Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii, to książka mająca pierwotnie być opisem podróży autorów śladami opuszczonych budynków. Jak jednak sami twórcy wspominają (z wielką korzyścią dla czytelników) opis ów obrósł w nieoczywiste rozmowy tak z rodowitymi Islandczykami, jak Polakami przebywającymi tam na emigracji.
Obraz Islandczyka wyłaniający z książki jawi się dwojako: jest on w równej mierze dumny ze swojego kraju, z jego swoistej niedostępności, jego niewyobrażalnego skarbca naturalnego oraz bogactwa wyciszających człowieka przestrzeni, jak i pełen goryczy – ze względu na degradację środowiska, niszczący wpływ turystyki na kraj, a także na coraz mniejszą liczbę miejsc stanowiących oazę spokoju.
Pojawia się w tekście zdanie, mogące doskonale odzwierciedlić charakter życia na Islandii:
Nie jest Islandia idylliczną krainą, gdzie za oknem codziennie koi nerwy widok ośnieżonych górskich szczytów. To historia o przetrwaniu.
Autorzy, oddając głos swoim rozmówcom, wielokrotnie powołują się na opisy codziennych sytuacji, nad którymi my nawet się nie zastanawiamy, które wykonujemy mechanicznie, a które na Islandii przysparzają niemało problemów. Po lekturze głęboko w pamięci zostają opisy prób wydostania się z mieszkania – czynności prozaicznej, a tam niejednokrotnie niewykonalnej.
Mimo że życie niesie ze sobą niespodziewane trudności, nie znaczy on nic, gdy uświadomimy sobie dostojność i bogactwo środowiska naturalnego w jakim przebywamy. Autorzy doskonale oddali respekt, jaki czują w stosunku do niego Islandczycy. Tak wielki, że wciąż żyją oni wedle tradycji dawnych wierzeń – nie ingerują w naturę, jeśli tylko szepczące kamienie i elfy nie wyrażą na to zgody. Bez ich aprobaty, żadna, nawet najmniejsza zmiana nie jest dokonywana.
Szacunkowi rdzennych mieszkańców wyspy przeciwstawiona została bezkarność przyjezdnych – ci nic sobie z natury nie robią, chcąc korzystać z niej dokładnie tak, jak zachęcają do tego przewodniki – pełnymi garściami. Autorzy nie szczędzą opisów karygodnych zachowań turystów, którzy nafaszerowani filmami i książkami, chcą porzucić swoje pospieszne życie i zachłysnąć się powolnością i robią to często w sposób niedopuszczalny – niszcząc prywatne mienie, posesje, panosząc się, degradując środowisko naturalne. Obraz turystów wyłaniający się z książki nie napawa optymizmem i każe zastanowić się nad własnymi zachowaniami poza miejscem zamieszkania: czy my również jesteśmy barbarzyńcami? Czy poznajemy kulturę, której częścią stajemy się na jakiś czas? Czy wyprawa to jedynie kolejny punkt do odhaczenia na liście zdobyczy do pochwalenia się przed znajomymi? Czy niszczymy wszystko co napotkamy na swojej drodze, bo nam się należy? Bo biuro turystyczne kazało czerpać z życia, cieszyć się dojmującą pustką i wolnością? Niezwykle gorzki to obraz.
Poza kwestiami troski o środowisko naturalne oraz turystyki, Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak podejmują się porównania Islandii oraz Norwegii – różnice zauważalne są przede wszystkim w kwestii wychowania i opieki nad dziećmi. Ponadto pokazuje jak patrzy się na pracowników: u nas liczy się papier, tam każdy dostaje szansę.
Książkę podzielić można na dwie niewydzielone w żaden specjalny sposób części, które dostrzeże każdy wnikliwy czytelnik. Pierwsza z nich to swoisty pean na część piękna i nieskazitelności islandzkiej natury – dzięki niespiesznym opisom relaksowała i wyciszała tak mocno, że podczas lektury można było odpłynąć – i to było jej wielką zaletą.
Druga zaś część, nieco gorzka w swej wymowie, daje bardzo mocno do myślenia: nad degradacją środowiska naturalnego, negatywnym wpływem masowej turystyki. Stanowi ona ważny głos w debacie publicznej i element uświadamiający, nam Polakom, jak dalekie są idylliczne opisy pochodzące z biur podróży od tego, co naprawdę zastaniemy na miejscu.
Autorzy, opisując Islandię, wielokrotnie odwołują się do uniwersum Władcy pierścieni – niezwykle wdzięczna metaforyka doskonale oddaje sedno poruszanych kwestii, a dla fanów Tolkiena będzie w książce wartością naddaną.
Mimo że książka nie jest pokaźnych gabarytów, poprzez ujęcie tła ekonomicznego, społecznego, psychologicznego i innych, okazuje się summą tego, czego na Islandii możemy doświadczyć. Odczarowuje ona nieco wizerunek tego kraju odmalowywany przez broszury biur turystycznych, pokazuje jak rzeczywiście wygląda życie w kraju, który wciąż uznajemy za idylliczny i uświadamia dlaczego jest on tak drogi. Bardzo dobra lektura.
Niech za podsumowanie posłuży cytat:
Islandia zweryfikuje wszystko, co ze sobą przywiozłeś: nadzieje, obawy, zapas gotówki, nawet miłość. Jeśli będziesz się wahać, ten kraj nie da ci szans
Berenika Lenard, blog o książkach, historie z opuszczonej Islandii, Islandia, lubimyczytać, opinia, Piotr Mikołajczak, recenzja, recenzje książek, Szepty kamieni, Wydawnictwo Otwarte
Zawsze jeśli chodzi o recenzje skandynawskich lektur, biegnę do Ciebie. Wiem, że są niezwykle rzetelne, teraz też się nie zawiodłam. Na pewno sięgnę po "Szepty kamieni", zwłaszcza, że Islandia to mój ulubiony skandynawski kraj. :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to słyszeć:)
OdpowiedzUsuńNiedługo pojawi się kolejna książka o Islandki, "Rekin i baran". Mam w planach wziąć pod lupę;)