii nie potrzebuje. Moim celem i jednocześnie
powierzonym mi zadaniem jest apel do Waszych serc – zajrzyjcie na stronę www.podajdalej.net . Można na niej zakupić książkę, z której dochód przeznaczony jest na leczenie dzieci. Zobaczcie kto czeka
na Waszą pomoc, pomóżcie i… ślijcie wieść dalej. Założona przez mamę Kuby,
panią Wiolettę, fundacja cechuje się tym, że jednorazowo pomaga tylko jednemu
dziecku. Jednemu, za to kompleksowo. Jest z nim od początku do końca jego
leczenia, gwarantując, że zrobi naprawdę wszystko, by doprowadzić sprawę do
szczęśliwego finału.
Jeśli zatem macie odrobinę dobrej
woli i możliwości – przekazujcie wieść dalej. Wspaniale byłoby, gdybyście mogli
wesprzeć fundację także finansowo, nawet najdrobniejszą kwotą. Jeśli jednak
sytuacja Wam na to nie pozwala – udostępniajcie post, piszcie o książce,
wchodźcie na stronę fundacji i podejmijcie kampanię na rzecz pomagania. Każdy
gest będzie na wagę złota.
Tak dzieci, jak rodzice będą Wam
niezmiernie wdzięczni.
blog, fundacja Podaj Dalej, jak Internet ratował Kubę, książka, opinia, siatkówczak, Wioletta Szczepańska
0 komentarze:
Prześlij komentarz