poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Kobiety Łazarza - Marina Stepnova



Kobiety Łazarza to druga powieść wydana przez oficynę Czarna Owca w ramach Szmaragdowej serii (wcześniej: Niewidzialny most). 

Jej autorka, Marina Stepnova, to pisarka wielokrotnie nagradzana, lubiana przez czytelników, zyskująca poparcie krytyków, niezwykle sprawnie operująca piórem i władająca słowem - jej powieść to wielowątkowa historia, opowiedziana z wielką wprawą.

Tytułowym bohaterem jest Łazarz Lindt - jeden z współtwórców sowieckiej bomby atomowej, fizyk o nieprzeciętnych zdolnościach, którego życie nie od początku jawiło się w odpowiednich kolorach. Zaczynał jako nędzarz - zaniedbany, wymizerowany, budzący wstręt. Dostrzeżono w nim jednak talent, a po czasie także i geniusz, co otwarło mu furtkę do innego życia. 

Mimo że w naukach ścisłych wykazał się niesamowitymi możliwościami, jego talenty nie przełożyły się na sferę uczuciową. Tytułowe kobiety Łazarza nie miały z nim łatwo, a on również niezbyt szczęśliwie lokował uczucia.

Pierwsza znaczącą kobietą w jego życiu była Marusia - kobieta, której do pełni szczęścia brakwało jedynie potomstwa. Gdy spotkała naszego bohatera, przelała na niego wszelkie swoje matczyne uczucia. On zaś zapałał do niej miłością o zgoła innym zabarwieniu, które to uczucie rzutowało na całe jego dalsze życie.

Węzeł małżeński połączył go z Galiną Pietrowną, dziewczyną dużo młodszą, zmuszoną do ożenku, która bardzo szybko stała się oschłą i nieprzyjemną towarzyszką życia. Dała mu jednak syna, co okazało się najistotniejsze.

Kobiety Łazarza kontynuują także narrację idącą dużo dalej - opisuje losy wnuczki Galiny i Łazarza, Lidoczki. Dziewczyna jest skrajnym przeciwieństwem babci, której została oddana na wychowanie. Roześmiana, radosna, czuła na potrzeby innych. Jak wpłynie ona na gderliwą i zgorzkniałą opiekunkę? Czy powiew młodzieńczej świeżości zmieni coś w życiu głównych bohaterów?

O czym tak naprawdę traktuje ta powieść? O nieustannym poszukiwaniu miłości i szczęścia. O tęsknocie za tym, co dla człowieka najbardziej podstawowe i cenne. O tym, jak nieumiejętnie budujemy relacje, co nierzadko wpływa nie tylko na życie najbliższych nam osób, ale również na kolejne pokolenia, które niejako pokutują za nasze błędy, nierzadko wynikające z nieudolności. Autorka ukazuje jak często sukcesy na polu zawodowym przekładają się na niepowodzenia na polu prywatnym. Nie sugeruje ona bynajmniej, że człowiek zmuszony jest do tragicznego wyboru między być a mieć, jednak podkreśla jak wiele można stracić, koncentrując się tylko na pracy i jakie żniwo takich decyzji ponosić będą nasi bliscy. 



Pisarka, lokując swoją powieść w trudnych czasach przemian dwudziestowiecznej Rosji, skonstruowała powieść uniwersalną, odwołującą się do ponadczasowych wartości. Ukazała także decyzje ludzi, które podejmowane były w niełatwych okolicznościach, próbując wyjaśnić mechanizm ich postępowania, ich motywacje, obawy i lęki. 



Polecam serdecznie - szczególnie jeśli cenicie powieści wielowątkowe, sążniste, które przy tym wszystkim wcale nie są rozwleczone, lecz zogniskowane wokół najważniejszych kwestii, opisujące je z należytą im uwagą i namysłem.

Bogata, barwna, dopieszczona historia. Polecam.

niedziela, 28 kwietnia 2019

Rozmowy telefoniczne - Roberto Bolaño




Rozmowy telefoniczne, to moje pierwsze spotkanie z prozą Roberta Bolaño. Książka niepozorna, bo niewielkich gabarytów, oferująca za to wiele czytelniczych smaczków.

Publikacja podzielona została na trzy części, z których wszystkie złączone są przewijającym się wątkiem.  Pierwsza część spleciona została motywem rozmów prowadzonych przez telefon. Są to konwersacje różnorodne - jedne służą temu, by umówić się na spotkanie, inne temu, by się rozstać bez konieczności spojrzenia drugiej osobie w twarz. Niektóre połączenia są formą groźby, kolejne mają jedynie informować. Wszystko to wydaje się robione z pewną apatią i obojętnością. 

Druga część zogniskowana została wokół opowieści, w trzeciej zaś głos oddano kobietom.

Bohaterami Bolaño są zwykli ludzie, przedstawiciele różnych profesji - pisarze, żołnierze, policjanci i inni, o których autor opowiada niczym dobry gawędziarz. 

Choć nie przepadam za opowiadaniami, chilijskiego twórcę czyta się dobrze. Jego teksty są spójne, zwięzłe, przemyślane. Jeśli zatem lubicie, gdy utwory od razu przechodzą do sedna, bez zbędnego przegadania - zachęcam do lektury. Nie jestem do końca przekonana, czy to dobry wybór na pierwszy raz, jednak póki co innych utworów Bolaño nie znam, więc trudno mi skonfrontować te krótkie formy z innymi jego utworami. 




sobota, 27 kwietnia 2019

Delikatna równowaga - Rohinton Mistry



Delikatna równowaga za sprawą tytułu odwołuje się do balansu pomiędzy rozpaczą i nadzieją, którą czytelnik, idąc za różnorodnymi bohaterami, znajdzie lub nie, przewracając ostatnią stronę książki. 

Rzecz dzieje się w roku 1975. Jest to czas, w którym Indira Gandhi zostaje oskarżona o złamanie prawa podczas wyborów, a by władzy nie oddawać, wprowadziła stan wojenny. Jej decyzja okazała się brzemienna w skutki dla bohaterów,  którzy czas ów pamiętają jako wypełniony bólem, rozpaczą, brakiem nadziei i hańbą.  Był to taki okres w historii, gdy ludzie na skutek decyzji o burzeniu slumsów pozbawiani będą dachu nad głową, moment, gdy żebracy byli dodatkowo stygmatyzowani i wypędzani poza granice miasta w ramach programu Upiększanie Miasta. Tam pracowali w niemalże niewolniczych warunkach. Jeśli wydaje Wam się, że to i tak już za wiele, dalszy ciąg może być dla Was wstrząsem. W owych czasach bowiem podjęto jeszcze szereg innych wstrząsających i bulwersujących decyzji - sterylizowano mężczyzn i podwiązywano jajowody u kobiet, by zwalczyć przyrost indyjskiej ludności; pozbywano się ludziom niezgadzającym się z zastaną sytuacją;  wykorzeniano; zmuszano do migracji. Odbiorca, czytając o tych wszystkich dramatycznych sytuacjach, nie dowierza, że ktoś do nich dopuścił, że wszystko działo się tak niedawno, że tak bulwersujące decyzje zapadające na wysokich szczeblach, całkowicie dehumanizujące, wciąż zapadają. Nie trzeba kierować wzroku w stronę Indii, by widzieć, co dzieje się wokół nas. Moment jednak, w którym skonfrontuje się swoje wyobrażenia o życiu w drugiej połowie XX wieku z tym, co zaprezentowane zostało w książce, sprawia, że włos jeży się na głowie. Tym bardziej, że sytuacja w Indiach odbiła się na wszystkich, bez względu na miejsce w społeczeństwie - czy było się dzieckiem, studentem, czy pracownikiem na wysokim szczeblu. Każdy człowiek dotknięty został tym burzliwym czasem i musiał przyjąć nową rolę, godząc się na to, że świat odarł ich z marzeń, zaprzepaścił wszelkie nadzieje i rzucił w przepaść rozpaczy. 

Lektura wymagająca, niełatwa, sążnista, oferująca wiele oczyszczających emocji, wśród których dominują te negatywne. Bolesna, oburzająca, potrzebna.


piątek, 26 kwietnia 2019

Dziewczyny wojenne - Łukasz Modelski



Dziewczyny wojenne Łukasza Modelskiego to książka, na którą składa się jedenaście opowieści o życiu w czasie wojny i krótko po niej. Jej bohaterkami są zwykłe dziewczyny: Dzidzia Rajewska, Magda Rusinek, Hala Chlistunowa, Zenia Żurawska, Basia Matys, Jagoda Piłsudska, Irka Baranowska, Wanda Cejkówna, Lala Lwow, Ala Wnorowska i Zosia Wikarska. To one w wyniku historycznych perturbacji dotknięte zostały skutkami wojny. Jedne stały się konspiratorkami, inne zaangażowały się w lotnictwo, kolejne ryzykowały życiem jako kurierki, a niejedna trafiła także do powstania czy partyzanckiej walki. Jeśli sądzicie, że ze względu na ich płeć, ominęły je brutalne przesłuchania czy zsyłki na Syberię albo umieszczenie w więzieniu - jesteście w błędzie.

Wykazały się ogromną odwagą, poświęceniem i nieustępliwością, przy tym wszystkim nie tracąc skromności. O swoich czynach opowiadały tak, jakby nie było to nic wielkiego - mam wrażenie, że zachowanie to typowe jest dla kobiet, które niejako w genach zapisane mają wyrzeczenie i niezłomność.

Bohaterki książki Modelskiego stosunkowo szybko przystosowały się do trudnych czasów wojny, z łatwością znajdując dla siebie miejsce, w którym mogłyby się realizować i pomagać. Trzeba wziąć pod uwagę ich zróżnicowanie wiekowe - w momencie wybuchu wojny najmłodsza miała 14 lat, a najstarsza 21. Były to zatem dziewczyny młodziutkie, niedoświadczone, mające całe życie przed sobą. Bohaterki, które powinny właśnie cieszyć się młodzieńczą beztroską,a nie z narażeniem życia uciekać przed kulami i kryć się przed wrogiem.

Polecam - zarówno po to, by jeszcze lepiej poznać historię, jak i po to, by docenić czasy, w jakich przyszło nam żyć, mimo wszelkich dręczących nas bolączek. 

czwartek, 25 kwietnia 2019

Po dobrej stronie - Spencer Quinn



Kwiecień to rokrocznie czas premier walczących o uwagę. Nie inaczej dzieje się obecnie: księgarniane półki uginają się pod ciężarem nowości, a czytelnik pozostaje przed trudnym wyborem - z masy musi wybrać te lektury, które faktycznie będą warte przeczytania. Wielokrotnie sparzyłam się na swoich wyborach, od dłuższego jednak czasu mam już pewien instynkt, który podpowiada mi, po co sięgnąć warto, a co z góry skazane jest na mierność.

Nie inaczej rzecz miała się z wczorajszą premierą, książką Po dobrej stronie. Jej główna bohaterka, LeAnne Hogan była doświadczonym żołnierzem - uczestniczyła w wielu różnych misjach, podczas których odnosiła różne obrażenia, jednak podczas jednej z nich została najdotkliwiej okaleczona - straciła oko, a wraz z nim spora część twarzy pokryta została szpecącymi bliznami, które na zawsze mają jej przypominać o wszelkich ranach odniesionych na wojnie w Afganistanie - nie tylko tych fizycznych. 

Pobyt w szpitalu wiąże się dla niej nie tylko z próbami wyleczenia, tego, co może zostać wyleczone, ale też z podjętym przez nią wysiłkiem przypomnienia sobie traumatycznego wydarzenia, którego była uczestniczką. Operacja wojskowa, na skutek której została oszpecona, nie potrafi ułożyć się w jej głowie. Podejrzewa, że to ona jest winna niepowodzeniu misji, jednak ani tego nie pamięta, ani nikt nie wypowiada oskarżenia na głos. W szpitalu poznaje Marci - bohaterki szybko się zaprzyjaźniają, ale ich relacja zostaje urwana tak szybko, jak została zawarta - kobieta nagle umiera, zostawiając LeAnne w jeszcze większym rozbiciu emocjonalnym. Hogan postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć w podróż po kraju, mającą być dla niej nowym początkiem, ale też terapią w drodze. Wędrówka jest okazją do odbudowania wspomnień oraz tożsamości, gdy jednak kobieta dociera do miasteczka, w którym wychowała się jej przyjaciółka, dokonuje złowieszczego odkrycia, które nie daje jej spokoju i staje się zapowiedzią misji wcale nie łatwiejszej i bezpieczniejszej niż operacje wojenne, w których brała udział. W drodze ku pokonaniu samotności towarzyszy jej tylko jedna postać - bezpański pies, który z nikomu nieznanych powodów postanawia jej drużbować. 

Po dobrej stronie robi wrażenie, przez co zdecydowanie nie może być książką przez Was pominiętą w zalewie nowości. Porusza, przenika na wskroś i nie pozwala się od siebie oderwać. Jej najmocniejszą stroną jest silna i wyraźnie zarysowana postać głównej bohaterki - jej determinacja, wola walki i chęci do życia dają czytelnikowi niesamowite pokłady nadziei, pokazując, że z każdą przeciwnością można się mierzyć, a każdą słabość da się przekuć w atut. LeAnne ewoluuje, zmienia się na naszych oczach, w czym możemy jej stale towarzyszyć, widząc jak jest kształtowana przez doświadczenia swojego życia. Dobrze skrojona postać i sprawnie utkana  historia - chociażby dla tych dwu czynników warto po tę książkę sięgnąć. Polecam.

F@ceci z sieci, czyli w poszukiwaniu miłości - Katarzyna Gubała



Jeśli macie ochotę na lekką, przyjemną, dostarczającą rozrywki lekturę - polecam Waszej uwadze tekst Katarzyny Gubały - F@ceci z sieci, czyli w poszukiwaniu miłości.

Miłość, czy dopuszczamy tę myśl do siebie,czy nie, jest siłą napędową życia każdego człowieka. Nawet jeśli preferujecie życie w pojedynkę, uczucie to przelewacie na rodzinę, na pasję, na zwierzę. Bez względu na to, co sądzimy, bez miłości - w różnych jej przejawach - nie ma życia. 

Bohaterka książki, Karolina, ma za sobą kilka nieudanych związków, które krok po kroczku zmuszają ją do odnalezienia mężczyzny idealnego. Gdzie takiego znaleźć? Kobieta odrzuca miejsca kojarzące się raczej z przygodną relacją, jak kluby czy dyskoteki. Decyduje się na dość ryzykowną, bo zakładającą kłamstwo, opcję - postanawia szukać Pana Idealnego w sieci - tam gdzie zarówno dostępność, jak i różnorodność kandydatów jest spora.

Od momentu, gdy Karolina stała się Szarlotką, a jej profil randkowy został utworzony, rozpoczął się przegląd kandydatów. Bohaterka trafiała na różne osoby, które nam - czytelnikom - nierzadko dostarczały powodów do uśmiechu.

Książka ta stanowi ciekawą wędrówkę w poszukiwaniu partnera doskonałego - autorka przedstawia różne typy charakterologiczne, robi swoisty przegląd kandydatów do stworzenia związku, czyniąc ze swej publikacji dziennik o charakterze poradnikowym. Instruuje czytelników, jak należy postępować, poszukując partnera w sieci, na co zwrócić uwagę, czego unikać, przed czym się wzbraniać i jak poszukiwać, by nie zostać oszukanym.

Lekko, do pośmiania się, ale miejscami także do zastanowienia się, szczególnie nad prawdą i autentycznością  w sieci, a także nad bezpieczeństwem w kontaktach z ludźmi  tam poznanymi. 



środa, 24 kwietnia 2019

W pogoni za torebką - Michael Tonello



Żyjemy w czasach, w których przedmiotem pożądania może być dosłownie wszystko - ludzie potrafią oszaleć na punkcie wszystkiego, co zostanie należycie wypromowane. Nie dziwi zatem zupełnie, że istnieją na świecie osoby, które na tych ludzkich żądzach zarabiają krocie.

W pogoni za torebką to humorystyczny opis życia pewnego znawcy mody, który rezygnując z dotychczasowej pracy, z torebek postanowił uczynić swój sposób na życie. Wiedząc, że niektóre z nich stanowią dla noszących je pań symbol statusu społecznego, zdecydował się na bycie łowcą najbardziej pożądanych modeli. Przeniósł się do Hiszpanii, by tam w imieniu swoich klientów rozpocząć pogoń za tymi torebkami, które warte były nawet kilkudziesięciu tysięcy dolarów, często unikalnych, rzadko spotykanych. Oczywiście nie ograniczał się wyłącznie do nich: w swojej ofercie miał również portfele, apaszki i inne cenne drobiazgi, które za pośrednictwem internetowych sklepów przynosiły mu całkiem pokaźny dochód. 

Znawca mody przemierzył Hiszpanię, Włochy, Niemcy, Francję, Andorę i San Marino, by zaspokoić głód bycia posiadaczką najdroższych torebek świata, jakim trawione są jego klientki. Bardzo szybko się wyspecjalizował, poznał tajniki, którymi rządzą się sprzedawcy, nauczył się rozróżniać ich typy i negocjować tak, by zyskać.

Kto by pomyślał, że torebka może stać się sposobem na luksusowe życie?:) 

Jeśli szukacie lektury lekkiej, rozrywkowej, dowcipnej, dobrze trafiliście. Nie nastawiajcie się jednak na cuda - książka z wyższej półki to to nie jest:)  



wtorek, 23 kwietnia 2019

Śmiech morderców. Breivik i inni - Klaus Theweleit




XXI wiek coraz częściej kojarzy się z dziś z tym, co nazywamy aktami terroryzmu - niezrozumiałymi mordami, zazwyczaj na oczach tłumu, z towarzyszącym wyrazem pogardy i kpiącym śmiechem w twarz ofiary. 


Śmiech morderców to nic innego, jak pozycja, która w sposób skondensowany, a przy tym niezwykle celny wsłuchuje się w to, co mówią i czego nie mówią oprawcy. Klaus Theweleit, znany eseista, zagląda tam, gdzie my, widzący przekazy telewizyjne, nie mamy dostępu. Z bliska przygląda się zarówno zbrodniom sięgającym II wojny światowej i wcześniej, jak i współczesnym egzekucjom, m.in. tym, pod którymi podpisuje się Państwo Islamskie. 

Podtytuł książki jest niezwykle wymowny - Psychogram przyjemności zabijania. Zanim SS sięgnęło po władzę, nawet Himmler był zwykłym "Templariuszem". Breivik: niezrzeszony esesman.  

Autor zbudował swoją książkę na ośmiu głównych śmiechach. Każdy z nich analizuje z wielką wnikliwością, przedstawiając jednocześnie różne teorie, m.in. socjologiczne, rozważając istotę śmiechu z perspektywy fizjologii. Swoją pracę zaczyna od wstępu, w którym powołuje się między innymi na scenę z klasyka kinowego, jakim jest Jeździec znikąd. Przypomina, jak morderca z uśmiechem na twarzy naciska spust, wiedząc, co się za chwilę wydarzy. Wspomina również, że oprawcy, których czyny będzie analizował postępują bardziej prostacko, a skala ich rozbawienia rozciąga się od śmiechu aż do obłędnego rechotu. Eseista przytacza zeznania morderców, czyniąc ze swej książki nie tylko komentarz do bieżących wydarzeń, ale także próbę szerszego spojrzenia na problem, z którymi boryka się dziś cały świat. Dzięki ukazaniu wydarzeń mających miejsce w każdym miejscu globu o różnym czasie i porównaniu nawet tych najbardziej odległych, publikacja ta zaczyna jawić się jako tekst przeznaczony dla dosyć wąskiego grona odbiorców - ze względu na mnogość wątków i szybkie przeskakiwanie między kolejno opisywanymi wydarzeniami, czytelnik musi być nie tylko bardzo uważny, ale też obeznany z tym, o czym autor wspomina, by przedwcześnie się nie pogubić.

Badacz kultury rozważa między innymi akty terroryzmu z Norwegii (2011), Indonezji (2013), Kambodży (1975-1979), Paryża (2013), Iraku (2014) i wielu, wielu innych, ukazując, że zbrodniarze to ludzie jak my - niesieni ambicjami, marzeniami, fascynacjami, czasem chwilą. Nieludzkie traktowanie innych ma swoje źródło w wielu różnych miejscach, nierzadko zależne będąc od epoki i czasu historycznego. Głoszenie haseł nawołujących do nienawiści nie jest bynajmniej wynalazkiem XX wieku, zmienia się jedynie forma przekazu i wymyślność prześladowań. 

Historia świata płynie krwią niewinnych, znaczona jest śmiechem zwyrodnialców, nic nie wskazuje zaś na to, by miało się to zmienić. Theweleit oferuje nam zaś swoiste studium przemocy.

Jeśli zatem jesteś gotowy na wymagającą podróż szlakiem tychże - zapraszam do lektury. 


poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie - Adam Węgłowski





Zombie od lat święci triumfy w kulturze. Choć ostatnimi czasy zauważam spadek zainteresowania tematem i lekkie zmiany w sposobie konstruowania światów zaatakowanych przez nieumarłych (patrz serial Santa Clarita Diet), nie sposób nie zauważyć, jak wielką popularnością cieszy się ów temat i jak nośny jest, mimo wielu istniejących już opracowań, omówień i inspiracji. Lata mijają, a to co powinno budzić obrzydzenie i strach, wciąż dostarcza nam rozrywki. 

Adam Węgłowski, w książce Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie, podjął się próby usystematyzowania tego, co wiemy o nieumarłych. 

Po raz pierwszy słowa zombie użył Blessbois, dając tym samym impuls do jego szerokiego wykorzystania. Choć podobne postaci istniały w legendach i podaniach od dawna (patrz: rodzimy Strzygoń), to wspólna nazwa złączyła światowe wyobrażenia żywych trupów.  

Węglowski prowadzi nas szlakiem zombie haitańskiego, chińskiego, wskazując nawet na przekonanie niektórych grup o tym, że epidemię nieumarłych zapoczątkował nie kto inny, jak sam Łazarz - kim bowiem był, jeśli nie żywym trupem właśnie?

Takich i innych teorii znajdziecie na kartach tej książki wiele. Jeśli zatem interesuje Was historia ewolucji pojęcia zombie, tego jak funkcjonowało kiedyś i jak funkcjonuje dziś na całym świecie, koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Nie brakuje w niej fotografii wizualizujących poszczególne wątki, a także szeregu wyjaśnień i próby łączenia danych, nawet tych pozornie niemożliwych do zestawienia z ideą nieumarłych. Sprawnie napisana, ciekawa, wciągająca - poznajcie wraz z Węglowskim fenomen zombie  i wyruszcie z nim w podróż sięgającą tysięcy lat wstecz.



niedziela, 21 kwietnia 2019

Kuchennymi drzwiami. Gra pozorów - Katarzyna Majgier




Kuchennymi drzwiami to książka Katarzyny Majgier, otwierająca kolejną sagę, w której upodobanie znajdzie wiele czytelników, zachwycając się światem wykreowanym przez autorkę.

Akcja powieści toczy się w Krakowie w XIX wieku i prowadzona jest dwutorowo. 

Zosia - młoda dziewczyna pracująca w kuchni podkrakowskiego dworku - ciężko haruje, by zarobić na swoje utrzymanie. Jej życie nie należy do najłatwiejszych - narzeczony został powołany do wojska, a ich wspólna przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dziewczyna bowiem zostaje zbałamucona przez swego pracodawcę, a gdy dowiaduje się o tym jego żona, bez dyskusji wyrzuca dziewczynę na bruk. Ciężarna, z szarganą opinią nie ma po co wracać do domu, udaje się więc do Krakowa, gdzie mieszka jej krewna, właścicielka zakładu krawieckiego, która jako jedyna może ją zrozumieć - sama bowiem była w podobnej sytuacji. 

Dziewczyna spod miasta przenosi się do samego centrum, w okolice Wawelu. Nieopodal pomieszkuje zamożny Teodor Lutoborski, wprowadzający do powieści wiele dodatkowych postaci, których losy będziecie zgłębiać tak w tym, jak i w kolejnych tomach. 

Jeśli lubicie powieści wielowątkowe, osadzone w klimatycznych czasach i miejscach, a rozbudowana fabuła stanowi dla Was łakomy kąsek - koniecznie sięgnijcie po tekst Majgier. Atutem powieści - poza prostym, przystępnym językiem i bardzo sprawnie prowadzoną narracją jest korowód barwnych postaci, pochodzących z różnych warstw społecznych, a przez to ukazujące różnorodność dziewiętnastowiecznego Krakowa, jego bolączki, zasady, jakimi był rządzony i specyfikę życia w tamtych czasach. Na kartach tej książki znajdziecie zarówno biednych, jak i bogatych, wykształconych i niedouczonych. Tym co ich łączy, jest proza życia i związane z nią trudności.  

Przez powieść się płynie - piękne opisy, plastyczne zdania pobudzające wyobraźnię, lekkość pióra autorki i postaci, o których chce się czytać sprawiają, że nie w głowie myśli o porzuceniu lektury. To taka historia, która pozwala zapomnieć o świecie znajdującym się poza jej kartami, odrywająca od rzeczywistości i całkowicie pochłaniająca uwagę.

Polecam. 




sobota, 20 kwietnia 2019

Szklany zamek - Jeanette Walls




Szklany zamek, biograficzna powieść Jeanette Walls, w roku 2017 doczekała się nowego wydania i filmu na swojej podstawie, tymczasem u mnie wciąż króluje wydanie sprzed lat.

Bohaterka publikacji, to kobieta, której od dzieciństwa wpajano zasadę, w myśl której cierpienie doświadczane w dzieciństwie, wychodzi na dobre, uodparniając człowieka na przeciwności losu, z którymi mierzyć się będzie musiał jako dorosły człowiek. Historia ta, jest tym bardziej wstrząsająca, że wydarzyła się naprawdę. 

Z dzisiejszej perspektywy zachowanie rodziców bohaterki ocenilibyśmy dość jednoznacznie, wówczas jednak, wystarczyło zagryźć zęby i udawać, że nic złego się nie dzieje. A to, że całość poraża i w głowie się nie mieści, to rzecz zgoła inna. Pozornie wszystko było w porządku - rodzice przekazywali swym dzieciom wiedzę z wielu różnych dziedzin, rozwijając ich intelektualnie, a jednocześnie hołdowali zasadzie o uszlachetniającej mocy cierpienia. Które dziecko wytrzymałoby  nieustanne przeprowadzki, poczucie zagrożenia, ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości i świadomość tego, że zewsząd może czyhać na nie niebezpieczeństwo? Jak oceniony zostałby dziś rodzic zabierający swe dziecko do kasyna albo na długie godziny pozostawiający swe pociechy w samochodzie? Telewizja w mig nagłośniłaby sprawę, nie pozostawiając na nich suchej nitki. Odkryłaby przy tym, że dzieci chodziły głodne, zmuszane były do kradzieży lub walki o jedzenie. Czy tak powinno wyglądać beztroskie dzieciństwo? Czy to naprawdę ma hartować? Czy taka trauma może sprawić, że młody człowiek wyrośnie na zdrowego, silnego psychicznie dorosłego?

W głowie nie mieszczą się okrucieństwa, którym poddawane były te dzieci - tak psychiczne, jak fizyczne. 

Jeśli lubicie historie, które napisało życie i macie mocne nerwy - polecam. Nie oczekujcie jednak ani lektury łatwej, ani przyjemnej. Będzie za to ból, trud i znój. 




piątek, 19 kwietnia 2019

Jeżeli będę miał zły dzień, ktoś dziś umrze - Christian Unge




Jeżeli będę miał zły dzień, ktoś dziś umrze to książka wpisująca się w modny ostatnio nurt świadectw lekarskich. To jednak jest wyjątkowe - Christian Unge - obecnie ordynator oddziału chorób wewnętrznych w Szpitalu Uniwersyteckim Karolinska w Sztokholmie przebył bowiem niezwykłą drogę kariery. Poza pracą doktora zajmuje się twórczością pisarską - tworzy thrillery medyczne i prowadzi popularny kanał internetowy dotyczący współczesnej medycyny. 

Jego książka zaś jest zapisem tego, co go ukształtowało jako lekarza. Tytuł jest nieco zwodniczy - obiecuje bowiem to, czego spodziewać możemy się po większości książek poświęconych lekarzom - relacji z tego, jak ich wykończenie i przepracowanie wpływa na osąd, a w konsekwencji na leczenie, a nierzadko również na przeżycie pacjenta lub jego śmierć. Oczywiście - takich fragmentów tu nie brakuje, zdecydowanie ważniejsze jednak dla mnie jako czytelnika, były rozdziały poświęcone pracy autora w Lekarzach Bez Granic i ukazanie różnic z opiece medycznej dostępnej w krajach Afryki i Europy, jak również innego spojrzenia na pacjenta.

Unge znalazł się w Lekarzach Bez Granic na krótko po studiach - jako młody, ambitny, ale niepewny tego, jaką profesję chciałby posiąść jako medyk (niemalże wszystkie wydawały mu się fascynujące) człowiek, ubiegał się o to, by wyjechać tam, gdzie jest najbardziej potrzebny. 

W afrykańskiej dżungli, bez dostępu do podstawowych leków, zmuszony był do ratowania życia i decydowania o tym, kogo leczyć nie trzeba. Był świadkiem śmierci młodych ludzi, którzy gdyby zachorowali gdzie indziej na tę samą przypadłość, mieliby 100% szans na wyleczenie i przeżycie, tam zaś balansowali na granicy życia i śmierci. Widział okropne rany postrzałowe, odbierał porody, zaszywał rany, pracował w ekstremalnych warunkach za pomoc mając jedynie doświadczone pielęgniarki, które nauczyły się już budowania pewnej psychicznej bariery i godzenia się z porażką. 

Na tym jednak nie skończył swej kariery - dokształcał się w amerykańskich klinikach, pracował w najnowocześniejszych szwedzkich szpitalach i zderzał te doświadczenia współczesnej medycyny z wciąż zacofaną Afryką, gdzie lekarze wcale nie byli nietykalni - ratując innych, ryzykował własnym życiem. To czego się nauczył sprowadzało się do jednej, podstawowej rzeczy: na pacjenta trzeba patrzeć całościowo, biorąc pod uwagę jego historię. Niestety, w wielu przypadkach przez ograniczenia czasowe, jest to niemożliwe.

Jego książka jest świadectwem drogi, jaką przebył, błędów jakie popełnił i nauk jakie z nich wyciągnął. Wskazuje na to ile niepotrzebnych tragedii miało miejsce ze względu na zmęczenie, opóźnione reakcje, trudne wybory etyczne, brak komunikacji, stres, a także nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. 

Bardzo dobra rzecz. Polecam ogromnie.


Jutro - John Marsden





Jutro to seria dla młodzieży, która w okolicach premiery (rok 2011) nie znikała z mediów - szaleństwo na jej punkcie dotknęło niemalże wszystkich. Mimo że sporo wody od premiery już upłynęło, tematyka cyklu ani trochę się nie zdezaktualizowała, z powodzeniem zatem można o nim przypomnieć i podsunąć młodemu czytelnikowi.

Początek przypomina scenariusz horroru klasy B - oto Ellie, z której perspektywy snuta jest narracja, wraz z szóstką swoich przyjaciół wybiera się na biwak do odosobnionej przełęczy zwanej Piekłem. Po powrocie zastaje świat całkiem innym, niż go pozostawiła. Dotknął go kataklizm - miasta zostały wyludnione, a zwierzęta albo znajdowały się na skraju wyczerpania, albo też były już od dawna martwe. Miejsce, które dawniej tętniło życiem, teraz stało się wizualizacją agonii, przestrzeni ogarniętej wojną. Młodzi ludzie, pozostawieni praktycznie sami sobie, muszą ustalić zasady panujące w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której wróg czai się za każdym rogiem, a jedyną szansą na przeżycie jest ucieczka. Ich perypetie rozpisane zostały na siedem tomów utrzymujących podobny poziom, z nieznaczną tendencją spadkową. 


Przyznacie, że konstrukcja narracyjna przypomina wiele aktualnych młodzieżowych książek sci-fi. Akcja powieści jest wartka - całość czyta się niezwykle szybko - zarówno ze względu na objętość tomów, jak i mnogość prędko zmieniających się wydarzeń. Tym, do czego można się doczepić jest kreacja bohaterów w pierwszym tomie - odniosłam wrażenie, że ich portrety nie zostały należycie zarysowane, choć jesteśmy świadkami ich przyspieszonego dorastania, konieczności radzenia sobie w sytuacji ekstremalnej, na przekór toczących ich słabości i nieustannego cierpienia, obejmującego różne obszary. Ellie, Homer, Lee, Robyn, Fi, Kevin i Corrie. Na szczęście w kolejnych tomach te braki zostały już uzupełnione.

Nie oczekujcie od serii wiele dojrzałości - znajdą się w niej momenty trącące banałem, jednak nie sposób oczekiwać niczego innego od cyklu dedykowanego młodzieży. 

Moim zdaniem to dobra propozycja dla czytelnika gustującego w podobnej tematyce. Z pewnością dostarczy mu ona wiele rozrywki i to na dłużej - jako że seria ma aż siedem tomów, nie trzeba obawiać się, że prędko będzie musiał rozstawać się z bohaterami, których zdążył polubić (choć książki do najgrubszych nie należą). Jest to historia opowiadająca nie tyle o wojnie, ile o przyjaźni, determinacji, odwadze i poświęceniu - wartościach, które warto młodemu pokoleniu wpajać.





czwartek, 18 kwietnia 2019

Before. Chroń mnie przed tym, czego pragnę - Anna Todd



Odkąd świat obiegła wieść o planowanym pojawieniu się w kinach serii After, recenzje tych książek na moim blogu zaczęły ponownie cieszyć się popularnością,a ja postanowiłam po latach trzymania odłogiem wrócić do Before, części, na której skończyłam moją znajomość z autorką.

Cykl spisany przez Annę Todd jest bardzo specyficzny  książki są irytujące, zachowania bohaterów niezrozumiałe i doprowadzające do szału, a jednak jakimś sposobem nie da się oderwać od lektury. Kartki przewracają się niemalże same, pozostawiając czytelnika w coraz większym stanie osłupienia  a jak ocenić coś, co obiektywnie rzecz biorąc jest głupowate i szkodliwe (jeśli młodzi braliby przykład z bohaterów), jednak napisane tak, że przez całość się płynie? Ramotka o sile oddziaływania jaką rzadko się spotyka.

Before w zamyśle miało być uzupełnieniem serii. Autorka postawiła na zabieg, który prawie zawsze stanowi odcinanie kuponów – przedstawiła historię głównych bohaterów z perspektywy tego drugiego, rzecz jasna, Hadriana. I, niestety, nie zawiodła mnie – historia miałka, byle jaka, będąca właściwie powtórzeniem tego, co znamy z poprzednich tomów. Dodatkowych elementów jest tak niewiele, że idea tworzenia nowej książki specjalnie po to, by je wprowadzić, wydaje się kompletnie bezzasadna. 

Jeśli ktoś ją kupi, wyrzuci w błoto swoje pieniądze. Jeśli przeczyta – zmarnuje kilka cennych godzin życia. Czy warto? Oceńcie sami.

Dla przypomnienia pozostawiam Was z recenzjami poprzednich tomów:




środa, 17 kwietnia 2019

Mój brat papież - Georg Ratzinger



Przed Wami kolejna książka, która parę dobrych lat leżakowała na mojej półce. Wierząc, że każda publikacja ma swój czas, prezentuję Wam tekst Georga Ratzingera, poświęcony jego bratu, o znamiennym tytule Mój brat papież.

Kim był Benedykt XVI, zanim stał się następcą św. Piotra? Odpowiedzi na to pytanie próbuje udzielić jego młodszy brat.

Zagadnienie tym ciekawsze, że o ile o naszym rodaku wiemy naprawdę sporo, wydawcy co rusz wydają kolejne opracowania, mimo że wydawać by się mogło, że wszystko zostało już powiedziane, o tyle życiorys jego następcy wcale nie już tak dobrze naświetlony.

Mój brat papież mimo stosunkowo niewielkich gabarytów, śledzi losy nie tylko samego Ratzingera, ale również całej jego rodziny. Wydaje się, że w tak zwięzłej formie nie sposób zawrzeć wszystkiego, jednak odnoszę wrażenie, że książka pokazuje wystarczająco. 

Joseph Ratzinger wychowywał się w domu zwyczajnym, takim, jakich sporo było w tamtych czasach - niespecjalnie zamożnych, zmagających się z burzliwą historią, jednak bardzo pobożnych. Nie zmieniły tego ani kryzys gospodarczy, ani wybuch wojny, czas kompletnej degrengolady. Rodzina nie popierała dążeń Hitlera, daleka będąc od ideologii faszystowskiej.

Książka ta ma wymiar bardzo osobisty - niewolna jest od opisu czasów dzieciństwa, kiedy jeszcze nikt w rodzinie przyszłego papieża nie mógł przypuszczać, jak potoczą się jego losy. Co lubił jako maluch? W tym względzie niewiele różnił się innych dzieci - lubił pluszowe misie, kochał czytać, zaś rodzicom nie sprawiał kłopotu - od zawsze miał wpojone posłuszeństwo i głęboką religijność. 

Warunki w jakich wzrastał zaprocentowały w przyszłości - najpierw stał się pilnym uczniem, później studentem, następnie wybitnym teologiem i erudytą, po latach zaś następcą św. Piotra, reprezentując sobą najwyższe wartości.

Nie wiem, czy podzielacie moją opinię, ale ja bardzo lubię biografie - uwielbiam czytać o tym, jak wyglądało życie znanych i wpływowych ludzi, dociekam, co uczyniło ich takimi dorosłymi, jakimi się stali, co ich ukształtowało, co na nich wpłynęło, co ich hartowało. 

Mój brat papież tej właśnie wiedzy, przefiltrowanej przez pryzmat braterskiej miłości, dostarcza bardzo dużo. Ciekawa to lektura, ukazująca papieża jako człowieka zwyczajnego, bliskiego, rodzinnego, wrażliwego na sztukę i literaturę. Wyjaśnienia historyczne uzupełnione zostały ręką Michaela Hesemmanna. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś o emerytowanym już papieżu - zapraszam do lektury. Warto prześledzić losy tego człowieka.

wtorek, 16 kwietnia 2019

Ciotki - Anna Drzewiecka


Ciotki Anny Drzewieckiej na mej półce leżą od dawna. Nigdy jednak nie było mi po drodze z jej tematyką, formą - ciągle coś zmuszało mnie do odkładania jej na później. Nie wiem kiedy upłynęło parę lat, a książka wciąż nie doczekała się ode mnie ani słowa.

Tematem publikacji jest rodzinna historia Drzewieckiej. Autorka sięga aż do czasów życia swego prapradziadka, który wiele lat temu powziął decyzję o wybudowaniu domu dla przyszłych pokoleń. Usytuowany był on na pograniczu Polesia i Wołynia, w otoczeniu nieskazitelnej wręcz natury. Niestety, czasy wojny nie pozwoliły mężczyźnie na pozostanie w wymarzonym miejscu. Jak wielu, zmuszony został do podróży w okolicy Chełma. Miasto okupowane było przez Niemców, zewsząd słyszało się o panującym terrorze, o publicznych egzekucjach, aresztowaniach, braku podstawowych środków do życia, a także funkcjonującym tu getcie, z którego Żydzi wywożeni byli do obozu zagłady w Sobiborze.  

Także i tu rodzina nie zagrzała długo miejsca. Życie pokierowało ich do Warszawy. 

Autorka sporo miejsca poświęca opisowi swej babci - Tekli. Kobieta miała w zwyczaju opowiadać wnuczce historie zakorzenione w ludowości - snuła opowieści o rusałkach, pokazując dziewczynie barwny świat fantazji.  Jej dziadek zaś, Jan, był specjalistą od majsterkowania i nalewek. 

Skąd zatem tytuł? Ciotki, o których mowa to Zofia, Wanda, Kazia, Marianna, Janeczka, Teresa, Róża i najmłodsza Lilka.  Każda z nich inna, z inną historią, doświadczeniami, rysem charakterologicznym, wszystkie jednak znacząco wpływające na losy rodziny. Ich obecność w życiu autorki nie pozostawała bez znaczenia. 

Mimo że na kartach książki pojawia się tak wiele postaci, nie jest ona wielkich gabarytów. Wręcz przeciwnie - to cieniutka publikacja, zawierająca sporo treści. 

Jeśli ciekawią Was losy rodziny, która przetrwała wiele historycznych i społecznych zawieruch - zapraszam Was do lektury. Na jedno popołudnie.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Myśl jak oszust - Maria Konnikova



Myśl jak oszust to druga po Myśl jak Sherlock Holmes książka Marii Konnikovej kusząca swym tytułem wszystkich tych, którym nie obce jest życie w najstarszą grę świata, jaką jest oszustwo.

Nie ukrywajmy - każdy z nas prędzej czy później, częściej lub rzadziej oszukuje. Przywdziewa maski, gra, udaje coś, czego nie ma, kreśli swe życie w intensywniejszych barwach niż ma to miejsce w rzeczywistości.

Ubarwiamy, kłamiemy, oszukujemy. W różnych celach i z różną intensywnością. Nie ulega jednak wątpliwości, że każdy z nas zetknął się zarówno z małymi kłamstewkami, jak i z wielkimi intrygami, manipulacjami czy przekrętami. Wielu symulowało choroby, byle nie pójść do pracy, niektórzy kombinują przy wystawianiu faktur, wymyślamy różne historie, gdy chcemy się wykręcić z wypełnienia jakiegoś obowiązku. Znacie to? Jeśli tak, to książka jest dla Was.

Autorka na niespełna czterystu stronach analizuje psychologiczne podstawy każdego szwindlu, próbując wyposażyć czytelnika w wiedzę, która była by mu pomocna w wychwytywaniu oszustw, których ofiarą może się potencjalnie stać. Jednocześnie wychodzi Konnikova z założenia, że hochsztapler to najstarszy zawód świata. 

Mówiąc szczerze, książkę tę czyta się bardzo, bardzo długo. Mimo szalenie ciekawego tematu jest  ona przegadana, nużąca, pełna dłużyzn. W mojej opinii wystarczyłoby ją skondensować do kilku ostatnich rozdziałów, które zawierają clue całości, a to byłoby aż nadto - sedno w skróconej, ale za to wypełnionej jakością wersji. 

Czy warto? Wszystko zależy od tego, czego poszukujecie. Pozostawiam to Waszej ocenie - ja przez lwią część książki zwyczajnie się nudziłam.



niedziela, 14 kwietnia 2019

Stary Testament w malarstwie - Bożena Fabiani



Bożena Fabiani, to autorka znana z takich publikacji jak Gawędy o sztuce, Biblia w obrazach czy Antyk w malarstwie. Dziś w ręku mam Stary Testament w malarstwie, książkę rozbudzającą ciekawość i podejmującą wątek tradycji starotestamentowej w sztuce sakralnej.

Autorka, jako specjalistka, w swej publikacji prześledziła ciągłość wątków od pokoleń przejawiających się w szeroko pojętej sztuce: tak malarstwie, jak grafice i rzeźbie. Malarstwo sakralne niemalże od zawsze budziło zainteresowanie, a same sceny biblijne były bardzo nośne i chętnie wykorzystywane jako kontekst, ale też jako główny temat dzieła sztuki.  Fabiani z wielką uważnością przygląda się temu, jak przez lata twórcy radzili sobie nie tylko z przedstawianiem samych wydarzeń znanych ze Starego Testamentu, ale też z ich ładunkiem emocjonalnym - szczególnie z uczuciami bliskimi nienawiści, frustracji, mściwości i zawiści. 


Fabiani bardzo sprawnie analizuje nie tylko sam przekaz i treść obrazu w kontekście epoki w jakiej powstał, ale bada także jego powiązanie z indywidualnymi cechami artysty, jego sposobem tworzenia i podejściem do tematu, co stanowi wielką wartość. Każdy rozdział składa się z dwu części: streszczenia tekstu, który malarz miał zilustrować i z zestawu obrazów wraz z ich interpretacją, nierzadko wraz z ciekawostkami dotyczącymi życia artysty.


Zamawiając tę książkę, spodziewałam się albumowego wydania w formacie a4, kredowego papieru i kolorowych reprodukcji. Otrzymałam tymczasem wersję niemalże kieszonkową, podręczną, co bardzo szybko doceniłam. Dzięki takiemu wydaniu po książkę sięga się o wiele chętniej, wydaje się przystępniejsza, a fakt wykorzystania reprodukcji czarno-białych (z wyjątkiem tych zamieszczonych z tyłu książki) wcale nie ograbia ich z jakości.

Całość uporządkowana została chronologicznie - autorka rozpoczyna od malarstwa inspirowanego Księgą Rodzaju (stworzenie świata, stworzenie Adama i Ewy, grzech pierworodny, Noe, dzieje patriarchów izraelskich itd.), przechodzi przez Księgę Wyjścia (dzieje Mojżesza), Księgę Sędziów (historia Samsona) i Księgę Rut, Pierwszą i Drugą Księgę Samuela (historia Dawida i Goliata), Pierwszą Księgę Królewską (Salomon) aż do bohaterów biblijnych czasu niewoli babilońskiej (tu m.in. Jonasz, Judyta, Tobiasz) i Księgi Hioba.

Stary Testament w malarstwie to przejrzyste połączenie słowa z obrazem, z którego zadowolony będzie każdy laik. Poręczne wydanie, dobra jakość reprodukcji, spójne i zwięzłe informacje. 
Polecam serdecznie każdej osobie zainteresowanej tematem - nie pożałujecie, a wręcz przeciwnie - nabierzecie ochoty na więcej.

sobota, 13 kwietnia 2019

Odkryj swoją planetę i stwórz kosmiczną animację - Robert Trojanowski


Chcesz wzbudzić w swoim dziecku zainteresowanie kosmosem, ale nie do końca wiesz, jak to zrobić? Z pomocą spieszy najnowsza publikacja Wydawnictwa Znak Emotikon - Odkryj swoją planetę i stwórz kosmiczną animację. Autor, Robert Trojanowski, którego mieliście już okazję poznać przy książce Zrób sobie komiks, wraca po to, by za sprawą samodzielnie stworzonych animacji, zachęcić młodego czytelnika do eksplorowania przestrzeni kosmicznej.

Książki tej nie można uznać za klasyczny przewodnik po Kosmosie, jednak dzięki swej nietuzinkowej formie nie tylko pozwala on młodemu człowiekowi zapoznać się z teorią, ale także zmusza do zaangażowania, a tym samym - przeżycia i idącego za nim utrwalenia pamięciowego, a być może także - rozbudzenia zainteresowania na dłużej. 

Przygotuj się zatem, Drogi Czytelniku, bo za parę chwil wejdziesz na pokład swojej rakiety, z której badać będziesz przestrzeń kosmiczną. Do Ciebie należy wybór czy zrobisz to sam, czy skompletujesz całą załogę, z którą wyruszysz w nieznane. Bez względu na ostateczną decyzję, czeka Cię wybór najmodniejszego kombinezonu kosmicznego, intensywne ćwiczenia fizyczne przygotowujące Twe ciało do eskapady, zaprojektowanie znaku firmowego, dzięki któremu rozpoznać będzie mógł Cię cały świat, a także szereg eksperymentów i działań obrazujących, jak żyje się w kosmosie i na co trzeba uważać. Trojanowski zrobi z Tobą 103 kroki, które uczynią Cię prawdziwym kosmonautą. Kto wie, może uda Ci się dokonać jakiegoś ważkiego odkrycia?

Kapitalna, szalenie inspirująca i angażująca publikacja, dostarczająca rozrywki na długie godziny. Sama zdecydowałabym się na udział w wyprawie drużynowej - wiadomo, że wówczas i śmiechu, i wsparcia jest więcej, jednak także w pojedynkę można eksplorować świat. Książka ta to źródło ogromnej wiedzy, z której część nabywa się przez doświadczenie. Dziecko nie ma szans znudzić się podczas odkrywania kolejnych zadań do wykonania, bowiem gros z nich budzi ducha rywalizacji, kreatywności i samodzielności. Powiedzcie mi, które dziecko nie chciałoby podjąć wyzwania?:)

Rodzice - kupujcie! I ruszajcie na podbój Kosmosu ze swoimi dziećmi:)



Inna książka Trojanowskiego na blogu:
Zrób sobie komiks

piątek, 12 kwietnia 2019

Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą - Katarzyna Tubylewicz




Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, to już kolejna książka Katarzyny Tubylewicz poświęcona Szwecji (patrz Moraliści; Szwecja czyta, Polska czyta).  Tym razem jednak autorka skupiła się na jednym mieście. Mieście, do którego każdy, kto raz je odwiedzi, zechce wracać. Wciąż i wciąż.

Bez względu na to czy już w Sztokholmie byliście, czy dopiero się wybieracie - ta książka będzie dla Was inspiracją, prowadzącą w miejsce nieoczywiste. Tubylewicz nie poprowadzi Was do Skansenu, Junibacken czy Vasa Museum. Pokieruje Was za to szlakiem Archipelagu. Millesgården, Vällingby, Djursholm czy Fotografiska. Miejsca te nie zajmują głównych stron w przewodnikach, stanowią jednak ogromną atrakcję dla wszystkich, którzy w ich strony zabłądzą. 

Mimo że w Sztokholmie byłam, od momentu opuszczenia go już wiedziałam, że muszę tam wrócić. Do tej pory trudno mi stwierdzić co takiego ma w sobie to miasto, że każdy przyjeżdżający tak dobrze się w nim czuje, wiem za to, że lokalizacji, w których warto się tam zgubić jest tak wiele, że podróż należy multiplikować. Nie znam ani jednej osoby, która miałaby inne odczucia - co zatem tak wyjątkowe ma w sobie to miejsce?

Tubylewicz nie tylko pozwala na sentymentalną podróż tym, którzy już zakosztowali w sztokholmskiej ciszy, ale także zachęca każdego, by odwiedził to niezwykłe miasto. Nie tylko prezentując własne doświadczenia, ale też oddając głos swojej rozmówczyni, prof. Ewie Teodorowicz-Hellman.

Liczne muzea, nieprawdopodobnie piękna przyroda, architektura warta zatrzymania się, klimatyczne uliczki i wreszcie cisza, która mimo natłoku ludzi - urzeka. Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą to podróż przez miasto nieoczywiste, pełne kontrastów, ale też pewnej segregacji na przekór oficjalnie głoszonym ideom o tolerancji i równości. Jeśli tylko uda Wam się zajrzeć do Sztokholmu, za Autorką zapraszam Was na przedmieścia - tam zakosztujecie miejskiej różnorodności i kontrastów, które w centrum aż tak bardzo w oczy się nie rzucają. 

Polecam Wam lekturę tej książki - książki, w której Sztokholm widziany jest oczami matki i syna, Polaków żyjących w nim i co dnia obserwujących tamtejszą mentalność. Całość upiększona jest klimatycznymi fotografiami, oddającymi piękno miasta i jego wielobarwność. 

Zanim wybierzecie się do stolicy Szwecji i swą podróż zaczniecie planować w oparciu o popularne przewodniki, zajrzyjcie do Tubylewicz - wszak najlepiej zwiedza się te miejsca, o których informatory milczą, a które mieszkańcy odkrywają. Tym bardziej, że Autorka jak mało kto zna się na tym, o czym pisze.

Do zaczytania!

A o moich wrażeniach z podróży do Sztokholmu przeczytacie tutaj:



czwartek, 11 kwietnia 2019

Dlaczego śpimy? dr Matthew Walker


W czasach, gdy zewsząd docierają do nas przekazy o tym, że sen jest dla słabych, a najlepszy jest ten, kto wykorzystuje dobę niemalże w stu procentach, książka Dlaczego śpimy? wydaje się trafiona w punkt.

Największą radością dla autora, jak sam wspomina we wstępie, będzie moment, w którym czytelnik zaśnie, wczytując się w jego publikację. Muszę powiedzieć, że dając zadość jego pragnieniom, kilka razy przysnęłam podczas lektury - prewencyjnie czytałam ją w łóżku. Jeśli tylko to miałoby być miarą jej jakości - bez zawahania polecałabym ją każdemu. Na szczęście jednak, zdolność skutecznego usypiania nie jest jej jedyną wartością.

To szalenie ciekawa, a przy tym inspirująca książka, mogąca realnie zmienić nasze życie - dzięki przypomnieniu sobie jak wartościowy jest sen i na jak wiele aspektów wpływa, zmuszeni będziemy zrewidować nasz tryb życia i zastanowić się, dokąd nas on prowadzi. 

Podczas lektury wielokrotnie łapałam się za głowę. Co prawda miałam świadomość tego, jak istotny jest sen (pamiętam zresztą siebie z czasów, gdy wysypiałam się bardzo dobrze, kładąc o 21, a budząc się o 7 - funkcjonowałam kompletnie inaczej, moja sylwetka również prezentowała się znacznie lepiej, nie mówiąc już o kondycji psychofizycznej), jednak wiele kwestii okazało się dla mnie nowością, nigdy nieuświadomioną. Mój egzemplarz przepełniają zakładki indeksujące, bowiem podczas lektury miałam wrażenie, że wszystko jest superistotne.

Ze względu na moją pracę zawodową, jednym z najciekawszych podejmowanych na kartach tej książki wątków był dla mnie ten związany ze zmianą godzin rozpoczęcia zajęć szkolnych, ze względu na inny cykl dobowy nastoletnich umysłów - szkoda tylko, że mam świadomość tego, iż w naszym kraju niemożliwością byłoby wprowadzenie tak drastycznych zmian.

Książka przedstawia naukowe fakty na temat naszych rytmów dobowych, faz snu, wpływu herbaty, kawy, alkoholu na sen, przedstawia zagrożenia płynące z rezygnacji z pełnych 8 godzin nocnego odpoczynku. Na szczęście, jak wskazuje autor, coraz więcej ludzi (w tym pracodawców) ma świadomość istotności snu dla prawidłowego funkcjonowania organizmu, a tym samym dla jego wydajności i odporności.

Dlaczego śpimy? to książka bezwzględnie dla każdego - uczniów, studentów, pracowników, pracodawców, grupy rządzącej. 

Chcesz prowadzić pełniejsze życie, lepiej się czuć, poprawić kondycję psychiczną, usprawnić metabolizm i wyregulować apetyt? Wyśpij się. Ale najpierw przeczytaj. Gorąco polecam.



środa, 10 kwietnia 2019

Mademoiselle Oiseau w Argentynii - Andrea de la Barre de Nanteuil, Lovisa Burfitt



Uwielbiam Mademoiselle Oiseau. Na kolejne książki opiewające jej historię czekam z utęsknieniem, wiedząc, że czeka mnie nie tylko uczta dla oka (wydania są po prostu wspaniałe), ale także fascynująca podróż literacka z postacią, która nie ma sobie równych. Choć już dwa poprzednie tomy wydawały się fenomenalne, to najnowszy jest w mojej opinii najlepszy - najbardziej dopieszczony, folgujący fantazji i prowadzący czytelnika w niepospolite światy.

Oto wraz z Mademoiselle Oiseau, ekscentryczną i nieprzewidywalną kobietą, oraz jej młodą przyjaciółką Isabellą uniesiemy się ponad dachami Paryża, by odkrywać tajemnice sięgające dalekiej przeszłości. Nad miastem znajduje się bowiem Argentynia - kraina, o której wie niewielu, mimo że znajduje się pod (a może raczej nad) nosem mieszkańców stolicy Francji. 

Jak trafić do Srebrnej Krainy? To wcale nietrudne. Jeśli zna się drogę, wystarczy wspiąć się na dach, spacerem kierować się w stronę parku Monceau, aż do kamienic w pobliżu Łuku Triumfalnego. To tu rozpościera się przestrzeń magiczna, w której obrębie spotkać można niepospolite postaci i zwiedzić niebywałe, choć znajome miejsca. Isabella szybko orientuje się, że choć pierwszy raz znalazła się w Argentynii, w jej umyśle pobudza ona niejasne wspomnienia. Przypomina sobie rzeczy, które ostatecznie mają ją doprowadzić do wyjaśnienia pewnej rodzinnej tajemnicy. 

Gdy Isabella po raz pierwszy przekroczyła próg mieszkania Mademoiselle Oiseau, na pewno nie spodziewała się dokąd zaprowadzi ją ta znajomość i jak wiele nieprzewidzianych wydarzeń stanie się jej udziałem.

Dotąd nieśmiała, skryta i zakompleksiona dziewczynka, z tomu na tom zmienia się na oczach czytelnika, pokazując, jak wielka siła drzemie w człowieku - wystarczy ją wydobyć i znaleźć w swym otoczeniu mentora, przewodnika, który wykrzesze z nas to, co dobre, ucząc jak nie pogubić w świecie drzemiącego w nas dziecka.


Nie znam drugiej książki, która miałaby taki klimat - otwierając ją, automatycznie przenosimy się w świat fantasmagoryczny, oniryczny, pełen niespodzianek i wrażeń, które pozostaną z nami na długo. Każdorazowe zetknięcie z Mademoiselle Oiseau staje się przyczyną do refleksji - ilekroć po nią sięgam, zastanawiam się, gdzie podziały się moje marzenia i ile zostało we mnie radości.  Andrea de la Barre de Nanteuil i Lovisa Burfitt rozbudzają w odbiorcach to, co dobre, zachęcając do zajrzenia w głąb siebie.


Ogromnie polecam - to nie jest opowieść kierowana tylko do najmłodszych. Odnoszę wrażenie, że to dorośli odnajdą w niej drugie dno, odczytają świadectwo własnego życia i zostaną zainspirowani do zmian.

Warto marzyć.


Recenzje poprzednich tomów:
Historia Mademoiselle Oiseau
Mademoiselle Oiseau i listy z przeszłości 

Świat obok świata - Liz Braswell



Świat obok świata to kolejna już odsłona serii Mroczna baśń, w skład której wchodzą powieści będące retellingami znanych czytelnikowi opowieści.

Po Dawno, dawno temu... we śnie, której bohaterką była Aurora, czas na ponowne opowiedzenie losów Ariel - syrenki, w znanej wersji wygrywającej starcie z morską wiedźmą, Urszulą.

U Liz Braswell losy tej postaci potoczyły się zgoła inaczej. Stracie z czarownicą zostało przegrane, król Tryton na zawsze przepadł, a Ariel, jako niema królowa, zasiadła na tronie Atlantyki. Królestwem księcia Eryka władać poczęła zaś morska wiedźma, uprzednio czarując go i jego poddanych tak, by zapomnieli o sposobach objęcia przez nią władzy.

Choć lata mijają, pewnego dnia Blagier - mewi przyjaciel syreny odkrywa, że Tryton żyje, lecz w zniekształconej formie więziony jest przez Urszulę. Ariel decyduje się na ryzykowny powrót do świata ludzi, by odkupić swoje winy i uratować ojca, który przepadł na skutek jej złych decyzji. 
Królowa będzie musiała nie tylko ocalić Trytona, ale też nie dopuścić do tego, by oba królestwa - morskie i lądowe - nie zostały zniszczone przez opętaną żądzą władzy i zaślepioną nienawiścią Urszulę. 

Świat obok świata to lektura dostarczająca niezwykłych emocji - czytelnik, który wychował się na produkcjach Disneya odnajdzie w nich swoje dzieciństwo, swoje tęsknoty, wyobrażenia i odwieczne pytania o to "co by było, gdyby?". 

Retelling historii Ariel podobał mi się dużo bardziej niż  Aurory, choć w wersji oryginalnej rzecz ma się zgoła odwrotnie. Uwiódł mnie zarówno sam pomysł, ukazanie zmian do jakich przez lata doszło w zachowaniu głównych bohaterów i ich postrzeganiu świata, przedstawienie ich dynami, procesu dojrzewania, ale też sam sposób prowadzenia narracji. Braswell posiada niezwykłą lekkość pióra, nad wyraz sprawnie operuje słowem, budzi zaciekawienie czytelnika i przykuwa jego uwagę, tworząc wizje, które mogłyby mieć miejsce, gdyby w baśniach nie wszyscy musieli żyć długo i szczęśliwe.

Dla osób, które doskonale znają historię Ariel (czy jest tu ktoś, kto jej nie zna?!) będzie to świetna lektura prezentująca alternatywną wizję, ale też okazja do powrotu do czasów dzieństwa - całkowicie zresztą uzasadnionego.

Bardzo, bardzo dobra lektura, a przy tym sentymentalna podróż.

Gorąco polecam, najlepiej w towarzystwie Studia Accantus.









wtorek, 9 kwietnia 2019

Tokyo Lifestyle Book - Aleksandra Janiec


Jeśli interesuje Was kultura Wschodu, szczególnie zaś Japonia, będąca ośrodkiem zainteresowania wielu, mam dla Was szczególną propozycję.

Aleksandra Janiec, młoda podróżniczka, badaczka trendów i pasjonatka kultury współczesnej, pracująca w Tokio i tam nabierająca doświadczenia, zabiera Was szlakiem tego tętniącego życiem i niezwykle barwnego miasta. Tokyo lifestyle book  to książka będąca jednocześnie przewodnikiem, jak i opowieścią o przestrzeni skrzącej się kolorami i różnorodnością.

Całość uporządkowana została według kryterium dzielnicowego - w książce znajdziecie rozdziały poświęcone miejscom takim jak Shinjuku, Daikanyama & Nakameguro, Harajuku, omtesando, Roppongi, Ginza, Ueno & Yanaka, Shibuya i Asakusa.

W obrębie każdego rozdziału znajdziecie graficzną  mapkę, wykaz najważniejszych miejsc w kategoriach wielu kategoriach, m.in. kultura i sztuka, kulinaria, architektura, sklepy bary i zakupy. Następnie autorka opowiada o swoich doświadczeniach dzielnicy, snuje narrację o tym, co dla danej przestrzeni specyficzne, na co należy się nastawić, z czym można się w danym miejscu spotkać. Po najdłuższej części opisowej, czytelnik zostanie także obdarowany przydatnymi informacjami na temat danej dzielnicy, które mogłyby mieć dla niego znaczenie, gdyby zdecydował się wybrać w dane miejsce. Każdy rozdział kończy niezbędnik, wyjaśniający wiele japońskich pojęć i umożliwiający zrozumienie tej kultury i zorientowanie się w niej, zaś po nim następują miniwywiady z przedstawicielami tokijskiego środowiska. To wszystko zaś okraszone jest kapitalnymi fotografiami oddającymi klimat miasta, ukazującymi jego barwność i heterogeniczność. 

W książce tej odnajdziecie informacje między innymi o królującym także i w Europie kawaii, wprowadzeni zostaniecie w tajniki parzenia różnego rodzaju herbaty, prześledzicie królestwa mody, tajniki pielęgnacji skóry, zakosztujecie w wielu przepisach, przypomnicie sobie zasady japońskiego porządkowania, a także zajrzycie praktycznie do każdej dziedziny życia Tokijczyków. 

Polecam tę publikację każdej osobie żywo zainteresowanej kulturą Wschodu - bardziej jednak tym, których wiedza na jej temat nie jest szczególnie rozległa. Ze względu na oczywiste ograniczenia nie jest to publikacja drobiazgowa - stanowi raczej zarys najważniejszych zagadnień i stanowić może preludium do dalszego zapoznawania się z poruszaną tematyką.

Piękne wydanie i mnogość fotografii zachęca do jej eksplorowania, jeśli zatem będzie mieć okazję - zajrzyjcie jej pod okładkę i poznajcie świat Tokio widziany oczami Polki. Ja jestem bardzo zadowolona z tej książkowej podróży.

sobota, 6 kwietnia 2019

"Lista Lucyfera" - Krzysztof Bochus



Twórczość Krzysztofa Bochusa miałam okazję poznać, czytając Czarny manuskrypt, a później kolejne tomy. Tym bardziej ucieszyła mnie wieść o tym, że autor wraca z zupełnie nową książką.

Lista Lucyfera przenosi czytelnika do Trójmiasta toczonego serią brutalnych zabójstw, wskazujących na obecność seryjnego mordercy. Teoria ta potwierdza się, gdy zabójca postanawia skontaktować się z dziennikarzem Adamem Bergiem, któremu przekazywać ma informacje o kolejnych popełnionych zbrodniach. Liczy na to, że pismak podzieli się swoją wiedzą z opinią publiczną, czyniąc go postacią niezwykle popularną, a przy tym wszystkim budzącą strach. 

Redaktor podejmuje rękawicę, decydując się jednocześnie na współpracę z miejscową policją. Od tej pory rozpoczyna się wyścig - żurnalista wraz z organami ścigania kontra oprawca zdolny do wszystkiego i pracujący według sobie tylko znanego klucza. Nie muszę chyba dodawać, że w tym wszystkim dziennikarz postanawia prowadzić własne śledztwo, ryzykując życie swoje i swoich bliskich. Tym bardziej, że ma do czynienia z przebiegłym wrogiem. 

Ślady pozostawiane na miejscu zbrodni i sposób okaleczania ofiar wiodą w ślad za obrazami Zdzisława Beksińskiego, tak silnie korespondującymi ze śmiercią (patrz: Blind). Czy faktycznie morderca inspiruje się tym twórcą, z jego obrazów tworząc  theatrum mortis? 

Gdy wydaje się, że jesteśmy już krok za zabójcą, intryga zagęszcza się, a rozwiązanie oddala. 

Lista Lucyfera wciąga od pierwszych stronic, nie tylko nie pozwalając książki odłożyć, ale też otwierając czytelnika na kulturę - zmusza wręcz do przypomnienia sobie dzieł Beksińskiego i odnajdywania w nich powiązań z mordercą. Świetnie poprowadzona narracja, od początku do końca trzymająca w napięciu, generująca wyskok adrenaliny i kapitalnie realizująca wszystkie założenia dobrego thrillera. Przy tym wszystkim została zmyślnie połączona z poprzednimi tekstami Bochusa - Abell znany z jego kryminałów retro, to dziadek Berga, którego poznajemy w Liście Lucyfera. 

Książka, którą mam w ręku to kryminał z najwyższej półki, na wskroś współczesny, będący swoistym studium ludzkich słabości i mroku, a przy tym wszystkim zręcznie i inteligentnie wprowadzający wątki historyczne - coś co niezwykle cenię w tym gatunku, bowiem nadaje książce poza walorami rozrywkowymi także te edukacyjne. Warstwa językowa również nie pozostawia niczego do zarzucenia, do tego zresztą autor zdążył nas już przyzwyczaić - znakomicie włada on słowem. 

Kolejna wielka praca Bochusa - polecam serdecznie! Nie sądzę, by ktokolwiek mógł się na tej powieści zawieść - tak naprawdę nie znajduję w niej niczego, do czego można by mieć jakieś uwagi.