niedziela, 30 czerwca 2019

Biblioteczka Montessori. Ptaki Europy



Biblioteczka Montessori. Ptaki Europy to zbiór 105 kart edukacyjnych, które pozwalają na zapoznanie się z najpopularniejszymi ptakami naszego kontynentu. Wydanie to zrealizowane zostało według pomysłu Eve Herrmann ze starannymi ilustracjami Roberty Rocchi. Całość opiera się na zasadzie etykiet (kart edukacyjnych będących niezbędnym materiałem metody pedagogicznej Montessori), które mają pomóc dziecku nie tylko poznać właściwe słownictwo, ale także klasyfikować obiekty i łączyć obraz z nazwą oraz dźwiękiem. Metoda ta może być wykorzystywana nie tylko do nauki, ale także do pracy rewalidacyjnej z dzieckiem z wadami słuchu (co będę testować od września, kiedy to będę mogła potwierdzić Wam skuteczność tej formy pracy). Dzięki aplikacji Nathan live, możecie zeskanować każdy znajdujący się w pudełku obrazek ptaka i posłuchać jego śpiewu - w bazie zgromadzono aż 30 głosów. 

Ptaki europejskie, o których wiedzę pozyskiwać będziecie z kart, podzielono według środowisk, w których żyją (parki, ogrody, tereny wiejskie, polne zagajniki, lasy, młodniki, obszary podmokłe i nadbrzeżne). W opakowaniu poza etykietami znajdziecie także książeczkę, w której omówiono poszczególne ptaki oraz ich tryb życia, a także zeszyt z sylwetkami ptaków, co może być przydatne m.in. podczas nauki ich rysowania. Na tym jednak nie koniec - w wydaniu tym znajdziecie również porady ornitologów, którzy doradzą, jak należy ptaki obserwować oraz jak zbudować dla nich miejsca lęgowe.

Jak widzicie jest to wydanie niemalże kompletne, ujmujące zagadnienie ptaków z wielu różnych perspektyw - uczy nazewnictwa, rozpoznawania, łączenia zwierzęcia z wydawanym głosem, obserwacji, rysowania, a także wielu innych kwestii. 

To świetna rzecz przydatna zarówno w szkole, jak i w domu. Jako że jest to tylko jedna część całej serii, a temat mógł Was nie zainteresować (w co wątpię) z powodzeniem znajdziecie inną interesującą Was kategorię. Uwierzcie, jeśli raz Wy i Wasze dzieci zakosztujecie w tym cyklu, trudno będzie Wam się od niego oderwać:)  To działa jak nałóg i przynosi niesamowite efekty edukacyjne.

Ja jestem pod ogromnym wrażeniem i na pewno nie jest to ostatnia część Biblioteczki Montessori w moim domu, choć cena nie należy do najniższych (99, 99 zł). Myślę jednak, że jakość i korzyści z niej płynące stanowią odpowiednią gratyfikację.

W cyklu zostały wydane również:
Ogród
Astronomia

Ich ceny są różne, w zależności od zawartości pudełka, zawsze jednak oscylują wokół stu złotych.




sobota, 29 czerwca 2019

Współlokatorzy - Beath O'Leary



Współlokatorzy Beath O'Leary to książka jakiej potrzebowałam.

Oto Tiff, nieco szalona redaktorka właśnie (po raz kolejny) rozstała się ze swoim a chłopakiem. Jako że jej praca nie jest specjalnie rentowna, dziewczyna na już potrzebuje taniego mieszkania. Gdy trafia na ofertę Leona, wydaje się ona dla niej stworzona. Mężczyzna potrzebuje gotówki na opłacanie adwokata swego niesłusznie oskarżonego brata, więc wpada na genialny pomysł: postanawia podzielić się swoim mieszkaniem i... łóżkiem z chętną osobą. On ze względu na charakter swej pracy przebywałby w nim w ciągu dnia, zaś zainteresowana osoba nocą i podczas weekendów. Dla Tiff brzmi to wprost idealnie.

Pomysłem bohaterów nie są zachwyceni ich znajomi. Przyjaciele kobiety sądzą, że to jakaś pułapka, zaś dziewczyna Leona niespecjalnie zadowolona jest z tego, że jej mężczyzna ma dzielić łóżko z inną kobietą - chociażby o innych porach. Wygrywają jednak względy praktyczne i już wkrótce Tiff wprowadza się do mężczyzny, którego nigdy nie widziała, mając nadzieję, że nie jest to żaden zboczeniec ani psychopata. Wszelkimi formalnościami zajmuje się zazdrosna Kay. Współlokatorzy porozumiewają się za pomocą karteczek rozlepionych po całym mieszkaniu, które z czasem zaczynają być coraz bardziej poufałe. Bohaterowie gotują dla siebie, dzielą się swoimi rozterkami, doradzają sobie i co krok poznają najtajniejsze sekrety.... Mimo że nigdy się nie spotkali, z każdym dniem stają się sobie bliżsi i dostrzegają, w jakim fałszu żyli dotąd w swoich związkach. 

Współlokatorzy to prawdziwie wakacyjna lektura. Idealnie nada się na wyjazd, popołudnie spędzone na działce czy też w domu bez poczucia, że coś się musi. Lekka, wzruszająca, zabawna i taka... radosna, że nie sposób się od niej oderwać. Głowna bohaterka zaraża swym optymizmem i chęcią życia - jej beztroska, niezważanie na to, co pomyślą inni, gdy zrobi coś, co wydać by się mogło szalone, jest wprost wspaniała. Od początku miałam przeczucie, że to lektura dla mnie (no dobra, nie od samego początku, ale przyciągała mnie jak magnes) i nie zawiodłam się. Spędziłam z nią kilka błogich godzin, które w końcu pozwoliły mi poczuć, że są wakacje.

Wiecie co jest najcudowniejsze? Wciągnęła mnie tak bardzo, że przez parę godzin nawet nie zerknęłam w telefon, co przy moim kompulsywnym odświeżaniu ekranu jest osiągnięciem niebagatelnym.

Jeśli zatem chcecie dać się porwać lekturze lekkiej, rozrywkowej, odprężającej, słonecznej, której głównym przekazem jest niesienie  dobra (mimo że wątek cierpienia jest osią spajającą losy bohaterów) - nie mogliście trafić lepiej. Coś czuję, że będzie to mój hit wakacji i powieść, którą podrzucać będę każdemu, kto tylko potrafi czytać :) Strzeżcie się, znajomi ;)

Wspaniała!

piątek, 28 czerwca 2019

Ćśśś! Mamy plan! / Trochę się zgubiłam / O nie, Dudusiu! - seria książeczek Chrisa Haughtona





Moi Drodzy, dziś przed Wami kolejna cudowna propozycja Wydawnictwa Dwie Siostry, dzieło wyobraźni Chrisa Hauhghtona.

Trzy książeczki w poręcznym, idealnie wpasowującym się w małe rączki dziecka formacieĆśśś! Mamy plan!, Trochę się zgubiłam, O nie, Dudusiu! to pozycje bazujące na obrazie i prostych zdaniach zbudowanych w wielu miejscach na onomatopejach, hiperbolach i powtórzeniach. Dzięki nim dziecko będzie mogło naśladować dźwięki, pokazywać wielkość i... świetnie się bawić.

Trochę się zgubiłam jest opowieścią o małej sówce, która podczas snu wypadła z gniazda i spod bezpiecznych skrzydeł mamy. Odbiwszy się parę razy od ziemi, spotkała na swej drodze pomocną Wiewiórkę, która postanowił wesprzeć ją w poszukiwaniach rodzica. Krok za krokiem przemierzają one las, by odnaleźć postaci odpowiadające opisowi małej i zlęknionej Sówki. Trafiają na niedźwiedzia, zająca, żabę. Czy uda im się wreszcie odnaleźć sowią mamę? 
Śledzenie kolejnych zwierząt posiadających określone cechy pozwoli dziecku na pozyskanie nowych informacji o otaczającym go świecie, a to poza samą rozrywką płynącą z lektury, jest niesamowicie ważne. Sama zaś historia, choć krótka, jest wzruszająca i pełna ciepła [chyba że to ja się starzeję?:)]

Ćśśś! Mamy plan! to historia trzech mężczyzn polujących na ptaka i jednego przebywającego z nimi dziecka, które za nic ma ciszę i skradanie się, bo woli się z barwnym stworzeniem przywitać, machając mu i nawołując je z daleka. Bohaterowie mają jednak plan. Złapią ptaka do siatki, bo tak ustalili. W zupełnej ciszy. Skradają się zatem, rzucają na niego z pułapkami, wspinają na drzewo, płyną w jego kierunku - ten zaś za każdym razem z gracją odlatuje, za nic mając sobie ich zmyślny plan. I zgadnijcie kto w tym zestawieniu najszybciej zaskarbił sobie przychylność ptaka? Quasi-pomysłowa szajka czy też niewinne dziecko urzeczone pięknem stworzenia? :)

O nie, Dudusiu! to najbarwniejsza i najbardziej rzucająca się w oczy z trzech książeczek z serii, bowiem jej żywa, pomarańczowa okładka przyciąga spojrzenia już z daleka. Jej bohaterem jest tytułowy pies zostający sam w domu i obiecujący (według swego pobożnego życzenia), że pod nieobecność właściciela będzie grzeczny. Czymże jednak są obietnice w obliczu tak wielu pokus? Na stole stoi wabiący zapachami tort, po mieszkaniu przechadza się kot, aż proszący się o zabawę, doniczka z ziemią wydaje się domagać przekopania, a Duduś wprost nie potrafi się oprzeć. Jak na jego wątpliwą grzeczność zareaguje właściciel po powrocie do domu? I czy Duduś potrafi być w ogóle grzeczny? Szalenie humorystyczna opowiastka, rozbudzająca ciekawość ciągle powtarzanym zapytaniem Co zrobi Duduś? Niejedno dziecko na pewno niecierpliwie oczekiwać będzie odpowiedzi;) 

Karty książeczek cyklu są matowe, nie wyślizgują się z rąk, a kolorystyka bardzo przyjemna dla oka, choć nieco zaburzająca wyobrażenia o świecie i daleka od realizmu (Wiewiórka jest różowa, niedźwiedź miętowy, pies w odcieniach czerwieni i różu itp.). W niczym to jednak nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - moim zdaniem jest atutem tej serii.


Jak zwykle jestem urzeczona i oczyma wyobraźni już widzę wszystkie dzieci powtarzające za bohaterami bęc, bęc albo pokazujące, że coś jest taaaaaakie duże. Polecam Waszej uwadze - maluchy będą zachwycone.

czwartek, 27 czerwca 2019

Coraz większy mrok - Colleen Hoover




Wczorajszy dzień zupełnie przypadkowo sprzyjał lekturom, w których główni bohaterowie dzielą ze sobą mieszkania i tak po przeczytaniu Współlokatorów, przyszedł czas na najnowszy thriller Colleen Hoover - Coraz większy mrok.

Lowen Ashleigh nie ma dobrego dnia. Gdy wyrusza do pracy staje się świadkiem tragicznego wypadku na przejściu dla pieszych. Z pierwszego szoku ratuje ją przypadkowy mężczyzna, który widział to co ona i próbuje pomóc jej w dojściu do siebie, oddając jej swoją koszulę, by kobieta nie musiała iść do pracy umazana cudzą krwią. 

Szybko okazuje się, że ich spotkanie na przejściu dla pieszych nie będzie ostatnim. Mężczyzna to Jeremy Crawford, mąż znanej i niezwykle popularnej pisarki, która na skutek nieszczęśliwego wypadku nie jest w stanie dokończyć serii swych bestsellerowych thrillerów. Bohater szuka pisarki, która podjęłaby się tego zadania w jej imieniu, oferując jej znaczną sumę pieniędzy. Intratna propozycja zostaje przedstawiona Lowen, pisarce o dużo mniejszym rozgłosie.

Kobieta decyduje się na przyjęcie oferty i wkrótce zaczyna pomieszkiwać w posiadłości Crawfordów, by na miejscu zapoznać się z dokumentacją Verity i jej planami co do ukończenia cyklu. Gdy tylko tam przybywa, czuje, że coś jest mocno nie w porządku. Ma wrażenie, że sparaliżowana Verity jej się przygląda,  a co gorsza... potrafi mówić i się poruszać, choć pielęgniarki i mąż twierdzą co innego. Jej niepokój wzrasta, gdy w stercie dokumentów pisarki odnajduje szkic tekstu, który prawdopodobnie nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego, a który przeraża Lowen, ukazuje bowiem sławną pisarkę jako wyrachowaną morderczynię własnych dzieci i psychopatkę. Każdy kolejny rozdział maszynopisu odkrywa coraz większy mrok... Sama kobieta zaś coraz bardziej zbliża się do spragnionego czułości Jeremy'ego, co napawa ją nie tylko lękiem, ale również wzmożoną ekscytacją. 

Jak skończy się historia tej, która ponoć wcielała się w losy czarnych bohaterów tylko dzięki sile swojej wyobraźni? Co ze znalezionym rękopisem uczyni Lowen i jaki związek z całą tą plątaniną ma Crew, jedyne żyjące dziecko Crawfordów?

Jeśli sądzicie, że jesteście złymi matkami albo znacie jakieś złe matki - uwierzcie mi, że po lekturze tej książki możecie zmienić zdanie.

Hoover kreśli losy bohaterów, którzy nie tylko tworzą thrillery, ale też sami stają się ich uczestnikami, tak jakby fikcja wymieszana została z rzeczywistością, pozostawiając za sobą krwawy i brutalny ślad. Czy wszystko co dzieje się w domu Crawfordów to prawda, czy też może Lowen niesiona jest wybujałą fantazją? O tym musicie przekonać się sami, jednak ci z Was, którzy znają prozę Hoover, pewnie domyślają się, że gdzieś na horyzoncie rysuje się twist fabularny, wywracający akcję do góry nogami i ukazujący wszystko w zupełnie innym świetle.

Jeżeli zatem szukacie książki na jedno popołudnie, w której akcja pędzi, a życie bohaterów przypomina prawdziwy thriller - łapcie za Coraz większy mrok i dajcie się wciągnąć w tę zadziwiającą historię, miejscami mrożącą krew w żyłach historię.



wtorek, 25 czerwca 2019

Mózg ćwiczy - Kaja Nordengen



Mózg ćwiczy to kolejna po Mózg rządzi książka spod pióra Kai Nordengen obejmująca zagadnienia związane z funkcjonowaniem mózgu. Tym razem autorka skupiła się przede wszystkim na tym, jak usprawniać obszary działalności tego narządu poprzez konkretne ćwiczenia.

Książka ta jest uzupełnieniem poprzedniej, swoistym zeszytem ćwiczeń do wykonania, aby aktywizować nasz mózg, wytrenować go, podobnie jak każdy inny mięsień. Dzięki codziennym treningom będziemy tworzyć nowe połączenia między komórkami, które poprawią naszą pamięć, będą chroniły przed demencją, a także sprawią, że staniemy się mądrzejsi. Zadania podejmowane każdego dnia, uczenie się nowych rzeczy, drobne i niepochłaniające wiele czasu zagadki, wykonywanie tych samych czynności w inny sposób, przełamywanie nawyków, stawianie wyzwań, pisanie lewą ręką jeśli jesteśmy praworęczni i prawą, gdy jesteśmy leworęczni - to właśnie takie na pozór drobne rzeczy ćwiczą nasz mózg. Chcesz być zdrowy i bystry przez długi czas? Trenuj!

Nordengen za sprawą tej książki oddaje w ręce czytelnika trzydziestodniowy program treningowy, który nie sprawi, że nasza sylwetka się wysmukli i zniknie oponka na brzuchu, lecz uczyni z nas ludzi mądrzejszych, bardziej skoncentrowanych, łatwiej wykonujących pewne czynności, z doskonałą pamięcią. 

W świecie, który wszystko robi za nas - zapamiętuje numery telefonów, rozkłady jazdy, listę zakupów i szereg innych drobiazgów, które jeszcze kilkanaście lat temu trenowały mózgi naszych rodziców, a może i nasze - niezwykle ważne jest, by nie poddawać się tym trendom i szukać możliwości aktywizowania uśpionych obszarów mózgu i tworzenia w nim nowych połączeń.

Nie ukrywam, że najatrakcyjniejsze okazały się dla mnie ćwiczenia językowe, a do matematyczno-logicznych podeszłam mniej chętnie, ale czymże byłoby życie bez podejmowania wyzwań, szczególnie tych niekomfortowych?:)

Polecam - idealna na wakacje, by nie dać się zaleniwieniu i pod pozorem rozrywki wytrenować mózg jak nigdy. Wasze komórki nerwowe będą Wam bardzo wdzięczne, a kto wie? Może posiądziecie pry okazji jakieś nowe umiejętności?


poniedziałek, 24 czerwca 2019

Dom Jętki - James Hazel



Dom Jętki to prozatorski debiut Jamesa Hazela, autora (rzekomo) porównywanego do wyjadacza gatunku, Jeffery'ego Deavera.

Gdyby kryminał ów został mi podany bez wzmianki o tożsamości autora, nie sądzę, bym spostrzegła się, że jest to tekst nowicjusza. Napisany z wielką dbałością o każdy szczegół, zręcznie lawirujący między poszczególnymi wątkami z teraźniejszości i przeszłości, a przy tym wciągający od pierwszych stron - taki właśnie jest thriller, którego lektura stanowi niewątpliwą przyjemność.

Książka pomyślana została jako zapis intrygi uknutej w czasach II wojny i przekazywanej z pokolenia na pokolenie, niczym mroczne i oczyszczające dziedzictwo, aż po dziś dzień, oczywiście w sposób szalenie poufny i niemalże nie do wykrycia.

Oto odnalezione zostaje ciało brutalnie okaleczonego mężczyzny. Ślady wskazują na to, że został on otruty, a podany mu zmodyfikowany i niezidentyfikowany środek przynosił tak wielkie cierpienie, że denat sam się kiereszował, byle tylko przyspieszyć nieuchronną śmierć.  To odkrycie kieruje myśli policji w stronę nazistów, którzy podczas wojny eksperymentowali na ludziach, stosując podobne metody.

Mniej więcej w tym samym czasie ktoś grozi głównemu bohaterowi powieści, a chwilę później umiera, wbity na pal. Dobrze sytuowana rodzina żąda od byłego policjanta, by zajął się sprawą morderstwa, bowiem w kieszeni ich syna odnaleziono jego wizytówkę. Charlie Priest jeszcze nie wie,  że wplątał się w szalenie niebezpieczną historię, na której końcu czai się śmierć. Jego zleceniodawcami są bowiem właściciele firmy farmaceutycznej, zaś sprawa zaczyna się dziwnie zbiegać z niedawno odkrytym zabójstwem dokonanym z użyciem trucizny... 

W książce tej dzieje się bardzo dużo, a Priest nie ma taryfy ulgowej. Cierpiący na rozszczep osobowości prawnik robi wszystko, by odkryć sprawcę zabójstwa i połączyć rozsypaną układankę w całość. Motywem, który przewija się podczas całego jego śledztwa są jętki, wskazujące odpowiedni kierunek. Tak jakby ktoś chciał, by bohater go odnalazł... 


Dom Jętki to książka, przy której bardzo dobrze się bawiłam. Powieść ta stanowiła świetną odskocznię od ostatnich gatunków, po które sięgałam, zapewniając mi rozrywkę na naprawdę przyzwoitym poziome. Mimo że początek był zdecydowanie bardziej emocjonujący niż sam finał - polecam tę lekturę na Wasze wakacyjne wyjazdy. Idealnie nada się na czas odpoczynku (oczywiście dla tych, których krew, eksperymenty na ludziach i całe spektrum związanych z tym "widoków" nie przerazi), bo napisana jest tak sprawnie, że przez tekst po prostu się płynie, w napięciu oczekując rozwiązania. Nie jest to oczywiście historia, do której będziecie wracać, ale przecież nie takich oczekujemy na letni urlop, prawda? 

niedziela, 23 czerwca 2019

Hela Foka. Historie na fali - Renata Kijowska



Nie od dziś wiadomo, że morski ekosystem nie ma się najlepiej. Tony plastiku wyrzucane rokrocznie do morza, zanieczyszczenia spuszczane do rzek, które następnie je zasilają, zabijanie fok i wiele innych działań sprawiają, że Bałtyk staje się siedliskiem brudu i umieralnią dla wielu zwierząt. Mieszkańcy morza wplątują się w plastikowe pułapki, nie mogąc znaleźć drogi ucieczki lub co gorsza zjadają fragmenty plastiku - wówczas albo umierają, albo przeżywają, a ów plastik zjadamy w następnej kolejności my. Jak temu zapobiec? Jakim głosem mówić, by wybrzmieć i dotrzeć do tych, dla których jeden śmieć i jedna torebka, to "nic takiego"?

Renata Kijowska po raz kolejny oddaje głos samym zwierzętom, których historia ma nas uwrażliwić na ich potrzeby i na konieczność chronienia środowiska naturalnego. 

Poznajcie Helę. Młoda foczka po czasie spędzonym w fokarium pod czujnym okiem rodziców i swoich ludzkich opiekunów, po raz pierwszy wypływa na wolność. Wyrusza w beskresne morze, odkrywając czekające ją niespodzianki - zarówno te miłe, jak i te, których wolałaby uniknąć. Na swej drodze spotyka niesamowite postaci - kur diabeł swym zachowaniem okazuje się przeczyć niezbyt przychylnej nazwie, zabłąkany morświn dostaje się pod pieczę równie pogubionej wielorybicy, zaś mewy jawią się jako sprzymierzeńcy wszelkich przedsięwzięć. Wydawać by się mogło, że taki świat to bajka, jednak wśród niesamowitej przyrody i bogactwa Bałtyku kryją się rzeczy, które do niego nie przynależą i zaburzają jego ekosystem - foliowe reklamówki, butelki, kapsle, opony, rurki i wiele innych przedmiotów. Są niebezpieczne. 

Historia Heli i jej przyjaciół próbujących uratować Bałtyk, przeplatana jest informacjami na różnorakie tematy powiązane z morzem - dotyczą one kolejnych gatunków zwierząt, ich zachowań, zagrożeń, wynalazków służących do połowów i innych.

Książka ta jest nie tylko świetnie rozpisaną historią, ale także wołaniem o pomoc i apelem przyrodniczym - po jej lekturze czytelnik inaczej będzie patrzył na wszystko to, co dzieje się wokół niego i zdecydowanie świadomiej będzie wybierał przedmioty codziennego użytku - zwłaszcza te, które można wymienić na papierowe. 

Jeśli leży Wam na sercu przyszłość naszego morza i zamieszkujących je zwierząt, jeśli chcielibyście w przyszłości mieć możliwość kąpania się w czystym Bałtyku, a nie przyglądania się zanieczyszczonej brei pozbawionej jakiegokolwiek życia - czytajcie, interesujcie się, działajcie. Nawet projekty na małą skalę mają sens, jeśli tylko służą uświadamianiu i trosce o środowisko - małe kroki, prowadzą do wielkich czynów.


Hela Foka. Historie na fali to potrzebna i ważna książka, uczulająca na potrzeby nie tylko fok, ale także innych morskich stworzeń. Gorąco polecam Waszej lekturze - czytajcie dzieciom, czytajcie z dziećmi, ofiarowujcie w prezencie. Losy Bałtyku leżą w naszych rękach.


sobota, 22 czerwca 2019

Zawód położna. Zapiski z dyżurów - Leah Hazard



Książki podejmujące tematy medyczne mają się ostatnio bardzo dobrze i nic nie wskazuje na to, by trend ten miał się prędko skończyć. Byli patolodzy, ginekolodzy, chirurdzy, czas na położne.

Leah Hazard postanowiła opisać swe doświadczenia związane z pracą zawodową, którą podjęła jako matka dwójki dzieci. Jej praca na oddziale położniczym przebiegała różnie, zaś jej początki wcale nie były najłatwiejsze. Wysyłana do porodów różnego rodzaju - pierwszych, kolejnych, skomplikowanych, naturalnych, do matek cierpliwych, znużonych, wyczerpanych i agresywnych. 

Widziała chyba wszystko - od ciężarnych nastolatek, przez okaleczone uchodźczynie, aż do kobiet będących ofiarami handlu ludźmi. Każdej z nich, bez względu na poziom swojego zmęczenia i nie bacząc na to, którą godzinę bez jedzenia spędzała właśnie na oddziale, starała się okazać całe swoje serce, cierpliwość, spokój, opanowanie i życzliwość. Mimo że wyczerpanie co rusz dawało o sobie znać, Hazard była niestrudzona i biegając od pokoju, do pokoju, od ciężarnej do ciężarnej, każdej z nich próbowała ulżyć i pomóc jej przejść przez bolesne, ale ostatecznie cudowne doświadczenie porodu. Przyjmowała na świat dzieci zdrowe, chore, a nierzadko także martwe. Jej profesjonalizm musiał być widoczny na każdym kroku, mimo że czasami miała ona ochotę krzyczeć.

Czytając zapiski Hazard, czytelnik zżyma się na to, jak mało środków i personelu mają oddziały położnicze, jak bardzo się ich nie docenia, w jakich warunkach często muszą przebywać przyszłe mamy. Brak pieniędzy widoczny jest niemalże wszędzie, co niestety rzutuje na jakość pracy personelu - przemęczone, niewyspane, głodne, nierzadko wyczerpane psychicznie położne bardzo szybko wypalają się i często odchodzą z zawodu, nie widząc w nim dla siebie przyszłości.  

Pierwsze rozdziały nieco mnie przeraziły - ze względu na moją ogromną wyobraźnię i empatię w momencie zaczęłam odczuwać wszelkie dolegliwości opisywane przez Hazard i na wieki odechciało mi się posiadania jakichkolwiek dzieci. Po mocnych wrażeniach pierwszych stron, ochłonęłam i już z większym spokojem brnęłam dalej, uświadamiając sobie po raz kolejny, jak wielkim cudem jest ludzka (kobieca) zdolność do znoszenia bólu. Czytając o kolejnych paniach pojawiających się na oddziale położniczym, dziwiłam się, jak położne są w stanie poradzić sobie z taką różnorodnością, jak potrafią nie pokazywać na swej twarzy targających nimi emocji i przekonująco pocieszać oraz podtrzymywać na duchu rodzące, mimo że sytuacja nie rysuje się w dobrych barwach. 

Po lekturze tej książki wiem jedno - położnym należy się ogromny szacunek, a samym oddziałom winny przysługiwać spore nakłady finansowe: dla dobra personelu, rodzących oraz dzieci. Dla wspólnego dobra i przyszłości, bez względu na kraj. Mimo że Hazard nie opisuje polskiej rzeczywistości i skupia się przede wszystkim na trudnych sytuacjach i przypadkach, myślę, że wiele elementów jej opowieści można spokojnie przenieść na nasze rodzime realia.

Polecam



piątek, 21 czerwca 2019

Raban! O Kościele nie z tej ziemi - Mirosław Wlekły



Polski Kościół nie ma się ostatnio najłatwiej, a za sprawą filmu Tomasza Sekielskiego Nie mów nikomu, dobrej prasy zdecydowanie mu brakuje. Nawet ludzie głęboko wierzący stają przed wieloma dylematami moralnymi, wypytywani są przez mniej praktykujących o swój stosunek do ostatnich doniesień i często mierzyć muszą się z kryzysami - niekoniecznie wiary, ale z pewnością zaufania do Kościoła jako instytucji. Problemy przed jakimi staje Kościół w Polsce, to nie jedyne trudności z jakimi mierzy się on na całym świecie.

Są jednak miejsca na świecie, gdzie siła wiary i chęć bycia we wspólnocie jest tak ogromna, że ludzie robią wszystko, by mimo słabej dostępności księży, krzewić wiarę i razem się modlić, działając dla dobra drugiego. W wielu przypadkach tworzą taki Kościół, jaki nam, Polakom, nie pomieściłby się w głowie. Z kobietami na czele, z księżmi posiadającymi żony i rodziny, z nabożeństwami zrzeszającymi w jednej świątyni chrześcijan i muzułmanów, z mszami otwartymi na wszystkich, szczególnie tych z kręgu LGBT. Mirosław Wlekły dotarł do Kościoła, który nikogo nie wyklucza, który tak jak Chrystus dwa tysiące lat temu, pochyla się nad tymi, których inni odrzucają. Kościół będący miejscem spotkania i tworzenia bliskości, przestrzeni bezpiecznej, skupionej na modlitwie i wspólnym dobru, miejscem, które nad wyznanie i życiowe wybory przekłada bycie razem i bliskość.  Miłość nad orientację seksualną, wiarę nad strach, zaufanie nad przemoc i terroryzm. Kościół szerzący pokój, diametralnie różny od tego, co widzimy obecnie wokół siebie. Nieprawdopodobnie odmienny, a jednak tak silnie zakorzeniony w Chrystusie. To Kościół, który za papieżem Franciszkiem wstaje z kanapy i robi raban. Nawet jeśli wielu ludziom jest to nie w smak.

Wlekły przemierza niemalże cały świat, by odnaleźć tych, który w swym Bożym szaleństwie szerzą naukę Jezusa. Wędruje do Argentyny, przez Brazylię, Birmę, USA, Kamerun, Belgię, Czechy, aż na Dominikanę, Haiti i do Libanu. Jego reportaż nikogo nie ocenia, nie podpowiada, co czytelnik ma sądzić, lecz prezentuje fakty w sposób tak sugestywny, że nie sposób, by ktokolwiek po lekturze tej książki nie miał w głowie kłębowiska myśli. Jest jednocześnie książka ta swoistym świadectwem kondycji ludzkiej i duchowej formy świata - prezentuje środowiska ubogie, europejskie siedlisko terroryzmu, pokazuje przemiany zachodzące w świecie, także w środowisku naturalnym. Jest zatem nie tylko doskonałym reportażem o kondycji Kościoła w świecie, ale także dowodem  zachodzących przemian. To takie chrześcijaństwo zza kulis, pokazanie tego, co dzieje się tam, gdzie mało kto zagląda. 

Książka ta otwiera oczy na wiele spraw, uświadamia skąd biorą się islamofobia czy homofobia, zmusza do weryfikacji swoich poglądów i zastanowienia się nad swoim stosunkiem do drugiego człowieka. Miejscami bardzo bolesna, bo godząca czytelnika w jego czułe punkty i wytykająca mu brak wrażliwości, a także rodząca wyrzuty sumienia - choć nigdy nie wprost. Niezwykły tekst, który w wielu miejscach należy czytać między wierszami, by jak najwięcej z niego zaczerpnąć. Nie ma tu gotowych rozwiązań, są za to pytania, z których główne brzmi: czy Polska będzie kiedyś gotowa na TAKI Kościół?

Odpowiedzi czytelnik musi udzielić sobie sam.

Gorąco polecam. Kapitalny, wysokiej próby zbiór reportaży. 


poniedziałek, 10 czerwca 2019

Pieszo i beztrosko. O sztuce spacerowania - Bonnie Smith Whitehouse



Wydawać by się mogło, że spacerowanie to czynność tak naturalna, że tworzenie książki jej poświęconej jest zbyteczne. Jak się jednak okazuje, we współczesnym świecie miejsca na spacer i kontakt z naturą jest coraz mniej. Korzystamy z samochodów i komunikacji miejskiej, nawet najkrótsze trasy przemierzając, jadąc. Nie ma w nas naturalnej potrzeby pieszego wędrowania, bowiem jak wszystko - tak podróż - chcemy odbyć jak najszybciej się da.

Czy gdyby teraz ktokolwiek zapytał Was ile drzew mijacie po drodze do pracy albo jakiego koloru kwiaty rosną przy osiedlowym sklepie, to umielibyście odpowiedzieć? Pędzimy tak bardzo, że nie zauważamy rzeczy mijanych co dnia. Nie przyglądamy się, nie zachwycamy, nie dajemy sobie czasu na chwilę oddechu i namysłu. Czy tak właśnie chcemy żyć?

Bonnie Smith Whitehouse widząc w jakim kierunku zmierzamy, postanowiła stworzyć wyjątkową książkę - ni to przewodnik, ni pamiętnik spacerów, pomagających nie tylko zachwycić się światem, ale przede wszystkim zatrzymać, pomedytować i odnaleźć wewnętrzny spokój. Bez ropraszaczy, bez telefonów, za to w wygodnych butach i z ołówkiem lub długopisem w ręku, którymi wykonywać będziemy kolejne zadania. 

Autorka zachęca do podjęcia wyzwania, które ma nas zrelaksować, dodać energii, wyciszyć i wyzwolić naszą kreatywność. Treść książki ujęta została w sześciu rozdziałach, uporządkowanych tematycznie. Są wśród nich: świadomość miejsca, dobre samopoczucie, uwaga, poznawanie świata, zaangażowanie, transcendencja. Przeplatane są one inspirującymi słowami słynnych filozofów, pisarzy i in. Ich myśli mają zachęcać do działania i przypominać o tym, co naprawdę się liczy, zaś wykonywanie kolejnych zadań ma nas przybliżyć do samych siebie, zapewniając sporą dozę autorefleksji.  Poręczny format umożliwia zabranie dziennika w dowolne miejsce, by w ciszy i na łonie natury móc oddawać się zbawiennemu wpływowi spacerowania.

Choć początkowo miałam mieszane uczucia i po pierwszych kilku stronach wydawało mi się, że największą zaletą książki jest jej obłędnie piękne wydanie, to bardzo szybko przekonałam się, że nie mam racji. Realizacja kolejnych wyzwań pokazuje, jak bardzo jako ludzie jesteśmy pogubieni i zdominowani przez nieistotne przekazy, jak wiele czasu marnujemy na "superważne" sprawy, niemające tak naprawdę żadnego sensu. Ta książka pozwala dostrzec fałsz i obłudę świata skontrastowane z prawdą płynącą z natury.

Pozornie proste zadania i wielość miejsc na własne notatki sprawiają, że czytelnik z łatwością odda się rozważaniom. Jest jednak pewna pułapka - książkę koniecznie musicie czytać z dala od urządzeń cyfrowych, bo inaczej wszystko na nic. Wystarczy jedno rozproszenie, jedno zerknięcie w ekran telefonu i już nie docenicie prostoty i mądrości płynącej z tej publikacji.

Moi Państwo, pora na detoks i zadbanie o siebie. Ołówki w dłoń i do dzieła - idźcie na spacer. Pieszo i beztrosko - zobaczycie, jakie to piękne i potrzebne. 


_____________

Jeśli macie ochotę, książkę kupicie teraz w promocyjnej cenie 19 zł - klik. 

niedziela, 9 czerwca 2019

Do końca świata - Tomasz Maruszewski


Oto Jerzy, dojrzały mężczyzna znajduje się na skraju depresji. Od tygodni nie wychodzi z łóżka, co martwi jego syna, Jana, Niespodziewanie, niejako z dnia na dzień, bohater wstaje i zaczyna żyć. Wydawałoby się, że normalnie, jednak prędko okazuje się, że rozmawia on z żoną. Żoną, która odeszła od niego do jego przyjaciela, a którą on w myślach uśmiercił, by lepiej poradzić sobie z własnymi emocjami. Dialogi prowadzone z projekcją nieobecnej postaci, a także gesty wykonywane w jej kierunku publicznie, zaczęły budzić powszechne zainteresowanie, zaś jego syna (podpuszczanego przez rzeczonego przyjaciela i jego potomka) coraz częściej poczynają trapić myśli o konieczności ubezwłasnowolnienia ojca, by ten nie zaprzepaścił całego dorobku firmy. To bowiem praca nad pewnym ściśle tajnym projektem sprawiła, że Jerzy całkowicie zatracił się w obowiązkach, zaniedbując spragnioną bliskości żonę. Gdyby teraz utracił to, dla czego poświęcił swą rodzinę, nie pozostałoby mu nic. Mimo propozycji Tadeusza (rzeczonego przyjaciela) nie chce on wejść z nim współkę, nie zważając na sensowność jego argumentacji i dobro firmy.  Niechęć ta poniesie za sobą wielkie konsekwencje.

Tak pokrótce można by streścić fabułę, którą czytelnik poznaje stopniowo, początkowo jedynie domyślając się, co przydarzyło się w życiu głównych bohaterów oraz jak skomplikowane i napięte są ich relacje.


Mimo niewielkich gabarytów książka niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny. Zachowania bohaterów są zaś tak niejednoznaczne i trudne do osądzenia, że po odłożeniu książki czytelnik sam do końca nie wie, co o nich, jak i o całej powieści sądzić. Niby rozumie pewne mechanizmy (albo chociaż się stara), a jednak do samego końca pozostawiają one wrażenie, że coś tu jest nie tak, że wykreowane postaci są jakby nierzeczywiste, że to się przecież nie mogło wydarzyć (choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że mogło). Wyczuwam tu pewną hiperbolizację, wyjaskrawienie nie tyle pewnych cech, ile zachowań, niejako rozpaczliwych, dramatycznych, widowiskowych wręcz, zbierających publiczność. Gdzieś w tyle głowy rodzi się zaś pytanie czy to autentyczność, czy też może doskonale rozegrany fałsz.

Tak powieść, jak bohaterowie są dla mnie niejednoznaczni w ocenie. Zakończyłam lekturę z ambiwalentnymi uczuciami - wiele ustępów skłoniło mnie bowiem do namysłu - nad istotą miłości, człowieczeństwa, relacji, jednak nie do końca jestem pewna czy polubiłam bohaterów ani nawet czy książka ostatecznie mi się podobała, czy nie. Zdecydowanie tym, co wpływa na taki osąd jest jej refleksyjność - to wnioski płynące z lektury, towarzyszące nam myśli i to jak zostały one sprawnie pobudzone stanowi o wartości tej historii. Odnoszę wrażenie, że fabuła jest jedynie pretekstem do zadumy o charakterze ponadczasowym i uniwersalnym. Ważną rolę odgrywa tu również język, bowiem w wielu miejscach to właśnie na nim skupiamy uwagę. Bohaterami niefiguratywnymi są zaś bez wątpienia miłość oraz strata, odczytywane na wielu poziomach.

Autor stawia pytania o to, czy człowiek jest w stanie pogodzić się z utratą kogoś bliskiego, czy można kochać dwie osoby jednocześnie, czy wówczas jest w ogóle możliwe szczęście? I wreszcie - czy można jednocześnie być i nie być (z kimś). Wiele z tych pytań zadanych jest en passant, między wierszami. 

Nie jest to tytuł dla każdego. Początkowe rozdziały nie pozwalają się w powieści zatracić, całość dość długo się rozwija, pozostawia wiele niepewności, co czytelnikowi niecierpliwemu na pewno nie pomoże, a wręcz może go zniechęcić. Polecam zatem tym, którzy lubią czytelnicze wyzwania, cenią ciekawe debiuty i gotowi są na opowieść refleksyjną, ale też niełatwą. Te właśnie cechy posiada bowiem Do końca świata Tomasza Maruszewskiego.