JUŻ 30 CZERWCA....
- Ale o tobie, John, zawsze myślę jak o swoich oczach, które wyraźnie widzą w ciemności, podczas gdy oczy innych potrafią ujrzeć wyłącznie ciemność. [1]
Rzecz dzieje się w wieku XVI, kiedy to na tronie zasiada Elżbieta I, a jej królestwo toczy brak pieniędzy i spiskujący wokół wrogowie. Królowa więzi Marię, królową Szkotów i tylko czeka, aż któryś z jej wysłanników zażąda jej głowy. W tych niełatwych czasach monarchini stara się otaczać zaufanymi ludźmi, z których najważniejszym zdaje się Francis Walsingham - niegdyś depozytariusz ważnych dokumentów, będących mapą do niesamowicie ważnej cieśniny Anian, mogącej odmienić losy królestwa.- jego wpływów i majętności - teraz zaś, na skutek ich utracenia, postać na cenzurowanym. Bohater, główny tajny szpieg, wysyła Johna Dee - astrologa i uczonego - by ten przechwycił dokumenty i sprowadził je przed oblicze królowej, której - trzeba dodać - jest on najwierniejszym sługą i oczami. W międzyczasie na dworze trwa cicha gra między Elżbietą a Marią, mogąca doprowadzić do zamachu.
Jak na thriller historyczny za mało było tu dla mnie i sensacji, i historii - odnoszę wrażenie, że wiele wątków zostało potraktowanych po macoszemu, pominiętych lub ledwie liźniętych. Jeśli z tym autor nas zostawi - należy traktować to jako zdecydowaną wadę, jeśli jednak to zapowiedź kolejnych tomów - można tłumaczyć owo zasygnalizowanie wątków niedługim ich rozwinięciem w kolejnyc
h publikacjach. Szczerze mówiąc jednak, raczej nie ma ku temu przesłanek.[1] Oczy królowej, Oliver Clements, Poznań 2021, s. 117.
Bogna na dniach wyjechać ma do brata, by spędzić z nim część wakacji. Niestety jej beztroski czas urlopowy zaburzają dwie wiadomości - zaginięcie Karola i jego dziewczyny, a do tego zawał mamy. Dziewczyna z jednej strony chce przy niej zostać, by móc się nią opiekować, z drugiej zaś czuje, że musi wyjechać do Bydgoszczy, by tam na własną rękę szukać brata. Czuje, że jego zaginięcie nie jest przypadkowe. Bohaterka kontaktuje się z miejscowym dziennikarzem i razem rozpoczynają śledztwo, które prowadzi ich przez bezlitosny świat biznesu. Prezes firmy Pobeda Investments, której pracownikiem był Karol zachowuje się co najmniej dziwnie i szybko okazuje się, że za jego sposobem bycia kryje się coś więcej niż tylko biznesowa maska. Dziewczyna wraz z dziennikarzami trafia na trop planów dziwnej maszyny, kroczy śladami tajemniczej historii, której patronują Leonardo da Vinci i Nikola Tesla, a jej droga nie kończy się w Bydgoszczy, lecz prowadzi dalej, do Mediolanu.
Bogna nie wie, że decydując się na poszukiwanie brata i angażując się w rozszyfrowanie enigmatycznych planów narazi się na ogromne niebezpieczeństwo. Jej śledztwo bowiem będzie bardzo niewygodne dla tych, którzy mają wielkie wpływy, a których cechuje bezwzględność i nieugiętość w dążeniu do celu. Tajemnicza historia sięgająca stowarzyszenia Vril nie zna kompromisów - tam gdzie w grę wchodzi wielka władza, żadne pieniądze i ofiary nie mają znaczenia.
Główna bohaterka jest nieustępliwa, zawzięta, ale też bardzo impulsywna w swych działaniach, co powoduje wiele komplikacji. Jest jednak postacią wyróżniającą się determinacją, postacią postawioną w bardzo trudnej życiowej sytuacji, zmuszoną naginać rzeczywistość, by nie narażać schorowanej mamy na dodatkowy stres. Czy w tych okolicznościach uda jej się przejrzeć i udaremnić plany wielkiej firmy, a przy tym odnaleźć brata i wyjść z tego cało? Pomagający jej dziennikarz szybko przejmuje rolę jej opiekuna, dbającego o to, by nie dała się ona wciągnąć w żadną niebezpieczną grę bez uprzedniego informowania go o swoich kolejnych ruchach. Autorowi udało się tak zarysować świat przedstawiony, że czytelnik z miejsca pała sympatią do bohaterów stojących po stronie prawa, a nieufność czy nawet niechęć czuje do ich antagonistów.
Krzysztof Gawkowski stworzył thriller, w którym widać jego sprawny warsztat. To taki rodzimy, lżejszy, nie aż tak rozbudowany w spiski i teorie Dan Brown. Skojarzenie to nasuwa się samo nie tylko za sprawą sięgania przez autora do tajemnic przeszłości i dawnych stowarzyszeń mających wpływ na teraźniejszość, ale także przez postać samego włoskiego mistrza.
Czyta się tę powieść bardzo przyjemnie i lekko, cechy te zaś predestynują tę książkę do miana dobrej lektury na wakacje. I taka właśnie jest - bogata w zagadki, intrygi, wciągająca, a przy tym nieskomplikowana i przystępna. Idealna na urlop.
Kątem oka to publikacja, którą trudno przyporządkować mi do jednego gatunku - jest to bowiem szczególne połączenie literatury pięknej i książki psychologicznej; osobliwa droga myśli mająca momentami charakter pamiętnika, wypełniona retrospekcjami i odniesieniami do tego, co teraz.
Język, którym posługują się bohaterowie nie jest transparentny, mnoży się w nim od pojęć naukowych, zatem podczas lektury nastawić trzeba się na wzmożony wysiłek intelektualny, który zaprocentuje lepszym poznaniem i zrozumieniem samego siebie, a zapewne także osób będących wokół nas.
Narrator jest czujnym obserwatorem rzeczywistości, uważnym rozmówcą, który bardzo drobiazgowo opisuje ludzkie zachowania, mimikę, ruchy twarzy, mikrogesty, mimowolne skurcze oddające emocje i towarzyszące kolejnym wypowiedziom. Obserwuje, jak kto siedział, jak spojrzał, jak drgnęła mu powieka. Obserwuje, bo wie, że każde z tych - często nieuświadomionych zachowań - oddaje prawdziwe myśli, tłumaczy reakcje. Jego rozmowy z kolejnymi postaciami przypominały mi spotkanie z psychoterapeutą - nierzadko osoba skrzywdzona sama musiała szukać odpowiedzi na własne pytania, a ich głośne zwerbalizowanie pomagało jej uświadomić sobie to, co od dawna wiedziała, pokazać jak wielką drogą jest autentyczne wybaczenie.
Kątem oka to swoista droga myśli, strumień świadomości, refleksji, rozważań, prób odpowiedzenia na pytanie czym jest przebaczenie, jakie czynniki muszą zaistnieć, by mogło ono w pełni wybrzmieć, a wszystko to przefiltrowane przez relacje ludzi zranionych w bardzo różny sposób, trwających w wielorakich relacjach.
Autorka docieka tego, czym jest proces wybaczania, czy kierują nim jakieś zasady, jakie błędy można najczęściej popełnić, zaznajamia nas ze swoistą techniką wybaczania, przypomina o konieczności egzekwowania próśb o wybaczenie, złych skutkach kompromisów, a wszystko to en passant, wszak nie jest to poradnik, lecz unikatowa powieść.
Kątem oka to książka dla odbiorcy uważnego, gotowego na pogłębioną refleksję, na aktualizację poglądów, oswajanie się ze śmiercią, wejście w dialog z bohaterami. Sama co rusz łapałam się na tym, że odpowiadałam im w myślach, wchodziłam w dyskusję, miałam wręcz wrażenie, że każda kolejna rozmowa ożywa na moich oczach. To nie lektura na raz - to publikacja, którą co chwila się odkłada, by skonfrontować własne myśli z myślami bohaterów. Zranionej przyjaciółki, syna z przemocowej rodziny obarczonego traumą alkoholizmu, dziecka będącego świadkiem sceny, której widzieć nie powinno.
Autorka pozwala poświęcić nam wiele czasu i myśli zagadnieniu, które zdaje się, traktujemy dziś bardzo instrumentalnie i po macoszemu, rzadko pogłębiając jego istotę, jedynie incydentalnie zastanawiając się, czy naprawdę wybaczyłem, czy o wybaczenie poprosiłem i czy nie poszedłem czasem na kompromis, który jedynie oddala od siebie bliskie osoby, zamiatając problem pod dywan, wciąż wibrując pod skórą jak jątrząca się rana spychana na granice świadomości.
To była dla mnie trudna, ale ważna lektura. Uświadamiająca jak mało we mnie przestrzeni na autentyczne wybaczenie, jak wiele kwestii jeszcze do przepracowania.
Momentami czułam się jak na kozetce, widząc swoje odbicie w postawach i doświadczeniach bohaterów. Mój egzemplarz ciężki jest od kolorowych karteczek znaczących istotne dla mnie fragmenty, zaś najważniejszym rozdziałem, z siedmiu naznaczonymi całą plejadą emocji, był ten ostatni - poświęcony unikalnym warsztatom gromadzącym ludzi z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami i różnymi osobowościami, złączonymi jednym - potrzebą prawdziwego wybaczenia.
Ogromnie polecam tę książkę Waszej uwadze. Jej lektura, a także pogłębiona nad nią refleksja, zdziałają w Waszym życiu dużo dobrego.
Jeśli nie jesteście pewni czy to książka dla Was - kliknijcie tutaj. Zostawiam odnośnik do paru jej fragmentów.
Jojo Moyes, której powieści uwielbiam, które stanowią dla mnie niesamowitą odskocznię od codzienności i gwarancję dobrze spędzonego czasu, moje pewne comfort reading books, porwała mnie tym razem do świata artystycznej bohemy, niezrozumienia dla odmienności, niechęci do tego co nowe i błędów przeszłości, które rezonują na kolejne pokolenia bohaterów.
Moyes prowadzi nas dwoma głównymi torami opowieści - początkowe rozdziały to wydarzenia sięgające przeszłości, stanowiące podstawę tego, o czym czytać będziemy później. Są to czasy młodości Lottie i Celii, czasy ich ogromnej przyjaźni i potajemnych wypadów do Arcadii - wyróżniającej się na tle innych budynków posiadłości w Merham, którą miejscowi nazywali siedliskiem zła, podczas gdy była ona li przestrzenią wolności. Zamieszkiwali ją Frances, Adeline i George - ludzie wyjątkowi, dalecy od konwenansowych zachowań czy wypowiedzi, za nic mający opinię mieszkańców i robiący to, co im w duszy gra. Choć gospodarze byli z nich nie najlepsi, w ich otoczeniu bohaterki czuły się tak swobodnie, jak nigdy wcześniej. Wraz z upływającym czasem Arkadia stała się świadkiem wielu miłości - szczególnie tych nieszczęśliwych i niespełnionych, a na skutek splotu wydarzeń weszła później w posiadanie Lottie.
O tym dowiadujemy się jednak znacznie później, w narracji współczesnej, której najważniejszą postacią jest Daisy - świeżo upieczona i opuszczona przez ojca swojego dziecka mama, która podejmuje się urządzenia wnętrza Arkadii. Jej nowy szef, Jones, planuje otworzyć w tej niezwykłej willi miejsce spotkań i hotel dla ludzi miastowych, a jako że jest on właścicielem głośnego lokalu w Londynie, miejscowym staje się to bardzo nie w smak. Boją się oni, że Merham utraci swą sielskość i spokój, stając się w zamian siedliskiej rozpusty, tak jak - w ich opinii - miało to już miejsce przed laty. Robią zatem wszystko, by pokrzyżować plany Daisy i jej pracownikom. Tymczasem kobieta odkrywa sekrety miejsca, w którym przyszło jej przepracowywać ból złamanego i porzuconego serca, dowiadując się więcej o sobie i innych, niż mogłaby przypuszczać. Arcadia staje się dla niej czymś znacznie więcej niż obiektem do wyremontowania - staje się szkołą i... domem, a przy tym przestrzenią bezpieczeństwa.
Tym co wyróżnią tę wielowątkową powieść, poza niezwykłą atmosferą miejsca akcji, jest przytłaczające poczucie smutku i niespełnienia. Desperacja, żal, tęsknota, a nawet rozpacz ciągną się za większością bohaterów, potęgując wrażenie nieszczęścia atakującego nas ze wszystkich stron. Bardziej niż miłość szczęśliwą, obserwujemy tę niemożliwą, rozgoryczoną, zaś sam tytułowy zakazany owoc również nierozerwalnie wiąże się z owym poczuciem braku spełnienia i może być zarówno metaforą samej Arcadii, jak i rodzących się pod jej dachem uczuć. Bohaterowie zarysowani przez Moyes wyróżniają się na tle dotychczasowych historii - eleganccy mieszkańcy Merham skonsrastowani zostali z barwnymi ptakami, jak lubię myśleć o lokatorach Arcadii, a mimo tej pozornej odległości ich życiowe wybory aż tak bardzo się od siebie nie różniły. Cechą dominującą tej powieści jest nostalgia i wiążąca się z nią pewna niespieszność narracji - nie znajdziecie tu szybkiej akcji czy wielu intryg, choć oczywiście i te się pojawiają. Mam wrażenie, że to bardziej powieść o emocjach i różnych odcieniach miłości, o wyborach i ich konsekwencjach.
Ponad 500 stron bardzo dobrej rozrywki, dającej możliwość spojrzenia na cudze życie z perspektywy minionych lat, szansę na dokonanie oceny i zrozumienie jak brzemienne w skutki może być rezygnowanie z marzeń i własnego szczęścia, by nie ranić innych. Zaczyna się dość leniwie, jednak obiecuje szeroki wachlarz emocji
Polecam serdecznie! Na Instagramie czekają na Was trzy egzemplarze do wzięcia:)
Cukier uzależnia - do tego nie trzeba nikogo przekonywać.
Czy jednak wiecie, jak ogromny wpływ na życie milionów ludzi mogłoby mieć nagłe odcięcie jego źródeł? Czy wyobrażacie sobie świat bez Coca-Coli? Namiastkę tego niektórzy odczuwają po wprowadzeniu podatku cukrowego, który sprawił, że napój ów stał się rodzajem dobra luksusowego.
W podobnej rzeczywistości znaleźli się bohaterowie powieści Pop! Ich światem rządzili dwaj konkurencyjni producenci słodkich napojów - Mac-Tonic i Delixir. Receptura pierwszego była tak pilnie strzeżona, że nikt nie znał jej w całości - dwaj depozytariusze formuły znali tylko po jej połowie - na wypadek, gdyby któremuś z nich przyszło do głowy wykorzystać cenne dane dla własnych korzyści.
Pewnego tragicznego dnia, obaj mężczyźni zginęli w wypadku samolotowym - dwie maszyny, z których każda wiozła jednego z nich - zderzyły się, a słuch po Lyle'u i Lewiem zaginął. Słuch, a wraz z nim tajemna receptura.
Zapasy uzależniającego Mac-Tonica szybko się kończyły, a firma nie potrafiła odtworzyć cennej formuły. Ludzie wpadli w popłoch, najpierw nie dowierzając, później zaś wszczynając zamieszki, by zdobyć ostatnie butelki drogocennego napoju.
Jedną z uzależnionych od słodyczy Mac-Tonica była Quennie - dziewczyna zamieszkująca z mamą i bratem North Nitch - nikomu nieznaną część Kalifornii. Na plaży przed jej domem co dnia pojawiały się kolejne plastikowe opakowania i butelki. Pewnego dnia, dziewczyna postanowiła nieco je uprzątnąć, natrafiając na nietypowe znalezisko - butelkę z umieszczoną w środku kartką. Na niej zaś - jak okazało się po jakimś czasie - spisana została tajemna receptura - obecnie najbardziej pożądana rzecz w całym kraju, warta miliardów dolarów.
Zanim bohaterka zdążyła zastanowić się, co zrobić z tą wiedzą, pod jej domem już byli przedstawiciele firmy, posiadający podsłuchy w każdym budynku. Ich propozycja była hojna, jednak Quennie nie zdążyła podjąć decyzji, gdyż... została porwana. Ktoś, komu równie mocno zależało na tajnej formule, również odkrył kto wszedł w jej posiadanie.
Od tego wydarzenia rozpoczął się cały korowód nieprawdopodobnych wydarzeń, obnażający mechanizmy działania wielkich firm, nieliczących się z niczym i z nikim - poza pieniądzem. Dziewczyna doświadczyła rzeczy, których nigdy by się nie spodziewała, widziała coś, czego nigdy nie zapomni, ale przede wszystkim odbyła szaloną podróż inicjacyjną, podczas której przemieniła się w pewną siebie, zdolną do wielkiego ryzyka i poświęcenia nastolatkę. Do niedawna uzależnioną od Mac-Tonica, teraz zaś widzącą, jak wielkiej manipulacji została poddana.
Choć książka ta dedykowana jest młodzieży, doskonale będą się przy niej bawić także dorośli czytelnicy, bowiem zarówno przygoda, jak i wątki polityczno-ekonomiczne stanowią mocną oś całości.
Wielka Pacyficzna Plama Śmieci globalne ocieplenie martwe strefy.
To katastrofy, które dzieją się dziś - plastik zalewający nas ze wszystkich stron, wpływający na wymieranie gatunków, zaburzający równowagę biologiczną, epidemia otyłości czy chorób wywołanych nadmiarem cukru. Choć wszyscy mają tego świadomość, wielkie koncerny za nic mają sobie zmiany - wciąż najważniejsza pozostaje pogoń za zyskiem, bez patrzenia na dalekosiężne skutki dzisiejszej działalności.
Bardzo polecam Waszej uwadze tę książkę - poza świetnym wątkiem przygodowym, jej wartością naddaną jest wymiar edukacyjny - zwracanie uwagi na problemy ochrony środowiska, pogoni za pieniądzem i mechanizmy rządzące wielkimi korporacjami. Za przykład pozostawiam Wam jedną z wypowiedzi bohaterów, którą - jak sądzę - z powodzeniem można by włożyć w usta niejednego prezesa tej czy tamtej firmy
Żadne działanie nie jest zbyt lekkomyślne i żaden projekt nie jest za ambitny dla wszechświata, nawet jeśli stara, dobra Matka Ziemia miałaby się ugotować przy tej okazji.
Mam wielką przyjemność obejmować tę publikcję patronatem medialnym - jeśli zatem macie ochotę na lekturę, zapraszam na Instagram gdzie do wygrania będą jeszcze pachnące egzemplarze:)
Nie jest to może Dan Brown ani Ken Follet, fanom twórczości których jest ona polecana (umówmy się - odstaje chociażby gabarytowo), stanowi jednak lekturę relaksową, urlopową wręcz - taką na działkę, na hamak, na plażę czy na ciepłe wieczory spędzone na balkonie (tę ostatnią opcję, ze względu na znaczącą rolę gwiazd w powieści, polecam najmocniej).