Szesnastoletnia Finn wyrusza wraz z rodziną i przyjaciółką w krótką podróż. Po drodze zabierają jeszcze samotnie idącego chłopaka, któremu zepsuł się samochód - Kyle'a - i ruszają przed siebie. Nie wiedzą, że nie będzie im dane dotrzeć na miejsce.
Gdy na drogę wskakuje im jeleń, kierujący pojazdem ojciec odruchowo odbija, by go nie potrącić. Samochód zatrzymuje się na barierkach, lecz nie wytrzymują one ciężaru i w jednej chwili pojazd spada z ośnieżonej drogi, staczając się po zboczu góry. Finn umiera na miejscu, zostaje jednak zawieszona między światami, by obserwować jak jej najbliżsi zaczynają walkę o przetrwanie - ranni (niektórzy bardzo ciężko), głodni, przemarznięci i świadomi, że nikt ich długo nie odnajdzie. Zbliżała się noc, zaczynała się śnieżyca, a zasięgu nie było. W tej sytuacji każdy z bohaterów poddany został najcięższej próbie w swoim życiu - próbie człowieczeństwa.
Decyzje podejmowane pod wpływem emocji, zimna i strachu prześladować miały uczestników wypadku jeszcze bardzo długo. Niektóre z nich były heroiczne, inne podszyte ogromnym lękiem i rozpaczą. Każda osoba walczyć będzie z wyrzutami sumienia, które co rusz odtwarzać będą w ich głowach sceny z tych tragicznych dni.
Ojciec Finn będzie szukał zemsty, jego pozostała przy życiu, choć okaleczona, córka Chloe gromadzić zacznie tabletki, by w odpowiednim momencie je zażyć, Mo - przyjaciółka - jako jedyna dążyć będzie do poznania prawdy i poukładania elementów historii w całość, zaś matka - ta, która ich uratowała - zmagać się będzie z konsekwencjami swoich decyzji. Choć zdołała ich uratować, wiele też straciła. Sąsiedzi zaś - podejrzenia mało poszkodowani i przemarznięci - żyć będą z własną prawdą i świadomością, że pewnych rzeczy nie da się odwrócić, a relacji naprawić.
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Ta myśl Wisławy Szymborskiej tłukła mi się po głowie podczas całej lektury. To, co wydawało się niewzruszone, przyjaźnie trwające latami, uczucia pielęgnowane od zawsze, siła charakteru - to wszystko poddane zostaje próbie w momencie wypadku. I - co nie dziwi - ci, którzy wydawali się silni, okazują się słabi, a ci krusi - zdolni do największych poświęceń.
Nikogo z uczestników wypadku nie chcę oceniać i temu przysłużyła się forma narracji - perspektywa nieżyjącej Finn pozwoliła inaczej spojrzeć na bohaterów dramatu i spróbować zrozumieć ich motywacje, a może raczej - instynkty. Bez tego wiem, bardzo dobrze wiem, kogo i jak bym zaszufladkowała, nie zadając sobie trudu zastanowienia się, dlaczego podjęto takie, a nie inne decyzje.
Poruszająca historia, tym bardziej, że inspirowana wydarzeniem z życia autorki, które właśnie takiego empatycznego spojrzenia kazało jej się nauczyć.
Pięknie oddane relacje, uczucia - nawet te najgłębsze, najbardziej skrywane, tłumione i nieokazywane - a także wspaniale nakreślone charaktery i portrety psychologiczne.
Nie mogłam się oderwać od lektury, choć była ona dla mnie bolesna. Co rusz zastanawiałam się, czy sama umiałabym się wykazać hartem ducha, czy może raczej byłabym tą, która za cenę życia innych, ratowałaby swoje. Nie wiem i nigdy nie chcę się przekonać.
Ogromnie polecam Wam lekturę. Zaparzcie sobie jednak herbatę, bo z kartek wręcz wylewa się przenikliwy mróz.
0 komentarze:
Prześlij komentarz