Ellie to młoda dziennikarka,
która podczas swojej pracy natrafia na ślad romansu sprzed lat – znajduje korespondencję,
która porusza ją do głębi. Oto dwoje młodych ludzi – nieszczęśliwa mężatka Jennifer,
żyjąca u boku bogatego męża i Anthony – reporter często wyjeżdżający do
ogarniętej wojną Afryki spotykają się i jak rażeni piorunem zaczynają pałać do
siebie ogromnym uczuciem. Lata 60’ nie były czasami rozwodów, a każde odejście i
romans kobiety traktowane były niezwykle krytycznie.
Parze zostało zatem
jedynie pisanie listów i przekazywanie ich za pomocą pocztowej skrytki. Z czasem
jednak przestało im to wystarczać – gdy jednak Jennifer postanowiła odejść od
męża, uległa tragicznemu wypadkowi samochodowemu, na skutek którego utraciła
pamięć. W czasie rekonwalescencji, gdy natrafiła na ślad listów, mąż
wmówił jej, że jej kochanek zginął tego samego dnia. Kobieta nie ma powodów, by
mu nie wierzyć. Do czasu, gdy po czterech latach niespodziewanie spotyka
Anthony’ego…
Historia tej dwójki, to
opowieść o ciągłym mijaniu i spóźnianiu się o sekundy. Ta jednak ma swoje
odbicie także w życiu Elle, która sama uwikłana jest w romans z żonatym
mężczyzną i odbiera odkrytą przez siebie opowieść bardzo osobiście.
Jojo Moyes ze znaną sobie wprawą tak żongluje
narracją, że czytelnikiem zaczynają targać emocje tak ogromne, iż nie sposób
ich opisać. Książkę wertowałam niecierpliwie, w myślach żądając, by
wszystko zakończyło się tak, jak sobie wymarzyłam. Niestety, autorka co rusz
doprowadzała mnie do czytelniczego szału, komplikując życie bohaterów tak
bardzo, że miałam ochotę lekturą rzucać.
Jak często zdarza Wam się
podczas czytania krzyczeć, głośno komentować, przerywać lekturę, by się
uspokoić, zrobić parę wdechów i na nowo wracać do przerwanego miejsca? Ostatni list od kochanka zapewnił mi
takich momentów mnóstwo i – choć może zabrzmi to dziwnie – to jest największą
miarą wartości tej książki. Buzujące emocje, nieprawdopodobne oddziaływanie na
czytelnika i niewyobrażalna zdolność autorki do takiego pisania, by w czytelniku
dokonać swoistego katharsis.
Jestem zachwycona – opowieść ta całkowicie
mnie wyżęła – pochłonęła, rozbiła na drobniusieńkie kawałeczki, a później
poskładała z powrotem. Cu-do-wna! Poruszająca, ewokująca nieprawdopodobne
emocje, powodująca takiego książkowego kaca i tak niesamowite wrażenia po
lekturze, że nie sposób czytać po niej cokolwiek innego. Z jednej strony
żałuję, że przeczytałam ją dopiero teraz, z drugiej zaś wierzę, że każda
książka ma swój czas i ten był dla niej idealny.
blog, Jojo Moyes, książka, opinia, Ostatni list od kochanka, recenzja książki, recenzje książek, Wydawnictwo Znak, Zanim sę pojawiłeś
Przeczytałam 2 książki Moyes i już się nie mogę doczekać kolejnych.
OdpowiedzUsuńCzytałam bardzo dużo dobrego o tej książce i choć początkowo nie za bardzo miałam ochotę po nią sięgać, to teraz nabrałam ochotę. Szczególnie, że bohaterka odkrywa swoją historię (o ile dobrze zrozumiałam :D). Nie będę też jakoś szczególnie jej szukać, ale jak już wpadnie mi w ręce to dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuń