Kroniki
Jaaru. Siedem bram to trzeci już tom cyklu Adama Fabera będącego odpowiedzią na
tęsknoty każdej osoby spragnionej baśniowości i magii.
Fantasmagoria wychodzi tu bowiem
na pierwszy plan, tracąc jednak nieco swego blasku w porównaniu do tomów
poprzednich.
W części tej pojawia się
sporo nowych postaci, istny korowód bohaterów, których niekoniecznie od
początku będziemy umieli odpowiednio skojarzyć, to zaś prowokować może zamęt i
rozeźlenie podczas lektury negatywnie wpływające na ogólne wrażenia. Liczę, że
wielu z nich powróci w kolejnym tomie, by utrwalić się w mej
pamięci.
Zanim jednak to co złe przyćmi
całość, wydarzy się wiele dobrego: Kate będzie miała obok siebie ukochanego Jonathana
i spokojnie będzie mogła poznawać swoje magiczne zdolności. Niestety, jedynie
do czasu. Oto z Jaruu napłyną bowiem niepomyślne wieści – tuż przed ślubem
z księciem ferów znika przyszła panna młoda – Fione. Odnalezienie jej
spocznie na barkach Kate oraz Strażników Żywiołów, którzy to na swej drodze odsłonią wiele
zakrytych dotąd kart. Zgłębią to, co niezgłębione, zawitają do krain toczonych
konfliktem, a wszystko to z niebezpieczeństwem czającym się tuż za
plecami. Jeśli przypomnicie sobie pierwsze spotkanie z Kronikami Jaaru z łatwością
spostrzeżecie, że z każdym kolejnym tomem przybywa w nich mroku.
Okładka utrzymana została w tonie
podobnym jak poprzednie części, dzięki czemu powieść łatwo zidentyfikować jako element cyklu. Coś jednak sprawia w niej, że ma w sobie więcej z tajemniczości
i ciemności niż poprzednie, niejako zapowiadając to, co czytelnik spotka, gdy
pod nią zajrzy. Jako książka dla młodzieży sprawdzi się idealnie, starszy czytelnik może nieco się rozczarować.
Polecam i czekam na więcej, choć
nie robię już tego z takim entuzjazmem jak dotąd.